Jacek
mógł się miotać między gniewem, a złością, między
frustracją, a rozczarowaniem, ale nie chciał naciskać Amelię,
która najwidoczniej zmagała się z poważnym problemem, jakim
niewątpliwie była trauma po poronieniu. Przekonanie jej, że to nie
jej wina było zadaniem bardzo trudnym, nie mówiąc już o
tym, by sprawić, by otworzyła się przed nim. Nie pozwalała się
dotykać, odrzucała każdy przejaw troski. Miał wrażenie, że
tylko wobec niego zachowywała taki chłodny dystans.
Czy
rozwód, o którym pewnie marzyła, rzeczywiście byłby
dobrym rozwiązaniem? Nie mógł się na to zgodzić, nie
teraz, kiedy Marysia miała matkę. Amelia była dla niej naprawdę
ważna i nie mogli po prostu rozejść się, zapominając o jego
córce, o ich córce. Przecież Amelia była ważna także
dla niego!
Po
długich gdybaniach o tym, co może czekać ich w przyszłości,
postanowił spotkać się z Filipem. Umówili się w piątkowy
wieczór. Jacek poinformował żonę, że jedzie do Rzeszowa i
wróci dosyć późno. Amelia przyjęła to ze
wzruszeniem ramion, jakby w ogóle nie obchodziło ją to, co
zrobi. Gdyby przez przypadek dowiedziała się o tym, że ma
kochankę, co zrobiłaby w tej sytuacji? Nie chciał jednak jej
prowokować, nie zależało mu na tym, by zranić Amelię jeszcze
bardziej. Jego żona wcale nie odczytałaby tego jako pretekstu do
walki o nich, lecz uznałaby, że to najlepszy powód do
odejścia.
W
ciągu tych paru miesięcy, poznał ją na tyle, by doskonale
wiedzieć, co może zrobić lub jak zareaguje w danej sytuacji, a
choć teraz kompletnie wycofała się z ich małżeństwa, nadal
reagowała na jego słowa czy gesty tak, jak zawsze.
W
mieszkaniu Filipa pojawił się punkt osiemnasta. Przyjaciel powitał
go z lekkim uśmiechem na ustach, lecz z niepokojem w oczach. Chyba
podejrzewał, że ta rozmowa wcale nie będzie taka prosta, że
dotyczyła ona poważnego tematu. Czy dostanie dobrą radę? Przecież
Filip w ogóle nie nadawał się na doradcę akurat w tej
sprawie. Nie palił się do małżeństwa, a do kobiet podchodził z
dystansem, ale spojrzenie trzeźwym okiem kogoś obcego mogło pomóc.
-
Dobra, to bez zbędnego pierdolenia, gadaj... - zażądał Filip, gdy
w końcu usadowili się w salonie. Jacek odmówił piwa,
poprosił tylko o kawę.
-
Poradź mi coś. Nie wiem, jak ratować moje małżeństwo – zaczął
Jacek, krzywiąc się brzydko. Naprawdę nie chciał zaprzątać
przyjacielowi głowy, ale był naprawdę zdesperowany i kompletnie
zagubiony. Nie radził sobie z własną żoną. - Myślę nad tym, by
zabrać Marysię i Melę na wakacje.
-
O – zająknął się Filip. Jacek dostrzegł na twarzy mężczyzny
konsternację, ale wiedział, że będzie starał się doradzić mu
coś sensownego, nawet jeśli nie miał zielonego pojęcia o
małżeństwie. Jak bardzo był żałosny w tej chwili, że prosił o
radę wolnego faceta?
-
No właśnie – mruknął cicho i oparł się o oparcie kanapy.
Skóra przyjemnie zatrzeszczała, ale to i tak nie ukoiło jego
nerwów. - Co byś zrobił, gdybyś tkwił w małżeństwie, w
którym żona ma traumę po poronieniu, kocha męża, ale nie
chcę się do tego przyznać?
Na
chwilę zapadła cisza. Filip stukał się palcem po brodzie i myślał
nad „zagadką”, którą zadał mu Jacek.
-
Sam nie wiem. Może przede wszystkim sam powiedziałbym jej o
uczuciach, wyznał, że ją kocham i próbował udowodnić, że
tak właśnie jest?
-
No właśnie, to nie jest takie proste, wiesz? Nawet gdybym napisał
na niebie, że ją kocham, to ona i tak to zaneguje. Stwierdzi, że
kłamię, że to jakaś pomyłka. Amelia w ogóle nie uwierzy w
moje uczucia...
-
Miłość na ogół bywa skomplikowana – zauważył
filozoficznie Filip i wzruszył ramionami.
