wtorek, 12 maja 2015

18. Tak, nie, nie wiem

- Uprawiacie seks? - padło pytanie. Amelia spojrzała zaskoczona na Dorotę. Obie siedziały u niej w mieszkaniu. Marysia bawiła się z kotem rudowłosej, więc mogły spokojnie porozmawiać.
Przyjaciółka w końcu powróciła ze studiów. Zbliżały się święta, więc chciała je spędzić w Mielcu, choć zawsze powtarzała, że tak naprawdę, gdyby nie kochała tego miasta tak bardzo, zostałaby w Rzeszowie i już nigdy tu nie wracała. Nic ją tu nie trzymało.
Amelia tęskniła za Dorotą, bo sama nie studiowała i siedziała w domu i bardzo się nudziła. Nawet czytanie książek i oglądanie zaległych seriali ją irytowało i już dawno nie robiła nic, co na chwilę oderwałoby ją od dręczących myśli.
- Nie – powiedziała i odwróciła twarz od przenikliwego wzroku Doroty.
- Nie chcesz, czy po prostu nie?
- Chcę – odpowiedziała w końcu z westchnieniem. I tak nie było sensu okłamywać Doroty. Przecież znała ją na wylot. Wiedziała, kiedy kłamie.
- Ale? - dopytywała się Dorota i wyglądało na to, że nie odpuści.
- Chcę, ale oddaliliśmy się z Jackiem tak bardzo, że nawet jak leżę z nim w jednym łóżku, to czuję jakby go w ogóle nie było... I w ogóle, boję się...
- Jezu, no to czemu mu o tym nie powiesz? Albo nie, po prostu jak będzie spał, to zrób mu laskę - Dorota wzniosła oczu ku niebu, w niemym oburzeniu. - Seks oralny pomaga, jeśli facet chodzi tak nabuzowany jak Jacek, a biedak ocieka testosteronem. Powinnaś to wykorzystać, póki nie pójdzie do innej.
- Zwariowałaś?! Jacek...
- Twój mąż – przerwała jej nagle - przyjrzyj mu się uważnie, to chodząca beczka z prochem. Jest tak podminowany, że lada chwila i eksploduje. Albo pobiegnie do innej z płaczem, że jesteś oziębłą suką...
Amelia zastanowiła się przez chwilę, czy teraz mówiły o niej, czy o Dorocie i o tym, co zrobił Łukasz. Ale ani myślała jej tego wypominać. W tej chwili przez dziewczynę przemawiało złamane serce oraz gorycz, więc wszelkie próby przekonania jej, że jest inaczej spełzłby na niczym. Rozumiała jej ból, więc pozwala dziewczynie wylewać swoje żale.
- Seks to nie wszystko – zaprotestowała słabo, wzdragając się na samą myśl o tak intensywnej bliskości z Jackiem.
- Może i nie, ale na pewno nie zaszkodzi – zawyrokowała hardo Dorota i wsunęła do ust ciastko.
Amelia zamyśliła się, starając się wzbudzać zainteresowanie rozmową, ale trawiła słowa przyjaciółki. Nie, oczywiście, że nie zaszkodzi, ale doskonale wiedziała, że musiała się odpowiednio zabezpieczyć, by mogli ten seks uprawiać. Wolała nie ryzykować. Nie chciała zajść w ciążę, w ogóle nie chciała mieć już dzieci. Lęk przed poronieniem utkwił w niej znacznie głębiej, niż początkowo myślała.
W końcu Amelia uznała, że czas wracać do domu. Nie mogła dłużej siedzieć na głowie przyjaciółce i obarczać ją problemami, w chwili, gdy ona sama miała inne. Nim udało im się wydostać z mieszkania, zadzwonił Jacek.
- Gdzie jesteście? - zapytał od razu, bez zbędnych czułych powitań. Amelia westchnęła tęsknie i próbowała skupić myśli na słowach męża.
- Wychodzę już od Doroty – zaczęła nieśmiało, niepewnie.
- Możesz jeszcze u niej zostać chwilę? Przyjadę po was i pojedziemy na zakupy.
Rozłączył się za nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć. Popatrzyła na Dorotę kpiąco i wzruszyła ramionami.
- Czego chciał twój nabuzowany testosteronem mąż? - zagadnęła przyjaźnie rudowłosa.
- Jedzie po nas.
- Boże, aż bije od ciebie entuzjazmem! Rzygam tęczą! - zawołała przyjaciółka, opierając się o ścianę.
Amelia rzuciła zaniepokojone spojrzenie w stronę Marysi. Miała nadzieję, że dziewczynka nic nie słyszała z tego, co mówiły. Ta jednak nie była zainteresowana ich rozmową, bo jej uwagę całkowicie pochłonął stary kocur. Najwidoczniej Lucyfer bardzo spodobał się dziewczynce i nie potrafiła się z nim rozstać. Głaskała go, przymilała się i przemawiała cicho, a zwierzak siedział, mruczał i ocierał się o nią, zachwycony, że w końcu ktoś zwrócił na niego uwagę.
- Opanuj się! - syknęła niezadowolona Amelia i przysunęła się do Doroty, aby mogły rozmawiać nieco ciszej.
- Taka prawda. Nie jesteś szczęśliwa, ale sądzę, że jakiś szalony numerek w samochodzie albo pod ścianą rozładowałby napięcie. Nie naprawiłby was, ale na pewno nie byłabyś tak sfrustrowana seksualnie. Nie kręć głową, wiesz, że mam rację.
Dorota miała rację, Amelia to wiedziała, ale ciężko było się przyznać do tego. Nie była najlepszą żoną, skoro unikała wszelkiego kontaktu fizycznego z mężem. Przecież wiedziała, że mu się podoba, że go podnieca, ale mimo to, wzdragała się na samą myśl o seksie.
Obie podskoczyły, gdy w ciasnym korytarzyku rozległ się głośny dzwonek. Amelia rzuciła szybkie spojrzenie w stronę przyjaciółki.
- Nie bój się, to tylko twój mąż! - zawołała radośnie i puściła jej oczko.
- Marysiu, zbieraj się. Tata przyjechał – poprosiła cicho Mela, a w tym czasie ich gospodyni otworzyła drzwi.
W progu stanął Jacek Krzyżanowski ubrany w szary płaszcz. Wokół szyi miał przerzucony granatowy szalik. Wygląda wprost cudownie, jak uosobienie jej pragnień. Jego wygląd podkreślały jeszcze ciemne levisy i szary sweter z wielkimi guzikami doszytymi na kołnierzu. Wyglądał jak model z jakiegoś tygodnika o modzie.
- Tak wygląda zakochana kobieta – szepnęła panna Kocoł, gdy Amelia odwróciła się, by pożegnać się z przyjaciółką. Marysia i Jacek już się wyszli.
- Sama widziałaś jak wygląda – mruknęła, zarumieniona i nieco zawstydzona. Miała płonące oczy, czerwone policzki, a usta mimowolnie rozciągały się w szerokim uśmiechu na samą myśl o mężu.
- Tak, byczek pierwsza klasa. Ciekawa jestem ile dostałabyś za niego w czasach, gdy jeszcze można było legalnie sprzedawać ludzi...
- Dorota! - krzyknęła rozbawiona Amelia i ucałowała przyjaciółkę w policzek, życząc jej udanego wieczoru.

