środa, 10 czerwca 2015

19. Dwoje do poprawki

Jacek mógł się miotać między gniewem, a złością, między frustracją, a rozczarowaniem, ale nie chciał naciskać Amelię, która najwidoczniej zmagała się z poważnym problemem, jakim niewątpliwie była trauma po poronieniu. Przekonanie jej, że to nie jej wina było zadaniem bardzo trudnym, nie mówiąc już o tym, by sprawić, by otworzyła się przed nim. Nie pozwalała się dotykać, odrzucała każdy przejaw troski. Miał wrażenie, że tylko wobec niego zachowywała taki chłodny dystans.
Czy rozwód, o którym pewnie marzyła, rzeczywiście byłby dobrym rozwiązaniem? Nie mógł się na to zgodzić, nie teraz, kiedy Marysia miała matkę. Amelia była dla niej naprawdę ważna i nie mogli po prostu rozejść się, zapominając o jego córce, o ich córce. Przecież Amelia była ważna także dla niego!
Po długich gdybaniach o tym, co może czekać ich w przyszłości, postanowił spotkać się z Filipem. Umówili się w piątkowy wieczór. Jacek poinformował żonę, że jedzie do Rzeszowa i wróci dosyć późno. Amelia przyjęła to ze wzruszeniem ramion, jakby w ogóle nie obchodziło ją to, co zrobi. Gdyby przez przypadek dowiedziała się o tym, że ma kochankę, co zrobiłaby w tej sytuacji? Nie chciał jednak jej prowokować, nie zależało mu na tym, by zranić Amelię jeszcze bardziej. Jego żona wcale nie odczytałaby tego jako pretekstu do walki o nich, lecz uznałaby, że to najlepszy powód do odejścia.
W ciągu tych paru miesięcy, poznał ją na tyle, by doskonale wiedzieć, co może zrobić lub jak zareaguje w danej sytuacji, a choć teraz kompletnie wycofała się z ich małżeństwa, nadal reagowała na jego słowa czy gesty tak, jak zawsze.
W mieszkaniu Filipa pojawił się punkt osiemnasta. Przyjaciel powitał go z lekkim uśmiechem na ustach, lecz z niepokojem w oczach. Chyba podejrzewał, że ta rozmowa wcale nie będzie taka prosta, że dotyczyła ona poważnego tematu. Czy dostanie dobrą radę? Przecież Filip w ogóle nie nadawał się na doradcę akurat w tej sprawie. Nie palił się do małżeństwa, a do kobiet podchodził z dystansem, ale spojrzenie trzeźwym okiem kogoś obcego mogło pomóc.
- Dobra, to bez zbędnego pierdolenia, gadaj... - zażądał Filip, gdy w końcu usadowili się w salonie. Jacek odmówił piwa, poprosił tylko o kawę.
- Poradź mi coś. Nie wiem, jak ratować moje małżeństwo – zaczął Jacek, krzywiąc się brzydko. Naprawdę nie chciał zaprzątać przyjacielowi głowy, ale był naprawdę zdesperowany i kompletnie zagubiony. Nie radził sobie z własną żoną. - Myślę nad tym, by zabrać Marysię i Melę na wakacje.
- O – zająknął się Filip. Jacek dostrzegł na twarzy mężczyzny konsternację, ale wiedział, że będzie starał się doradzić mu coś sensownego, nawet jeśli nie miał zielonego pojęcia o małżeństwie. Jak bardzo był żałosny w tej chwili, że prosił o radę wolnego faceta?
- No właśnie – mruknął cicho i oparł się o oparcie kanapy. Skóra przyjemnie zatrzeszczała, ale to i tak nie ukoiło jego nerwów. - Co byś zrobił, gdybyś tkwił w małżeństwie, w którym żona ma traumę po poronieniu, kocha męża, ale nie chcę się do tego przyznać?
Na chwilę zapadła cisza. Filip stukał się palcem po brodzie i myślał nad „zagadką”, którą zadał mu Jacek.
- Sam nie wiem. Może przede wszystkim sam powiedziałbym jej o uczuciach, wyznał, że ją kocham i próbował udowodnić, że tak właśnie jest?
- No właśnie, to nie jest takie proste, wiesz? Nawet gdybym napisał na niebie, że ją kocham, to ona i tak to zaneguje. Stwierdzi, że kłamię, że to jakaś pomyłka. Amelia w ogóle nie uwierzy w moje uczucia...
- Miłość na ogół bywa skomplikowana – zauważył filozoficznie Filip i wzruszył ramionami.
