niedziela, 9 marca 2014

3. Troskliwy ojciec

Zgodnie z tym, co powiedział Jacek, Marysia i jej rzeczy przyjechały do mieszkania Lasków kwadrans po jedenastej. Oczywiście wszystko odbyło się szybko, jedynie pożegnanie ojca z córką trwało dobre piętnaście minut. Dziewczynka trzymała się go kurczowo, drobnymi nóżkami oplatając jego klatkę piersiową. Twarz schowała na jego ramieniu i cicho chlipała. Amelia widząc ten piękny obrazek niemal się wzruszyła. Niemal, ponieważ ojcem Marysi był Jacek, bucowaty jak nigdy. Tego dnia zachowywał się znacznie gorzej, niż dnia poprzedniego, więc dziewczyna starała się go unikać i całą konfrontację zostawić mamie, która postanowiła zostać w domu na czas wizyty Krzyżanowskich. Alicja, która także z nimi przyjechała, zachowywała się lepiej, niż jej syn, lecz widać było, że wszystko, co mówiła i robiła, czyniła to z dystansem, bez cienia uśmiechu na ustach.
Alicja Krzyżanowska zawsze była piękną kobietą, zadbaną, szczupłą, jednak przebyty zawał zrobił swoje. Teraz wyglądała na znacznie straszą. Blada twarz, nieułożone włosy, a także wychudzone ciało dodało jej dziesięć lat. Amelia bardzo lubiła tę kobietę, bo zawsze odnosiła się do niej przyjaźnie, czasami nawet odnosiła wrażenie, że traktowała ją jak córkę, której nigdy nie miała.
Kiedy Krzyżanowscy w końcu wyszli, zostawiając zapłakaną Marysię w salonie Lasków, Amelia odetchnęła w końcu z ulgą. Obecność Jacka przytłoczyła ją i źle się przy nim czuła. Niemniej jednak zapłakana dziewczynka była czymś, co sprawiło, że pożałowała, iż się zgodziła, aby zaopiekować się siostrzenicą. Jej szloch był po prostu rozdzierający.
Obie kobiety starały się ją uspokoić, wytłumaczyć dlaczego tatuś ją zostawił z nimi. Jacek nie ukrywał, że robi to dość niechętnie. Nie tylko dlatego, że nie chciał rozstawać się z córką, którą niewątpliwie kochał, ale dlatego, że Marysia musiała przez dwa tygodnie mieszkać właśnie z nimi. Świadomość tego zabolała Amelię. Nie byli rodziną amoralną, wręcz przeciwnie, starali się, aby wszyscy szanowali ich, choć Karolina wystawiła dobre imię rodzinę na drwiny.
W końcu dziewczynka uspokoiła się na tyle, aby zjeść razem z Amelią i jej mamą lody. Każda dostała inne i po chwili Marysia musiała skosztować wszystkich, aby wydać ostateczny werdykt: jej lody były najlepsze!

