-
Uprawiacie seks? - padło pytanie. Amelia spojrzała zaskoczona na
Dorotę. Obie siedziały u niej w mieszkaniu. Marysia bawiła się z
kotem rudowłosej, więc mogły spokojnie porozmawiać.
Przyjaciółka
w końcu powróciła ze studiów. Zbliżały się święta,
więc chciała je spędzić w Mielcu, choć zawsze powtarzała, że
tak naprawdę, gdyby nie kochała tego miasta tak bardzo, zostałaby
w Rzeszowie i już nigdy tu nie wracała. Nic ją tu nie trzymało.
Amelia
tęskniła za Dorotą, bo sama nie studiowała i siedziała w domu i
bardzo się nudziła. Nawet czytanie książek i oglądanie zaległych
seriali ją irytowało i już dawno nie robiła nic, co na chwilę
oderwałoby ją od dręczących myśli.
-
Nie – powiedziała i odwróciła twarz od przenikliwego
wzroku Doroty.
-
Nie chcesz, czy po prostu nie?
-
Chcę – odpowiedziała w końcu z westchnieniem. I tak nie było
sensu okłamywać Doroty. Przecież znała ją na wylot. Wiedziała,
kiedy kłamie.
-
Ale? - dopytywała się Dorota i wyglądało na to, że nie odpuści.
-
Chcę, ale oddaliliśmy się z Jackiem tak bardzo, że nawet jak leżę
z nim w jednym łóżku, to czuję jakby go w ogóle nie
było... I w ogóle, boję się...
-
Jezu, no to czemu mu o tym nie powiesz? Albo nie, po prostu jak
będzie spał, to zrób mu laskę - Dorota wzniosła oczu ku
niebu, w niemym oburzeniu. - Seks oralny pomaga, jeśli facet chodzi
tak nabuzowany jak Jacek, a biedak ocieka testosteronem. Powinnaś to
wykorzystać, póki nie pójdzie do innej.
-
Zwariowałaś?! Jacek...
-
Twój mąż – przerwała jej nagle - przyjrzyj mu się
uważnie, to chodząca beczka z prochem. Jest tak podminowany, że
lada chwila i eksploduje. Albo pobiegnie do innej z płaczem, że
jesteś oziębłą suką...
Amelia
zastanowiła się przez chwilę, czy teraz mówiły o niej, czy
o Dorocie i o tym, co zrobił Łukasz. Ale ani myślała jej tego
wypominać. W tej chwili przez dziewczynę przemawiało złamane
serce oraz gorycz, więc wszelkie próby przekonania jej, że
jest inaczej spełzłby na niczym. Rozumiała jej ból, więc
pozwala dziewczynie wylewać swoje żale.
-
Seks to nie wszystko – zaprotestowała słabo, wzdragając się na
samą myśl o tak intensywnej bliskości z Jackiem.
-
Może i nie, ale na pewno nie zaszkodzi – zawyrokowała hardo
Dorota i wsunęła do ust ciastko.
Amelia
zamyśliła się, starając się wzbudzać zainteresowanie rozmową,
ale trawiła słowa przyjaciółki. Nie, oczywiście, że nie
zaszkodzi, ale doskonale wiedziała, że musiała się odpowiednio
zabezpieczyć, by mogli ten seks uprawiać. Wolała nie ryzykować.
Nie chciała zajść w ciążę, w ogóle nie chciała mieć
już dzieci. Lęk przed poronieniem utkwił w niej znacznie głębiej,
niż początkowo myślała.
W
końcu Amelia uznała, że czas wracać do domu. Nie mogła dłużej
siedzieć na głowie przyjaciółce i obarczać ją problemami,
w chwili, gdy ona sama miała inne. Nim udało im się wydostać z
mieszkania, zadzwonił Jacek.
-
Gdzie jesteście? - zapytał od razu, bez zbędnych czułych powitań.
Amelia westchnęła tęsknie i próbowała skupić myśli na
słowach męża.
-
Wychodzę już od Doroty – zaczęła nieśmiało, niepewnie.
-
Możesz jeszcze u niej zostać chwilę? Przyjadę po was i pojedziemy
na zakupy.
Rozłączył
się za nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć. Popatrzyła na
Dorotę kpiąco i wzruszyła ramionami.
-
Czego chciał twój nabuzowany testosteronem mąż? - zagadnęła
przyjaźnie rudowłosa.
-
Jedzie po nas.
-
Boże, aż bije od ciebie entuzjazmem! Rzygam tęczą! - zawołała
przyjaciółka, opierając się o ścianę.
Amelia
rzuciła zaniepokojone spojrzenie w stronę Marysi. Miała nadzieję,
że dziewczynka nic nie słyszała z tego, co mówiły. Ta
jednak nie była zainteresowana ich rozmową, bo jej uwagę
całkowicie pochłonął stary kocur. Najwidoczniej Lucyfer bardzo
spodobał się dziewczynce i nie potrafiła się z nim rozstać.
Głaskała go, przymilała się i przemawiała cicho, a zwierzak
siedział, mruczał i ocierał się o nią, zachwycony, że w końcu
ktoś zwrócił na niego uwagę.
