piątek, 31 lipca 2015

20. Diabelski młyn

Dziś krótko.
To już ostatni rozdział na tym blogu. Miałam rozwodzić się nad tym, jak bardzo to zepsułam i jak bardzo jest mi z tym źle, ale nie będę się już nad sobą użalać. Bez przesady. Nie zawsze jest tak, jak chcemy. Wyszło jak wyszło, trochę żałuję, ale postaram się, by kolejne opowiadania były już takie w miarę do zjedzenia bez popijania.
Dziękuję Wam za obecność na tym blogu. Niejednokrotnie sprawialiście mi radość swymi komentarzami. Cieszyłam się widząc, że jednak nie podchodziliście do niego obojętnie, bo jednak narzekaliście na bohaterów, a to znaczy ( według mnie ), że jednak w jakiś sposób zżyliście się z tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że nie wysuwam błędnych wniosków. Dziękuję za każde słowo krytyki, to zmusiło mnie do przemyślenia kilku spraw i jeśli już nie udało mi się nic zmienić w fabule, bo zaplanowałam to tak, a nie inaczej, to na pewno sprawiło, że patrzyłam na nie w inny sposób. Myślałam nad każdym słowem i starałam się, by brzmiało w miarę logiczne, chociaż ja i logika nie pasujemy do siebie zbytnio (XD). Dziękuję raz jeszcze za wszystko. Jesteście cudowni i do zobaczenia kiedyś tam, na innym, nowym blogu.
Póki co, zapraszam na Bal uczuć, bo jeszcze trwa.

Pozdrawiam!






Jacek czuł oszałamiającą ulgę, gdy wybudził się ze spokojnego snu i poczuł się tak cudownie lekki, choć Amelia leżała na jego klatce piersiowej. Uniósł głowę i dostrzegł jej czubek głowy, nagie ramiona i plecy. Wsunął dłoń pod kołdrę i pogładził ją po pośladku. Uszczypnął ją lekko i czekał, aż żona zbudzi się ze snu. Amelia podniosła głowę i przyjrzała mu się, próbując przegonić sen. Oczy wciąż miała zaspane, a jasne włosy potargane. Uśmiechnął się do niej.
- Dobrze się spało? - zapytał, gdy Melka odsunęła się od niego i usiadła. Zauważył, że już przestała się zakrywać, że nie wstydziła się własnego męża i śmiało prezentowała swoją nagość.
- No pewnie – mruknęła jeszcze zachrypniętym od głębokiego snu głosem. Wstała i rozejrzała się po sypialni. Szybko odnalazła koszulkę, którą „pożyczyła” sobie z jego szafy i wyszła z pokoju.
Nadal mieli problem z porozumiewaniem się, ale pracowali nad tym, droga była długa i wyboista, lecz obije starali się jak tylko mogli. Bo chyba właśnie o to chodziło; o staranie się, o współpracę.
Jacek wyciągnął się zadowolony i czekał, aż żona wróci z łazienki.

***

Amelia oczywiście była szczęśliwa, ale nadal miała wątpliwości, zwłaszcza, że ich ciche dni skończyły się tak nagle. Ich rozejm trwał: kochali się co noc, ale to nie wystarczyło. Seks nie mógł tak po prostu zastąpić im rozmowy. Wyjaśnili sobie część rzeczy, ale wciąż tak mało sobie mówili. Naprawdę mieli przed sobą długą drogę, więc oboje powinni się starać.
Jednak jakoś wątpliwości mijały jej w chwili, gdy Jacek zaczął ją całować, dotykać, szeptać jej czułe słówka, tak niepodobne do niego.
Nie było jednak godziny w ciągu dnia, by nie przestała myśleć o ich sytuacji. Długo zastanawiała się nad tym, co powinna jeszcze zrobić, co powiedzieć. Póki nie wyjawiła sedna sprawy, miała wrażenie, że ich rozejm jest chwilowy. Nie potrafiła przegonić tej myśli. Starała się, ale wciąż pozostawała w niej ta Amelia, która odsuwała się od własnego męża za każdym razem, gdy ten chciał ją dotknąć. Musiała to przerwać, musiała zwalczyć w sobie tę pokusę.
Starała się żyć normalnie tak, jak robił to Jacek, ale wciąż była pełna niepokoju. Nie chciała myśleć jeszcze o dziecku, więc jedynym rozwiązaniem był lekarz i chociaż poszła na wizytę bez wiedzy Jacka, czuła, że lepiej będzie, jeśli przemilczy tę sprawę. Nie wiedziała, co mógłby powiedzieć jej mąż na to. 