***
Droga do Warszawy była długa i męcząca, lecz gdy w końcu dojechał na miejsce natychmiast pojechali do hotelu, w którym wcześniej zarezerwował pokoje. Polonia Palace było doskonałym miejscem na odpoczynek, ponieważ ten piękny, siedmiopiętrowy hotel oferował ekskluzywne, klimatyzowane pokoje. Jacek zażyczył sobie pokój z jak najlepszym dostępem do wi-fi, ponieważ wziął ze sobą służbowego laptopa i miał zamiar pracować, aby nie myśleć o chorej mamie i Marysi, którą zostawił w Mielcu. Dostał to, czego pragnął. Pokój był duży, jasny i ładnie umeblowany. Okno wykuszowe wychodziło akurat na Pałac Kultury i Nauki.
Wsunął dłonie do kieszeni spodni i zapatrzył się na zielone korony drzew odcinające się od szarych budynków. Na dole dostrzegł ruchliwą ulicę, mnóstwo ludzi i samochodów. Dźwiękoszczelne okna skutecznie zagłuszały okropny hałas wielkiego miasta. Mielec taki nie był. Owszem, codziennie jeździły samochody, lecz nie było całodobowego życia. Mielec był niedużym miastem, więc tak wielka Warszawa zrobiła na nim wrażenie. Nawet na nim.
Usłyszał pukanie do drzwi. Odwrócił się od okna.
- Proszę – powiedział, a do pokoju wszedł mężczyzna w garniturze.
- Dzień dobry – przywitał się cicho. Jacek dostrzegł, że za mężczyzną stoi kobieta w uniformie. Miała na sobie szarą ołówkową spódnicę, białą bluzkę z krótkimi bufiastymi rękawkami i szarą kamizelkę zapinaną na złote guziki. Włosy upięła w ciasny kok, a pomalowane usta ciemną szminką wyginały się w uśmiechu. Była atrakcyjna, lecz nie mieściła się w jego pojęciu piękna. Była wysoka i kanciasta, przypominała mu Karolinę. Niestety. - Z racji tego, że dokonał pan rezerwacji poprzez naszą stronę internetową hotel oferuje drinka powitalnego. Pokusiłem się oczywiście o osobisty wybór alkoholu. Mam nadzieję, że będzie panu smakowało – powiedział mężczyzna. Na plakietce przyczepionej do średniej kieszeni garnituru widniało imię i nazwisko mężczyzny: Grzegorz Zięba. Doskonała dykcja, niemal służalczy ton i łagodne spojrzenie powiedziało Jackowi, że Grzegorz był czymś w rodzaju kamerdynera.
- Dziękuję w takim razie za alkohol, chętnie skosztuję – mruknął, błądząc myślami daleko. - Czy mogę mieć prośbę do pana? - zapytał, nagle przypominając sobie, że jego mama również pewnie zostanie tak „uhonorowana”.
- Ależ oczywiście.
- W pokoju obok znajduje się moja mama. Przyjechaliśmy do Warszawy na leczenie. Czy mógłbym prosić o to, aby nie podawano jej alkoholu i zadbano o jej potrzeby? Chciałbym, aby hotel spełnił jej najdrobniejszą zachciankę, na mój koszt rzecz jasna.
- Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. Proszę dać znać w razie potrzeby. Telefon leży na stoliku pod oknem. Numer do recepcji to sto jedenaście.
- Dziękuję.
Mężczyzna życzył mu jeszcze miłego dnia, a także wyraził nadzieję, że jego mama szybko powróci do zdrowia. Jacek oczywiście po raz kolejny podziękował mężczyźnie i odetchnął z ulgą, gdy w końcu on i jego koleżanka podobna do Karoliny wyszli.
Położył się na łóżku i potarł oczy palcami. Czuł zmęczenie kilkugodzinną jazdą, więc wstał, rozpakował się szybko i poszedł do łazienki, aby wziąć prysznic.