***

Jacek doskonale pamiętał, co poczuł, gdy Dorota otworzyła drzwi i ujrzał swoją żonę. Stała w ciasnym korytarzu ubrana w czarny płaszczyk, gruby szalik i dużą czapkę z pomponem. Wyglądała wprost prześlicznie, ale w oczach czaił się ból i zagubienie. W tamtym momencie zaatakowało go wiele uczuć: od fali pożądania po tęsknotę i troskę.
Nawet teraz, gdy zmierzali w stronę Rzeszowa, czuł to wszystko z porażającą siłą. Starał się skupić na drodze. Gdyby nie Marysia, zapewne zatrzymałby samochód gdzieś na poboczu i po prostu zabrał się do Amelii, całując ją i pieszcząc. Tego właśnie potrzebował, cholernego seksu!
W samochodzie panował cisza, która pęczniała z każdym kolejnym kilometrem, nawet stare przeboje, które płynęły cicho z radia nie potrafiły przebić się przez barierę milczenia.
- Jak było u Doroty? - zagadnął w końcu Jacek, sądząc, że Mela będzie chciała coś opowiedzieć o wizycie u przyjaciółki.
Lubił tą rudowłosą dziewczynę. Była szczera, zabawna i nieco szalona, zupełnie inna niż jego żona. Amelia starała się zawsze mówić powoli, każde jej słowo było przemyślane. Jego żona odznaczała się także spokojem, choć wielokrotnie zaprzeczała temu, będąc złośliwą i agresywną. Taka właśnie była. Całe sto sześćdziesiąt centymetrów sprzeczności. Dorota jednak niewiele miała wspólnego ze spokojem, no i bywała bezkompromisowa.
- Dobrze – odpowiedziała cicho i wróciła do obserwacji obrazków umykającym za szybą. Nie jechał zbyt szybko, ale miał na to ochotę. Przynajmniej oderwałby żonę od tych myśli, które sprawiały, że marszczyła czoło i patrzyła na niego w tak dziwny, nieodgadniony sposób. Nie lubiła szybko jeździć, więc udałoby mu się ściągnąć Amelię na ziemię.
Po godzinie dotarli do Rzeszowa.
Jacek postanowił jechać na zakupy, choć do głowy wpadł mu inny pomysł, aby spędzić trochę czasu z Marysią i Amelią. Chciał wynagrodzić ostatnie tygodnie, w których zaniedbał córkę i żonę. Ale zachowanie milczącej Amelii wcale nie ułatwiało mu zadania, więc musiał albo się z tym pogodzić albo dalej walczyć. O nią. O nich.
Jacek kluczył między samochodami na parkingu przez jakiś czas, aż w końcu udało mu się znaleźć wolne miejsce. Rzeszowska galeria mieściła się w centrum miasta, dlatego Amelia wcale się nie zdziwiła, gdy po wejściu do środka dostrzegła tłumy ludzi spacerujących po sklepach.
- No dobrze, moje drogie panie, dziś wasz pan i władca jest hojny, więc proście o co chcecie – zakomunikował Jacek, gdy w końcu zagłębili się w galerię, spacerując obok sklepów i stoisk. Marysia pisnęła zachwycona i zaczęła wykrzykiwać różne rzeczy, z długiej listy, ale ojciec nie mógł zgodzić się na to wszystko. Dlatego wybrała kilka ważnych dla niej zabawek. - A tym Amelio, czego sobie życzysz? - zapytał Jacek, gdy żona stała milcząca w pobliżu córki i czekała, aż ruszą na zakupy.
To pytanie najwidoczniej ją zaskoczyło, ponieważ spojrzała na niego szybko, zdradzając się z emocjami, jakie nią targały. Po chwili jednak przybrała na twarz bezbarwną maskę i odpowiedziała matowym, nieco tylko drżącym głosem:
- Życzę sobie miłości – odpowiedziała i szybko zniknęła w obuwniczym.
Marysia pognała za przybraną mamą, a Jacek stał oszołomiony na zewnątrz, wzrokiem wbitym w miejsce, gdzie przed chwilą stała żona. Życzy sobie miłości? To świetnie, da jej tylko ile tylko będzie chciała i jeszcze więcej, tylko najpierw musi sama pokonać barierę, którą stworzyła.