-
Nie jesteś zaskoczony tym, co powiedziałem? - zapytał Jacek, gdy
zorientował się, że przyjaciel w ogóle nie zwrócił
zbytniej uwagi na jego słowa.
-
A skąd. Przecież widzę, że ją kochasz. Widziałem to w chili,
gdy się żeniłeś. - Rozner uśmiechnął się do zaskoczonego
przyjaciela, ale nic już więcej nie odpowiedział. Czekał na jakąś
reakcję ze strony gościa.
-
Szkoda, że Mela tego nie widzi. Przynajmniej oszczędziłbym sobie
kłopotliwej rozmowy.
-
Ona chyba nie chce tego widzieć, tak mi się wydaję – mruknął
Filip i pochylił się do przodu, opierając łokcie o kolana. -
Gdzie chcesz jechać na wakacje?
-
Nie wiem, myślałem, żeby zabrać je zabrać do Włoch albo do
Francji...
-
To jedź, ale Marysia powinna zostać z Alicją. Lepiej wszystko
sobie wyjaśnicie, gdy na wakacje zabierzesz tylko żonę.
-
Nie mogę jej przecież zostawić – zaprotestował Krzyżanowski,
ale Filip powoli go uspokoił, wyjaśniając wszystko.
-
Rozumiem, że nie chcesz nigdzie jechać bez córki, ale lepiej
będzie, jeśli przynajmniej przez dwa tygodnie będziesz sam z
Amelią. W domu masz zbyt wielu świadków, byście oboje
doszli do ładu ze swoimi uczuciami. Marysia niech jedzie z Alicją
na inne wakacje, nie wiem, do Disneylandu?
-
Nie jestem do tego przekonany – zaczął Jacek, co Filip skwitował
wzruszeniem ramion.
-
Nic innego nie przychodzi mi do głowy. To nie ja muszę ratować
małżeństwo.
Jacek
wracał od Filipa z głową pełną myśli i wątpliwości. Tak
naprawdę nie sądził, by mógł się wybrać na wakacje bez
Marysi. Córka będzie protestować i płakać, ale wycieczka
do Disneylandu na pewno okażę się dla niej niezwykle interesująca.
Alicja chętnie zgodzi się na to, by ją tam zabrać.
Do
domu wchodził z nadzieją, że może w końcu uda im się dojść do
porozumienia. Może. Niczego nie był pewny, a już na pewno nie
wiedział, co zrobi Amelia i co powie na jego propozycję. Istniało
prawdopodobieństwo, że się nie zgodzi i wcale nie winiłby jej za
to, ale jednak... Jednak.
Było
późno, dlatego nie spodziewał się, że w salonie zastanie
Amelię. Serce podskoczyło mu aż do gardła, gdy zdał sobie
sprawę, że czekała na niego. Podszedł do niej powoli i usiadł na
fotelu. Żona spojrzała na niego zaspanym wzrokiem i uśmiechnęła
się lekko, niewymuszenie.
-
Czekałam na ciebie – powiedziała, chyba niezbyt świadoma wagi
tych słów. Jacek spojrzał na nią z wyczekiwaniem, bo
spodziewał się, iż zechce z nim o czymś porozmawiać, ale Amelia
wstała, złożyła koc i ruszyła w stronę schodów. Wstał z
fotela.
-
Amelio, zaczekaj, proszę – poprosił cicho. Schował dłonie do
kieszeni spodni i czekał, aż żona odwróci się do niego i
spojrzy mu prosto w oczy.
-
O co chodzi? - zapytała, lecz jej wzrok błądził po całym
salonie. Westchnął, a potem wzruszył ramionami, godząc się na tę
sytuację, czyli brak jakichkolwiek wyjaśnień.
***
Amelia
całkowicie była zaskoczona, gdy Jacek oznajmił jej, że chce
jechać z nią na wakacje. Tylko z nią. Była także zaskoczona, że
nie chciał zabrać córki i nawet twardo oponowała przeciwko
jego pomysłowi, by wysyłać małą z Alicją. Nie chciała słyszeć
o tym, że oni oboje mogliby spędzić ponad dwa tygodnie sami, bez
jakichkolwiek świadków i przebywać dzień w dzień razem.
-
Jesteś spierdolona – powiedziała kwaśno Dorota, gdy Mela
opowiedziała wszystko przyjaciółce. Ta oczywiście musiała
to skomentować w swój sposób, w końcu nie byłaby
sobą, gdyby tego nie zrobiła.
-
Bo?