***

Tydzień po przyjeździe Marysi, Amelia musiała przyznać, że dziewczynka jest nie tylko bystra, ale bardzo ciekawska i rozbrykana. Podejrzewała, że ojciec, którego uwielbiała bezgranicznie i wpatrzona była w niego, niczym w święty obrazek, nie pozwalał jej na zbyt wiele szaleństw. Obie spędzały długie popołudnia na spacerach i szaleństwa wokół Pałacyku Oborskich, ponieważ Marysia ukochała to miejsce swym małym serduszkiem tak mocno, iż potrafiła godzinami przyglądać się wystawie zdjęć, jakie znajdowały się w salach przeznaczonych dla odwiedzających.
Właśnie brykała po trawniku, choć Amelia starała się, aby zarządca pałacyku nie dostrzegł tego, bo znów dostaną burę, gdy rozdzwonił się telefon. Amelia po dzwonku rozpoznała, że dzwoni Jacek. Poczuła, że drżą jej ręce, a w gardle coś ją ściska. Jednak odebrała telefon, mając nadzieję, że nie zrobi z siebie idiotki.
- H-halo? - wydukała do słuchawki i przymknęła powieki, czując, że robi z siebie totalną kretynkę.
- Dzień dobry, Amelio. Co u mojej córki? - Przygryzła wargę, gdy w słuchawce rozległ się jego chropowaty, drażniący zmysły głos. Musiała jednak pamiętać, że Jacek był dupkiem, niezależnie od tego, jak przystojny był i w jaki sposób na nią działał. Pamiętając o tym, wzięła dwa głębokie wdechy i spojrzała na biegającą dziewczynkę, która nagle zatrzymała się i kucnęła, aby przyjrzeć się czemuś na ziemi.
- Wszystko w porządku, Jacku. Jesteśmy właśnie u Oborskich. Mała pokochała to miejsce. Czemu wcześniej jej tutaj nie zabrałeś? - zapytała z wyrzutem. Marysia podniosła głowę i spojrzała w jej kierunku, po czym wstała i pomachała jej, śmiejąc się przy tym głośno. Ależ była radosna!
- Nie mam czasu, pracuję – odpowiedział to takim tonem, jakby tłumaczył najprostszą rzecz, a ona jej nie rozumiała. Westchnęła z irytacją.
- Ile godzin dziennie?
- Wystarczająco dużo, aby nie mieć dla niej czasu. Czy to jakieś przesłuchanie? To moja sprawa, nie powinno cię to interesować! - odwarknął w końcu. Amelia zacisnęła usta, obiecała sobie, że nie będzie się denerwować. Ostatecznie ten człowiek nie był tego wart.
- Jak mam się nie interesować, kiedy Marysia przybiega do mnie w nocy zapłakana i pyta, kiedy wróci tatuś i czy już jej nie kocha. No, zastanów się! - krzyknęła w końcu i spojrzała na dziewczynkę, która przyglądała jej się zaciekawiona. W końcu podeszła do niej i stanęła obok. Złapała ją za rękę i spojrzała głęboko w oczy.
- Jest obok ciebie? - zapytał tylko jakby wyczuwając obecność córki, całkiem ignorując jej wybuch. Amelia zazgrzytała zębami.
- Oszaleję przez ciebie – powiedziała tylko, a potem zwróciła się do Marysi. - Kochanie, to tatuś. - Oddała jej telefon i odeszła kawałek, aby usiąść na ławce. Zarzuciła ręce na oparcie i odchyliła głowę do tyłu. Usłyszała kroki Marysi i jej słowa:
- Ciocia Amelka jest kochana. Tatusiu, uwielbiam ją! - powiedziała i popatrzyła na nią, uśmiechając się przy tym wesoło. Przyjrzała się uważnie sześciolatce, która słuchała z uwagą słów Jacka. - Jestem grzeczna – powiedziała nieśmiało, jakby bała się do tego przyznać. Marysia była rozbrykana, ale nie tak jak inne dzieciaki w jej wieku. Cechowała ją rozwaga i skupienie, zawsze zastanawiała się nad tym, co chciała zrobić lub powiedzieć. Amelia jej zazdrościła. Sześciolatce! Ona sama wielokrotnie powiedziała coś głupiego lub działała pod wpływem impulsu. Miała dwadzieścia dwa lata, lecz nadal nie potrafiła w wielu stresujących sytuacjach zachować zdrowy rozsądek. Natomiast ta mała była zdecydowanie rozsądniejsza i Amelia miała wrażenie, że nigdy się nie bała, choć nie wyglądała przecież na zbyt odważną. Czuła się głupio trochę zazdroszcząc sześciolatce powagi, lecz kochała małą i cieszyła się, że nie jest rozpieszczona i nieznośna.