-
Opanuj się! - syknęła niezadowolona Amelia i przysunęła się do
Doroty, aby mogły rozmawiać nieco ciszej.
-
Taka prawda. Nie jesteś szczęśliwa, ale sądzę, że jakiś
szalony numerek w samochodzie albo pod ścianą rozładowałby
napięcie. Nie naprawiłby was, ale na pewno nie byłabyś tak
sfrustrowana seksualnie. Nie kręć głową, wiesz, że mam rację.
Dorota
miała rację, Amelia to wiedziała, ale ciężko było się przyznać
do tego. Nie była najlepszą żoną, skoro unikała wszelkiego
kontaktu fizycznego z mężem. Przecież wiedziała, że mu się
podoba, że go podnieca, ale mimo to, wzdragała się na samą myśl
o seksie.
Obie
podskoczyły, gdy w ciasnym korytarzyku rozległ się głośny
dzwonek. Amelia rzuciła szybkie spojrzenie w stronę przyjaciółki.
-
Nie bój się, to tylko twój mąż! - zawołała
radośnie i puściła jej oczko.
-
Marysiu, zbieraj się. Tata przyjechał – poprosiła cicho Mela, a
w tym czasie ich gospodyni otworzyła drzwi.
W
progu stanął Jacek Krzyżanowski ubrany w szary płaszcz. Wokół
szyi miał przerzucony granatowy szalik. Wygląda wprost cudownie,
jak uosobienie jej pragnień. Jego wygląd podkreślały jeszcze
ciemne levisy i szary sweter z wielkimi guzikami doszytymi na
kołnierzu. Wyglądał jak model z jakiegoś tygodnika o modzie.
-
Tak wygląda zakochana kobieta – szepnęła panna Kocoł, gdy
Amelia odwróciła się, by pożegnać się z przyjaciółką.
Marysia i Jacek już się wyszli.
-
Sama widziałaś jak wygląda – mruknęła, zarumieniona i nieco
zawstydzona. Miała płonące oczy, czerwone policzki, a usta
mimowolnie rozciągały się w szerokim uśmiechu na samą myśl o
mężu.
-
Tak, byczek pierwsza klasa. Ciekawa jestem ile dostałabyś za niego
w czasach, gdy jeszcze można było legalnie sprzedawać ludzi...
-
Dorota! - krzyknęła rozbawiona Amelia i ucałowała przyjaciółkę
w policzek, życząc jej udanego wieczoru.
***
Jacek
doskonale pamiętał, co poczuł, gdy Dorota otworzyła drzwi i
ujrzał swoją żonę. Stała w ciasnym korytarzu ubrana w czarny
płaszczyk, gruby szalik i dużą czapkę z pomponem. Wyglądała
wprost prześlicznie, ale w oczach czaił się ból i
zagubienie. W tamtym momencie zaatakowało go wiele uczuć: od fali
pożądania po tęsknotę i troskę.
Nawet
teraz, gdy zmierzali w stronę Rzeszowa, czuł to wszystko z
porażającą siłą. Starał się skupić na drodze. Gdyby nie
Marysia, zapewne zatrzymałby samochód gdzieś na poboczu i po
prostu zabrał się do Amelii, całując ją i pieszcząc. Tego
właśnie potrzebował, cholernego seksu!
W
samochodzie panował cisza, która pęczniała z każdym
kolejnym kilometrem, nawet stare przeboje, które płynęły
cicho z radia nie potrafiły przebić się przez barierę milczenia.
-
Jak było u Doroty? - zagadnął w końcu Jacek, sądząc, że Mela
będzie chciała coś opowiedzieć o wizycie u przyjaciółki.
Lubił
tą rudowłosą dziewczynę. Była szczera, zabawna i nieco szalona,
zupełnie inna niż jego żona. Amelia starała się zawsze mówić
powoli, każde jej słowo było przemyślane. Jego żona odznaczała
się także spokojem, choć wielokrotnie zaprzeczała temu, będąc
złośliwą i agresywną. Taka właśnie była. Całe sto
sześćdziesiąt centymetrów sprzeczności. Dorota jednak
niewiele miała wspólnego ze spokojem, no i bywała
bezkompromisowa.
-
Dobrze – odpowiedziała cicho i wróciła do obserwacji
obrazków umykającym za szybą. Nie jechał zbyt szybko, ale
miał na to ochotę. Przynajmniej oderwałby żonę od tych myśli,
które sprawiały, że marszczyła czoło i patrzyła na niego
w tak dziwny, nieodgadniony sposób. Nie lubiła szybko
jeździć, więc udałoby mu się ściągnąć Amelię na ziemię.
Po
godzinie dotarli do Rzeszowa.
Jacek
postanowił jechać na zakupy, choć do głowy wpadł mu inny pomysł,
aby spędzić trochę czasu z Marysią i Amelią. Chciał wynagrodzić
ostatnie tygodnie, w których zaniedbał córkę i żonę.
Ale zachowanie milczącej Amelii wcale nie ułatwiało mu zadania,
więc musiał albo się z tym pogodzić albo dalej walczyć. O nią.
O nich.
Jacek
kluczył między samochodami na parkingu przez jakiś czas, aż w
końcu udało mu się znaleźć wolne miejsce. Rzeszowska galeria
mieściła się w centrum miasta, dlatego Amelia wcale się nie
zdziwiła, gdy po wejściu do środka dostrzegła tłumy ludzi
spacerujących po sklepach.
