piątek, 23 maja 2014

7. Opiekunka

Po tym, jak Amelia dowiedziała się, że Karolina wraca starała się nawet nie myśleć, co się będzie działo z nią. Wolała też nie wiedzieć, jak zareaguje Jacek, który naprawdę był nieobliczalny. Może dojrzy w tym szansę na zbudowanie rodziny od nowa? Wyjaśnią wszystko Marysi i po prostu znów staną się małżeństwem? Choć taka myśl przyszła jej do głowy, zrobiła niezłe zamieszanie w sercu, to jednak mimo wszystko wydała się dość nieprawdopodobna. Jacek był zbyt dumny, aby pozwolić wrócić Karolinie. Nie sądziła, by odważył się na taki krok. Łudziła się, że między nią a Krzyżanowskim wszystko poukłada się tak, jak należy, jak tego pragnie, choć nie miała pojęcia z czym to się wiążę. Doskonale wiedziała, że jej uczucia jeszcze były na etapie totalnej destabilizacji, lecz mimo wszystko chciała spróbować.
Trzy dni po wizycie u Kamili, Amelia odwiedziła ją, gdy ta zadzwoniła do niej i oznajmiła z wielkim entuzjazmem, że ma dla niej świetne ciuchy. Dziewczyna zaprotestowała gwałtownie, Głodzik jednak uparła się. Dlatego właśnie przyszła do niej, choć na wstępie odniosła się do tego pomysłu z ubraniami dość sceptycznie.
- Przecież na pewno nie zmieszczę się w te stroje! - zaprotestowała, na co Kamila parsknęła lekceważąco.
- Bredzisz – odpowiedziała tylko i złapała ją za rękę. Wprowadziła ją do sypialni i ręką wskazała stos ubrań leżących na podłodze obok łóżka. - To są ubrania mojej młodszej siostry, są już dla niej za ciasne, bo zaszła w ciążę i jest w stanie dość zaawansowanym. Macie podobne figury, więc na pewno będą na ciebie pasowały. Kaśka uwielbiała sukienki, spódniczki, skórę i lateks. Wysokie szpilki były dla niej tym, czym dla ciebie są balerinki. Ostatecznie jednak porzuciła taki styl na rzecz legginsów i płaskich butów. Nie będzie już w tym chodziła, więc żal będzie tych wszystkich ubrań, dlatego dam je tobie. W końcu kuse sukieneczki i spódniczki podziałają na wyobraźnie każdego faceta. A zwłaszcza samotnego Jacka.
Amelia nie była jednak przekonana, co do pomysłu Kamili, aby wziąć te stroje. Z drugiej jednak strony nie miała nic do stracenia. Zgodnie podeszły do sterty najróżniejszych ubrań i po chwili zaczęły je przeglądać.
- Mierzymy wszystko po kolei, bez marudzenia! - zarządziła Kamila i rzuciła jej pierwszy fatałaszek. Była to zwiewna sukienka na cieniutkich ramiączkach z wszytym staniczkiem, który za zadanie miał wyprofilować piersi. Soczyście zielony kolor podkreślał biały paseczek w talii. - Przymierz to. - Amelia wzięła sukienkę. Była wspaniała, idealnie na niej leżała i dziewczyna nie czuła dyskomfortu. Sukieneczka sięgała do połowy ud i wcale nie czuła się w niej obnażona. Nie sądziła jednak, że pokazując się w niej Jackowi poczuje się pewniej. O nie, wręcz przeciwnie. Będzie niemal rozebrana i ułatwi to Krzyżanowskiemu wgapianie się w jej uda czy piersi. Przy ich ostatnim spotkaniu przecież wpatrywał się w nią, a miała na sobie bluzkę, która idealnie osłaniała jej piersi i zbędne fałdki, a co zrobi, jeśli ubierze ten fatałaszek? Wolała nie myśleć, choć wizja wpatrującego się w nią Jacka była niezwykle kusząca i pochlebiająca jej kobiecej próżności.