Zakupy, mimo początkowej niechęci Amelii, udały się tak dobrze, że Marysia w drodze powrotnej zasnęła w foteliku. Była zmęczona, ale szczęśliwa. Gdyby nie radio, w samochodzie panowałaby okropna cisza, zagłuszana jedynie szumem samochodu.
- Chyba musimy poważnie porozmawiać – powiedział w końcu Jacek, gdy dojeżdżali już do Mielca.
- Po co? - zapytała buntowniczo jego żona i zerknęła na niego kątem oka. Pochwycił jej spojrzenie, ale szybko odwrócił wzrok na drogę.
- Bo może mam już dość tej sytuacji? Możesz tak żyć? Tylko odpowiedz szczerze, bo nie chcę żadnych krętactw – zażądał stanowczo. Przedłużająca się cisza w samochodzie sprawiła, że stracił nadzieję na to, że Amelia otworzy się przed nim. W końcu jednak padła odpowiedź, na którą tak długo czekał.
- Nie, nie mogę.
Nie doczekał się kontynuacji. Amelia szybko wysiadła z samochodu i podeszła do tyłu, gdzie spała spokojnie Marysia. Obudziła ją łagodnie i pomogła wyplątać się z pasów. Wzięła ją za rękę i poszły do domu, Jacek został sam z zakupami, które musiał wyładować i zanieść do domu.
Wyciągnął wszystkie torby i paczki i zatrzasnął bagażnik.
- Pomogę ci – usłyszał cichy szept. Odwrócił się gwałtownie w stronę żony. Patrzył na nią przez chwilę, a potem podszedł i bez namysłu przycisnął do zimnej ściany garażu.
- Nic nie mów – warknął tylko i pocałował ją gwałtownie, wpraszając się językiem do jej ust. Otworzyła je, zapraszając go i ponaglając. Całował ją z pasją i namiętnością, czuła jego nabrzmiałą męskość, gdy ocierał się o nią biodrami. Jęknęła głucho, poddając się pasji jaka w nich eksplodowała.
- Jacek – zaczęła cicho, gdy mąż rozpiął jej płaszcz, a potem dżinsy i wsunął dłoń za bieliznę. Nie spodziewała się takiego „ataku” w garażu, do którego mogła przyjść Alicja.
- Co? Chociaż raz nie protestuj – odpowiedział niezbyt przyjemnym tonem, ale wbrew temu, co powiedział odsunął się od niej nagle. Spojrzał na nią rozpłomienionym wzrokiem, a potem okręcił się na pięcie i poszedł zabrać zakupy, które stały na podłodze zapomniane. Zabrał tyle ile był w stanie, a potem opuścił pomieszczenie tak szybko jak gnało go stado diabłów, ale tu była tylko ona.
Amelia stała przez chwilę oszołomiona. Po chwili udało jej się dojść do ładu, nie tylko z ubraniami, ale także z własnymi myślami. Jacek niespodziewanie pocałował ją, przypierając do ściany, co zaskoczyło ją, ale także pobudziło i żałowała, że odsunął się od niej tak gwałtownie. Dlaczego nie kontynuował? W garażu był zimno, to prawda, ale oni samo byli rozgrzani do czerwoności. Pożądali siebie nawzajem, płonęli za każdym razem, gdy któreś dotknęło tego drugiego, ale jakoś nie mogli się przemóc, zrobić ten krok do przodu i pozwolić sobie na coś więcej.
Trzymała Jacka na dystans i wiedziała, że to nie było dobre, ale bała się, była zagubiona i kompletnie nie wiedziała, co zrobi, jeśli znów zajdzie w ciąże. Nie miała zamiaru pocieszać się myślą, że kobietom zdarza się poronić. To wcale nie było miłe, lecz przygnębiające. A ona sama miała wrażenie, że im dłużej tkwią z mężem w takim stanie, tym coraz szybciej zbliżają się do rozwodu. Jeśli Jacek zechciałby rzeczywiście rozejść się z nią, to nie miałaby do niego pretensji. Przecież to jej wina, ale tak trudno było nie myśleć o tym, co się stało. Jak miała pokonać tę barierę?