-
No dobrze, moje drogie panie, dziś wasz pan i władca jest hojny,
więc proście o co chcecie – zakomunikował Jacek, gdy w końcu
zagłębili się w galerię, spacerując obok sklepów i
stoisk. Marysia pisnęła zachwycona i zaczęła wykrzykiwać różne
rzeczy, z długiej listy, ale ojciec nie mógł zgodzić się
na to wszystko. Dlatego wybrała kilka ważnych dla niej zabawek. - A
tym Amelio, czego sobie życzysz? - zapytał Jacek, gdy żona stała
milcząca w pobliżu córki i czekała, aż ruszą na zakupy.
To
pytanie najwidoczniej ją zaskoczyło, ponieważ spojrzała na niego
szybko, zdradzając się z emocjami, jakie nią targały. Po chwili
jednak przybrała na twarz bezbarwną maskę i odpowiedziała
matowym, nieco tylko drżącym głosem:
-
Życzę sobie miłości – odpowiedziała i szybko zniknęła w
obuwniczym.
Marysia
pognała za przybraną mamą, a Jacek stał oszołomiony na zewnątrz,
wzrokiem wbitym w miejsce, gdzie przed chwilą stała żona. Życzy
sobie miłości? To świetnie, da jej tylko ile tylko będzie chciała
i jeszcze więcej, tylko najpierw musi sama pokonać barierę, którą
stworzyła.
Zakupy,
mimo początkowej niechęci Amelii, udały się tak dobrze, że
Marysia w drodze powrotnej zasnęła w foteliku. Była zmęczona, ale
szczęśliwa. Gdyby nie radio, w samochodzie panowałaby okropna
cisza, zagłuszana jedynie szumem samochodu.
-
Chyba musimy poważnie porozmawiać – powiedział w końcu Jacek,
gdy dojeżdżali już do Mielca.
-
Po co? - zapytała buntowniczo jego żona i zerknęła na niego kątem
oka. Pochwycił jej spojrzenie, ale szybko odwrócił wzrok na
drogę.
-
Bo może mam już dość tej sytuacji? Możesz tak żyć? Tylko
odpowiedz szczerze, bo nie chcę żadnych krętactw – zażądał
stanowczo. Przedłużająca się cisza w samochodzie sprawiła, że
stracił nadzieję na to, że Amelia otworzy się przed nim. W końcu
jednak padła odpowiedź, na którą tak długo czekał.
-
Nie, nie mogę.
Nie
doczekał się kontynuacji. Amelia szybko wysiadła z samochodu i
podeszła do tyłu, gdzie spała spokojnie Marysia. Obudziła ją
łagodnie i pomogła wyplątać się z pasów. Wzięła ją za
rękę i poszły do domu, Jacek został sam z zakupami, które
musiał wyładować i zanieść do domu.
Wyciągnął
wszystkie torby i paczki i zatrzasnął bagażnik.
-
Pomogę ci – usłyszał cichy szept. Odwrócił się
gwałtownie w stronę żony. Patrzył na nią przez chwilę, a potem
podszedł i bez namysłu przycisnął do zimnej ściany garażu.
-
Nic nie mów – warknął tylko i pocałował ją gwałtownie,
wpraszając się językiem do jej ust. Otworzyła je, zapraszając go
i ponaglając. Całował ją z pasją i namiętnością, czuła jego
nabrzmiałą męskość, gdy ocierał się o nią biodrami. Jęknęła
głucho, poddając się pasji jaka w nich eksplodowała.
-
Jacek – zaczęła cicho, gdy mąż rozpiął jej płaszcz, a potem
dżinsy i wsunął dłoń za bieliznę. Nie spodziewała się takiego
„ataku” w garażu, do którego mogła przyjść Alicja.
-
Co? Chociaż raz nie protestuj – odpowiedział niezbyt przyjemnym
tonem, ale wbrew temu, co powiedział odsunął się od niej nagle.
Spojrzał na nią rozpłomienionym wzrokiem, a potem okręcił się
na pięcie i poszedł zabrać zakupy, które stały na podłodze
zapomniane. Zabrał tyle ile był w stanie, a potem opuścił
pomieszczenie tak szybko jak gnało go stado diabłów, ale tu
była tylko ona.
Amelia
stała przez chwilę oszołomiona. Po chwili udało jej się dojść
do ładu, nie tylko z ubraniami, ale także z własnymi myślami.
Jacek niespodziewanie pocałował ją, przypierając do ściany, co
zaskoczyło ją, ale także pobudziło i żałowała, że odsunął
się od niej tak gwałtownie. Dlaczego nie kontynuował? W garażu
był zimno, to prawda, ale oni samo byli rozgrzani do czerwoności.
Pożądali siebie nawzajem, płonęli za każdym razem, gdy któreś
dotknęło tego drugiego, ale jakoś nie mogli się przemóc,
zrobić ten krok do przodu i pozwolić sobie na coś więcej.