Zdjęła sukienkę i odłożyła ją na bok. Kamila pokiwała głową. Kolejne stroje były mniej lub bardziej dopasowane i podobały jej się mnie lub bardziej. Gdy Amelia przymierzała skórzaną spódniczkę nie grzeszącą długością, pomyślała o Karolinie i o tym, co powie o jej zewnętrznej przemianie. Na pewno jej nie pozna albo poczuje się zdezorientowana. I dobrze, pomyślała tylko i zdjęła spódniczkę.
Kiedy już wybrały ubrania, Kamila zaprosiła ją na drinka, lecz odmówiła, wymawiając się spotkaniem z Dorotą. Co prawda miała się z nią zobaczyć dużo później, ale wolała nie ryzykować, że znów wpadnie w ciąg alkoholowy, bo najwidoczniej nie trzeba jej było zbyt dużo, aby się zalać. W jej stanie emocjonalnym nawet kawa była niebezpieczna.
Zabrała ubrania i obiecała, że wpadnie jeszcze do niej, aby wszystko jeszcze omówić.
Właśnie gdy wchodziła do mieszkania zadzwoniła Dorota.
- Cześć, Mel! Przepraszam, że dzwonię teraz, ale musimy odwołać to spotkanie. Możemy zobaczyć się jutro? - zapytała dziewczyna. W jej głosie można było wyczuć poczucie winy, ale także rozpierającą ją energię.
- Jasne, nie ma sprawy – odpowiedziała Amelia przeczuwając, że za radością przyjaciółki i ich odwołanym spotkaniem stoi Łukasz. - Baw się dobrze! - rzuciła na koniec ze śmiechem i rozłączyła się. Wtaszczyła torbę pełną ubrań do pokoju i rzuciła ją na łóżko. 

***

Właśnie siedział nad stertą papierów, gdy do gabinetu wpakował mu się Filip. Mężczyzna usiadł przed nim i przyjrzał mu się uważnie.
- Co jest grane? - zapytał, na co Jacek uniósł lewą brew i przyjrzał mu się uważnie.
- Nie rozumiem...
- Och, ostatnio nie jesteś sobą. Jesteś zamyślony, zdezorientowany i na ogół nie masz kompletnie zielonego pojęcia, co się do ciebie mówi. Co jest, twoja córka jest chora? - Troska malująca się na twarzy przyjaciela sprawiła, że Jacek westchnął i przesunął dłońmi po zmęczonej twarzy. Ostatnio źle sypiał i to nie miało nic wspólnego z jego ostatnimi problemami. Chodziło, co odkrył ze zdziwieniem, o Amelię.
- Nie, z Marysią jest wszystko w porządku, dzięki Bogu nic jej nie jest. Chodzi o to, że moja matka pojechała do Warszawy na leczenie, a ja muszę podzielić pracę i opiekę nad Marysią. Ja sobie z tym po prostu nie radzę. Nie jest łatwo samotnemu ojcu zaopiekować się córką, która jest w takim wieku, że potrzebuje matki.
- No to się ożeń! - zaproponował Filip, na co Jacek zareagował jedynie westchnieniem. Łatwo było powiedzieć: ożeń się! Ślub to poważna sprawa, ale nawet jeśli chciał znaleźć matkę dla Marysi, to raczej wątpił, iż znajdzie się kobieta, która zechce zajmować się jego córką, kochać ją jak własne dziecko. W dzisiejszych czasach kobiety chciały mężczyzny bez niepotrzebnego bagażu, coraz mniej pragnęły posiadać dziecko, wiele twierdziło, że to jedynie uciążliwy dodatek, uciążliwy i bardzo drogi.
- To nie jest takie proste, jak ci się wydaję – mruknął tylko i zerknął na dokumenty. Praca czekała go do późnej nocy, jeśli nie spręży się i nie pozbędzie się chociaż połowy.
- Wiem coś o tym. Ale, ale, ostatnio moja siostra widziała cię na Złotnikach z jakąś lasią. Co to za jedna? - Jacek spojrzał na Filipa zdezorientowany i dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że mówił o Amelii.
