Zgodnie
z tym, co powiedział Jacek, Marysia i jej rzeczy przyjechały do
mieszkania Lasków kwadrans po jedenastej. Oczywiście wszystko
odbyło się szybko, jedynie pożegnanie ojca z córką trwało
dobre piętnaście minut. Dziewczynka trzymała się go kurczowo,
drobnymi nóżkami oplatając jego klatkę piersiową. Twarz
schowała na jego ramieniu i cicho chlipała. Amelia widząc ten
piękny obrazek niemal się wzruszyła. Niemal, ponieważ ojcem
Marysi był Jacek, bucowaty jak nigdy. Tego dnia zachowywał się
znacznie gorzej, niż dnia poprzedniego, więc dziewczyna starała
się go unikać i całą konfrontację zostawić mamie, która
postanowiła zostać w domu na czas wizyty Krzyżanowskich. Alicja,
która także z nimi przyjechała, zachowywała się lepiej, niż jej syn, lecz widać było, że wszystko, co mówiła
i robiła, czyniła to z dystansem, bez cienia uśmiechu na ustach.
Alicja
Krzyżanowska zawsze była piękną kobietą, zadbaną, szczupłą, jednak przebyty zawał zrobił swoje. Teraz wyglądała na znacznie
straszą. Blada twarz, nieułożone włosy, a także wychudzone ciało
dodało jej dziesięć lat. Amelia bardzo lubiła tę kobietę, bo
zawsze odnosiła się do niej przyjaźnie, czasami nawet odnosiła
wrażenie, że traktowała ją jak córkę, której nigdy
nie miała.
Kiedy
Krzyżanowscy w końcu wyszli, zostawiając zapłakaną Marysię w
salonie Lasków, Amelia odetchnęła w końcu z ulgą. Obecność
Jacka przytłoczyła ją i źle się przy nim czuła. Niemniej jednak
zapłakana dziewczynka była czymś, co sprawiło, że pożałowała,
iż się zgodziła, aby zaopiekować się siostrzenicą. Jej szloch
był po prostu rozdzierający.
Obie
kobiety starały się ją uspokoić, wytłumaczyć dlaczego tatuś ją
zostawił z nimi. Jacek nie ukrywał, że robi to dość niechętnie.
Nie tylko dlatego, że nie chciał rozstawać się z córką,
którą niewątpliwie kochał, ale dlatego, że Marysia musiała
przez dwa tygodnie mieszkać właśnie z nimi. Świadomość tego
zabolała Amelię. Nie byli rodziną amoralną, wręcz przeciwnie,
starali się, aby wszyscy szanowali ich, choć Karolina wystawiła
dobre imię rodzinę na drwiny.
W
końcu dziewczynka uspokoiła się na tyle, aby zjeść razem z
Amelią i jej mamą lody. Każda dostała inne i po chwili Marysia
musiała skosztować wszystkich, aby wydać ostateczny werdykt: jej
lody były najlepsze!
***
Droga
do Warszawy była długa i męcząca, lecz gdy w końcu dojechał na
miejsce natychmiast pojechali do hotelu, w którym wcześniej
zarezerwował pokoje. Polonia Palace było doskonałym miejscem
na odpoczynek, ponieważ ten piękny, siedmiopiętrowy hotel oferował
ekskluzywne, klimatyzowane pokoje. Jacek zażyczył sobie pokój
z jak najlepszym dostępem do wi-fi, ponieważ wziął ze sobą
służbowego laptopa i miał zamiar pracować, aby nie myśleć o
chorej mamie i Marysi, którą zostawił w Mielcu. Dostał to, czego pragnął. Pokój był duży,
jasny i ładnie umeblowany. Okno wykuszowe wychodziło akurat na
Pałac Kultury i Nauki.
Wsunął
dłonie do kieszeni spodni i zapatrzył się na zielone korony drzew
odcinające się od szarych budynków. Na dole dostrzegł
ruchliwą ulicę, mnóstwo ludzi i samochodów.