Trzymała
Jacka na dystans i wiedziała, że to nie było dobre, ale bała się,
była zagubiona i kompletnie nie wiedziała, co zrobi, jeśli znów
zajdzie w ciąże. Nie miała zamiaru pocieszać się myślą, że
kobietom zdarza się poronić. To wcale nie było miłe, lecz
przygnębiające. A ona sama miała wrażenie, że im dłużej tkwią
z mężem w takim stanie, tym coraz szybciej zbliżają się do
rozwodu. Jeśli Jacek zechciałby rzeczywiście rozejść się z nią,
to nie miałaby do niego pretensji. Przecież to jej wina, ale tak
trudno było nie myśleć o tym, co się stało. Jak miała pokonać
tę barierę?
***
Święta
Bożego Narodzenia nadeszły bardzo szybko. Amelia wraz z Alicją
zaczęły przygotowania do Wigilii. Obie panie stwierdziły, że
zaproszą na wieczerzę rodziców Amelii i Karolinę, co prawda
teściowa wahała się, gdy dziewczyna wspomniała o starszej
siostrze, ale ostatecznie nie była złą kobietą i wiedziała, że
Karolinie zrobiłoby się przykro, gdyby została bez zaproszenia.
Również na Wigilii miał pojawić się Filip, a także
Dorota, która przecież już dawno przestała spędzać Boże
Narodzenie i inne święta z rodziną, więc wszystko wskazywało na
to, że ten jeden wieczór w domu Krzyżanowskich zawrze od
rozmów, śmiechów i okrzyków radości przy
otwieraniu prezentów. Już wcześniej ustalili, że wszystkie
prezenty otworzą po wieczerzy i po odczytaniu przez Marysię
odpowiedniego fragmentu z Biblii.
To
wszystko brzmiało jak święta szczęśliwej i kochającej się
rodziny, ale Amelia wiedziała, że nie do końca tak będzie, choć
usilnie starała się walczyć z poczuciem, że to wszystko sypie się
z jej winy.
***
Jacek
nie był przygotowany na widok jaki zafundowała mu żona, gdy wszedł
niespodziewanie do pokoju. Stała pochylona nad szufladą w samej
bieliźnie. Stanął jak wryty, gdy dostrzegł jej ciało. Schudła
tak bardzo, że aż się przeraził. Do tej pory jakoś nie zwrócił
na to uwagę, bo nosiła grube bluzy lub wełniane swetry, co
skutecznie maskowało jej figurę. Na wieczór, do spania,
zakładała raczej szerokie podkoszulki i spodnie od piżamy, więc
nie był w stanie przyjrzeć się jej figurze. Za to teraz, na
godzinę przed Wigilią miał doskonały widok na jej szczupłe uda,
i plecy, na których odznaczały się wszystkie kręgi i kości
jakie miała.
Amelia
odwróciła się i zamarła widząc stojącego w drzwiach
Jacka. Zmieszała się, ale potem wzruszyła ramionami, jakby
obecność męża w ogóle ją nie ruszyła i podeszła do
łóżka, na którym leżała już rozciągnięta
zielona, koktajlowa sukienka.
-
Dlaczego to robisz, Amelio? - zapytał. Może uda mu się wyciągnąć
z niej odpowiedź, bo przecież nie może dłużej pozwolić na to,
aby jego żona wyglądała tak, jak teraz. Kochał jej krągłości.
-
Co robię? - zapytała z autentycznym zaskoczeniem.
-
Dlaczego robisz sobie krzywdę głodząc się? - zapytał napastliwym
tonem, podchodząc do niej bliżej. Delikatnie odgarnął suknię,
aby jej nie zmiąć i usiadł na brzegu łóżka. Dziewczyna
zadrżała i próbowała się odsunąć, ale nie pozwolił jej
na to. Złapał ją za rękę i przycisnął do ust. Miała zimne
dłonie, które drżały, miał nadzieję, że od tego samego
uczucia, jakie zawładnęło w tej chwili jego ciałem: pożądaniem.
-
Zwariowałeś? Nie robię tego specjalnie! - odpowiedziała
gwałtownie, starając się wyrwać z jego uścisku, ale daremnie.
Wciąż ją trzymał i próbował rozpalić w żonie zmysły.
On nie potrzebował wiele. Filip już się śmiał z niego, że żyje
w przymusowym celibacie i niejeden ksiądz pozazdrościłby mu
wstrzemięźliwości.
-
Schudłaś, widzę wszystkie twoje kości – zauważył i przesunął
palcem drugiej ręki po znacznie wystającym obojczyku. Żona skuliła
się, próbując przerwać jego pieszczotę, ale znów,
nie pozwolił jej na to.
-
Po prostu nie jadłam tak dużo, bo nie miałam ochoty...
-
Porozmawiasz ze mną o tym, co się dzieje w twojej głowie i w twoim
sercu?
-
Jacku, nie teraz. Muszę zbierać się na kolację. Goście zaraz
przyjdą. Później, dobrze? - zapytała, błagalnym tonem.
Jacek kiwnął głową w niemej zgodzie, choć wiedział, że to
później nie nastąpi tak szybko jakby tego chciał.
To
później w ogóle nie nastąpiło.