-
Bo twój boski mąż proponuje ci wakacje za granicą,
prawdopodobnie w jakimś świetnym miejscu, a ty się, kurwa, kłócisz
i fochasz. Ogarnij się laska, bo naprawdę w końcu się
rozwiedziecie – warknęła Dorota. Miała powoli dość zachowania
Amelii, choć kochała ją bardzo mocno, to jednak jej wahanie,
ciągłe zamartwianie się i robienie wszystkiego na przekór
doprowadzało ją do szewskiej pasji. Zwłaszcza, że przy jej boku
tkwił taki wspaniały mężczyzna jak Jacek Krzyżanowski. - Czego
ty chcesz, kobieto?
-
Jacek kiedyś zabrał nas na zakupy, to było przed świętami, i
zapytał mnie, czego sobie życzę. Powiedziałam mu, że życzę
sobie miłości – odpowiedziała Mela, w ogóle nie czując
się urażona słowami rudej, w końcu znała ją na tyle, by
wiedzieć, że Dorota nigdy nie głaskała po głowie, jeśli mogła
kopnąć kogoś w tyłek i napędzić do działania.
-
I co on na to? - zapytała zaciekawiona Dorka, ale Amelia wzruszyła
ramionami.
-
Nic. Cisza, w ogóle nie zareagował na moje słowa.
-
Wcale mu się nie dziwię. Gdybym była twoim mężem, ale na
szczęście nim nie jestem, to pewnie też w ogóle nie
reagowałabym na to, co mówisz o miłości. Chcesz być
kochaną, ale tak naprawdę nie dajesz powodów, aby tak było.
Jacek jest facetem, a ty niezdecydowaną babą. Ogarnij się. Zgódź
się na te wakacje. Pojedzie gdzieś razem, sami, może uda wam się
dojść do ładu. Trochę sobie posłodzicie, trochę popieprzycie...
Amelia
nie odpowiedziała, ale kolejny raz przekonała się, że Dorota jest
po prostu świetną przyjaciółką i ma lepsze pojęcie o
relacjach damsko-męskich niż ona. Przynajmniej wie, jak ratować
jej własne małżeństwo.
Dlaczego
jednak wciąż się wahała i nie była przekonana do tego wyjazdu?
Bała się i było tyle niewypowiedzianych słów, że nie
wiedziała jak to się wszystko skończy, gdy w końcu zaczną mówić,
zwłaszcza ona. Tkwił w niej strach i trauma, z którą
walczyła sama. Jacek, jeśli coś widział, to nic nie mówił,
ale może to i dobrze? Za tym wszystkim kryło się znacznie więcej
i musiała powiedzieć coś, co nieco rozjaśniłoby sytuację i
wytłumaczyło, dlaczego zachowuje się w ten sposób.
Zbyt
zależało jej na Jacku, żeby móc go utracić, ale nie robiła
nic, by dać mu powód do pozostania przy niej.
Zaczęła
nienawidzić samą siebie.
Wróciła
do domu. Gdy była z dala od Jacka, przekonywała samą siebie, że
da radę i uratuje ich związek, ale teraz, gdy znalazła się w
jednym pokoju z mężem, nie miała nawet odwagi spojrzeć mu prosto
w oczy. Była żałosna.
***
Zgodziła
się. W końcu po kilku tygodniach zgodziła się. Kiedy Marysia
dowiedziała się, że w lipcu jedzie do Disneylandu, oszalała ze
szczęścia, nawet nie przeszkadzało jej to, że nie będzie z nią
taty i mamy. Taka wyprawa to dopiero coś wspaniałego dla
siedmiolatki!
-
To gdzie się wybieracie? - zapytała Dorota, gdy wróciła z
Rzeszowa i po całym tygodniu męczarni na uczelni zapragnęła
spotkać się z Amelią.
-
Jacek wybrał Cypr, ja chciałam jechać do Hiszpanii, więc
pojedziemy do Egiptu.
-
Jesteście dziwni – skwitowała rozbawiona Dorota, ale ucieszyła
się, że w końcu Amelia dała się przekonać do tego wyjazdu.
Przecież tu chodziło o ich przyszłość i wcale nie chodziło o
miejsce, lecz o czas i tym, co z tym zrobią. - A z waszym pożyciem
małżeńskim? Uprawiacie seks?
-
Nie, wciąż nie, ale...
-
Wynocha do męża – przerwała zniecierpliwiona Dorota. - Nie wiem
na co ty w ogóle czekasz? Aż cię wygoni z domu? Babo,
przecież on przez ciebie się wykończy!
Może
i Dorota miała rację, ale Amelia cała trzęsła się od strachu.