Dźwiękoszczelne okna skutecznie zagłuszały okropny hałas
wielkiego miasta. Mielec taki nie był. Owszem, codziennie jeździły
samochody, lecz nie było całodobowego życia. Mielec był niedużym
miastem, więc tak wielka Warszawa zrobiła na nim wrażenie. Nawet
na nim.
Usłyszał
pukanie do drzwi. Odwrócił się od okna.
-
Proszę – powiedział, a do pokoju wszedł mężczyzna w
garniturze.
-
Dzień dobry – przywitał się cicho. Jacek dostrzegł, że za
mężczyzną stoi kobieta w uniformie. Miała na sobie szarą
ołówkową spódnicę, białą bluzkę z krótkimi
bufiastymi rękawkami i szarą kamizelkę zapinaną na złote guziki.
Włosy upięła w ciasny kok, a pomalowane usta ciemną szminką
wyginały się w uśmiechu. Była atrakcyjna, lecz nie mieściła się
w jego pojęciu piękna. Była wysoka i kanciasta, przypominała mu
Karolinę. Niestety. - Z racji tego, że dokonał pan rezerwacji
poprzez naszą stronę internetową hotel oferuje drinka powitalnego. Pokusiłem
się oczywiście o osobisty wybór alkoholu. Mam nadzieję, że
będzie panu smakowało – powiedział mężczyzna. Na plakietce
przyczepionej do średniej kieszeni garnituru widniało imię i
nazwisko mężczyzny: Grzegorz Zięba. Doskonała dykcja, niemal
służalczy ton i łagodne spojrzenie powiedziało Jackowi, że
Grzegorz był czymś w rodzaju kamerdynera.
-
Dziękuję w takim razie za alkohol, chętnie skosztuję – mruknął,
błądząc myślami daleko. - Czy mogę mieć prośbę do pana? -
zapytał, nagle przypominając sobie, że jego mama również
pewnie zostanie tak „uhonorowana”.
-
Ależ oczywiście.
-
W pokoju obok znajduje się moja mama. Przyjechaliśmy do Warszawy na
leczenie. Czy mógłbym prosić o to, aby nie podawano jej
alkoholu i zadbano o jej potrzeby? Chciałbym, aby hotel spełnił
jej najdrobniejszą zachciankę, na mój koszt rzecz jasna.
-
Oczywiście. Nie ma najmniejszego problemu. Proszę dać znać w
razie potrzeby. Telefon leży na stoliku pod oknem. Numer do recepcji
to sto jedenaście.
-
Dziękuję.
Mężczyzna
życzył mu jeszcze miłego dnia, a także wyraził nadzieję, że
jego mama szybko powróci do zdrowia. Jacek oczywiście po raz
kolejny podziękował mężczyźnie i odetchnął z ulgą, gdy w
końcu on i jego koleżanka podobna do Karoliny wyszli.
Położył
się na łóżku i potarł oczy palcami. Czuł zmęczenie
kilkugodzinną jazdą, więc wstał, rozpakował się szybko i
poszedł do łazienki, aby wziąć prysznic.
***
Tydzień
po przyjeździe Marysi, Amelia musiała przyznać, że dziewczynka
jest nie tylko bystra, ale bardzo ciekawska i rozbrykana.
Podejrzewała, że ojciec, którego uwielbiała bezgranicznie i
wpatrzona była w niego, niczym w święty obrazek, nie pozwalał jej
na zbyt wiele szaleństw. Obie spędzały długie popołudnia na spacerach i szaleństwa wokół
Pałacyku Oborskich, ponieważ Marysia ukochała to miejsce swym
małym serduszkiem tak mocno, iż potrafiła godzinami przyglądać
się wystawie zdjęć, jakie znajdowały się w salach przeznaczonych
dla odwiedzających.
Właśnie
brykała po trawniku, choć Amelia starała się, aby zarządca
pałacyku nie dostrzegł tego, bo znów dostaną burę, gdy
rozdzwonił się telefon. Amelia po dzwonku rozpoznała, że dzwoni
Jacek. Poczuła, że drżą jej ręce, a w gardle coś ją ściska.
Jednak odebrała telefon, mając nadzieję, że nie zrobi z siebie
idiotki.
-
H-halo? - wydukała do słuchawki i przymknęła powieki, czując, że
robi z siebie totalną kretynkę.