- Co robiła twoja siostra na Złotnikach?
- Odprowadzała koleżankę do domu. Widziała jak rozmawiałeś z jakąś blondynką.
- Świetnie. To była Amelia, młodsza siostra byłej żony – odpowiedział niechętnie i spojrzał ponuro na Roznera, który najwidoczniej świetnie się bawił, bo posłał mu szeroki uśmiech.
- Ach, więc to wszystko wyjaśnia. Nie sądziłem, że odnowiłeś kontakt z Laskami.
- Nie robiłbym tego, ale potrzebowałem pomocy. Nie chciałem brać Marysi do Warszawy, więc musiałem ją zostawić gdzieś, gdzie będę wiedział, że nie stanie jej się krzywda.
- Nieźle, ale Amelia chyba nie jest...
- Szefie, klienci przyszli. - Do pokoju weszła nagle sekretarka i przerwała Filipowi w połowie zdania.
- Wprowadź ich – rzucił do kobiety, a potem zwrócił się do przyjaciela: - Nie jest, ale to zupełnie inna bajka.
- Naprawdę? - zaciekawił się mężczyzna, lecz Jacek zbył go machnięciem ręki.
Klientami okazała się delegacja z Niemiec. Działalność firmy „Crux” starali rozciągnąć się nie tylko na całą Polskę, ale również na kraje Europy. Miał nadzieję, że negocjacje z odpowiednimi osobami przyniosą oczekiwane rezultaty. Musieli tylko dobrze wynegocjować kontrakt i potem zrobić reklamę, którą oni pokażą w lokalnych gazetach, telewizji czy puszczą w radiu.
Obrady trwały dość długo. Niemcy okazali się być wspaniałymi współpracownikami, przy okazji komplementując Mielec i widziane już Polki. Zaśmiał się cicho i zastanowił się przez chwilę, co powiedzieliby na temat Amelii. Na pewno spodobałaby im się, bo miała typową słowiańską urodę oraz figurę.
Klienci okazali się być mili, ale także gadatliwi, zasypywali go pomysłami i pytaniami, aż zrobiło się tak późno, że Jacek wpadł w panikę. Marysia nadal siedziała w przedszkolu i nie miał kto po nią pójść. Przeprosił na chwilę mężczyzn i wyszedł z gabinetu. Odruchowo wykręcił numer do Amelii. Po dwóch sygnałach usłyszał jej zdenerwowany głos.
- Amelio, mogę prosić cię o przysługę? - zapytał od razu, aby nie marnując czasu na zbędne pytania.
- Chodzi o Marysię? - Uśmiechnął się, ciesząc się z jej domyślności.
- Tak. Czy mogłabyś ją odebrać z przedszkola i zostać z nią w domu? Niestety, mam klientów, którzy są nadzwyczaj gadatliwi. Są z Niemiec...
- Dobra, dobra, nie tłumacz się – odparła najwyraźniej zdenerwowana. Bawiło go to, że dziewczyna tak łatwo można było wyprowadzić z równowagi. Podejrzewał jednak, że tylko on potrafił ją tak zdenerwować. W sumie wcale jej się nie dziwił. Nie był dla niej miły za pierwszym razem, gdy widzieli się po kilku latach milczenia, ale starał się to potem wynagrodzić, tylko że dziewczyna miała dobrą pamięć i nie potrafiła tego zapomnieć. O ile liczył, że wybaczy mu jego aroganckie zachowanie, to wiedział na pewno, że całkowitą izolację Marysi nie wybaczy mu nigdy. Gdyby to on był na miejscu Amelii postąpiłby tak samo, dlatego akceptując jej rodzinę, postara się odbudować dawno już zatarte relacje.
- SMS-em wyślę ci adres przedszkola. Klucze do domu ma Marysia.
- Dobrze. Czekam na wiadomość – powiedziała i rozłączyła się szybko. Jacek wystukał wiadomość i wysłał ją Amelii. Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi zwrotnej. Zadzwonił jeszcze do przedszkola i poinformował, że jego córkę odbierze Amelia.