Musiała wejść do sypialni i powiedzieć Jackowi, że chce to
skończyć. Czy wystarczy powiedzieć tylko to i po prostu darować
sobie resztę słów, zająć się pocałunkami, dotykaniem...?
Po
drodze do domu wstąpiła jeszcze do rodziców. Zdecydowanie
lepiej czuła się wchodząc do tego mieszkania. Wybaczyła im
wszystko, a oni, zwłaszcza Krystyna, pogodzili się z myślą, że
jest żoną Jacka. Zastanawiała się, czy widzieli ją szczęśliwą,
czy też nie. Czy dostrzegali jej psychiczne problemy i martwili się,
czy może uznali, że już doszła do ładu ze sobą i myśli o
drugim dziecku? Nie chciała ich o to pytać, wolała nie słyszeć,
co myślą. Woli już udawać szczęśliwą mężatkę i okłamywać
ich, póki w końcu naprawdę się nią stanie.
Przecież
ich wspólna przyszłość zależała teraz od niej i tylko od
niej.
W
mieszkaniu przebywała tylko Karolina. Amelia zastała ją akurat w
momencie, gdy przenosiła wielkie, kartonowe pudła do salonu.
Wyprowadzała się od rodziców. Kupiła niewielki domek na
Woli Mieleckiej za pieniądze ze sprzedaży firmy zmarłego męża.
Drugiego męża. Amelia nie zapominała o tym, że jej starsza
siostra przez jakiś czas była żoną Jacka. Była jego drugą żoną
i trochę ją to bolało, ale nie mogła mieć do nich pretensji.
Jeszcze wtedy była zbyt młoda, by Jacek mógł myśleć o
niej poważnie.
Poczuła
znajomy zapach, jaki zawsze unosił się w tym miejscu i zapragnęła
wrócić tu, pozbawiona jakichkolwiek trosk. Czy znów
mogła mieć szesnaście lat?
Karolina
przywitała ją zaskoczona, ale szybko rozgościły się w kuchni
przy kawie. Coraz lepiej im się układało, choć nadal tkwiła
między nimi zadra sprzed sześciu lat. Amelia nie mogła wybaczyć
jej samolubnego zachowania, ale obecna Karolina po prostu nie była
już tą samą bezduszną dziewczyną.
-
Siostra, jeśli tak wygląda młoda mężatka, to ja wolę nie
wiedzieć jak będziesz szczęśliwa za dziesięć lat – mruknęła
starsza siostra, patrząc na nią sceptycznie. Amelia już wiedziała,
że Karolina widzi to, co się dzieje między nimi. - Nie układa się
wam, co?
-
Nie, nie układa – westchnęła zrezygnowana i spojrzała na
Karolinę w nadziei, że po prostu nie będą o tym rozmawiać.
Trochę się przeliczyła. Siostra nie zamierzała ustąpić.
-
Tak myślałam. Spodziewałam się, że na początku będziecie mieć
problemy z dograniem się.
-
To nie jest problem z dograniem się, jak to nazwałaś. Prawda jest
taka, że ja jestem wszystkiemu winna. Zaczynając od poronienia, a
kończąc na stanie mojego małżeństwa – oburzyła się.
-
A co to ma znowu znaczyć? - zapytała Karolina i przyjrzała jej się
uważnie. Wyglądała na zaskoczoną.
-
Poroniłam, bo zignorowałam bóle – odparła po kilku
chwilach ciszy. - Rozumiesz? Czułam bóle, ale nie poszłam z
tym do lekarza, bo uznałam, że to nic takiego. Nic takiego! Dobry
Boże, ale jestem głupia!
-
Masz rację! - oburzyła się siostra. - Jesteś głupia, bo tak
myślisz! Wbij to sobie do głowy, że to nie jest twoja wina.
Rozumiem, że możesz mieć co do tego wątpliwości, ale naprawdę
nie powinnaś myśleć o tym w ten sposób. To do niczego nie
prowadzi. Przez to, źle się dzieję między tobą i Jackiem. Takie
myślenie nie prowadzi do niczego dobrego. Uwierz mi, Amelio, że
nikt nie będzie cię winił za to, że straciłaś dziecko,
rozumiesz?
Amelia
mimo to, wahała się. Nie potrafiła tak od razu przyjąć tego do
wiadomości. Potrzebowała jeszcze wielu tygodni, jeśli nie
miesięcy, na to, by oswoić się z myślą, że nie została mamą,
bo tak musiało być.
-
To nie jest takie proste. Ciężko mi przestać o tym myśleć. Po
prostu... siedzi to we mnie i mam wrażenie, że każdy myśli tak
samo jak jak, że to...