-
Dzień dobry, Amelio. Co u mojej córki? - Przygryzła wargę,
gdy w słuchawce rozległ się jego chropowaty, drażniący zmysły
głos. Musiała jednak pamiętać, że Jacek był dupkiem, niezależnie
od tego, jak przystojny był i w jaki sposób na nią działał.
Pamiętając o tym, wzięła dwa głębokie wdechy i spojrzała na
biegającą dziewczynkę, która nagle zatrzymała się i
kucnęła, aby przyjrzeć się czemuś na ziemi.
-
Wszystko w porządku, Jacku. Jesteśmy właśnie u Oborskich. Mała
pokochała to miejsce. Czemu wcześniej jej tutaj nie zabrałeś? -
zapytała z wyrzutem. Marysia podniosła głowę i spojrzała w jej
kierunku, po czym wstała i pomachała jej, śmiejąc się przy tym
głośno. Ależ była radosna!
-
Nie mam czasu, pracuję – odpowiedział to takim tonem, jakby
tłumaczył najprostszą rzecz, a ona jej nie rozumiała. Westchnęła
z irytacją.
-
Ile godzin dziennie?
-
Wystarczająco dużo, aby nie mieć dla niej czasu. Czy to jakieś
przesłuchanie? To moja sprawa, nie powinno cię to interesować! -
odwarknął w końcu. Amelia zacisnęła usta, obiecała sobie, że
nie będzie się denerwować. Ostatecznie ten człowiek nie był tego
wart.
-
Jak mam się nie interesować, kiedy Marysia przybiega do mnie w nocy
zapłakana i pyta, kiedy wróci tatuś i czy już jej nie
kocha. No, zastanów się! - krzyknęła w końcu i spojrzała
na dziewczynkę, która przyglądała jej się zaciekawiona. W
końcu podeszła do niej i stanęła obok. Złapała ją za rękę i
spojrzała głęboko w oczy.
-
Jest obok ciebie? - zapytał tylko jakby wyczuwając obecność córki, całkiem ignorując jej wybuch. Amelia
zazgrzytała zębami.
-
Oszaleję przez ciebie – powiedziała tylko, a potem zwróciła
się do Marysi. - Kochanie, to tatuś. - Oddała jej telefon i
odeszła kawałek, aby usiąść na ławce. Zarzuciła ręce na
oparcie i odchyliła głowę do tyłu. Usłyszała kroki Marysi i jej
słowa:
-
Ciocia Amelka jest kochana. Tatusiu, uwielbiam ją! - powiedziała i
popatrzyła na nią, uśmiechając się przy tym wesoło. Przyjrzała się uważnie sześciolatce,
która słuchała z uwagą słów Jacka. - Jestem
grzeczna – powiedziała nieśmiało, jakby bała się do tego
przyznać. Marysia była rozbrykana, ale nie tak jak inne dzieciaki w
jej wieku. Cechowała ją rozwaga i skupienie, zawsze zastanawiała
się nad tym, co chciała zrobić lub powiedzieć. Amelia jej
zazdrościła. Sześciolatce! Ona sama wielokrotnie powiedziała coś
głupiego lub działała pod wpływem impulsu. Miała dwadzieścia
dwa lata, lecz nadal nie potrafiła w wielu stresujących sytuacjach
zachować zdrowy rozsądek. Natomiast ta mała była zdecydowanie
rozsądniejsza i Amelia miała wrażenie, że nigdy się nie bała,
choć nie wyglądała przecież na zbyt odważną. Czuła się głupio
trochę zazdroszcząc sześciolatce powagi, lecz kochała małą i
cieszyła się, że nie jest rozpieszczona i nieznośna.