***

Przebywając od tygodnia w Warszawie Jacek czuł się uwięziony w tym dużym mieście, które prócz licznych muzeów, kin czy nawet znanych Złotych Tarasów nie miało nic innego. Wszędzie było to samo. Nie znosił czegoś takiego. Uwielbiał podróże, zwiedzanie starych ruin zamków, stare parki i lasy. Natomiast takie miasto jak Warszawa sprawiło, że czuł się osaczony. Już sam Mielec wydawał mu się pułapką, lecz ze względu na Marysię musiał w nim żyć. Jego matka obecnie przebywała w klinice, a lekarze robili wszystko, aby podratować zdrowie jego matki. Często ją odwiedzał, ale wielokrotnie wychodził po godzinie. Nadal była zmęczona i potrzebowała mnóstwo odpoczynku. On sam dużo pracował, kontaktował się z asystentką, która póki co, załatwiała za niego mniejsze sprawy i obsługiwała mniejszych klientów. Więksi byli kierowani do filii w Rzeszowie, którą zarządzał Tomek Jachowski. Mężczyźni znali się od tak dawna, więc Jacek ufał mu do tego stopnia i powierzał mu połowę większych projektów.
Obecnie siedział bezczynnie na łóżku i przeglądał zdjęcia Marysi. Na każdym uśmiechała się do obiektywu, na innym miała zmarszczone brwi podobnie jak Karolina. O dziwo, czasami pamiętał kobietę, która okazała się wyrachowaną suką. Póki nie oznajmiła mu, że nie będzie zajmowała się dzieckiem, sądził, że podobnie jak on, zmieni swoje zachowanie, ale pomylił się. Okazała się być wyrafinowana i próżna. Znał Lasków i wiedział, że ta rodzina była dobra. Przecież jej młodsza siostra tak ciągle była chwalona przez jego matkę.
Amelia. Zatrzymał się myślami przy tej dziewczynie. Nie wiedział ją od bardzo dawna i dlatego był taki zaskoczony, gdy w drzwiach ujrzał szczupłą dziewczynę z falującymi jasnymi włosami. Miała duże, niebieskie oczy i drobną twarz z ładnie zarysowanym podbródkiem. Tak bardzo się zmieniła. Wyładniała, musiał to przyznać. Zawsze widział ją jako okrągłą szesnastolatkę totalnie w nim zadurzoną. Lubił ją, bo była taka... miła. Jej oczy czasami jednak wprawiały go w lekki niepokój. Miała badawczy wzrok, wciąż obserwowała, patrzyła, przyglądała się i analizowała. Zawsze była obserwatorem i nie przypominał sobie, aby wyrażała głośno swoich opinii. Była nieśmiała, lecz ich ostatnie spotkanie utwierdziło go w przekonaniu, że Amelia zmieniła się nie tylko fizycznie, ale jej charakter stał się wyraźniejszy, jej temperament ognisty. I nienawidziła go. Całkiem słusznie, nie zabiegał ani o jej sympatię, ani nawet o miłość, którą kiedyś go obdarzyła. Musiał jednak zmienić swoje nastawienie, ponieważ mimo wszystko Amelia była ciocią Marysi, a Krystyna i Bronisław dziadkami. Krótka rozmowa z dziewczyną nieco go otrzeźwiła, ale nadal nie zmienił do nich stosunku i sądził, że długo tego nie zrobi. Nie ważne, że Karolina była tu główną i jedyną winowajczynią. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, skoro zrobiła to, co zrobiła, a także wiele innych rzeczy.