-
Głupoty gadasz – przerwała jej gwałtownie i pokręciła z
niedowierzaniem głową. - Musisz przekonać samą siebie, że tak
nie jest. Owszem, wiem, że to niełatwe, ale powinnaś spróbować.
Jeśli nie dla siebie, to dla Jacka, Marysi i całej rodziny.
-
Nie wiem, czy potrafię – jęknęła Amelia. Wystarczyło kilka
miesięcy, by wypracowała u siebie przekonanie, że tak naprawdę
jest jedną wielką porażką, która nie potrafi nic zrobić
dobrze, nawet uratować własnego małżeństwa. - Jestem
beznadziejna.
-
Amelio, nie możesz tak myśleć. Wszyscy popełniany błędy i
musimy ponosić ich skutki, ale możemy też starać się je naprawić
tak, by nie wisiały nad nami do końca życia.
Karolina
miała rację. Mówiła, bo sama popełniła w życiu kilka
poważnych błędów i teraz zmagała się z ich dalszymi
konsekwencjami, ale nie wyglądała już na osobę, która
rozpaczała. Musiała wziąć się za życie. Za siebie.
Ona
też musiała to zrobić.
Dlaczego
potrzebowała rad kilku osób, by w końcu podjąć decyzję?
Przecież sama powinna o tym pomyśleć! Była jednak tak rozbita
wewnętrznie, że błądziła po omacku, bojąc się i chowając się
po kątach, aby tylko uciec jak najdalej od cierpienia, przez to
cierpiała jeszcze bardziej, raniąc także własnego męża.
Tak
bardzo go kochała, od wielu lat, a teraz, gdy mogła w końcu mu o
tym powiedzieć, próbując naprawić wszystko, wolała milczeć
i oddalać się od niego coraz bardziej. Była najgorszą żoną jaką
tylko mógł sobie wyobrazić Jacek. Nawet w najczarniejszych
snach nie mógł przypuszczać, że spotka go coś takiego. Że
spotka go Amelia.
***
Gdy
kładła się spać nie przypuszczała, że ta jedna noc zmieni w jej
małżeństwie tak wiele. Nie spodziewała się, że w ogóle w
końcu odważy się uczynić pierwszy krok.
Jacek
spał, a ona myślała. Zżymała się, że nie zrobiła kolejnego
kroku, że przy kolacji zamiast rozmawiać z własnym mężem uciekła
w milczenie, ale czuła lekki niepokój, gdy zastanawiała się,
jakby zareagował na jej tak nagłą zmianę zachowania. Na pewno
zacząłby coś podejrzewać i obawiała się, że wysunąłby
nieodpowiednie wnioski, a właśnie tego chciała uniknąć.
Właśnie
zasypiała, kiedy uzmysłowiła sobie, że ciągle czegoś się boi,
że jej życiem rządzi strach.
Nie
spodziewała się, że jeśli zaśnie obudzi się kilka godzi
później, spocona, zmęczona i przerażona.
Sen
zaczął się dość spokojnie. Nagle ocknęła się pośrodku
wielkiej sali, oświetlonej jasno licznymi jarzeniówkami.
Stała pośrodku przejścia, a po obu jej stronach znajdowały się
wysokie metalowe szafki. Ściany były białe, aż przerażały swą
czystością. Rozejrzała się wokół, ale nie dostrzegła
niczego niepokojącego. Jakoś podświadomie wyczuwała, że w
pomieszczeniu nie było żadnej żywej duszy.
Nagle
jednak usłyszała stłumiony łomot dobiegający gdzieś z prawej.
Hałas ustał, by po chwili znów przerwać ciszę. Skierowała
się w tamtą stronę wiedziona ciekawością, nie bała się. Szafki
nie były połączone ze sobą, dlatego zauważyła, że jedna z nich
porusza się, chwiejąc się do przodu i do tyłu. Trzaski nasiliły
się, dlatego przystanęła. Drgnęła przestraszona, gdy nagle
metalowe drzwi otwarły się z hukiem i odbiły od drugiej szafki.
Przez
chwilę nic się nie działo, ale powoli, z mroku zaczęła wyłaniać
się szarobiałe ramię, zakończone bardzo długimi, powykręcanymi
palcami. Amelia odsunęła się przerażona, a jej strach spotęgował
się jeszcze bardziej, gdy z ciemnej szafki wyłoniła się postać.