Kolacja
przebiegła bez wszelkich problemów. Wszyscy byli w
świątecznych nastrojach i bawili się przy stole jak prawdziwy
biesiadnicy. Jedynie Dorota, jeszcze rozżalona po zdradzie Łukasza,
miewała napady złego nastroju, ale szybko poprawił jej się humor,
gdy Amelia zaproponowała jej wino.
Gdy
Marysia poszła spać, Amelia zeszła na dół i zaprowadziła
przyjaciółkę do sypialni, w której ruda miała
spędzić dzisiejszą noc i wyjęła zza łóżka opieczętowaną
butelkę wina. Dwie lampeczki stały na parapecie. Usiadły na
podłodze, plecami opierając się o łóżko i zaczęły sobie
polewać. Zignorowały towarzystwo, które siedziało na dole.
Po
trzeciej butelce, którą cichaczem przemyciły z spiżarni,
zorientowały się, że są kompletnie wstawione i jutro będą mieć
ból głowy, ale piły, bo to przynosiło im ulgę w
cierpieniu. Każda miała własne problemy i gdy w końcu każda z
nich zrzuciła z siebie ciężar leżący na sercu, padły sobie w
objęcia, przewracając pustą butelkę wina, i zaniosły się
głośnym szlochem. W takim stanie znalazła ich Karolina, która
szukając łazienki, usłyszała głośny płacz.
-
Jacek! - wpadła do salonu Karolina, krztusząc się ze śmiechu. -
Chodź, musisz coś zobaczyć.
I
nie zwracając uwagę na to, że za Jackiem powędrowali wszyscy
znajdujący się w salonie, pognała na górę. Amelia i Dorota
już nie płakały, lecz cicho pochlipywały, a gdy do pokoju wpadli
wszyscy, z jej mężem na czele odsunęła się od przyjaciółki,
zmierzyła ich pogardliwym spojrzeniem i czknęła.
-
Wy nic nie fiecie – wybełkotała i znów czknęła, co
wywołało ogólną wesołość wśród zebranych.
-
No pięknie, nasza córka zalała się w trzy... - zaczął pan
Lasek, ale żona sprzedała mu kuksańca w bok i zamilkł.
-
Muszę to uwiecznić na zdjęciu, bo Amelia mi nie uwierzy –
zaśmiał się rozbawiony Filip i pstryknął kilka fotek telefonem.
-
No, już wystarczy tego przedstawienia. Filip, pomóż mi –
poprosił Jacek i zaczął powoli podnosić Amelię do góry.
Przez chwilę opierała się, ale potem opadła z sił i pozwoliła
mu na wszystko.
Filip
zajął się Dorotą, która zaczęła obrzucać go ordynarnymi
wyzwiskami. Z jej bełkotu Rozner zrozumiał tyle, że wszyscy faceci
to bydlaki bez serca, że każdy zasługuje na bolesną kastrację i
bardzo go nienawidzi, choć sam nie wiedział, co jej takiego zrobił.
Reszta
towarzystwa wyszła z pokoju i skierowała się do salonu,
naśmiewając się z młodych kobiet, które po prostu
pozwoliły sobie na kilka lampek wina za dużo.
Jacek
zaniósł żonę do sypialni, położył ją na łóżku,
a potem powoli zaczął rozbierać z ubrań.
-
Nie – zaprotestowała Mela, ale Krzyżanowski nie zwrócił
na to większej uwagi. Popatrzył na żonę, powieki same jej się
zamykały, wyglądała na bardzo śpiącą. Zsunął z ramion wąskie
ramiączka sukienki i pozwolił materiałowi opaść aż do łokci.
Delikatnie ułożył ją na łóżku, a potem sprawnymi ruchami
wyciągnął spod jej ciała sukienkę, metodycznie odsłaniając
kawałki nagiego ciała. Poczuł dławienie w gardle, gdy przyjrzał
się żonie. Odwrócił wzrok i szybko zdjął z niej stanik,
pończochy i majtki. Pozbył się bielizny i nakrył ją kołdrą.
Rzucił jeszcze ostatni spojrzenie na żonę i skierował się do
wyjścia, ale zamarł, gdy wyraźnie usłyszał, co Amelia
wyszeptała, chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że on wciąż tu
jest i wszystko słyszy. - Kocham cię.
-
Ja ciebie też – odpowiedział i wyszedł. Musiał zająć się
resztą gości, która nadal była w domu.
***
-
No i co tam, mnichu? - zagadnął wesoło Filip, gdy rano Jacek
wszedł do kuchni. Rozner, podobnie jak Dorota, dostał pokój
na noc. Krzyżanowski nie pozwolił mu jechać do Rzeszowa.
-
Zamknij się – burknął Krzyżanowski, popijając kawę. Wstał
bardzo wcześnie, ponieważ nie mógł już dłużej leżeć.
Bliskość Amelii, nawet jeśli była ona wstawiona, a rano będzie
męczył ją kac, działała na niego wprost niewiarygodnie
pobudzająco.
-
O, coś nie w sosie dziś jesteśmy.
-
Wody – usłyszeli nagle przeciągły skrzek z korytarza. Ku nim
zmierzała wymięta, zmarnowana i blada jak prześcieradło Dorota.
Doczłapała się do kuchni i rzuciła na krzesło, opierając czoło
o zimny blat. - Och, jak cudownie. Jak cudownie, chyba zaraz dojdę.