***

- Masz ochotę na kino? - zapytała Marysię, która siedziała obok niej pod niewielką parasolką na balkonie. Jej ojciec specjalnie postarał się o niewielki stoliczek z krzesełkami i parasolką. Ich balkon nie był wielki, lecz pomieścił taki zestaw ogrodowy dla dziecka. Amelia leżała na leżaku i opalała się, czytając. Córka Jacka jadła lody i malowała. Ostatnio miała manię na rysowanie cioci. Z tego powodu dziewczyna czuła się naprawdę głupio i niezbyt dobrze, zwłaszcza, że mała obiecała przykleić malowidła na lodówce w ich mieszkaniu, gdy tatuś wróci. Naprawdę nie chciała gościć u Krzyżanowskiego na dziwach lodówki. Już sobie wyobrażała jego niezadowoloną minę, gdy będzie sięgał po mleko lub po wędlinę na śniadanie. Zapewne ochota na jedzenie przejdzie mu w sekundzie. No i dobrze, pomyślała mściwie Amelia i uśmiechnęła się złośliwie. Jak dla niej może nabawić się niestrawności żołądka. Mimo wszystko wciąż jednak pamiętała to, co do niego czuła, gdy pierwszy raz od wielu lat pojawił się u nich. Pożądanie. Nadal miewała momenty, w których czuła podniecenie, choć próbowała je zwalczyć jakimiś okropnymi scenami, jak Jacek na przykład prosto w twarz mówi jej, że nigdy nie będzie tak piękna i szczupła jak Karolina. Katowała się takimi myślami, ponieważ dzięki temu łatwiej jej było znieść myśl, że Jacek nigdy nie odwzajemni jej uczuć. Skończ idiotko marzyć, warknęła w myślach, czując bezradność. Nadal szukała miłości, lecz póki co, oprócz seksu niczego nie znalazła. Seksu, prychnęła w duchu rozgoryczona. Jej pierwszy raz był tragedią, a dwa kolejne jeszcze większą. Może dlatego, że do partnerów nie czuła nic więcej, prócz sympatii? Albo po prostu była beznadziejną kochanką i nie potrafiła wykrzesać z siebie odrobiny entuzjazmu.
Marysia przerwała jej ponure rozważania głośnym okrzykiem zadowolenia.
- Na co idziemy? - zapytała uradowana sześciolatka.
- Auta 2. Widziałaś pierwszą część?
- Aha, oglądałam z tatusiem.
Amelia przygryzła wargę, aby nie powiedzieć czegoś głupiego na temat jej aroganckiego ojca, lecz powstrzymała się, ponieważ dziewczynka była zbyt oddana ojcu. Według dziewczynki Krzyżanowski był ideałem.
Nie miał dla niej wiele czasu, lecz jednak znajdował go na tyle, by oglądać z dziewczynką filmy. Dowiedziała się również, że Marysia jeździła konno.