***

Święta Bożego Narodzenia nadeszły bardzo szybko. Amelia wraz z Alicją zaczęły przygotowania do Wigilii. Obie panie stwierdziły, że zaproszą na wieczerzę rodziców Amelii i Karolinę, co prawda teściowa wahała się, gdy dziewczyna wspomniała o starszej siostrze, ale ostatecznie nie była złą kobietą i wiedziała, że Karolinie zrobiłoby się przykro, gdyby została bez zaproszenia. Również na Wigilii miał pojawić się Filip, a także Dorota, która przecież już dawno przestała spędzać Boże Narodzenie i inne święta z rodziną, więc wszystko wskazywało na to, że ten jeden wieczór w domu Krzyżanowskich zawrze od rozmów, śmiechów i okrzyków radości przy otwieraniu prezentów. Już wcześniej ustalili, że wszystkie prezenty otworzą po wieczerzy i po odczytaniu przez Marysię odpowiedniego fragmentu z Biblii.
To wszystko brzmiało jak święta szczęśliwej i kochającej się rodziny, ale Amelia wiedziała, że nie do końca tak będzie, choć usilnie starała się walczyć z poczuciem, że to wszystko sypie się z jej winy.

***

Jacek nie był przygotowany na widok jaki zafundowała mu żona, gdy wszedł niespodziewanie do pokoju. Stała pochylona nad szufladą w samej bieliźnie. Stanął jak wryty, gdy dostrzegł jej ciało. Schudła tak bardzo, że aż się przeraził. Do tej pory jakoś nie zwrócił na to uwagę, bo nosiła grube bluzy lub wełniane swetry, co skutecznie maskowało jej figurę. Na wieczór, do spania, zakładała raczej szerokie podkoszulki i spodnie od piżamy, więc nie był w stanie przyjrzeć się jej figurze. Za to teraz, na godzinę przed Wigilią miał doskonały widok na jej szczupłe uda, i plecy, na których odznaczały się wszystkie kręgi i kości jakie miała.
Amelia odwróciła się i zamarła widząc stojącego w drzwiach Jacka. Zmieszała się, ale potem wzruszyła ramionami, jakby obecność męża w ogóle ją nie ruszyła i podeszła do łóżka, na którym leżała już rozciągnięta zielona, koktajlowa sukienka.
- Dlaczego to robisz, Amelio? - zapytał. Może uda mu się wyciągnąć z niej odpowiedź, bo przecież nie może dłużej pozwolić na to, aby jego żona wyglądała tak, jak teraz. Kochał jej krągłości.
- Co robię? - zapytała z autentycznym zaskoczeniem.
- Dlaczego robisz sobie krzywdę głodząc się? - zapytał napastliwym tonem, podchodząc do niej bliżej. Delikatnie odgarnął suknię, aby jej nie zmiąć i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna zadrżała i próbowała się odsunąć, ale nie pozwolił jej na to. Złapał ją za rękę i przycisnął do ust. Miała zimne dłonie, które drżały, miał nadzieję, że od tego samego uczucia, jakie zawładnęło w tej chwili jego ciałem: pożądaniem.
- Zwariowałeś? Nie robię tego specjalnie! - odpowiedziała gwałtownie, starając się wyrwać z jego uścisku, ale daremnie. Wciąż ją trzymał i próbował rozpalić w żonie zmysły. On nie potrzebował wiele. Filip już się śmiał z niego, że żyje w przymusowym celibacie i niejeden ksiądz pozazdrościłby mu wstrzemięźliwości.
- Schudłaś, widzę wszystkie twoje kości – zauważył i przesunął palcem drugiej ręki po znacznie wystającym obojczyku. Żona skuliła się, próbując przerwać jego pieszczotę, ale znów, nie pozwolił jej na to.
- Po prostu nie jadłam tak dużo, bo nie miałam ochoty...
- Porozmawiasz ze mną o tym, co się dzieje w twojej głowie i w twoim sercu?
- Jacku, nie teraz. Muszę zbierać się na kolację. Goście zaraz przyjdą. Później, dobrze? - zapytała, błagalnym tonem. Jacek kiwnął głową w niemej zgodzie, choć wiedział, że to później nie nastąpi tak szybko jakby tego chciał.