***
Przebywając
od tygodnia w Warszawie Jacek czuł się uwięziony w tym dużym
mieście, które prócz licznych muzeów, kin czy
nawet znanych Złotych Tarasów nie miało nic innego. Wszędzie
było to samo. Nie znosił czegoś takiego. Uwielbiał podróże,
zwiedzanie starych ruin zamków, stare parki i lasy. Natomiast
takie miasto jak Warszawa sprawiło, że czuł się osaczony. Już
sam Mielec wydawał mu się pułapką, lecz ze względu na Marysię
musiał w nim żyć. Jego matka obecnie przebywała w klinice, a
lekarze robili wszystko, aby podratować zdrowie jego matki. Często
ją odwiedzał, ale wielokrotnie wychodził po godzinie. Nadal była
zmęczona i potrzebowała mnóstwo odpoczynku. On sam dużo
pracował, kontaktował się z asystentką, która póki
co, załatwiała za niego mniejsze sprawy i obsługiwała mniejszych
klientów. Więksi byli kierowani do filii w Rzeszowie, którą
zarządzał Tomek Jachowski. Mężczyźni znali się od tak dawna,
więc Jacek ufał mu do tego stopnia i powierzał mu połowę
większych projektów.
Obecnie
siedział bezczynnie na łóżku i przeglądał zdjęcia
Marysi. Na każdym uśmiechała się do obiektywu, na innym miała
zmarszczone brwi podobnie jak Karolina. O dziwo, czasami pamiętał
kobietę, która okazała się wyrachowaną suką. Póki
nie oznajmiła mu, że nie będzie zajmowała się dzieckiem, sądził,
że podobnie jak on, zmieni swoje zachowanie, ale pomylił się.
Okazała się być wyrafinowana i próżna. Znał Lasków
i wiedział, że ta rodzina była dobra. Przecież jej młodsza
siostra tak ciągle była chwalona przez jego matkę.
Amelia.
Zatrzymał się myślami przy tej dziewczynie. Nie wiedział ją od
bardzo dawna i dlatego był taki zaskoczony, gdy w drzwiach ujrzał szczupłą dziewczynę z falującymi jasnymi włosami. Miała
duże, niebieskie oczy i drobną twarz z ładnie zarysowanym
podbródkiem. Tak bardzo się zmieniła. Wyładniała, musiał to przyznać. Zawsze widział ją jako okrągłą szesnastolatkę totalnie w nim
zadurzoną. Lubił ją, bo była taka... miła. Jej oczy czasami
jednak wprawiały go w lekki niepokój. Miała badawczy
wzrok, wciąż obserwowała, patrzyła, przyglądała się i
analizowała. Zawsze była obserwatorem i nie przypominał sobie, aby
wyrażała głośno swoich opinii. Była nieśmiała, lecz ich
ostatnie spotkanie utwierdziło go w przekonaniu, że Amelia zmieniła
się nie tylko fizycznie, ale jej charakter stał się wyraźniejszy,
jej temperament ognisty. I nienawidziła go. Całkiem słusznie, nie
zabiegał ani o jej sympatię, ani nawet o miłość, którą
kiedyś go obdarzyła. Musiał jednak zmienić swoje nastawienie,
ponieważ mimo wszystko Amelia była ciocią Marysi, a Krystyna i
Bronisław dziadkami. Krótka rozmowa z dziewczyną nieco go
otrzeźwiła, ale nadal nie zmienił do nich stosunku i sądził, że
długo tego nie zrobi. Nie ważne, że Karolina była tu główną
i jedyną winowajczynią. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia,
skoro zrobiła to, co zrobiła, a także wiele innych rzeczy.
***
-
Masz ochotę na kino? - zapytała Marysię, która siedziała
obok niej pod niewielką parasolką na balkonie. Jej ojciec
specjalnie postarał się o niewielki stoliczek z krzesełkami i
parasolką. Ich balkon nie był wielki, lecz pomieścił taki zestaw
ogrodowy dla dziecka. Amelia leżała na leżaku i opalała się,
czytając. Córka Jacka jadła lody i malowała. Ostatnio miała
manię na rysowanie cioci. Z tego powodu dziewczyna czuła się
naprawdę głupio i niezbyt dobrze, zwłaszcza, że mała obiecała
przykleić malowidła na lodówce w ich mieszkaniu, gdy tatuś
wróci. Naprawdę nie chciała gościć u Krzyżanowskiego na
dziwach lodówki. Już sobie wyobrażała jego niezadowoloną
minę, gdy będzie sięgał po mleko lub po wędlinę na śniadanie.