Cały dzień spędziły leniąc się na balkonie, lecz około szesnastej był seans, więc zebrały się i przed piętnastą wyszły z mieszkania. Postanowiły, że wcześniej wpadną na pizzę do restauracji, którą Amelia lubiła.
W końcu zasiadły w fotelach i z niecierpliwością oczekiwały filmu. Amelia wyciszyła telefon, aby nikt im nie przeszkodził w seansie. Marysia zafascynowana oglądała bajkę, podjadając popcorn i siorbiąc picie z papierowego kubka, lecz Amelia w ogóle nie zwracała na to, co się wokół niej dzieje. Myślami błądziła daleko... Dotarła aż do Warszawy i Jacka. Prychnęła jednak i ocknęła się z zamyślenia. W końcu, nie mogła myśleć o nim cały dzień, skoro nawet go nie lubiła. To było z jej strony głupie, zakrawało na masochizm.
Kiedy film dobiegł końca, wyszły z kina i udały się w stronę domu. Spacerowały trochę, posiedziały nawet przy fontannie i zjadły lody. Marysia plotła wesoło o kucyku, którego obiecał jej tatuś, gdy skończy osiem lat, o piesku, którego dostanie na siódme urodziny. Jacek ją kochał i rozpieszczał, lecz dziewczynka zachowywała się bardzo dorośle i nie była rozpuszczona jak na przykład dzieci jej kuzynki.
- Babciu! Babciu! Byłyśmy z Melką na takim fajnym filmie! - krzyknęła Marysia wpadając do mieszkania. Podbiegła do babci i wpadła w jej ramiona.
- Naprawdę? I o czym to było? - zapytała jasnowłosa kobieta i spojrzała na Marysię. W jej wzroku widać było jak bardzo kocha wnuczkę, której nie widziała od czterech lat, choć co roku posyłała jej prezenty na urodziny.
- O takich gadających samochodach. I był tam taki czerwony i on lubił się strasznie ścigać. Był też Złomek i on miał takie wielkie zęby. Myślę, że potrzebował dentysty – mruknęła w zamyśleniu Marysia. Krystyna powstrzymała się, aby się nie roześmiać, Amelia nie miała takich skrupułów. Parsknęła radosnym śmiechem i kręcąc głową poszła do pokoju. Ta mała miewała naprawdę komiczne pomysły!
Rzuciła torbę na łóżko i wygrzebała z niej telefon. U niej sprawdzała się teoria, że gdy ma wyciszony telefon nagle okazuje się, że wszyscy coś od niej chcą. Przeraziła się jednak ilością nieodebranych połączeń. Było ich trzydzieści. Kiedy wyświetliły się szczegóły jej strach wzrósł. Dzwonił Jacek. Jeśli do niego zadzwoni może spodziewać się ostrej reprymendy, ale jeśli nie zadzwoni może być jeszcze gorzej. Przygryzła wargę i westchnęła rozdrażniona. Jezu, czemu nie mógł się kontaktować z jej mamą? Byłoby wszystkim łatwiej. Jej byłoby łatwiej, ponieważ nadal nie mogła rozdzielić uczuć, jakie żywiła do tego mężczyzny.
Pół godziny później nadal zastanawiała się, co zrobić. Miała nadzieję, że kąpiel jej pomoże rozwiązać problem. Niestety, wcale tak nie było. Czas, który przeleżała w wannie wykorzystała na rozpamiętywania sytuacji sprzed sześciu lat, gdy wtedy Jacek był inny, a ona sama darzyła go szczenięcym uczuciem, które graniczyło z głupotą. Naprawdę sama się zastanawiała, jak mogła być tak naiwna. Cieszyła jednak, że Krzyżanowski nie miał o niczym pojęcia. Łatwiej jej było przełknąć to idiotyczne zauroczenie. Dobrze, ale co czuła teraz? Niewątpliwie nie było to zauroczenie nastolatki, jednak na pewno nie było to też nienawiścią, choć momentami miała wrażenie, że to właśnie czuła do tego palanta. Jednak jej fizyczna reakcja mówiła sama za siebie. Co z tego jednak? Mogła go sobie pragnąć, ale ona na pewno jej nie chciał. Ledwie mógł na nią patrzeć. I nagle znów zrobiło jej się smutno z tego powodu. Dlaczego? Przecież on nawet na to nie zasługiwał!
Wyszła z wanny i wytarła się do sucha. Założyła na siebie piżamę, ponieważ nigdzie już nie wychodziła. Poszła do kuchni po coś do picia. Kolacji już nie jadła, uznała, że dziś przeholowała, pizza była zbyt dużym posiłkiem, a ona musiała dbać o figurę.
Pacnęła na łóżko i sięgnęła po laptopa. Obiecała sobie, że dziś wieczorem nadrobi zaległe odcinki jej ulubionego serialu, więc miała nadzieję, że nikt dziś nie będzie jej przeszkadzał. I jak się okazało, jej życzenie nie zostało spełnione. Telefon odezwał się głośno. Amelia zerknęła na wyświetlacz i poczuła, że oblewa ją fala gorąca oraz strachu. Jacek. Dzwonił Jacek. Wiedziała, że Krzyżanowski będzie wściekły, bo nie odbierała jego telefonów.
- Halo? - zapytała drżącym głosem.
- Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? - warknął Jacek.
- Ja też się cieszę, że cię słyszę – odpowiedziała w podobnym tonie, a potem ze złośliwą satysfakcją odpowiedziała, poprawiając swoją wypowiedź: - Chociaż nie, wcale się nie cieszę. Po co tak do mnie wydzwaniasz?
- Jeszcze się głupio pytasz? - zapytał. Amelia uśmiechnęła się z satysfakcją, czując w jego głosie nerwową nutkę. Powoli wyprowadzała go z równowagi. Panna Lasek nawet nie miała pojęcia, jak daleki Jacek był od tego. Już od dawna nauczył się panować nad swoimi emocjami i ich sprzeczka nawet nie naruszyła jego stalowe nerwy. - Jest Marysia obok ciebie?
- Nie. W kuchni, je kolację – bąknęła jedynie, gdy jego głos stał się łagodny. Zmieszana jego zmianą nie wiedziała, czy teraz powinna traktować go jakoś inaczej. W końcu, był ojcem, który martwił się o Marysię. Nie mogła mu tego zabronić. Ale czy zawsze musiał być na nią zły?
- Rozumiem... Co dziś robiłyście? - zapytał po chwili milczenia, a Amelia znów musiała powstrzymać to dziwne uczucie, które budziło się w niej za każdym razem, gdy przemawiał w tak łagodny sposób. Wtedy miała wrażenie, że całe jej ciało drży od tego wibrującego głosu. Właśnie dlatego otrząsnęła się i zjeżyła, nadając głosowi ostre brzmienie.
- Nie możesz po prostu zadzwonić do mojej mamy? Przestań już do mnie wydzwaniać! - krzyknęła zła i rozłączyła się, a potem szybko wyłączyła telefon. Nie miała ochoty rozmawiać z Jackiem, nie odbierze już od niego żadnego telefonu.
Dlaczego po prostu nie mogła go nienawidzić? Tak, jak on ją?