To później w ogóle nie nastąpiło.
Kolacja przebiegła bez wszelkich problemów. Wszyscy byli w świątecznych nastrojach i bawili się przy stole jak prawdziwy biesiadnicy. Jedynie Dorota, jeszcze rozżalona po zdradzie Łukasza, miewała napady złego nastroju, ale szybko poprawił jej się humor, gdy Amelia zaproponowała jej wino.
Gdy Marysia poszła spać, Amelia zeszła na dół i zaprowadziła przyjaciółkę do sypialni, w której ruda miała spędzić dzisiejszą noc i wyjęła zza łóżka opieczętowaną butelkę wina. Dwie lampeczki stały na parapecie. Usiadły na podłodze, plecami opierając się o łóżko i zaczęły sobie polewać. Zignorowały towarzystwo, które siedziało na dole.
Po trzeciej butelce, którą cichaczem przemyciły z spiżarni, zorientowały się, że są kompletnie wstawione i jutro będą mieć ból głowy, ale piły, bo to przynosiło im ulgę w cierpieniu. Każda miała własne problemy i gdy w końcu każda z nich zrzuciła z siebie ciężar leżący na sercu, padły sobie w objęcia, przewracając pustą butelkę wina, i zaniosły się głośnym szlochem. W takim stanie znalazła ich Karolina, która szukając łazienki, usłyszała głośny płacz.
- Jacek! - wpadła do salonu Karolina, krztusząc się ze śmiechu. - Chodź, musisz coś zobaczyć.
I nie zwracając uwagę na to, że za Jackiem powędrowali wszyscy znajdujący się w salonie, pognała na górę. Amelia i Dorota już nie płakały, lecz cicho pochlipywały, a gdy do pokoju wpadli wszyscy, z jej mężem na czele odsunęła się od przyjaciółki, zmierzyła ich pogardliwym spojrzeniem i czknęła.
- Wy nic nie fiecie – wybełkotała i znów czknęła, co wywołało ogólną wesołość wśród zebranych.
- No pięknie, nasza córka zalała się w trzy... - zaczął pan Lasek, ale żona sprzedała mu kuksańca w bok i zamilkł.
- Muszę to uwiecznić na zdjęciu, bo Amelia mi nie uwierzy – zaśmiał się rozbawiony Filip i pstryknął kilka fotek telefonem.
- No, już wystarczy tego przedstawienia. Filip, pomóż mi – poprosił Jacek i zaczął powoli podnosić Amelię do góry. Przez chwilę opierała się, ale potem opadła z sił i pozwoliła mu na wszystko.
Filip zajął się Dorotą, która zaczęła obrzucać go ordynarnymi wyzwiskami. Z jej bełkotu Rozner zrozumiał tyle, że wszyscy faceci to bydlaki bez serca, że każdy zasługuje na bolesną kastrację i bardzo go nienawidzi, choć sam nie wiedział, co jej takiego zrobił.
Reszta towarzystwa wyszła z pokoju i skierowała się do salonu, naśmiewając się z młodych kobiet, które po prostu pozwoliły sobie na kilka lampek wina za dużo.
Jacek zaniósł żonę do sypialni, położył ją na łóżku, a potem powoli zaczął rozbierać z ubrań.
- Nie – zaprotestowała Mela, ale Krzyżanowski nie zwrócił na to większej uwagi. Popatrzył na żonę, powieki same jej się zamykały, wyglądała na bardzo śpiącą. Zsunął z ramion wąskie ramiączka sukienki i pozwolił materiałowi opaść aż do łokci. Delikatnie ułożył ją na łóżku, a potem sprawnymi ruchami wyciągnął spod jej ciała sukienkę, metodycznie odsłaniając kawałki nagiego ciała. Poczuł dławienie w gardle, gdy przyjrzał się żonie. Odwrócił wzrok i szybko zdjął z niej stanik, pończochy i majtki. Pozbył się bielizny i nakrył ją kołdrą. Rzucił jeszcze ostatni spojrzenie na żonę i skierował się do wyjścia, ale zamarł, gdy wyraźnie usłyszał, co Amelia wyszeptała, chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że on wciąż tu jest i wszystko słyszy. - Kocham cię.
- Ja ciebie też – odpowiedział i wyszedł. Musiał zająć się resztą gości, która nadal była w domu.