Zapewne ochota na jedzenie przejdzie mu w sekundzie. No i dobrze,
pomyślała mściwie Amelia i uśmiechnęła się złośliwie. Jak
dla niej może nabawić się niestrawności żołądka. Mimo wszystko
wciąż jednak pamiętała to, co do niego czuła, gdy pierwszy raz
od wielu lat pojawił się u nich. Pożądanie. Nadal miewała
momenty, w których czuła podniecenie, choć próbowała
je zwalczyć jakimiś okropnymi scenami, jak Jacek na przykład
prosto w twarz mówi jej, że nigdy nie będzie tak piękna i
szczupła jak Karolina. Katowała się takimi myślami, ponieważ
dzięki temu łatwiej jej było znieść myśl, że Jacek nigdy nie
odwzajemni jej uczuć. Skończ idiotko marzyć, warknęła w myślach,
czując bezradność. Nadal szukała miłości, lecz póki co,
oprócz seksu niczego nie znalazła. Seksu, prychnęła w duchu
rozgoryczona. Jej pierwszy raz był tragedią, a dwa kolejne jeszcze
większą. Może dlatego, że do partnerów nie czuła nic
więcej, prócz sympatii? Albo po prostu była beznadziejną
kochanką i nie potrafiła wykrzesać z siebie odrobiny entuzjazmu.
Marysia
przerwała jej ponure rozważania głośnym okrzykiem zadowolenia.
-
Na co idziemy? - zapytała uradowana sześciolatka.
-
Auta 2. Widziałaś pierwszą część?
-
Aha, oglądałam z tatusiem.
Amelia
przygryzła wargę, aby nie powiedzieć czegoś głupiego na temat
jej aroganckiego ojca, lecz powstrzymała się, ponieważ dziewczynka
była zbyt oddana ojcu. Według dziewczynki Krzyżanowski był ideałem.
Nie
miał dla niej wiele czasu, lecz jednak znajdował go na tyle, by
oglądać z dziewczynką filmy. Dowiedziała się również,
że Marysia jeździła konno.
Cały
dzień spędziły leniąc się na balkonie, lecz około szesnastej
był seans, więc zebrały się i przed piętnastą wyszły z
mieszkania. Postanowiły, że wcześniej wpadną na pizzę do
restauracji, którą Amelia lubiła.
W
końcu zasiadły w fotelach i z niecierpliwością oczekiwały filmu.
Amelia wyciszyła telefon, aby nikt im nie przeszkodził w seansie.
Marysia zafascynowana oglądała bajkę, podjadając popcorn i
siorbiąc picie z papierowego kubka, lecz Amelia w ogóle nie
zwracała na to, co się wokół niej dzieje. Myślami błądziła
daleko... Dotarła aż do Warszawy i Jacka. Prychnęła jednak i
ocknęła się z zamyślenia. W końcu, nie mogła myśleć o nim
cały dzień, skoro nawet go nie lubiła. To było z jej strony
głupie, zakrawało na masochizm.
Kiedy
film dobiegł końca, wyszły z kina i udały się w stronę domu.
Spacerowały trochę, posiedziały nawet przy fontannie i zjadły
lody. Marysia plotła wesoło o kucyku, którego obiecał jej
tatuś, gdy skończy osiem lat, o piesku, którego dostanie na
siódme urodziny. Jacek ją kochał i rozpieszczał, lecz
dziewczynka zachowywała się bardzo dorośle i nie była
rozpuszczona jak na przykład dzieci jej kuzynki.
-
Babciu! Babciu! Byłyśmy z Melką na takim fajnym filmie! -
krzyknęła Marysia wpadając do mieszkania. Podbiegła do babci i
wpadła w jej ramiona.
-
Naprawdę? I o czym to było? - zapytała jasnowłosa kobieta i
spojrzała na Marysię. W jej wzroku widać było jak bardzo kocha
wnuczkę, której nie widziała od czterech lat, choć co roku
posyłała jej prezenty na urodziny.