***
Pierwsze powiewy wiosny sprawiły, że Amelia zapragnęła zmienić swoje życie. Chciała w końcu wrócić na studia i nawet znaleźć pracę. Oczywiście nie było mowy o studiach dziennych, dlatego musiała zastanowić się, czy w jej przypadku nie będzie lepsza jakaś szkoła policealna. Dwa weekendy w miesiącu przez kilka miesięcy w roku. To naprawdę niedużo, ale z drugiej strony nie miała pojęcia jak zareaguje na to Jacek. Nie mogła jednak całego życia podporządkowywać tylko jego decyzjom, nawet jeśli nie przypadnie mu to do gustu.
W obliczu tego, co postanowiła, musiała uwzględnić rozmowę z Jackiem. Oczywiście nie sądziła, by jej mąż miał jakiekolwiek obiekcje, ale wkrótce przekonała się, że on zupełnie inaczej podchodził do wielu spraw.
Rozmowa zaczęła się całkiem zwyczajnie. Niedzielny wieczór spędzali w domu, w zaciszu własnego pokoju. Właśnie czytała książkę, gdy mąż wszedł do sypialni po kąpieli, pachnący świeżością i cytrynowym żelem pod prysznic. Położył się obok niej i nim się zorientowała, wyciągnął jej z rąk książkę i rzucił gdzieś za siebie, usłyszała tylko głuchy stuk.
- Co robisz? To książka z biblioteki – powiedziała poirytowana jego nieostrożnością. Wstała i odłożyła lekturę na stolik.
- Amelio – zaczął gardłowym głosem, doskonale wiedząc jak na nią to działa.
Amelia koniecznie chciała oprzeć się jego urokowi, tylko przez chwilę, by mogli spokojnie porozmawiać. Miała nadzieję, że Jacek wysłucha ją i zgodzi się z nią. W końcu nie mogła całe życie spędzić jako kura domowa, czekając aż ukochany mąż prześle jej pieniądze na konto. Lubiła być samodzielna, ostatnio zapomniała jak to jest. Czas, by w końcu sobie o tym przypomnieć.
- Poczekaj, chciałabym o czymś z tobą porozmawiać – przerwała mu łagodnie, aczkolwiek kusiło ją, żeby go pocałować.
- O czym? - zapytał i dziewczyna ujrzała w jego twarzy dziwny cień: wyczekiwanie pomieszane z radością. Zmarszczyła brwi, ale wróciła do tematu, który zaczęła.
- O czymś, co dotyczy ciebie i mnie, a zwłaszcza mnie...
- Kochanie... - zaczął Jacek, który nagle pojaśniał i uśmiechnął się do niej w tak uroczy sposób, że nagle zrobiła się miękka jak glina. - Od kiedy? - mruknął jej wprost do ucha, otaczając ją zapachem świeżości.
- Co od kiedy? - Odsunęła się od niego zdezorientowana.
- Od kiedy wiesz?
- Co od kiedy wiem? O czym ty mówisz?
- Jak to o czym? O twojej ciąży – odpowiedział w końcu. Amelia przez chwilę patrzyła oszołomiona na męża. O jakiej znów ciąży? Przecież nie spodziewali się dziecka!
- Na litość boską! A skąd ci przyszło do głowy, że jestem w ciąży?! - jęknęła, starając się zapanować nad śmiechem, który nagle próbował wydostać się z jej gardła. Sama nie wiedziała, dlaczego tak ją to bawi. Chyba samo to, że stwierdzenie Jacka wydało jej się tak dalekie od tego, chciała mu powiedzieć i trochę absurdalne.
- Powiedziałaś, że chodzi o coś ważnego, co dotyczy ciebie, poza tym zauważyłem, że przybrałaś na wadzę, no i częściej się uśmiechasz. Dodałem dwa do dwóch i wyszło mi, że spodziewamy się dziecka.
- Chyba żartujesz... Naucz się najpierw liczyć – oburzyła się, poirytowana. Ten człowiek był po prostu nieobliczalny. Naprawdę sądził, że była w ciąży tylko dlatego, że przytyła i zaczęła się uśmiechać? Chyba tylko on mógłby dojść do takich wniosków.