***

- No i co tam, mnichu? - zagadnął wesoło Filip, gdy rano Jacek wszedł do kuchni. Rozner, podobnie jak Dorota, dostał pokój na noc. Krzyżanowski nie pozwolił mu jechać do Rzeszowa.
- Zamknij się – burknął Krzyżanowski, popijając kawę. Wstał bardzo wcześnie, ponieważ nie mógł już dłużej leżeć. Bliskość Amelii, nawet jeśli była ona wstawiona, a rano będzie męczył ją kac, działała na niego wprost niewiarygodnie pobudzająco.
- O, coś nie w sosie dziś jesteśmy.
- Wody – usłyszeli nagle przeciągły skrzek z korytarza. Ku nim zmierzała wymięta, zmarnowana i blada jak prześcieradło Dorota. Doczłapała się do kuchni i rzuciła na krzesło, opierając czoło o zimny blat. - Och, jak cudownie. Jak cudownie, chyba zaraz dojdę.
- Ona tak zawsze? - zapytał Filip Jacka, który podszedł do lodówki i wyciągnął butelkę zimnej wody.
- Sprite też może być – jęknęła rudowłosa i znów przytuliła twarz do zimnej nawierzchni.
- Tak, ona tak zawsze. Jest cudowna, prawda? - zapytał rozbawiony gospodarz i wyjął z lodówki butelkę gazowanego napoju oraz szklankę.
- Kto jest cudowny? - usłyszeli kolejny skrzek. Amelia.
- O Boże, zombi powstało – jęknął Filip, udając przerażenie.
- Zabawne – odburknęła Amelia i usiadła obok przyjaciółki, również składając się w taką samą pozycję.
- Zrobię wam mocnej kawy i śniadanie – zawyrokował w końcu Jacek.
Dziewczęta protestowały przeciwko jedzeniu, ale Krzyżanowski był nieugięty. Pomimo mdłości jakie miały dziewczyny, wmusił w nie jedzenie, które popiły mocną kawą.
Po godzinie dziewczyny były już w miarę normalnym stanie, już nie jęczały i nie zbierało im się na wymioty, choć wciąż były blade i mrużyły oczy pod wpływem światła. Amelia szybciej pozbierała się od Doroty, dlatego pod koniec dnia wypiła miskę czerwonego barszczu i zjadła kawałek ciasta. Poczuła się już zdecydowanie lepiej, Dorota wciąż leżała plackiem w tymczasowym pokoju i umierała.
Prócz państwa Krzyżanowskich i Alicji oraz Marysi, w salonie siedzieli także Laskowie. Popijali kawę i rozprawiali o niczym. Tematy raczej były błahe, więc i zaangażowanie rozmówców też nie było duże, każdy dorzucał swoje trzy grosze.
Amelia siedziała skulona w kącie sofy, owinięta polarowym kocem, obok niej spoczął Jacek, wyciągając długie ramię na oparciu za jej głową. Marysię zabawiał pan Lasek. Uwielbiała dziadka, który kochał małą i rozpieszczał ją do granic możliwości.
Pomimo wesołej atmosfery panującej w salonie, Amelia czuła się smutna i samotna, choć przecież miała rodziców i męża na wyciągnięcie ręki, zwłaszcza tego ostatniego, który siedział tak blisko, ale był od niej oddalony. Kiedy to się skończy?, pomyślała.
Pod wpływem kłębiących się w niej uczuć, przytuliła się do niego, czym mocno go zaskoczyła. Dostrzegła to w jego oczach, ale szybko zmienił się ich wyraz. Uśmiechnął się do niej czule, pogłaskał ją po policzku, a potem jedną dłonią otoczył ramiona i palcami zaczął muskać nagą skórę ramion. Zadrżała pod wpływem jego dotyku, ale przysunęła się bliżej, domagając się większej czułości.
Nakryła męża kocem tak, by móc niepostrzeżenie wsunąć mu dłoń pod koszulę. Kiedy to zrobiła, dostrzegła minę Jacka. Uśmiechnęła się do siebie, czując znacznie większą pewność siebie. Nie była mu obojętna, działała na niego bardzo mocno, dlatego rozsądnie wysunęła dłoń i wstała.
- Idę się położyć. Wesołych Świąt.
- Dobranoc – odpowiedzieli wszyscy chórem i wrócili do przerwanej rozmowy.
Jacek został przez chwilę sam, ale potem i on uciekł do sypialni. Wszedłszy do środka zorientował się, że Melki nie ma w środku, rozebrał się więc i postanowił wziąć prysznic.
- Gdzie byłaś? - zapytał złowieszczo spokojnym głosem, gdy wrócił do pokoju i zastał żonę w sypialni. Amelia jednak wyczuła w nim pulsujące pożądanie, któremu i ona powoli ulegała. Czuła rosnące między nimi napięcie, które lada chwila skończy się tylko w łóżku. Na to liczyła, choć bała się konsekwencji.
- Byłam u Doroty i chciałam położyć spać Marysię, ale bardzo opierała się i została jeszcze z rodzicami na dole.
- Chodź tu, Amelio – zażądał, przyjmując wyjaśnienia żony skinieniem głowy. - Chodź tu i pocałuj mnie – powtórzył.
- Dobrze – odpowiedziała, ale nadal stała w miejscu, patrząc na męża, wahając się. W końcu postawiła jeden krok, a potem kolejny i szybko znalazła się w miażdżącym uścisku ramion męża.
Zatonęła w ciepłych objęciach Jacka, tuląc się do niego mocno. Brakowało jej tego, brakowało jej wszystkiego, co związane było z mężem. Musiała go pocałować. Wspięła się więc na palce i musnęła drżącymi wargami jego usta, choć z tyłu głowy dudnił strach, ostrzegając ją przed tym poważnym krokiem.
Potrząsnęła głową i odsunęła się od Jacka.
- Jacek – zaczęła, czując dławienie w gardle. Nie mogła, chciała, lecz nie potrafiła. Zbyt dobrze pamiętała ból po stracie dziecka. Mąż musiał chyba coś wyczytać z jej twarzy, gdyż zmarszczył brwi, a na twarzy pojawił mu się gniewny wyraz. Westchnęła, czując wyrzuty sumienia. Znów coś psuje. Znów go odrzuca.
- O co chodzi? Dlaczego znów się ode mnie odsuwasz? Amelio, czego tak bardzo się boisz, że nie chcesz mnie dopuścić do twojego serca?
- Doskonale pamiętam, co czułam, gdy byłam w szpitalu... - jęknęła, gdy mąż chwycił ją mocno za ramiona i podprowadził do łóżka. Posadził ją gwałtownie na nim, a sam stanął nad nią w rozkroku. Amelia przez chwilę wpatrywała się w jego wzwód ukryty pod spodniami.
- Patrz sobie, patrz, bo po tej rozmowie zamierzam uprawiać z tobą seks.
- Zamierzasz? Moje zdanie się nie liczy? - wykrztusiła, czując jak policzki płoną jej ze wstydu i irytacji.
- Nie.
- No pewnie, przecież jaskiniowcy nadal żyją! - warknęła i podniosła się z łóżka. - Jeśli mamy rozmawiać w ten sposób, to w ogóle nie rozmawiajmy, bo tylko się kłócimy.
Wyminęła go i wyszła z pokoju.
Jacek stał przez chwilę sfrustrowany. Miał ochotę iść za żoną i zaciągnąć ją do sypialnia z powrotem i spełnić swoje wcześniejsze słowa. Nie zrobił tego jednak, stał tylko pośrodku pokoju i przeczesywał dłońmi włosy. Nie rozumiał jej. Raz była słodka i całowała go zachłannie, by za chwilę rzucić się na niego z pazurami.
Dlaczego tak się zamykała przed nim? Aż tak bardzo się bała kolejnej ciąży? Nie wiedział jak jej pomóc. Nie wiedział jak sobie pomóc.