-
O takich gadających samochodach. I był tam taki czerwony i on lubił
się strasznie ścigać. Był też Złomek i on miał takie wielkie
zęby. Myślę, że potrzebował dentysty – mruknęła w zamyśleniu
Marysia. Krystyna powstrzymała się, aby się nie roześmiać,
Amelia nie miała takich skrupułów. Parsknęła radosnym
śmiechem i kręcąc głową poszła do pokoju. Ta mała miewała
naprawdę komiczne pomysły!
Rzuciła
torbę na łóżko i wygrzebała z niej telefon. U niej
sprawdzała się teoria, że gdy ma wyciszony telefon nagle okazuje
się, że wszyscy coś od niej chcą. Przeraziła się jednak ilością
nieodebranych połączeń. Było ich trzydzieści. Kiedy wyświetliły
się szczegóły jej strach wzrósł. Dzwonił Jacek.
Jeśli do niego zadzwoni może spodziewać się ostrej reprymendy,
ale jeśli nie zadzwoni może być jeszcze gorzej. Przygryzła wargę
i westchnęła rozdrażniona. Jezu, czemu nie mógł się
kontaktować z jej mamą? Byłoby wszystkim łatwiej. Jej byłoby
łatwiej, ponieważ nadal nie mogła rozdzielić uczuć, jakie żywiła
do tego mężczyzny.
Pół
godziny później nadal zastanawiała się, co zrobić. Miała
nadzieję, że kąpiel jej pomoże rozwiązać problem. Niestety,
wcale tak nie było. Czas, który przeleżała w wannie
wykorzystała na rozpamiętywania sytuacji sprzed sześciu lat, gdy
wtedy Jacek był inny, a ona sama darzyła go szczenięcym uczuciem,
które graniczyło z głupotą. Naprawdę sama się
zastanawiała, jak mogła być tak naiwna. Cieszyła jednak, że
Krzyżanowski nie miał o niczym pojęcia. Łatwiej jej było
przełknąć to idiotyczne zauroczenie. Dobrze, ale co czuła teraz?
Niewątpliwie nie było to zauroczenie nastolatki, jednak na pewno
nie było to też nienawiścią, choć momentami miała wrażenie, że
to właśnie czuła do tego palanta. Jednak jej fizyczna reakcja
mówiła sama za siebie. Co z tego jednak? Mogła go sobie
pragnąć, ale ona na pewno jej nie chciał. Ledwie mógł na
nią patrzeć. I nagle znów zrobiło jej się smutno z tego
powodu. Dlaczego? Przecież on nawet na to nie zasługiwał!
Wyszła
z wanny i wytarła się do sucha. Założyła na siebie piżamę,
ponieważ nigdzie już nie wychodziła. Poszła do kuchni po coś do picia. Kolacji już nie
jadła, uznała, że dziś przeholowała, pizza była zbyt dużym
posiłkiem, a ona musiała dbać o figurę.
Pacnęła
na łóżko i sięgnęła po laptopa. Obiecała sobie, że dziś
wieczorem nadrobi zaległe odcinki jej ulubionego serialu, więc
miała nadzieję, że nikt dziś nie będzie jej przeszkadzał. I jak
się okazało, jej życzenie nie zostało spełnione. Telefon odezwał
się głośno. Amelia zerknęła na wyświetlacz i poczuła, że
oblewa ją fala gorąca oraz strachu. Jacek. Dzwonił Jacek.
Wiedziała, że Krzyżanowski będzie wściekły, bo nie odbierała
jego telefonów.
-
Halo? - zapytała drżącym głosem.
-
Dlaczego nie odbierasz moich telefonów? - warknął Jacek.
-
Ja też się cieszę, że cię słyszę – odpowiedziała w podobnym
tonie, a potem ze złośliwą satysfakcją odpowiedziała,
poprawiając swoją wypowiedź: - Chociaż nie, wcale się nie
cieszę. Po co tak do mnie wydzwaniasz?
-
Jeszcze się głupio pytasz? - zapytał. Amelia uśmiechnęła się z
satysfakcją, czując w jego głosie nerwową nutkę. Powoli
wyprowadzała go z równowagi. Panna Lasek nawet nie miała
pojęcia, jak daleki Jacek był od tego. Już od dawna nauczył się
panować nad swoimi emocjami i ich sprzeczka nawet nie naruszyła
jego stalowe nerwy. - Jest Marysia obok ciebie?