- Nie widzę powodu do żartów. Chyba powinniśmy o tym porozmawiać, prawda? - odpowiedział urażony, ale Amelia nie mogła sobie pozwolić wejść na głowę. Jacek mógłby to wykorzystać.
- O mojej ciąży? Nie spodziewam się dziecka, jeśli o to ci chodzi. I myślę, że na razie nie ma o czym mówić, tak?
- Nie. Tobie się wydaję, że temat jest zakończony, ale tak nie jest. Ostatnio kilka osób z rodziny pytało mnie, czy myślimy już o kolejnym dziecku. I dlatego właśnie chyba...
- Nie – przerwała mu gwałtownie. Usiadła i rzuciła mu ostre spojrzenie. - Nie ma takiej opcji nawet.
- Nie chcesz mieć dziecka? - Jacek wydawał jej się zszokowany, ale postanowiła być nieugięta. Będzie musiał jakoś przetrawić to, co chciała mu zakomunikować.
- Nie mówię, że nie chcę mieć w ogóle, ale chcę poczekać.
- Ile? - wycharczał wściekły Jacek. Już nie ukrywał i nie udawał, że go to nie obchodzi. 
- Nie wiem, kilka lat. Chciałabym pójść do pracy, skończyć studia albo iść do szkoły policealnej. Chcę coś w końcu zrobić, bo ta bezczynność doprowadza mnie do obłędu.
- Kilka lat?! Oszalałaś? - krzyknął w końcu wyprowadzony z równowagi i zerwał się z łóżka niczym oparzony.
- Jak ty do mnie mówisz? Wyobraź sobie, że nie oszalałam. W końcu zaczęłam podejmować racjonalne kroki w sprawie mojej przyszłości, a ty reagujesz tak, jakbym miała zamiar wyjechać na zawsze – oburzyła się, zastanawiając się, dlaczego jej mąż zachowuje się jak rozjuszony byk.
- Od tego się zacznie. Uciekniesz tak, jak twoja siostra. Zostawisz mnie i Marysię!
Amelia przez chwilę tylko była oszołomiona, potem skoczyła na równe nogi z zamiarem spoliczkowania go, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Nie powinna tego robić, ale było za późno. Jacek wiedział, co zamierzała, dlatego spojrzał na nią z lodowatą wściekłością, na twarzy miał wymalowane zmęczenie i rozczarowanie. Czyżby znów wracali do punktu wyjścia? Znów musieli walczyć ze sobą, bo każde z nich miało coś zupełnie innego do powiedzenia?
- Jacku, ja naprawdę chcę robić coś w życiu. Czy to takie straszne? Nie porzucę ciebie i Marysi, choćbyś nie wiem, jak bardzo tego pragnął. Wiem, że przez ostatnie miesiące, z powodu mojego poronienia, oboje przezywaliśmy piekło, bo odsuwałam się od ciebie, ale teraz powoli wracamy na tory normalności. Znów chcę żyć, robić coś, co oderwie mnie od niepotrzebnych myśli. Nie chcesz, żebym była szczęśliwa?
Zapadło kłopotliwe milczenie. Amelia dostrzegła jak Jacek bije się z myślami. Oczekiwała odpowiedzi, ale ona nie nadchodziła. Jej mąż nie potrafił jej odpowiedź na pytanie, które nie powinno sprawić mu żadnych trudności. A jednak... Nie odpowiadał przez jakiś czas. W końcu westchnęła i wsunęła się pod kołdrę. Miała nadzieję, że ten chłód, który czuła w sercu szybko minie. Oby, pomyślała.
Przez kolejne dni, Melka głowiła się nad zachowaniem Jacka. Nie mogła zrozumieć jego napaści na nią. W końcu nie powiedziała nic złego. Co w tym dziwnego, że chciała podjąć jakąś sensowną pracę i przestać być jego utrzymanką? Czy naprawdę tak źle o niej myślał? Spodziewał się, że przy pierwszej lepszej okazji ucieknie?
Była jego żoną, chciała go wspierać i robić to wszystko, co sprawi im obojgu radość, ale dlaczego przy okazji nie mogła być samodzielna? Tak naprawdę ciężko było mu to zaakceptować? Miała twardy orzech do zgryzienia, ale wiedziała, co zrobi. To, co postanowiła. Będzie nieugięta, aż Jacek pogodzi się z tym, że nie będzie siedziała w domu i bawiła się w kurę domową.