- Nie jesteś zaskoczony tym, co powiedziałem? - zapytał Jacek, gdy zorientował się, że przyjaciel w ogóle nie zwrócił zbytniej uwagi na jego słowa.
- A skąd. Przecież widzę, że ją kochasz. Widziałem to w chili, gdy się żeniłeś. - Rozner uśmiechnął się do zaskoczonego przyjaciela, ale nic już więcej nie odpowiedział. Czekał na jakąś reakcję ze strony gościa.
- Szkoda, że Mela tego nie widzi. Przynajmniej oszczędziłbym sobie kłopotliwej rozmowy.
- Ona chyba nie chce tego widzieć, tak mi się wydaję – mruknął Filip i pochylił się do przodu, opierając łokcie o kolana. - Gdzie chcesz jechać na wakacje?
- Nie wiem, myślałem, żeby zabrać je zabrać do Włoch albo do Francji...
- To jedź, ale Marysia powinna zostać z Alicją. Lepiej wszystko sobie wyjaśnicie, gdy na wakacje zabierzesz tylko żonę.
- Nie mogę jej przecież zostawić – zaprotestował Krzyżanowski, ale Filip powoli go uspokoił, wyjaśniając wszystko.
- Rozumiem, że nie chcesz nigdzie jechać bez córki, ale lepiej będzie, jeśli przynajmniej przez dwa tygodnie będziesz sam z Amelią. W domu masz zbyt wielu świadków, byście oboje doszli do ładu ze swoimi uczuciami. Marysia niech jedzie z Alicją na inne wakacje, nie wiem, do Disneylandu?
- Nie jestem do tego przekonany – zaczął Jacek, co Filip skwitował wzruszeniem ramion.
- Nic innego nie przychodzi mi do głowy. To nie ja muszę ratować małżeństwo.
Jacek wracał od Filipa z głową pełną myśli i wątpliwości. Tak naprawdę nie sądził, by mógł się wybrać na wakacje bez Marysi. Córka będzie protestować i płakać, ale wycieczka do Disneylandu na pewno okażę się dla niej niezwykle interesująca. Alicja chętnie zgodzi się na to, by ją tam zabrać.
Do domu wchodził z nadzieją, że może w końcu uda im się dojść do porozumienia. Może. Niczego nie był pewny, a już na pewno nie wiedział, co zrobi Amelia i co powie na jego propozycję. Istniało prawdopodobieństwo, że się nie zgodzi i wcale nie winiłby jej za to, ale jednak... Jednak.
Było późno, dlatego nie spodziewał się, że w salonie zastanie Amelię. Serce podskoczyło mu aż do gardła, gdy zdał sobie sprawę, że czekała na niego. Podszedł do niej powoli i usiadł na fotelu. Żona spojrzała na niego zaspanym wzrokiem i uśmiechnęła się lekko, niewymuszenie.
- Czekałam na ciebie – powiedziała, chyba niezbyt świadoma wagi tych słów. Jacek spojrzał na nią z wyczekiwaniem, bo spodziewał się, iż zechce z nim o czymś porozmawiać, ale Amelia wstała, złożyła koc i ruszyła w stronę schodów. Wstał z fotela.
- Amelio, zaczekaj, proszę – poprosił cicho. Schował dłonie do kieszeni spodni i czekał, aż żona odwróci się do niego i spojrzy mu prosto w oczy.
- O co chodzi? - zapytała, lecz jej wzrok błądził po całym salonie. Westchnął, a potem wzruszył ramionami, godząc się na tę sytuację, czyli brak jakichkolwiek wyjaśnień.

***

Amelia całkowicie była zaskoczona, gdy Jacek oznajmił jej, że chce jechać z nią na wakacje. Tylko z nią. Była także zaskoczona, że nie chciał zabrać córki i nawet twardo oponowała przeciwko jego pomysłowi, by wysyłać małą z Alicją. Nie chciała słyszeć o tym, że oni oboje mogliby spędzić ponad dwa tygodnie sami, bez jakichkolwiek świadków i przebywać dzień w dzień razem.
- Jesteś spierdolona – powiedziała kwaśno Dorota, gdy Mela opowiedziała wszystko przyjaciółce. Ta oczywiście musiała to skomentować w swój sposób, w końcu nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
- Bo?