-
Nie. W kuchni, je kolację – bąknęła jedynie, gdy jego głos
stał się łagodny. Zmieszana jego zmianą nie wiedziała, czy teraz
powinna traktować go jakoś inaczej. W końcu, był ojcem, który
martwił się o Marysię. Nie mogła mu tego zabronić. Ale czy
zawsze musiał być na nią zły?
-
Rozumiem... Co dziś robiłyście? - zapytał po chwili milczenia, a
Amelia znów musiała powstrzymać to dziwne uczucie, które
budziło się w niej za każdym razem, gdy przemawiał w tak łagodny
sposób. Wtedy miała wrażenie, że całe jej ciało drży od
tego wibrującego głosu. Właśnie dlatego otrząsnęła się i zjeżyła, nadając
głosowi ostre brzmienie.
-
Nie możesz po prostu zadzwonić do mojej mamy? Przestań już do
mnie wydzwaniać! - krzyknęła zła i rozłączyła się, a potem
szybko wyłączyła telefon. Nie miała ochoty rozmawiać z Jackiem,
nie odbierze już od niego żadnego telefonu.
Dlaczego
po prostu nie mogła go nienawidzić? Tak, jak on ją?
Nie ma to jak zazdroszczenie sześciolatce rozwagi :D
OdpowiedzUsuńOgólnie podobał mi się rozdział, najbardziej koniec. Nie ma to jak opieprzyć gościa za wydzwanianie, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej córce. Ale to już potrafi jak widać tylko Amelia.
Nie mam pojęcia, co jeszcze napisać, oprócz tego, że czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Melka, ale świetnie brzmi! <3 Trochę nie rozumiem Amelii. Ale z drugiej strony ją rozumiem xD Jaki nieogar żmentalny, już wyjaśniam :)
OdpowiedzUsuńDla mnie zrozumiałe jest, że Jacek kontaktuje się z Amelią, szczególnie że Marysia sama powiedziała, że uwielbia ciocię. Tak jakby oczywiste jest, że będzie mała będzie chciała przybywać z nią jak najwięcej, nawet jeśli byłyby to wspólne chwile na balkonie. Dlatego Jacek automatycznie kontaktuje się z osobą, która spędza z jego córką dużo czasu i poświęca sporo uwagi. Po drugie, hm, wiesz, wydaje mi się, że Jackowi łatwiej komunikować się z Melką niż dziadkami Marysi. Dystans (taki "duchowy") pomiędzy nimi jest mniejszy i myślę, że jakoś łatwiej jest się dogadać... tak swobodnie?
Właśnie tutaj w tym miejscu zaczynam rozumieć Amelię. Bo Jacek nie musi silić się na kurtuazję i, powiedzmy, jest sobą. To się nie podoba Amelii, bo Jacek jest tak naprawdę gburem. Przystojnym gburem. Pociągającym gburem. Gburem, do którego uciekają wszystkie jej myśli. Ale ona wcale nie chce o tym myśleć. Niech ona przestanie o nim myśleć! xD Rozumiesz, co mam na myśli? ;> Że Melka sama się nakręca na Jacka. Niby nic, a jednak bardzo wiele i to ją doprowadza do szału, który przekłada się na ich relacje. Dlatego też ich rozmowy zaczynają przypominać pyskówki, a nie rozmowę dorosłych ludzi, którym zależy na dziecku.
Chcę dalej ; _ ;
Pozdrawiam! <3 <3 <3
PS Przeczytałam Zamkową do końca, niedługo postaram się sklecić jakiś komentarz ;D
Powiem tak: Jacek to jednak debil, Skrzywdzony debil! No, bo ja rozumiem, że zostawił córkę po opieką nieznajomych dla dziewczynki, ale to rodzina, Mógłby na moment oprzytomnieć, że mała jest szczęśliwa. Kurdę, a on sam siebie gnębi i wszystko niszczy. Coś czuję, że między nim a Amelką będzie bardzo uparta relacja. :D
OdpowiedzUsuń