***

Jacek za każdym razem, gdy widział Amelią, czuł dławiący go w gardle strach. Nigdy, nawet w najdziwniejszych snach, nie śniło mu się, że zwykła rozmowa o pracy i dalszej przyszłości jego żony, podziała na niego w ten sposób. Nie był to kubeł zimnej wody, lecz zapowiedź czegoś, co spędzało mu sen z powiek. Amelia odejdzie od niego i to już niedługo. Przecież wiedziała, że nie musiała pracować, nie musiała zarabiać na siebie, był w stanie zapewnić jej życie na poziomie, choć wiedział, że Melka nie goniła za pieniędzmi. Nie na tym jej zależało. Było ambitna i chciała się spełniać, nie powinien jej tego bronić, ale gdzieś tam w środku wszystko buntowało się przeciwko jej pomysłowi. Chciał ją mieć przy sobie cały czas.
Miał jednak świadomość, że nie mógł jej zatrzymać w domu siłą, że Melka zrobi, co będzie chciała, choć widział tamtego wieczoru, jak bardzo potrzebowała jego zgody. Miała plany na przyszłość, chciała coś zrobić... Jak mógł w ogóle jej to zabronić?
Powoli uświadamiał sobie, co zrobił i jak zachował się wobec żony. Nie okazał jej należytego zrozumienia, co zaowocowało milczeniem Melki – znów się wycofała z ich małżeństwa, ale teraz był bezpośrednią przyczyną. Musiał naprawić ten błąd.

***

Amelia nie spodziewała się, że tego wieczoru zostanie „zaatakowana” przez własnego męża. Próbowała zasnąć, ale męczyło ją poczucie winy i złość. Jacek wszedł do pokoju niezauważony przez nią, dlatego niemal pisnęła zaskoczona, gdy położył się obok niej i ustami musnął jej policzek.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - Odsunął się od niej i usiadł, opierając na jednej ręce.
- Nic nie szkodzi – odpowiedziała, uśmiechnęła się skromnie, rzucając mu szybkie spojrzenie i odwróciła się do niego plecami. Ponownie.
Usłyszała jak Jacek wzdycha ciężko i skuliła ramiona w poczuciu winy. Nie powinna go odsuwać od siebie. Wciąż to robi. Odwróciła się więc do niego i przez chwilę wahała. Przemogła się, w końcu zrobiła ten krok w jego kierunku i postanowiła przełamać lody, które wciąż skuwały ich małżeństwo.
- Mam tego dość – szepnęła, a potem po prostu zachłannie go pocałowała.
- Rób tak częściej – mruknął Jacek, nim Amelia przywarła do niego na dobre.
Ogarnął ich szał, pochłonęły pocałunki i pieszczoty: szybkie i zbyt nerwowe, ale wciąż rozbudzające zmysły.
Wszedł w nią gwałtownie, aż jęknęła głucho, zaskoczona jego nerwowymi ruchami. Otoczyła go ramionami i udami, w obawie, że wymknie się jej zbyt szybko. Rozchyliła usta, gdy Jacek narzucił szaleńcze tempo. Musiała poddać się jego woli, musiała zgodzić się na to, by to jej mąż przejął kontrolę nad wszystkim. On narzucił tempo, któremu nie podołała. Przymknęła powieki, czując rozlewającą się po całym ciele falę gorąca i rozkoszy. Poczuła jak Jacek tężeje nad nią, a potem w ciszy opada, drżąc i ciężko oddychając. Leżała spokojnie, czując lekką frustrację, ale także dziwne samozadowolenie.
Pragnął jej, w to nie mogła wątpić, więc powinna to jak najlepiej wykorzystać.
Uśmiechnęła się zadowolona niczym kotka i przeciągnęła, eksponując Jackowi swoje wdzięki. Spojrzał na nią oczami zamglonymi pożądaniem i z nieskrywanym zadowoleniem podziwiał jej ciało, jednak w pewnym momencie jego uśmiech nieco przyblakł. Amelia zaniepokoiła się, gdy mąż spojrzał na nią niepewnie, jakby z obawą.
- Coś nie tak? - zapytała i oparła się na łokciu, spoglądając na męża wyczekująco.
- Nie krzycz i nie złość się, dobrze?
- Jacek... - zaczęła zdenerwowana Amelia. Naprawdę nie wiedziała, co chciał jej powiedzieć, ale jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Miała tylko nadzieję, że nie zechce rozmawiać o tym, co ostatnio ich poróżniło, choć zdawała sobie sprawę, że powinni podjąć przerwaną rozmowę.