- Bo twój boski mąż proponuje ci wakacje za granicą, prawdopodobnie w jakimś świetnym miejscu, a ty się, kurwa, kłócisz i fochasz. Ogarnij się laska, bo naprawdę w końcu się rozwiedziecie – warknęła Dorota. Miała powoli dość zachowania Amelii, choć kochała ją bardzo mocno, to jednak jej wahanie, ciągłe zamartwianie się i robienie wszystkiego na przekór doprowadzało ją do szewskiej pasji. Zwłaszcza, że przy jej boku tkwił taki wspaniały mężczyzna jak Jacek Krzyżanowski. - Czego ty chcesz, kobieto?
- Jacek kiedyś zabrał nas na zakupy, to było przed świętami, i zapytał mnie, czego sobie życzę. Powiedziałam mu, że życzę sobie miłości – odpowiedziała Mela, w ogóle nie czując się urażona słowami rudej, w końcu znała ją na tyle, by wiedzieć, że Dorota nigdy nie głaskała po głowie, jeśli mogła kopnąć kogoś w tyłek i napędzić do działania.
- I co on na to? - zapytała zaciekawiona Dorka, ale Amelia wzruszyła ramionami.
- Nic. Cisza, w ogóle nie zareagował na moje słowa.
- Wcale mu się nie dziwię. Gdybym była twoim mężem, ale na szczęście nim nie jestem, to pewnie też w ogóle nie reagowałabym na to, co mówisz o miłości. Chcesz być kochaną, ale tak naprawdę nie dajesz powodów, aby tak było. Jacek jest facetem, a ty niezdecydowaną babą. Ogarnij się. Zgódź się na te wakacje. Pojedzie gdzieś razem, sami, może uda wam się dojść do ładu. Trochę sobie posłodzicie, trochę popieprzycie...
Amelia nie odpowiedziała, ale kolejny raz przekonała się, że Dorota jest po prostu świetną przyjaciółką i ma lepsze pojęcie o relacjach damsko-męskich niż ona. Przynajmniej wie, jak ratować jej własne małżeństwo.
Dlaczego jednak wciąż się wahała i nie była przekonana do tego wyjazdu? Bała się i było tyle niewypowiedzianych słów, że nie wiedziała jak to się wszystko skończy, gdy w końcu zaczną mówić, zwłaszcza ona. Tkwił w niej strach i trauma, z którą walczyła sama. Jacek, jeśli coś widział, to nic nie mówił, ale może to i dobrze? Za tym wszystkim kryło się znacznie więcej i musiała powiedzieć coś, co nieco rozjaśniłoby sytuację i wytłumaczyło, dlaczego zachowuje się w ten sposób.
Zbyt zależało jej na Jacku, żeby móc go utracić, ale nie robiła nic, by dać mu powód do pozostania przy niej.
Zaczęła nienawidzić samą siebie.
Wróciła do domu. Gdy była z dala od Jacka, przekonywała samą siebie, że da radę i uratuje ich związek, ale teraz, gdy znalazła się w jednym pokoju z mężem, nie miała nawet odwagi spojrzeć mu prosto w oczy. Była żałosna.

***

Zgodziła się. W końcu po kilku tygodniach zgodziła się. Kiedy Marysia dowiedziała się, że w lipcu jedzie do Disneylandu, oszalała ze szczęścia, nawet nie przeszkadzało jej to, że nie będzie z nią taty i mamy. Taka wyprawa to dopiero coś wspaniałego dla siedmiolatki!
- To gdzie się wybieracie? - zapytała Dorota, gdy wróciła z Rzeszowa i po całym tygodniu męczarni na uczelni zapragnęła spotkać się z Amelią.
- Jacek wybrał Cypr, ja chciałam jechać do Hiszpanii, więc pojedziemy do Egiptu.
- Jesteście dziwni – skwitowała rozbawiona Dorota, ale ucieszyła się, że w końcu Amelia dała się przekonać do tego wyjazdu. Przecież tu chodziło o ich przyszłość i wcale nie chodziło o miejsce, lecz o czas i tym, co z tym zrobią. - A z waszym pożyciem małżeńskim? Uprawiacie seks?
- Nie, wciąż nie, ale...
- Wynocha do męża – przerwała zniecierpliwiona Dorota. - Nie wiem na co ty w ogóle czekasz? Aż cię wygoni z domu? Babo, przecież on przez ciebie się wykończy!
Może i Dorota miała rację, ale Amelia cała trzęsła się od strachu. Musiała wejść do sypialni i powiedzieć Jackowi, że chce to skończyć. Czy wystarczy powiedzieć tylko to i po prostu darować sobie resztę słów, zająć się pocałunkami, dotykaniem...?