Była przerażająca, jak wyjęta z horroru. Ciało obrzydliwej
istoty było szarobiałe, pokryte jakąś bezbarwną mazią, była
przeraźliwie chude. Spokojnie mogła policzyć kręgi na wygiętym
kręgosłupie. Potwór miał długie kończy i on sam wyglądał
jakby stworzony był właśnie tylko z rąk i nóg. Głowę
miał wąską, w kształcie jajka, oczy szeroko rozstawione
przerażały swą czernią i pustką jaka z nich zionęła,
poszarpane wargi rozciągały się ukazując pożółkłe zęby.
Wpadła na szafkę, gdy istota podniosła na nią wzrok i powoli
ruszyła w jej stronę, poruszając się na czterech łapach.
-
Gdzie jest dziecko? - zacharczała bestia i przyspieszyła ruchy.
Choć była długa i niezgrabna, całkiem sprawnie poruszała się na
patyczkowatych kończynach. - Gdzie jest dziecko?
-
Co? Jakie dziecko? - jęknęła przerażona, czując jak ze strachu
wali jej serce, krew szumi jej w głowie, a żołądek skręca się z
obrzydzenia na widok tego czegoś.
-
Amelio, gdzie jest nasze dziecko? - usłyszała nagle pytanie. Jacek.
Odwróciła twarz w tamtą stronę i ujrzała go ukrytego w
cieniu, stojącego przy pierwszej szafce.
-
Jacek! - zawołała, ale mężczyzna odwrócił się i zaczął
odchodzić. Pobiegła za nim. Złapała go za rękę, ale wcale nie
udało jej się powstrzymać męża przed odejściem. Szedł dalej,
jakby w ogóle nie przeszkadzało mu to, że Amelia próbowała
go zatrzymać.
W
końcu zdenerwowany odwrócił się do niej, zmroził ją
spojrzeniem i złapał za ramiona.
-
Odsuń się ode mnie! Nie chcę cię! - krzyczał, potrząsając nią
z całej siły.
-
Nie! - odpowiedziała i próbowała wyrwać się z uścisku
męża.
Zamknęła
oczy, próbując obudzić się z tego koszmaru, aż w końcu
udało jej się wydobyć ze snu. Zrozumiała, że siedzi i ktoś
rzeczywiście nią potrząsa. To był Jacek. Otworzyła oczy i
ujrzała przed sobą jego zatroskaną i wyraźnie zmęczoną twarz.
Przecież
go kochała. Jak mogła go tak ciągle odrzucać? Bała się
wymyślonych problemów, z którymi przecież mogła
sobie poradzić. Oboje mogli. W końcu Jacek był jej mężem i
przez ostatnie miesiące wykazał się większą cierpliwością niż
inni mężczyźni w jego sytuacji. To było nie tylko godne podziwu,
ale także zastanawiające. Amelia chciała wiedzieć, dlaczego Jacek
nie wyrzucił jej ze swego życia. Wiedziała, że to nie tylko ze
względu na Marysię. Odpowiedź przyszła do niej szybko i choć nie
mogła w nią uwierzyć, to jednak napawała ją nadzieją,
niewielką, kwitnącą nadzieją.
Spojrzała
na męża, czując rosnącą gule w gardle. Łzy same napłynęły
jej do oczu i w końcu z jej gardła wydobył się ochrypły głos.
-
Przepraszam – mruknęła cicho, mocno się do niego przytulając.
Zaciągnęła się jego zapachem, aż zawirowało jej w głowie.
-
Nic się nie stało, miałaś koszmar – odparł spokojnie,
głaszcząc ją po plecach. Siedział obok niej i próbował ją
pocieszyć.
Pokręciła
głową i odsunęła się od niego, wycierając oczy od namiaru łez.
-
Nie o to mi chodzi. Znaczy, przepraszam, że cię obudziłam, ale
chciałam cię też prosić o wybaczenie za to, co ci robiłam w
ostatnich miesiącach. Jestem okropna i w ogóle... -
zachłysnęła się na moment, ale po chwili znów podjęła
przerwany wątek. - Ostatnie miesiące były dla nas ciężkie,
głównie z mojej winy, bo odtrącałam cię i próbowałam
uciekać od tego, co się między nami działo. Zachowywałam się
głupio i irracjonalnie. Wiem, że zwykłe „przepraszam” nie
naprawi całego zła, ale mam nadzieję, że wybaczysz mi...
-
Melko – zaczął cicho Jacek i przysunął się do niej, lecz ta
nie pozwoliła mu na to, chciała porozmawiać. Nawet jeśli teraz
nie uda im się wyjaśnić wszystkiego, to chociaż zaczną od nowa.
Zrobiła w końcu ten pierwszy krok. Udało jej się i teraz czuła,
że powinno pójść jej zdecydowanie lepiej. Może nie będzie
od razu łatwo, ale już przestaną tkwić w tym zawieszeniu.