-
Ona tak zawsze? - zapytał Filip Jacka, który podszedł do
lodówki i wyciągnął butelkę zimnej wody.
-
Sprite też może być – jęknęła rudowłosa i znów
przytuliła twarz do zimnej nawierzchni.
-
Tak, ona tak zawsze. Jest cudowna, prawda? - zapytał rozbawiony
gospodarz i wyjął z lodówki butelkę gazowanego napoju oraz
szklankę.
-
Kto jest cudowny? - usłyszeli kolejny skrzek. Amelia.
-
O Boże, zombi powstało – jęknął Filip, udając przerażenie.
-
Zabawne – odburknęła Amelia i usiadła obok przyjaciółki,
również składając się w taką samą pozycję.
-
Zrobię wam mocnej kawy i śniadanie – zawyrokował w końcu Jacek.
Dziewczęta
protestowały przeciwko jedzeniu, ale Krzyżanowski był nieugięty.
Pomimo mdłości jakie miały dziewczyny, wmusił w nie jedzenie,
które popiły mocną kawą.
Po
godzinie dziewczyny były już w miarę normalnym stanie, już nie
jęczały i nie zbierało im się na wymioty, choć wciąż były
blade i mrużyły oczy pod wpływem światła. Amelia szybciej
pozbierała się od Doroty, dlatego pod koniec dnia wypiła miskę
czerwonego barszczu i zjadła kawałek ciasta. Poczuła się już
zdecydowanie lepiej, Dorota wciąż leżała plackiem w tymczasowym
pokoju i umierała.
Prócz
państwa Krzyżanowskich i Alicji oraz Marysi, w salonie siedzieli
także Laskowie. Popijali kawę i rozprawiali o niczym. Tematy raczej
były błahe, więc i zaangażowanie rozmówców też nie
było duże, każdy dorzucał swoje trzy grosze.
Amelia
siedziała skulona w kącie sofy, owinięta polarowym kocem, obok
niej spoczął Jacek, wyciągając długie ramię na oparciu za jej
głową. Marysię zabawiał pan Lasek. Uwielbiała dziadka, który
kochał małą i rozpieszczał ją do granic możliwości.
Pomimo
wesołej atmosfery panującej w salonie, Amelia czuła się smutna i
samotna, choć przecież miała rodziców i męża na
wyciągnięcie ręki, zwłaszcza tego ostatniego, który
siedział tak blisko, ale był od niej oddalony. Kiedy to się
skończy?, pomyślała.
Pod
wpływem kłębiących się w niej uczuć, przytuliła się do niego,
czym mocno go zaskoczyła. Dostrzegła to w jego oczach, ale szybko
zmienił się ich wyraz. Uśmiechnął się do niej czule, pogłaskał
ją po policzku, a potem jedną dłonią otoczył ramiona i palcami
zaczął muskać nagą skórę ramion. Zadrżała pod wpływem
jego dotyku, ale przysunęła się bliżej, domagając się większej
czułości.
Nakryła
męża kocem tak, by móc niepostrzeżenie wsunąć mu dłoń
pod koszulę. Kiedy to zrobiła, dostrzegła minę Jacka. Uśmiechnęła
się do siebie, czując znacznie większą pewność siebie. Nie była
mu obojętna, działała na niego bardzo mocno, dlatego rozsądnie
wysunęła dłoń i wstała.
-
Idę się położyć. Wesołych Świąt.
-
Dobranoc – odpowiedzieli wszyscy chórem i wrócili do
przerwanej rozmowy.
Jacek
został przez chwilę sam, ale potem i on uciekł do sypialni.
Wszedłszy do środka zorientował się, że Melki nie ma w środku,
rozebrał się więc i postanowił wziąć prysznic.
-
Gdzie byłaś? - zapytał złowieszczo spokojnym głosem, gdy wrócił
do pokoju i zastał żonę w sypialni. Amelia jednak wyczuła w nim
pulsujące pożądanie, któremu i ona powoli ulegała. Czuła
rosnące między nimi napięcie, które lada chwila skończy
się tylko w łóżku. Na to liczyła, choć bała się
konsekwencji.
-
Byłam u Doroty i chciałam położyć spać Marysię, ale bardzo
opierała się i została jeszcze z rodzicami na dole.
-
Chodź tu, Amelio – zażądał, przyjmując wyjaśnienia żony
skinieniem głowy. - Chodź tu i pocałuj mnie – powtórzył.
-
Dobrze – odpowiedziała, ale nadal stała w miejscu, patrząc na
męża, wahając się. W końcu postawiła jeden krok, a potem
kolejny i szybko znalazła się w miażdżącym uścisku ramion męża.
Zatonęła
w ciepłych objęciach Jacka, tuląc się do niego mocno. Brakowało
jej tego, brakowało jej wszystkiego, co związane było z mężem.
Musiała go pocałować. Wspięła się więc na palce i musnęła
drżącymi wargami jego usta, choć z tyłu głowy dudnił strach,
ostrzegając ją przed tym poważnym krokiem.
Potrząsnęła
głową i odsunęła się od Jacka.