Po drodze do domu wstąpiła jeszcze do rodziców. Zdecydowanie lepiej czuła się wchodząc do tego mieszkania. Wybaczyła im wszystko, a oni, zwłaszcza Krystyna, pogodzili się z myślą, że jest żoną Jacka. Zastanawiała się, czy widzieli ją szczęśliwą, czy też nie. Czy dostrzegali jej psychiczne problemy i martwili się, czy może uznali, że już doszła do ładu ze sobą i myśli o drugim dziecku? Nie chciała ich o to pytać, wolała nie słyszeć, co myślą. Woli już udawać szczęśliwą mężatkę i okłamywać ich, póki w końcu naprawdę się nią stanie.
Przecież ich wspólna przyszłość zależała teraz od niej i tylko od niej.
W mieszkaniu przebywała tylko Karolina. Amelia zastała ją akurat w momencie, gdy przenosiła wielkie, kartonowe pudła do salonu. Wyprowadzała się od rodziców. Kupiła niewielki domek na Woli Mieleckiej za pieniądze ze sprzedaży firmy zmarłego męża. Drugiego męża. Amelia nie zapominała o tym, że jej starsza siostra przez jakiś czas była żoną Jacka. Była jego drugą żoną i trochę ją to bolało, ale nie mogła mieć do nich pretensji. Jeszcze wtedy była zbyt młoda, by Jacek mógł myśleć o niej poważnie.
Poczuła znajomy zapach, jaki zawsze unosił się w tym miejscu i zapragnęła wrócić tu, pozbawiona jakichkolwiek trosk. Czy znów mogła mieć szesnaście lat?
Karolina przywitała ją zaskoczona, ale szybko rozgościły się w kuchni przy kawie. Coraz lepiej im się układało, choć nadal tkwiła między nimi zadra sprzed sześciu lat. Amelia nie mogła wybaczyć jej samolubnego zachowania, ale obecna Karolina po prostu nie była już tą samą bezduszną dziewczyną.
- Siostra, jeśli tak wygląda młoda mężatka, to ja wolę nie wiedzieć jak będziesz szczęśliwa za dziesięć lat – mruknęła starsza siostra, patrząc na nią sceptycznie. Amelia już wiedziała, że Karolina widzi to, co się dzieje między nimi. - Nie układa się wam, co?
- Nie, nie układa – westchnęła zrezygnowana i spojrzała na Karolinę w nadziei, że po prostu nie będą o tym rozmawiać. Trochę się przeliczyła. Siostra nie zamierzała ustąpić.
- Tak myślałam. Spodziewałam się, że na początku będziecie mieć problemy z dograniem się.
- To nie jest problem z dograniem się, jak to nazwałaś. Prawda jest taka, że ja jestem wszystkiemu winna. Zaczynając od poronienia, a kończąc na stanie mojego małżeństwa – oburzyła się.
- A co to ma znowu znaczyć? - zapytała Karolina i przyjrzała jej się uważnie. Wyglądała na zaskoczoną.
- Poroniłam, bo zignorowałam bóle – odparła po kilku chwilach ciszy. - Rozumiesz? Czułam bóle, ale nie poszłam z tym do lekarza, bo uznałam, że to nic takiego. Nic takiego! Dobry Boże, ale jestem głupia!
- Masz rację! - oburzyła się siostra. - Jesteś głupia, bo tak myślisz! Wbij to sobie do głowy, że to nie jest twoja wina. Rozumiem, że możesz mieć co do tego wątpliwości, ale naprawdę nie powinnaś myśleć o tym w ten sposób. To do niczego nie prowadzi. Przez to, źle się dzieję między tobą i Jackiem. Takie myślenie nie prowadzi do niczego dobrego. Uwierz mi, Amelio, że nikt nie będzie cię winił za to, że straciłaś dziecko, rozumiesz?
Amelia mimo to, wahała się. Nie potrafiła tak od razu przyjąć tego do wiadomości. Potrzebowała jeszcze wielu tygodni, jeśli nie miesięcy, na to, by oswoić się z myślą, że nie została mamą, bo tak musiało być.
- To nie jest takie proste. Ciężko mi przestać o tym myśleć. Po prostu... siedzi to we mnie i mam wrażenie, że każdy myśli tak samo jak jak, że to...
- Głupoty gadasz – przerwała jej gwałtownie i pokręciła z niedowierzaniem głową. - Musisz przekonać samą siebie, że tak nie jest. Owszem, wiem, że to niełatwe, ale powinnaś spróbować. Jeśli nie dla siebie, to dla Jacka, Marysi i całej rodziny.