-
Jacku, porozmawiajmy, proszę – poprosiła cicho, choć pragnęła
również czegoś innego. Miała obawy, oczywiście nie pozbyła
się ich tak od razu, ale jednak, nadal pragnęła Jacka.
-
Nie chcę rozmawiać, chcę zupełnie czegoś innego –
zaprotestował Jacek. W jego głosie usłyszała irytację,
zniecierpliwienie i ten porażający głód, którego i
ona doświadczyła.
-
Ale musimy sobie wyjaśnić... Chcę porozmawiać – jęknęła
cicho, gdy mąż przysunął się do niej i wargami musnął szyję.
Poczuła rozkoszne dreszcze, nad którymi nie mogła zapanować.
-
Jutro, dobrze? Jutro będziemy rozmawiać, dziś chcę się kochać.
Zbyt długo na to czekałem – mruknął i wpił się w jej usta nim
ta zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Potem
już przestała protestować. Nie mogła, nie chciała i nawet, gdyby
było inaczej, Jacek nie pozwoliłby jej odwrócić się od
niego. O nie, wiedziała, że tym razem nie mogłaby uciec.
Gdy
obudziła się rano, poczuła się tak, jak wtedy, gdy straciła
dziewictwo. Była cała obalała i zmęczona. Jacek niemal przez całą
noc nie pozwalał jej zasnąć. Ale początkowo oboje nie mogli się
dograć, Jacek zbyt szybko osiągnął szczyt, a ona w tamtej chwili
poczuła się lekko zaskoczona intensywnością jego orgazmu.
Naprawdę bardzo tego potrzebował i mogła mu tylko dziękować za
to, że po prostu jej nie zostawił i nie poszukał szczęścia u
innej kobiety.
-
Wreszcie się obudziłaś, księżniczko – mruknął Jacek, gdy
wszedł do pokoju, akurat w chwili, gdy Amelia krzywiąc się lekko,
wstawała z łóżka.
-
Bardzo śmieszne – mruknęła, widząc jak jej mąż podchodzi do
niej pełen energii i witalności, choć spał krótko. - Nie
jedziesz do biura?
-
Nie, stwierdziłem, że Crux i JagPlast nie upadną przez kilka dni.
-
Och, kilka dni? - zapytała zaskoczona. Mąż jednak odebrał jej
zaskoczenie zupełnie inaczej. Zmarszczył brwi i popatrzył na nią
groźnie.
-
O co znowu chodzi? - zapytał. Amelia westchnęła. Nie, jednak droga
będzie długa i wyboista nim w końcu zaczną się dogadywać.
-
Jestem zaskoczona i tyle. Cieszę się, że pobędziemy trochę razem
– odpowiedziała, unikając jego chłodnego spojrzenia.
Jacek
po chwili złagodniał i podszedł do żony, mocno ją przytulając.
Oparł czoło o jej i popatrzył na nią w dość jednoznaczny
sposób. Zarumieniła się i uśmiechnęła.
-
Jeszcze zejdzie nam trochę za nim w końcu nasze małżeństwo
wejdzie na właściwe tory – powiedział, a Melka pokiwała tylko
głową. - Ale na razie pocałuj mnie i chodźmy na śniadanie.
-
Dobrze.
Szybko
spełniła jego prośbę, która w nieoczekiwany sposób
skończyła się na łóżku, między pomiętą pościelą i
poduszkami przesiąkniętymi zapachem wczorajszego seksu.