-
Jacek – zaczęła, czując dławienie w gardle. Nie mogła,
chciała, lecz nie potrafiła. Zbyt dobrze pamiętała ból po
stracie dziecka. Mąż musiał chyba coś wyczytać z jej twarzy,
gdyż zmarszczył brwi, a na twarzy pojawił mu się gniewny wyraz.
Westchnęła, czując wyrzuty sumienia. Znów coś psuje. Znów
go odrzuca.
-
O co chodzi? Dlaczego znów się ode mnie odsuwasz? Amelio,
czego tak bardzo się boisz, że nie chcesz mnie dopuścić do
twojego serca?
-
Doskonale pamiętam, co czułam, gdy byłam w szpitalu... - jęknęła,
gdy mąż chwycił ją mocno za ramiona i podprowadził do łóżka.
Posadził ją gwałtownie na nim, a sam stanął nad nią w rozkroku.
Amelia przez chwilę wpatrywała się w jego wzwód ukryty pod
spodniami.
-
Patrz sobie, patrz, bo po tej rozmowie zamierzam uprawiać z tobą
seks.
-
Zamierzasz? Moje zdanie się nie liczy? - wykrztusiła, czując jak
policzki płoną jej ze wstydu i irytacji.
-
Nie.
-
No pewnie, przecież jaskiniowcy nadal żyją! - warknęła i
podniosła się z łóżka. - Jeśli mamy rozmawiać w ten
sposób, to w ogóle nie rozmawiajmy, bo tylko się
kłócimy.
Wyminęła
go i wyszła z pokoju.
Jacek
stał przez chwilę sfrustrowany. Miał ochotę iść za żoną i
zaciągnąć ją do sypialnia z powrotem i spełnić swoje
wcześniejsze słowa. Nie zrobił tego jednak, stał tylko pośrodku
pokoju i przeczesywał dłońmi włosy. Nie rozumiał jej. Raz była
słodka i całowała go zachłannie, by za chwilę rzucić się na
niego z pazurami.
Dlaczego
tak się zamykała przed nim? Aż tak bardzo się bała kolejnej
ciąży? Nie wiedział jak jej pomóc. Nie wiedział jak sobie
pomóc.
Jak masz to opowiadanie zakonczyc, to zakoncz bez tych wszystkich smutnych chwil, bo jak ostatnio zauwazylam to nie zalezy Ci juz na historii tylko na tym, aby jak najszybciej skonczyc ten blog. To wedlug mnie jest bez sensu, bo powinnas z usmiechem na twarzy to robic, a nie uwazac ze jest beznadziejny. Beznadziejne bedzie zakonczenia jak tak dalej pojdzie, wiec, prosze, popraw relacje miedzy bohaterami.
OdpowiedzUsuńMeg.
Spokojnie, ja zawsze pod koniec męczę tak moich bohaterów. Osobiście lubię ich pognębić i trochę pomieszać im w życiu, ale ja zazwyczaj piszę opowiadania z happy endem, więc możesz być spokojna o relację między Amelią i Jackiem :) No cóż, muszę się przyznać, że jak kończę jakieś opowiadanie, to chcę to zrobić jak najszybciej. Po prostu widzę, że już zostało mi niewiele, poza tym, jakoś tak od kilku dni trzyma mi się kiepski humor, wiec i to przekłada się na to, co piszę:)
UsuńDziękuję za komentarz, pozdrawiam! <3
Pewnie, przypadkiem cofnęłam stronę i poprzedniemu komentarzowi mówię pa, pa...
OdpowiedzUsuńChociaż w sumie i tak nie wiem, co napisać. Przeczytałam dwa razy, a i tak nie wiem. Denerwuje mnie ta ich niedojrzałość - innego słowa nie potrafię znaleźć, aby opisać Melkę i Jacka. Nie wiem, czy to Twój zamierzony zabieg, że oni zachowują się jak dzieciaki, które próbują bawić się w dom, czy może gdzieś Ci się to posypało w fabule, albo nie wiedziałaś jak to ugryźć. Zastanawiam się, jak chcesz to odkręcić w ciągu tych dwóch ostatnich rozdziałów, bo Melka i Jacek potrzebowali ich dziewięć, żeby się spiknąć, kolejne rozdziały to naprawianie i komplikowanie relacji między nimi. Wcześniej opisywałaś ich znajomość dokładniej, a teraz przeskakujesz z miesiąca na miesiąc, aż sama się zastanawiam, jak oni wytrzymują już trzeci miesiąc takie życie. Mam nadzieję, że nie planujesz kolejnego rozdziału osadzić w styczniu/lutym, a ostatniego gdzieś w lipcu, na cudownych wakacjach, gdzie w końcu się godzą. Z tego, co pamiętam, na początku dokładniej opisywałaś ich znajomość, teraz gdzieś mi brakuje tej nuty ekscytacji, która panowała na początku. W ich sytuacji pewnie mogliby odbudowywać swój związek zaczynając od takich małych kroków. W sumie myślałam, że tak będzie. Tutaj jest albo celibat, albo seks w garażu. Ale to Twoje opowiadanie, takie to moje gadanie tylko :P Pewnie i tak większości się podoba, mnie brakuje tutaj kilku rzeczy :)
Pozdrawiam! <3
Same here, zawsze robię to przez przypadek, a potem się wkurzam, bo mam już całkiem ładny komentarz napisany xD Witaj w klubie ;)
UsuńJak to zamierzam rozkręcić? Cóż, na pewno nie zamierzam robić z tego lukrowego happy endu , to znaczy wiesz, nie tak jak w przypadku Zamkowej bestii, że sobie spijali z dzióbków, taką mam nadzieję.