- Nie wiem, czy potrafię – jęknęła Amelia. Wystarczyło kilka miesięcy, by wypracowała u siebie przekonanie, że tak naprawdę jest jedną wielką porażką, która nie potrafi nic zrobić dobrze, nawet uratować własnego małżeństwa. - Jestem beznadziejna.
- Amelio, nie możesz tak myśleć. Wszyscy popełniany błędy i musimy ponosić ich skutki, ale możemy też starać się je naprawić tak, by nie wisiały nad nami do końca życia.
Karolina miała rację. Mówiła, bo sama popełniła w życiu kilka poważnych błędów i teraz zmagała się z ich dalszymi konsekwencjami, ale nie wyglądała już na osobę, która rozpaczała. Musiała wziąć się za życie. Za siebie.
Ona też musiała to zrobić.
Dlaczego potrzebowała rad kilku osób, by w końcu podjąć decyzję? Przecież sama powinna o tym pomyśleć! Była jednak tak rozbita wewnętrznie, że błądziła po omacku, bojąc się i chowając się po kątach, aby tylko uciec jak najdalej od cierpienia, przez to cierpiała jeszcze bardziej, raniąc także własnego męża.
Tak bardzo go kochała, od wielu lat, a teraz, gdy mogła w końcu mu o tym powiedzieć, próbując naprawić wszystko, wolała milczeć i oddalać się od niego coraz bardziej. Była najgorszą żoną jaką tylko mógł sobie wyobrazić Jacek. Nawet w najczarniejszych snach nie mógł przypuszczać, że spotka go coś takiego. Że spotka go Amelia.

***

Gdy kładła się spać nie przypuszczała, że ta jedna noc zmieni w jej małżeństwie tak wiele. Nie spodziewała się, że w ogóle w końcu odważy się uczynić pierwszy krok.
Jacek spał, a ona myślała. Zżymała się, że nie zrobiła kolejnego kroku, że przy kolacji zamiast rozmawiać z własnym mężem uciekła w milczenie, ale czuła lekki niepokój, gdy zastanawiała się, jakby zareagował na jej tak nagłą zmianę zachowania. Na pewno zacząłby coś podejrzewać i obawiała się, że wysunąłby nieodpowiednie wnioski, a właśnie tego chciała uniknąć.
Właśnie zasypiała, kiedy uzmysłowiła sobie, że ciągle czegoś się boi, że jej życiem rządzi strach.
Nie spodziewała się, że jeśli zaśnie obudzi się kilka godzi później, spocona, zmęczona i przerażona.
Sen zaczął się dość spokojnie. Nagle ocknęła się pośrodku wielkiej sali, oświetlonej jasno licznymi jarzeniówkami. Stała pośrodku przejścia, a po obu jej stronach znajdowały się wysokie metalowe szafki. Ściany były białe, aż przerażały swą czystością. Rozejrzała się wokół, ale nie dostrzegła niczego niepokojącego. Jakoś podświadomie wyczuwała, że w pomieszczeniu nie było żadnej żywej duszy.
Nagle jednak usłyszała stłumiony łomot dobiegający gdzieś z prawej. Hałas ustał, by po chwili znów przerwać ciszę. Skierowała się w tamtą stronę wiedziona ciekawością, nie bała się. Szafki nie były połączone ze sobą, dlatego zauważyła, że jedna z nich porusza się, chwiejąc się do przodu i do tyłu. Trzaski nasiliły się, dlatego przystanęła. Drgnęła przestraszona, gdy nagle metalowe drzwi otwarły się z hukiem i odbiły od drugiej szafki.
Przez chwilę nic się nie działo, ale powoli, z mroku zaczęła wyłaniać się szarobiałe ramię, zakończone bardzo długimi, powykręcanymi palcami. Amelia odsunęła się przerażona, a jej strach spotęgował się jeszcze bardziej, gdy z ciemnej szafki wyłoniła się postać. Była przerażająca, jak wyjęta z horroru. Ciało obrzydliwej istoty było szarobiałe, pokryte jakąś bezbarwną mazią, była przeraźliwie chude. Spokojnie mogła policzyć kręgi na wygiętym kręgosłupie. Potwór miał długie kończy i on sam wyglądał jakby stworzony był właśnie tylko z rąk i nóg. Głowę miał wąską, w kształcie jajka, oczy szeroko rozstawione przerażały swą czernią i pustką jaka z nich zionęła, poszarpane wargi rozciągały się ukazując pożółkłe zęby. Wpadła na szafkę, gdy istota podniosła na nią wzrok i powoli ruszyła w jej stronę, poruszając się na czterech łapach.