8 komentarzy:

  1. Jak masz to opowiadanie zakonczyc, to zakoncz bez tych wszystkich smutnych chwil, bo jak ostatnio zauwazylam to nie zalezy Ci juz na historii tylko na tym, aby jak najszybciej skonczyc ten blog. To wedlug mnie jest bez sensu, bo powinnas z usmiechem na twarzy to robic, a nie uwazac ze jest beznadziejny. Beznadziejne bedzie zakonczenia jak tak dalej pojdzie, wiec, prosze, popraw relacje miedzy bohaterami.
    Meg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, ja zawsze pod koniec męczę tak moich bohaterów. Osobiście lubię ich pognębić i trochę pomieszać im w życiu, ale ja zazwyczaj piszę opowiadania z happy endem, więc możesz być spokojna o relację między Amelią i Jackiem :) No cóż, muszę się przyznać, że jak kończę jakieś opowiadanie, to chcę to zrobić jak najszybciej. Po prostu widzę, że już zostało mi niewiele, poza tym, jakoś tak od kilku dni trzyma mi się kiepski humor, wiec i to przekłada się na to, co piszę:)
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Pewnie, przypadkiem cofnęłam stronę i poprzedniemu komentarzowi mówię pa, pa...
    Chociaż w sumie i tak nie wiem, co napisać. Przeczytałam dwa razy, a i tak nie wiem. Denerwuje mnie ta ich niedojrzałość - innego słowa nie potrafię znaleźć, aby opisać Melkę i Jacka. Nie wiem, czy to Twój zamierzony zabieg, że oni zachowują się jak dzieciaki, które próbują bawić się w dom, czy może gdzieś Ci się to posypało w fabule, albo nie wiedziałaś jak to ugryźć. Zastanawiam się, jak chcesz to odkręcić w ciągu tych dwóch ostatnich rozdziałów, bo Melka i Jacek potrzebowali ich dziewięć, żeby się spiknąć, kolejne rozdziały to naprawianie i komplikowanie relacji między nimi. Wcześniej opisywałaś ich znajomość dokładniej, a teraz przeskakujesz z miesiąca na miesiąc, aż sama się zastanawiam, jak oni wytrzymują już trzeci miesiąc takie życie. Mam nadzieję, że nie planujesz kolejnego rozdziału osadzić w styczniu/lutym, a ostatniego gdzieś w lipcu, na cudownych wakacjach, gdzie w końcu się godzą. Z tego, co pamiętam, na początku dokładniej opisywałaś ich znajomość, teraz gdzieś mi brakuje tej nuty ekscytacji, która panowała na początku. W ich sytuacji pewnie mogliby odbudowywać swój związek zaczynając od takich małych kroków. W sumie myślałam, że tak będzie. Tutaj jest albo celibat, albo seks w garażu. Ale to Twoje opowiadanie, takie to moje gadanie tylko :P Pewnie i tak większości się podoba, mnie brakuje tutaj kilku rzeczy :)
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Same here, zawsze robię to przez przypadek, a potem się wkurzam, bo mam już całkiem ładny komentarz napisany xD Witaj w klubie ;)