Może rzeczywiście gdzieś mi się to posypało, może nie jest to tak jakbym chciała, ale ostatecznie to opowiadanie ( chyba ) nie jest narażone na całkowite zawalenie. Z założenia to miało być krótkie, proste w fabule opowiadanie bez zbędnych wątków i zawiłych relacji, więc wydaję mi się, że akurat takie przeskakiwanie, choć nie robię tego tak drastycznie, nie jest aż takie najgorsze;)
Akurat w tych ostatnich rozdziałach nie planuję aż takiego zwrotu akcji i możesz być spokojna, wcale nie zamierzam przeskakiwać do lipca. Wakacje tylko są wspomniane i tyle, nie będę do nich wracała, bo właśnie dlatego, żeby nie kopać tego aż tak bardzo, no i ostatecznie postawię na zakończenie pół otwarte, że się tak wyrażę. Zresztą, sama się przekonasz. Oby tylko nie było tak źle jak przy tym rozdziale.
Raczej wątpię, czy większości to się spodoba, pewnie podzielą Twoje zdanie, ale liczę się z nim i w sumie szczerość to podstawa. Nie zawsze warto głaskać mnie po głowie xD
Pozdrawiam <3
Amelia ma jakąś blokadę, mam nadzieję, że do pokonania. Wierzę, że Jacek się nie podda i słowa Doroty nie staną się faktem :)
OdpowiedzUsuńJak tak czytałam ten rozdział, to miałam ochotę krzyknąć: Amelia, ogarnij się! Nie czaję właściwie wszystkiego, co się tutaj dzieje. Nie czaję, jak Jacek może przeżyć tyle miesięcy w takiej frustracji i tylko parę razy, zresztą bezskutecznie, próbować naprawiać swoje relacje z żoną. Nie czaję, jak Amelia może tak żyć bez pomyślenia, że może coś trzeba by zmienić - nie wiem, iść do psychologa? Zrobić cokolwiek? Może zacząć sensowne życie wreszcie, znaleźć pracę, zamiast tylko siedzieć w domu i zajmować się dzieckiem? (Zresztą mam wrażenie, że Amelia zawsze tak robiła, bo nawet wcześniej, przed ślubem z Jackiem, dostawała pieniądze od rodziców - a robiła w ogóle coś w życiu? Cokolwiek?) A przede wszystkim nie czaję, jak może bać się seksu z własnym mężem z obawy przed kolejną ciążą. Halo, mamy dwudziesty pierwszy wiek! Nie chce ciąży, to kupuje prezerwatywy albo środki antykoncepcyjne, w czym problem? Przecież takie życie jest koszmarem, więc po co w nim tkwić? Może gdyby znalazła sobie coś pożytecznego do roboty, wreszcie zaczęłaby się zachowywać normalnie, bo w tej chwili strasznie mnie irytuje.
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak narzekam, ale nie mogłam już wytrzymać i musiałam to z siebie wyrzucić;)
Całuję!
Nie mogę, no nie mogę. LUCYFERZE CZY TY TO WIDZISZ!? Złapałabym Amelię i nakopała do dupska. Jak ona mnie denerwuje. Co za pinda...co ona chcę?! Ma stanąć i powiedzieć, że ją kocha z cekinami i konfetti dla słodkiej Amelki, och teraz tutaj...?! Ona jest debilnie głupia. Facet szaleje na jej punkcie, a ta odwala numery jak nastolatka. Niech on ją zostawi, błagam! Może wtedy zrozumie. Może właśnie tego chce, bo do tego dąży. Pierwszy raz chcę żeby główni bohaterzy nie byli razem, bo Amelia to piczka. Tyle.
OdpowiedzUsuńJej, Amelia dostała większe baty od czytelników niż od samego życia, jakie wiedzie w tej historii. Czy tylko ja ją jakoś rozumiem? Okey, zachowuję się faktycznie raz tak, raz tak, ale nie wydaję mi się to zbyt przesadzone po tym, jak straciła dziecko. Z psychologicznego punktu widzenia, człowiekowi może odwalić, a zwłaszcza kobiecie, której szaleją hormony. Strata dziecka to tak ogromna trauma, że może zaowocować niechęcią do współżycia i zrozumiałym lękiem przed kolejnym poczęciem. Dlatego nie, wcale nie uważam, że Amelia jest durna czy coś w tym stylu. Rozumiem ją, co nie znaczy, że nie żal mi Jacka. Chociaż wydaję mi się, że on też jest nierozgarnięty w małżeństwie. Wymaga od Melki szczerości, ale sam też nie powie pewnych rzeczy. Moim zdaniem powinni usiąść i porozmawiać. Seks nie naprawi tu niczego, może być przyjemny, ale na chwile. To rozmowa i szczerość może ich scementować, tylko to. Otwarte powiedzenie w oczy, czego chcą i co ich boli. :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno! Ślę oczywiście buziaczki! :*