- Właśnie sobie uświadomiłem, że się nie zabezpieczyliśmy. Mimo wszystko nie chcę cię stawiać w sytuacji bez wyjścia.
Odetchnęła z ulgą, ale tylko chwilową. Podjęła decyzję, dziś znów wrócą do tematu sprzed kilku dni. Powinni w końcu zacząć zachowywać się jak małżeństwo, które się kocha. Nabrała powietrza, a potem wypuściła je ze świstem.
- Nie zajdę w ciążę, bo biorę hormony – wypaliła bez namysłu. Zamilkła na chwilę, chciała, by Jacek przetrawił jej słowa. Obawiała się najgorszego, dlatego przymknęła powieki, czekając aż zacznie robić jej wyrzuty.
Poczuła wokół tali silny uścisk jego ramion. Przygarnął ją do siebie, całując ją w skronie i czoło. Robił to niezwykle delikatnie, aż poczuła łzy pod powiekami. Pocieszał ją, choć miał prawo być zły za to, że zrobiła coś bez jego wiedzy.
- Jestem...
- Jesteś cudowną kobietą, ale przestraszoną. Rozumiem cię. Chcę sprawić, byś w końcu mi zaufała i pozwoliła sobie udowodnić, że zasłużyłem na twoją miłość. Proszę, Amelio, chcę byś mi obiecała, że będziesz mi mówić prawdę i tylko prawdę, choćby bolało – szeptał jej wprost do ucha, wlewając do serca coraz więcej pewności i nadziei.
Znów jednak opętał ją strach... A co jeśli to były tylko słowa i nic więcej? Potrząsnęła głową wściekła na samą siebie. Nie mogła tak myśleć i nie powinna. Kochała go i wierzyła mu.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - Na potwierdzenie słów kiwnęła jeszcze głową. Jacek jej uwierzył, bo uśmiechnął się i wyciągnął w jej stronę dłoń, ale odsunęła się od niego, ponieważ chciała skupić się na rozmowie, a nie mogłaby tego zrobić, gdyby mąż zacząłby ją dotykać. - Skoro chcesz prawdy, to chcę, żebyś wiedział, że zależy mi na tobie i Marysi, ale boję się, że nie podołam temu wszystkiemu, że okażę się złą matką. Boję się też, że każda kolejna ciąża zakończy się jak ta pierwsza. Chcę dojrzeć do macierzyństwa i chcę, żebyś zaakceptował to, bo nie widzę innego rozwiązania.
- Dobrze wiesz, że jest...
- Masz na myśli rozwód? - wpadła mu w słowo, przełykając gwałtownie ślinę. Przypomniała jej się sytuacja w szpitalu, gdy Jacek tak gwałtownie zareagował na jej oświadczenie. Czyżby zmienił zdanie? Właśnie teraz?
- Tak.
- Jacek, ale dlaczego teraz? Myślałam... myślałam, że dobrze się dogadujemy, że zaczęło nam się układać. - Zaczęło brakować jej tchu, nagle pociemniało jej w oczach.
- No właśnie, wyjątkowo dobrze nam idzie porozumiewanie się, zwłaszcza w łóżku – zagadnął wesoło Jacek, czym zamieszał Amelii w głowie.
- Jacek, Jacek, ale dlaczego ty chcesz się rozwieść? - wybąkała w końcu, patrząc na męża z lekkim wyrzutem. Jej mąż z kolei wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Rozwieść się? Ale dlaczego miałbym to robić? Dobrze mi z tobą.
- Przecież sam przed chwilą powiedziałeś, że jest jedno rozwiązanie.
Jacek milczał przez chwilę głowiąc się jeszcze nad tym, co mu powiedziała, aż w końcu zrozumiał, o co jej chodzi. Westchnął tylko i pokręcił głową.
- Owszem, tak powiedziałem, ale nie powiedziałem, że chcę się rozwodzić. Nie z tobą, Amelio. - Dziewczyna milczała przez chwilę. Poczuła się głupio, że tak szybko doszła do nieodpowiednich wniosków.
- Przepraszam, nie pomyślałam... Cóż, chyba musimy częściej rozmawiać.
- Tak. Dobrze, czy byłem grzeczny i zasłużyłem na nagrodę? - zapytał przymilnie, uśmiechając się do niej uroczo. Amelia pokręciła głową, zastanawiając się, czy Jacek nie ma charakteru kota, który łasi się, gdy czegoś chcę.