Kiedy przeczytałam, że 'zjebałaś opowiadanie', to pomyślałam, że co najmniej zorganizowałaś jakiś zamach terrorystyczny albo zbiorowe samobójstwo i wszystkich wybiłaś. :D Ale po rozdziale odetchnęłam z ulgą, że jednak nie. ;>
OdpowiedzUsuńFajnie, że wreszcie udało się im zbliżyć. :) Czekałam na to od kilku rozdziałów, już myślałam, że wtedy, w tym garażu do czegoś dojdzie, a tu lipa. :< Rozumiem Amelię, rozumiem, że może mieć obawy, ale jednak, przyznam, jej zachowanie faktycznie zaczynało się robić irytujące. Miałam wrażenie jest ślepa i kompletnie nie widzi tego, jak Jacek się stara i jak jej pragnie. Dobrze, że wreszcie przejrzała na oczy, chociaż wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec i że faktycznie potrzeba jeszcze czasu, zanim między nimi się ułoży, mam rację? ;>
Jestem ciekawa następnego rozdziału i tego, jaki będzie finał. Mam cichą nadzieję na happy end, ale z drugiej strony coś mi odpowiada, że tak do końca 'happy' to on nie będzie. Ciekawa jestem, jak to wszystko rozwiążesz, nie tylko wątek Amelii i Jacka, ale i samej Karoliny. Nie wiem, czego się spodziewać, ale w sumie to dobrze. :) Nie powiem, że czekam z utęsknieniem na koniec opowiadania, bo bardzo przyjemnie się je czytało i na pewno będzie mi brakować tej historii, ale na następny rozdział na pewno tak. ;)
Pozdrawiam! :)
Iiii nieśmiało zapraszam do siebie, www.lek-na-samotnosc.blogspot.com
No, mamy przełom! Zaczęło się wprawdzie od seksu, ale miejmy nadzieję, że to droga ku lepszemu, że zaczną rozmawiać i mówić o sobie wszystko otwarcie. To ich uzdrowi. Nie widzę innej rady. Ten koszmar był niesamowicie realistyczny, jakbym oglądała kadr horroru. Normalnie ciary na plecach, ale sen się przydał, bo mam wrażenie, że jakimś sposobem otrzeźwił Melę i otworzył jej oczy, a to coś, na co oboje z Jackiem długo czekali. :) Podoba mi się też, że ich zbliżenie nie było sielankowe, ale trudne po długiej przerwie, co nadaje wszystkiemu realizmu, a nie jakiejś wydumanej, wzniosłej scenki erotycznej. :) Duży plus za to! :D Karolina... ilekroć się pojawia jestem bardzo nieufna. Wciąż dziwi mnie, że tak łatwo odpuściła, ale cóż... naprawdę w sumie pokazuje dobrą stronę i można na nią liczyć, chociaż koleżanki Melki nie przebije, heh. :D Jej wulgarny język oczywiście do mnie nie przemawia, ale otrzeźwić to ona umie i za to ją lubię. Wali prosto z mostu. Tacy przyjaciele są każdemu potrzebni. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz już nic nie zrobi nagłego zwrotu w złą stronę, trzymam kciuki za związek Jacka i Melki. <3
Świetny rozdział! Przepraszam, że tak późno!
Ślę buziaczki! :***
Uff, nareszcie jakieś słońce na ciemnych chmur. Powoli, powoli i może coś z tego będzie, może Amelia w końcu zrozumie, że Jacek ją kocha. Rety. =.= taka trąba z niej. A Dorota wygrywa wszystko. Uwielbiam jej teksty. :D Do tego jestem zaskoczona rozmową Amelii i Karoliny. Rozmawiały jakby nigdy nic, a ta jej jeszcze doradzała. Może Karolina się naprawdę zmieniła? Chociaż nadal jestem do niej nieufnie nastawiona. :D
OdpowiedzUsuńI nic nie zepsułaś. Wiadomo, ktoś zawsze musi irytować w opowiadaniu. :D
Czekamy na dalej. :D
Zazdroszczę Melce i Jackowi, że mają takich przyjaciół jak Dorota i Filip - takich, który potrafią powiedzieć wprost, co myślą i potrząsnąć drugą osobą. Dobrze byłoby mieć takiego przyjaciela :D Zresztą chyba już niejednokrotnie wspominałam, że Dorota jest świetną postacią, Filip też, ale chyba jednak wolę Dorotę, dodaje tutaj smaczku, zawsze lubię sceny z nią.
OdpowiedzUsuńCo do naszej dwójki, to trochę mnie zaskoczyło, że pogodzili się tak nagle, bo wydawało mi się, że mieli wiele innych sytuacji, gdy moli się pogodzić. Później jednak stwierdziłam, że lepiej, że nie było żadnych fajerwerków, łóżek obsypanych różami, orkiestry i innych niepotrzebnych pierdół. Pogodzili się, a w zasadzie zrobili pierwszy krok i już. Prostowanie spraw dla nich może być żmudnym procesem, a nie wyznawaniem sobie miłości w świetle księżyca. Także dobrze, że po tych wszystkich kłótniach to nie jest do porzygu słodkie :D
Ach, zapomniałabym o Karolinie. Okazała się naprawdę w porządku siostrą, oczywiście jej relacje z Melką na pewno nigdy nie będą jakieś cudowne, ale zachowała się naprawdę w porządku. Myślę, że mimo wszystko Mela trochę zbyt surowo oceniała swoją siostrę, szczególnie że widać, że Karolina się stara i zmieniła się od czasu swojego wyjazdu.
Okej, komentarz trochę do du..., ale wow, wreszcie przeczytałam, więc zostawiam po sobie znak ;)
Pozdrawiam! <3