      Jak to zamierzam rozkręcić? Cóż, na pewno nie zamierzam robić z tego lukrowego happy endu , to znaczy wiesz, nie tak jak w przypadku Zamkowej bestii, że sobie spijali z dzióbków, taką mam nadzieję.
      Może rzeczywiście gdzieś mi się to posypało, może nie jest to tak jakbym chciała, ale ostatecznie to opowiadanie ( chyba ) nie jest narażone na całkowite zawalenie. Z założenia to miało być krótkie, proste w fabule opowiadanie bez zbędnych wątków i zawiłych relacji, więc wydaję mi się, że akurat takie przeskakiwanie, choć nie robię tego tak drastycznie, nie jest aż takie najgorsze;)
      Akurat w tych ostatnich rozdziałach nie planuję aż takiego zwrotu akcji i możesz być spokojna, wcale nie zamierzam przeskakiwać do lipca. Wakacje tylko są wspomniane i tyle, nie będę do nich wracała, bo właśnie dlatego, żeby nie kopać tego aż tak bardzo, no i ostatecznie postawię na zakończenie pół otwarte, że się tak wyrażę. Zresztą, sama się przekonasz. Oby tylko nie było tak źle jak przy tym rozdziale.
      Raczej wątpię, czy większości to się spodoba, pewnie podzielą Twoje zdanie, ale liczę się z nim i w sumie szczerość to podstawa. Nie zawsze warto głaskać mnie po głowie xD

      Pozdrawiam <3

      Usuń
  3. Amelia ma jakąś blokadę, mam nadzieję, że do pokonania. Wierzę, że Jacek się nie podda i słowa Doroty nie staną się faktem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak tak czytałam ten rozdział, to miałam ochotę krzyknąć: Amelia, ogarnij się! Nie czaję właściwie wszystkiego, co się tutaj dzieje. Nie czaję, jak Jacek może przeżyć tyle miesięcy w takiej frustracji i tylko parę razy, zresztą bezskutecznie, próbować naprawiać swoje relacje z żoną. Nie czaję, jak Amelia może tak żyć bez pomyślenia, że może coś trzeba by zmienić - nie wiem, iść do psychologa? Zrobić cokolwiek? Może zacząć sensowne życie wreszcie, znaleźć pracę, zamiast tylko siedzieć w domu i zajmować się dzieckiem? (Zresztą mam wrażenie, że Amelia zawsze tak robiła, bo nawet wcześniej, przed ślubem z Jackiem, dostawała pieniądze od rodziców - a robiła w ogóle coś w życiu? Cokolwiek?) A przede wszystkim nie czaję, jak może bać się seksu z własnym mężem z obawy przed kolejną ciążą. Halo, mamy dwudziesty pierwszy wiek! Nie chce ciąży, to kupuje prezerwatywy albo środki antykoncepcyjne, w czym problem? Przecież takie życie jest koszmarem, więc po co w nim tkwić? Może gdyby znalazła sobie coś pożytecznego do roboty, wreszcie zaczęłaby się zachowywać normalnie, bo w tej chwili strasznie mnie irytuje.

    Wybacz, że tak narzekam, ale nie mogłam już wytrzymać i musiałam to z siebie wyrzucić;)

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę, no nie mogę. LUCYFERZE CZY TY TO WIDZISZ!? Złapałabym Amelię i nakopała do dupska. Jak ona mnie denerwuje. Co za pinda...co ona chcę?! Ma stanąć i powiedzieć, że ją kocha z cekinami i konfetti dla słodkiej Amelki, och teraz tutaj...?! Ona jest debilnie głupia. Facet szaleje na jej punkcie, a ta odwala numery jak nastolatka. Niech on ją zostawi, błagam! Może wtedy zrozumie. Może właśnie tego chce, bo do tego dąży. Pierwszy raz chcę żeby główni bohaterzy nie byli razem, bo Amelia to piczka. Tyle.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej, Amelia dostała większe baty od czytelników niż od samego życia, jakie wiedzie w tej historii. Czy tylko ja ją jakoś rozumiem? Okey, zachowuję się faktycznie raz tak, raz tak, ale nie wydaję mi się to zbyt przesadzone po tym, jak straciła dziecko. Z psychologicznego punktu widzenia, człowiekowi może odwalić, a zwłaszcza kobiecie, której szaleją hormony. Strata dziecka to tak ogromna trauma, że może zaowocować niechęcią do współżycia i zrozumiałym lękiem przed kolejnym poczęciem. Dlatego nie, wcale nie uważam, że Amelia jest durna czy coś w tym stylu. Rozumiem ją, co nie znaczy, że nie żal mi Jacka. Chociaż wydaję mi się, że on też jest nierozgarnięty w małżeństwie. Wymaga od Melki szczerości, ale sam też nie powie pewnych rzeczy. Moim zdaniem powinni usiąść i porozmawiać. Seks nie naprawi tu niczego, może być przyjemny, ale na chwile. To rozmowa i szczerość może ich scementować, tylko to. Otwarte powiedzenie w oczy, czego chcą i co ich boli. :D
    Przepraszam, że tak późno! Ślę oczywiście buziaczki! :*

    OdpowiedzUsuń

SPAM DO ODPOWIEDNIEJ ZAKŁADKI, BO ZNAJDĘ I POĆWIARTUJĘ!

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Terrible Crash, Tumblr, Lea Michele.