- To zależy, jaką chcesz nagrodę.
- Ty wiesz jaką.
Amelia roześmiała się głośno, gdy Jacek rzucił się na nią niczym wygłodniały wilk.

***
Amelia po kilku tygodniach wahania, złożyła papiery do Mieleckiej Szkoły Biznesu na kierunku technik księgowości. Uznała, że to i tak lepsze to, niż siedzenie w domu i myślenie ciągle o jednym i tym samym. To niczego nie zmieniało, a powoli doprowadzało ją do szaleństwa.
Początkowo nic nie mówiła Jackowi, który ostatnio zachowywał się wprost idealnie. Nadal nie wiedziała, czy jej pomysł ze szkołą przypadł mu do gustu. Sama najpierw musiała się oswoić z myślą, że od września zacznie spędzać dwa weekendy w miesiącu w szkole.
Obiecała mu przecież mówić tylko prawdę, nie chciał, by miała przed nim sekrety, dlatego uznała, że powie mężowi o tym, co zrobiła. Może nie będzie tak źle, w końcu ostatnio całkiem dobrze zniósł informację o hormonach. Nie naciskał również na to, by pojawiło się dziecko. Nie chciał jej osaczać, ani wywierać na niej jakąkolwiek presję. Odetchnęła trochę z ulgą, myśląc, że będzie dobrze. Musiało być.
Kiedy Jacek wrócił z pracy, Amelia poczuła dławiącą w gardle gulę, ponieważ obawiała się tego, co powie jej mąż. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że i tak zrobi to, co będzie chciała, ale miała nadzieję, że ją zrozumie. Liczyła, że wyjdzie jej naprzeciw i unikną kłótni.
Jedli kolację w trójkę. Bez Marysi, która zapragnęła pobyć kilka dni z babcią i dziadkiem. Oczywiście nie zastanawiała się, dlaczego są dla niej babcią i dziadkiem, ale kiedyś zrozumie tę nieścisłość. Nikt jeszcze nie myślał o tym, by wyjawić całą prawdę. Marysia była jeszcze za mała.
Alicja jadła w ciszy, co jakiś czas, dorzucając swoje komentarze do rozmowy jaką prowadziła Amelia i Jacek. Od chwili, gdy małżeństwo Krzyżanowskich zaczęło w końcu normalnie funkcjonować, sytuacja w domu wyglądała zupełnie inaczej. Przestało być tak nerwowo, nad głową nie wisiały czarne chmury i zrobiło się jakby jaśniej. Może to sprawiła nadchodzą wiosna, może też i radość, jaką dostrzegało się w Amelii i Jacku. Alicja nie zastanawiała się nad tym, po prostu cieszyła się, że w końcu udało im się pogodzić.
Kiedy kolacja dobiegła końca, Amelia zebrała naczynia i zaniosła je do kuchni, Alicja szybko ulotniła się do swojego pokoju. Jacek został i przysiadł w salonie ze szklanką koniaku.
- Przecież ty nie pijesz o tej porze. Ty w ogóle nie pijesz – zauważyła z lekkim przekąsem Melka, gdy w końcu udało jej się wszystko posprzątać.
- Uznałem, że dziś mi się należy. Podpisałem kontrakt na budowę tarasu widokowego na Górze Cyranowskiej. - Uśmiechnął się do zaskoczonej Amelii.
- Och, to wspaniale! Nic nie mówiłeś na ten temat. Nie pochwaliłeś, ani nic... - urwała, gdy zdała sobie sprawę, że jej ton brzmi nieco oskarżycielsko, a sama również nie powiedziała mężowi o tym, co postanowiła. Czy to nie zakrawało na hipokryzję?
- Przepraszam. Zazwyczaj nie robię tego wcześniej, żeby nie zapeszyć. Bałem się, że miasto wycofa się z oferty.
- Ale chyba wygraliście przetarg, prawda? - zapytała, marszcząc lekko brwi.
- Tak, oczywiście, ale widzisz, tu zawsze chodzi o pieniądze. Chcą, żeby to było zrobione szybko i mniejszym kosztem.
- Rozumiem.
Zwinęła się u jego boku, mocno się do niego tuląc. Potrzebowała jego ciepła, by nabrać siły i odwagi. Potrzebowała jej teraz, gdyż nie wiedziała, co będzie, gdy dowie się o szkole. Najpierw jednak wypytywała Jacka o szczegóły związane z nową budową. Nie chciała wyjść na ignorantkę. Niech wie, że ma w niej wsparcie i może z nią rozmawiać o wszystkim.