- Gdzie jest dziecko? - zacharczała bestia i przyspieszyła ruchy. Choć była długa i niezgrabna, całkiem sprawnie poruszała się na patyczkowatych kończynach. - Gdzie jest dziecko?
- Co? Jakie dziecko? - jęknęła przerażona, czując jak ze strachu wali jej serce, krew szumi jej w głowie, a żołądek skręca się z obrzydzenia na widok tego czegoś.
- Amelio, gdzie jest nasze dziecko? - usłyszała nagle pytanie. Jacek. Odwróciła twarz w tamtą stronę i ujrzała go ukrytego w cieniu, stojącego przy pierwszej szafce.
- Jacek! - zawołała, ale mężczyzna odwrócił się i zaczął odchodzić. Pobiegła za nim. Złapała go za rękę, ale wcale nie udało jej się powstrzymać męża przed odejściem. Szedł dalej, jakby w ogóle nie przeszkadzało mu to, że Amelia próbowała go zatrzymać.
W końcu zdenerwowany odwrócił się do niej, zmroził ją spojrzeniem i złapał za ramiona.
- Odsuń się ode mnie! Nie chcę cię! - krzyczał, potrząsając nią z całej siły.
- Nie! - odpowiedziała i próbowała wyrwać się z uścisku męża.
Zamknęła oczy, próbując obudzić się z tego koszmaru, aż w końcu udało jej się wydobyć ze snu. Zrozumiała, że siedzi i ktoś rzeczywiście nią potrząsa. To był Jacek. Otworzyła oczy i ujrzała przed sobą jego zatroskaną i wyraźnie zmęczoną twarz.
Przecież go kochała. Jak mogła go tak ciągle odrzucać? Bała się wymyślonych problemów, z którymi przecież mogła sobie poradzić. Oboje mogli. W końcu Jacek był jej mężem i przez ostatnie miesiące wykazał się większą cierpliwością niż inni mężczyźni w jego sytuacji. To było nie tylko godne podziwu, ale także zastanawiające. Amelia chciała wiedzieć, dlaczego Jacek nie wyrzucił jej ze swego życia. Wiedziała, że to nie tylko ze względu na Marysię. Odpowiedź przyszła do niej szybko i choć nie mogła w nią uwierzyć, to jednak napawała ją nadzieją, niewielką, kwitnącą nadzieją.
Spojrzała na męża, czując rosnącą gule w gardle. Łzy same napłynęły jej do oczu i w końcu z jej gardła wydobył się ochrypły głos.
- Przepraszam – mruknęła cicho, mocno się do niego przytulając. Zaciągnęła się jego zapachem, aż zawirowało jej w głowie.
- Nic się nie stało, miałaś koszmar – odparł spokojnie, głaszcząc ją po plecach. Siedział obok niej i próbował ją pocieszyć.
Pokręciła głową i odsunęła się od niego, wycierając oczy od namiaru łez.
- Nie o to mi chodzi. Znaczy, przepraszam, że cię obudziłam, ale chciałam cię też prosić o wybaczenie za to, co ci robiłam w ostatnich miesiącach. Jestem okropna i w ogóle... - zachłysnęła się na moment, ale po chwili znów podjęła przerwany wątek. - Ostatnie miesiące były dla nas ciężkie, głównie z mojej winy, bo odtrącałam cię i próbowałam uciekać od tego, co się między nami działo. Zachowywałam się głupio i irracjonalnie. Wiem, że zwykłe „przepraszam” nie naprawi całego zła, ale mam nadzieję, że wybaczysz mi...
- Melko – zaczął cicho Jacek i przysunął się do niej, lecz ta nie pozwoliła mu na to, chciała porozmawiać. Nawet jeśli teraz nie uda im się wyjaśnić wszystkiego, to chociaż zaczną od nowa. Zrobiła w końcu ten pierwszy krok. Udało jej się i teraz czuła, że powinno pójść jej zdecydowanie lepiej. Może nie będzie od razu łatwo, ale już przestaną tkwić w tym zawieszeniu.
- Jacku, porozmawiajmy, proszę – poprosiła cicho, choć pragnęła również czegoś innego. Miała obawy, oczywiście nie pozbyła się ich tak od razu, ale jednak, nadal pragnęła Jacka.