3 komentarze:

  1. Nie ma to jak zazdroszczenie sześciolatce rozwagi :D
    Ogólnie podobał mi się rozdział, najbardziej koniec. Nie ma to jak opieprzyć gościa za wydzwanianie, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej córce. Ale to już potrafi jak widać tylko Amelia.
    Nie mam pojęcia, co jeszcze napisać, oprócz tego, że czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Melka, ale świetnie brzmi! <3 Trochę nie rozumiem Amelii. Ale z drugiej strony ją rozumiem xD Jaki nieogar żmentalny, już wyjaśniam :)
    Dla mnie zrozumiałe jest, że Jacek kontaktuje się z Amelią, szczególnie że Marysia sama powiedziała, że uwielbia ciocię. Tak jakby oczywiste jest, że będzie mała będzie chciała przybywać z nią jak najwięcej, nawet jeśli byłyby to wspólne chwile na balkonie. Dlatego Jacek automatycznie kontaktuje się z osobą, która spędza z jego córką dużo czasu i poświęca sporo uwagi. Po drugie, hm, wiesz, wydaje mi się, że Jackowi łatwiej komunikować się z Melką niż dziadkami Marysi. Dystans (taki "duchowy") pomiędzy nimi jest mniejszy i myślę, że jakoś łatwiej jest się dogadać... tak swobodnie?
    Właśnie tutaj w tym miejscu zaczynam rozumieć Amelię. Bo Jacek nie musi silić się na kurtuazję i, powiedzmy, jest sobą. To się nie podoba Amelii, bo Jacek jest tak naprawdę gburem. Przystojnym gburem. Pociągającym gburem. Gburem, do którego uciekają wszystkie jej myśli. Ale ona wcale nie chce o tym myśleć. Niech ona przestanie o nim myśleć! xD Rozumiesz, co mam na myśli? ;> Że Melka sama się nakręca na Jacka. Niby nic, a jednak bardzo wiele i to ją doprowadza do szału, który przekłada się na ich relacje. Dlatego też ich rozmowy zaczynają przypominać pyskówki, a nie rozmowę dorosłych ludzi, którym zależy na dziecku.

    Chcę dalej ; _ ;
    Pozdrawiam! <3 <3 <3

    PS Przeczytałam Zamkową do końca, niedługo postaram się sklecić jakiś komentarz ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem tak: Jacek to jednak debil, Skrzywdzony debil! No, bo ja rozumiem, że zostawił córkę po opieką nieznajomych dla dziewczynki, ale to rodzina, Mógłby na moment oprzytomnieć, że mała jest szczęśliwa. Kurdę, a on sam siebie gnębi i wszystko niszczy. Coś czuję, że między nim a Amelką będzie bardzo uparta relacja. :D

    OdpowiedzUsuń

SPAM DO ODPOWIEDNIEJ ZAKŁADKI, BO ZNAJDĘ I POĆWIARTUJĘ!

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Terrible Crash, Tumblr, Lea Michele.