Kiedy zapadło milczenie, temat rozmowy został wyczerpany, Amelia uznała, że czas odważyć się powiedzieć o decyzji jaką podjęła. Nie musi być zadowolony, pomyślała sobie, w końcu miał prawo mieć pretensje, że zrobiła coś bez jego zgody, ale nie ulegnie i nie podda się, bo tak powiedział Jacek Krzyżanowski, jej mąż.
- Skoro ty oblewasz swój sukces, to ja chcę oblać swój – zaczęła niepewnie, odsuwając się od niego. Wstała, a potem poszła do kuchni. W lodówce miała zaczętą butelkę ulubionego wina. Zabrała jeden kieliszek i wróciła do męża.
- Jaki sukces? - zapytał, kiedy usadowiła się wygodnie po drugiej stronie kanapy. Zmarszczył brwi, ewidentnie zaciekawiony. Odetchnęła i wzięła kieliszek wypełniony do połowy białym wytrawnym winem.
- Zapisałam się do szkoły – wypaliła i upiła łyk wina, patrząc na dno lampki. Usłyszała jak mąż wciąga powietrze ze świstem i już wiedziała, że będzie musiała stoczyć zażartą bitwę.
- I nie uzgodniłaś tego ze mną?
- Wiesz, to nie jest tak, że nie szanuje twojego zdania, bo szanuję i cenię je, ale mam wrażenie, że gdybyś mógł, to zamknąłbyś mnie w domu jak jakąś kurę domową i nigdy nie wypuszczał – wycedziła przez zęby, czekając na jego reakcję.
- Cóż, gdyby była tak możliwość... - zaczął, ale przerwał, gdy zobaczył błysk w oku żony. Była wściekła.
- Jesteś pieprzonym egoistą, wiesz?! - krzyknęła wściekła i podniosła się gwałtownie z kanapy odstawiając na bok lampkę wina. - Jak w ogóle możesz nawet tak mówić? Chcesz mnie zamknąć w domu, bo co?
- Kocham cię.
- I myślisz, że to jest dobry powód?! Chyba sobie kpisz! - Amelia nie zwróciła uwagi na słowa Jacka. Krzyczała bez opamiętania, bo już nie mogła znieść tego, w jaki sposób mąż podchodził do jej przyszłości.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem? - zapytał, uśmiechając się do niej ironicznie.
- Co? - zapytała, bo, jak zauważyła z konsternacją, nie wiedziała, co powiedział. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad jego wypowiedzią. A on czekał. - Och – szepnęła tylko zaskoczona, gdy w końcu ostatnie puzzle z układanki wskoczyły na właściwe miejsce.
- Och? Nie powiesz mi: ja ciebie też? Albo coś w tym stylu?
- Jestem zaskoczona i... Nie wiem... Skąd mam wiedzieć, czy mówisz prawdę? - zająknęła się i spojrzała na niego niepewnie, lekko przygryzając wargę. Nie miała zwyczaju tego robić, ale bała się, że powie coś za dużo. Była zaskoczona, roztrzęsiona tym, co powiedział i nie wiedziała, czy może ufać własnemu umysłowi. Tak wiele słów cisnęło jej się na usta.
- No wiesz, chcesz dowodów? Myślałem, że to oczywiste. Jak myślisz, dlaczego wpadłem w taką furię w szpitalu, gdy usłyszałem, że chcesz rozwodu, bo, jak twierdziłaś, nic nas już nie łączyło? Kochałem cię już wtedy i myśl o tym, że po prostu odejdziesz doprowadzała mnie do szału. Nie chciałem cię stracić, bo zbyt wiele dla mnie znaczyłaś. Przyznaję, nie zachowywałem się jak zakochany mąż, ale kompletnie nie radziłem sobie z tą sytuacją, w której się znaleźliśmy. Milczałem i złościłem się na samego siebie, a ty popadałaś w coraz większą melancholię i rozpacz. I, jeśli nie wierzysz w to, to uwierz, że gdybym nic do ciebie nie czuł, nie wytrzymałbym tak długo w małżeństwie, które powinno rozpaść się już dawno.