- Nie chcę rozmawiać, chcę zupełnie czegoś innego – zaprotestował Jacek. W jego głosie usłyszała irytację, zniecierpliwienie i ten porażający głód, którego i ona doświadczyła.
- Ale musimy sobie wyjaśnić... Chcę porozmawiać – jęknęła cicho, gdy mąż przysunął się do niej i wargami musnął szyję. Poczuła rozkoszne dreszcze, nad którymi nie mogła zapanować.
- Jutro, dobrze? Jutro będziemy rozmawiać, dziś chcę się kochać. Zbyt długo na to czekałem – mruknął i wpił się w jej usta nim ta zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Potem już przestała protestować. Nie mogła, nie chciała i nawet, gdyby było inaczej, Jacek nie pozwoliłby jej odwrócić się od niego. O nie, wiedziała, że tym razem nie mogłaby uciec.
Gdy obudziła się rano, poczuła się tak, jak wtedy, gdy straciła dziewictwo. Była cała obalała i zmęczona. Jacek niemal przez całą noc nie pozwalał jej zasnąć. Ale początkowo oboje nie mogli się dograć, Jacek zbyt szybko osiągnął szczyt, a ona w tamtej chwili poczuła się lekko zaskoczona intensywnością jego orgazmu. Naprawdę bardzo tego potrzebował i mogła mu tylko dziękować za to, że po prostu jej nie zostawił i nie poszukał szczęścia u innej kobiety.
- Wreszcie się obudziłaś, księżniczko – mruknął Jacek, gdy wszedł do pokoju, akurat w chwili, gdy Amelia krzywiąc się lekko, wstawała z łóżka.
- Bardzo śmieszne – mruknęła, widząc jak jej mąż podchodzi do niej pełen energii i witalności, choć spał krótko. - Nie jedziesz do biura?
- Nie, stwierdziłem, że Crux i JagPlast nie upadną przez kilka dni.
- Och, kilka dni? - zapytała zaskoczona. Mąż jednak odebrał jej zaskoczenie zupełnie inaczej. Zmarszczył brwi i popatrzył na nią groźnie.
- O co znowu chodzi? - zapytał. Amelia westchnęła. Nie, jednak droga będzie długa i wyboista nim w końcu zaczną się dogadywać.
- Jestem zaskoczona i tyle. Cieszę się, że pobędziemy trochę razem – odpowiedziała, unikając jego chłodnego spojrzenia.
Jacek po chwili złagodniał i podszedł do żony, mocno ją przytulając. Oparł czoło o jej i popatrzył na nią w dość jednoznaczny sposób. Zarumieniła się i uśmiechnęła.
- Jeszcze zejdzie nam trochę za nim w końcu nasze małżeństwo wejdzie na właściwe tory – powiedział, a Melka pokiwała tylko głową. - Ale na razie pocałuj mnie i chodźmy na śniadanie.
- Dobrze.

Szybko spełniła jego prośbę, która w nieoczekiwany sposób skończyła się na łóżku, między pomiętą pościelą i poduszkami przesiąkniętymi zapachem wczorajszego seksu.

4 komentarze:

  1. Kiedy przeczytałam, że 'zjebałaś opowiadanie', to pomyślałam, że co najmniej zorganizowałaś jakiś zamach terrorystyczny albo zbiorowe samobójstwo i wszystkich wybiłaś. :D Ale po rozdziale odetchnęłam z ulgą, że jednak nie. ;>
    Fajnie, że wreszcie udało się im zbliżyć. :) Czekałam na to od kilku rozdziałów, już myślałam, że wtedy, w tym garażu do czegoś dojdzie, a tu lipa. :< Rozumiem Amelię, rozumiem, że może mieć obawy, ale jednak, przyznam, jej zachowanie faktycznie zaczynało się robić irytujące. Miałam wrażenie jest ślepa i kompletnie nie widzi tego, jak Jacek się stara i jak jej pragnie. Dobrze, że wreszcie przejrzała na oczy, chociaż wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec i że faktycznie potrzeba jeszcze czasu, zanim między nimi się ułoży, mam rację? ;>
    Jestem ciekawa następnego rozdziału i tego, jaki będzie finał. Mam cichą nadzieję na happy end, ale z drugiej strony coś mi odpowiada, że tak do końca 'happy' to on nie będzie. Ciekawa jestem, jak to wszystko rozwiążesz, nie tylko wątek Amelii i Jacka, ale i samej Karoliny. Nie wiem, czego się spodziewać, ale w sumie to dobrze. :) Nie powiem, że czekam z utęsknieniem na koniec opowiadania, bo bardzo przyjemnie się je czytało i na pewno będzie mi brakować tej historii, ale na następny rozdział na pewno tak. ;)
    Pozdrawiam! :)
    Iiii nieśmiało zapraszam do siebie, www.lek-na-samotnosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No, mamy przełom! Zaczęło się wprawdzie od seksu, ale miejmy nadzieję, że to droga ku lepszemu, że zaczną rozmawiać i mówić o sobie wszystko otwarcie. To ich uzdrowi. Nie widzę innej rady. Ten koszmar był niesamowicie realistyczny, jakbym oglądała kadr horroru. Normalnie ciary na plecach, ale sen się przydał, bo mam wrażenie, że jakimś sposobem otrzeźwił Melę i otworzył jej oczy, a to coś, na co oboje z Jackiem długo czekali. :) Podoba mi się też, że ich zbliżenie nie było sielankowe, ale trudne po długiej przerwie, co nadaje wszystkiemu realizmu, a nie jakiejś wydumanej, wzniosłej scenki erotycznej. :) Duży plus za to! :D Karolina... ilekroć się pojawia jestem bardzo nieufna. Wciąż dziwi mnie, że tak łatwo odpuściła, ale cóż... naprawdę w sumie pokazuje dobrą stronę i można na nią liczyć, chociaż koleżanki Melki nie przebije, heh. :D Jej wulgarny język oczywiście do mnie nie przemawia, ale otrzeźwić to ona umie i za to ją lubię. Wali prosto z mostu. Tacy przyjaciele są każdemu potrzebni. :)
    Mam nadzieję, że teraz już nic nie zrobi nagłego zwrotu w złą stronę, trzymam kciuki za związek Jacka i Melki. <3
    Świetny rozdział! Przepraszam, że tak późno!
    Ślę buziaczki! :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff, nareszcie jakieś słońce na ciemnych chmur. Powoli, powoli i może coś z tego będzie, może Amelia w końcu zrozumie, że Jacek ją kocha. Rety. =.= taka trąba z niej. A Dorota wygrywa wszystko. Uwielbiam jej teksty. :D Do tego jestem zaskoczona rozmową Amelii i Karoliny. Rozmawiały jakby nigdy nic, a ta jej jeszcze doradzała. Może Karolina się naprawdę zmieniła? Chociaż nadal jestem do niej nieufnie nastawiona. :D
    I nic nie zepsułaś. Wiadomo, ktoś zawsze musi irytować w opowiadaniu. :D
    Czekamy na dalej. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę Melce i Jackowi, że mają takich przyjaciół jak Dorota i Filip - takich, który potrafią powiedzieć wprost, co myślą i potrząsnąć drugą osobą. Dobrze byłoby mieć takiego przyjaciela :D Zresztą chyba już niejednokrotnie wspominałam, że Dorota jest świetną postacią, Filip też, ale chyba jednak wolę Dorotę, dodaje tutaj smaczku, zawsze lubię sceny z nią.
    Co do naszej dwójki, to trochę mnie zaskoczyło, że pogodzili się tak nagle, bo wydawało mi się, że mieli wiele innych sytuacji, gdy moli się pogodzić. Później jednak stwierdziłam, że lepiej, że nie było żadnych fajerwerków, łóżek obsypanych różami, orkiestry i innych niepotrzebnych pierdół. Pogodzili się, a w zasadzie zrobili pierwszy krok i już. Prostowanie spraw dla nich może być żmudnym procesem, a nie wyznawaniem sobie miłości w świetle księżyca. Także dobrze, że po tych wszystkich kłótniach to nie jest do porzygu słodkie :D
    Ach, zapomniałabym o Karolinie. Okazała się naprawdę w porządku siostrą, oczywiście jej relacje z Melką na pewno nigdy nie będą jakieś cudowne, ale zachowała się naprawdę w porządku. Myślę, że mimo wszystko Mela trochę zbyt surowo oceniała swoją siostrę, szczególnie że widać, że Karolina się stara i zmieniła się od czasu swojego wyjazdu.
    Okej, komentarz trochę do du..., ale wow, wreszcie przeczytałam, więc zostawiam po sobie znak ;)
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń

SPAM DO ODPOWIEDNIEJ ZAKŁADKI, BO ZNAJDĘ I POĆWIARTUJĘ!

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Terrible Crash, Tumblr, Lea Michele.