Amelia milczał całkowicie oszołomiona, zaskoczona i wzruszona. Nawet jeśli gdzieś w głębi ducha czuła, że upór Jacka, by być razem wiązał się z czymś więcej, niż praktycznym podejściem do sprawy, to nadal wypierała to ze świadomości, twierdząc, że ich związek nie ma racji bytu. W końcu nie pobrali się ze względu na ich uczucia, ani nawet nie ze względu na Marysię, ale dlatego, że dali się ponieść emocjom w tę jedną noc w wyniku czego zaszła w ciąże.
- Więc... - zaczęła, ale urwała, bo słowa nagle przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Myśli uciekły z głowy i pozostała po nich pustka. Koniecznie chciała coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. A zwykłe „ja ciebie też” wydawało jej się teraz zbyt banalne i oczywiste.
- Więc zrozum to, że cię kocham. Właśnie ciebie, choć przez ciebie nabawiłem się siwych włosów i zafundowałaś mi taką huśtawkę nastrojów, że diabelski młyn przy tobie to jak jazda na hulajnodze – powiedział na koniec, wzdychając ciężko, jakby ta przemowa była bardzo wyczerpująca. Musiała jednak być, bo gdy Amelia spojrzała na męża, wydał jej się nagle nieco starszy. Dopiero teraz to zauważyła. Podeszła do niego, wyciągnęła dłoń i opuszkami palców dotknęła policzka, na którym już pojawił się lekki zarost. Jacek przymknął oczy i ręką przycisnął dłoń Amelii do twarzy. Rozkoszował się jej ciepłem, którego zawsze tak było mu mało.
- Wiesz, siwe włosy zawsze możesz zafarbować na czarno, nikt nie będzie wiedział. A takie huśtawki nastrojów są nawet fajne, przynajmniej się nie nudziłeś – szepnęła. Patrzył na nią przez chwilę, a potem oboje zgodnie parsknęli śmiechem. Śmiali się długo i głośno, i żadne z nich nie chciało powstrzymać tego. Zresztą, po co? Przecież było im tak dobrze.
- Na litość boską! - usłyszeli nagle zdenerwowany głos Alicji. Wkroczyła do salonu ubrana w dwuczęściową piżamę oraz puchaty szlafrok. Włosy miała zaplecione w warkocz.
- Co się stało, mamo? - zapytał rozbawiony syn, próbując stłumić śmiech.
- Możecie przestać krzyczeć? Co wy wyprawiacie?
- Wyznajemy sobie miłość – odpowiedział całkiem szczerze i puścił oczko zawstydzonej Melce. Alicja skrzyżowała ramiona i próbując ukryć uśmiech, rzuciła z udawanym przekąsem:
- Naprawdę, możecie robić to ciszej. - Odwróciła się na pięcie, ale stanęła nagle w miejscu i zerknęła przez ramię, kręcąc głową. - Oboje powinniście iść do okulisty. Nigdy nie wiedziałam tak krótkowzrocznych ludzi. - Po tych słowach wyszła. Amelia zerknęła na Jacka, ale ten patrzył w miejsce, gdzie przed chwilą stała jego mama.
- Alicja ma rację – powiedziała i usiadła na kanapie, mąż spoczął obok niej. - Długo nie widzieliśmy tego, co mamy pod nosem.
- Tak, może, ale czekam, aż powiesz, co do mnie czujesz.
- Przecież wiesz, co czuję – mruknęła i wtuliła się w niego, ciesząc się tą chwilą i zapamiętując z niej każdy szczegół. To było ważne.
- Ale to powiedz, chcę to usłyszeć.
- Kocham cię. Chcę iść do szkoły i znaleźć pracę – odpowiedziała, wyrzucając z siebie słowa jak z karabinu. Nie widziała, ale czuła jak kręci głową i uśmiecha się ironicznie.
- Przede wszystkim chcę, żebyś była szczęśliwa...
- To dobrze, bo od tej pory będę dla ciebie idealną żoną – powiedziała zadowolona i uśmiechnęła się do niego. Jacek zmarszczył brwi.
- Boże, to straszne. Ideały są okropnie nudne.
- Jacek! - warknęła i zamachnęła się, by uderzyć go w ramię. - Zdecyduj się w końcu, czego chcesz!
- Jak pójdziesz ze mną do sypialni to ci pokażę, czego chcę.
Amelia wstała, zaśmiała się cicho i skierowała do sypialni. Koniecznie chciała się dowiedzieć, czego pragnął Jacek Krzyżanowski.

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Terrible Crash, Tumblr, Lea Michele.