Spokojny wrócił na swoje miejsce za biurkiem i z ulgą mógł dalej prowadzić konwersację.

***
Po telefonie Jacka, Amelia miała wrażenie, że całą drży na ciele. Próbowała się uspokoić, ale nie mogła. Zerknęła na zegarek. Nim pójdzie do przedszkola zdąży się jeszcze przebrać. Ponieważ wszystkie ubrania od Kamili wrzuciła do prania, zdecydowała się na swoje własne, w końcu niedawno była dużych zakupach. Do krótkich spodenek wybrała szeroką i o wiele za dużą bokserkę, spod której wystawała znaczna część jej stanika. Oczywiście wcześniej założyłaby pod koszulkę coś jeszcze, ale skoro miała podrażnić Jacka i nieco podziałać na jego męskie zmysły, to wystający spod koszulki stanik nadawał się idealnie. Przejrzała się parę raz w lustrze i poszła.
Dopiero, gdy dotarła do przedszkola, zrozumiała, że przebieranie się w takie fatałaszki to był jej najgłupszy pomysł do tej pory. Gdy weszła na chłodny korytarz, na którym stało mnóstwo farb i pędzli, z jednego z pokoi wyszła siostra zakonna. Amelia zaskoczona zatrzymała się i spojrzała na kobietę w habicie. Ta natomiast zerknęła na nią z uśmiechem, ale gdy spostrzegła jej ubiór przeszyła ją wściekle spojrzeniem tak ostrym, że gdyby nie to, zapewne jej grzeszne ciało zostałoby przeszyte na wylot zimnymi sztyletami. Wzdrygnęła się i ukłoniła się siostrze, witając ją cichym i pełnym pokory: Szczęść Boże. Siostra zakonna jednak najwidoczniej należała osób, którym wystarczył raz, aby skreślić człowieka do końca życia, bo nawet nie raczyła odpowiedzieć. Amelia wzruszyła ramionami i poszła szukać sekretariatu. Znalazła go na końcu korytarza. Weszła tam i poczuła na sobie badawcze spojrzenia sekretarki, która ze skwaszoną minął otaksowała ją spojrzeniem oraz dyrektorki, ubranej w brązową ołówkową spódnicę, białą bluzkę z krótkimi rękawkami. Co też strzeliło jej do głowy? Jakim cudem uznała, że taki strój będzie dobry, skoro z Jackiem miała się widzieć późno? Sapnęła zirytowana i nieco zdenerwowanym głosem przedstawiła się.
- Dzień dobry, jestem Amelia Lasek. Przyszłam po Marysię Krzyżanowską, jej tata...
- Jej tata już nas uprzedził, że pani przyjdzie – rzuciła dyrektorka patrząc na nią pogardliwie. Amelia zacisnęła usta w wąską kreskę, aby w chwili irytacji nie powiedzieć czegoś niegrzecznego. Doskonale już wiedziała, iż jej strój był co najmniej wyzywający, ale naprawdę nie chciała być tak sztyletowana spojrzeniami kobiet. Naprawdę źle się czuła z tym, że ubrała tą koszulkę, więc nie było to potrzebne. To było przedszkole, a nie impreza, już to wiedziała.
- Marysia jest w sali pod numerem osiem – poinformowała ją w końcu sekretarka spoglądając na nią z widoczną niechęcią.
Amelia podziękowała i wyszła. O Boże, co za babska!, pomyślała tylko i wyruszyła na poszukiwanie sali numer osiem. Jak się okazało, tam nie było Marysi. Od pani przedszkolanki, która jako chyba jedyna nie zwróciła uwagi na jej strój, dowiedziała się, że jej siostrzenica jest obok. W sali panował okropny harmider, bo małe dzieciaki bawiły się właśnie w kącie, śpiewały lub rysowały i gaworzyły do siebie na sobie tylko znane tematy.
- Najwidoczniej ktoś wprowadził panią w błąd – powiedziała młoda kobieta i uśmiechnęła się do niej szeroko, jednocześnie katem oka obserwując dzieci.
- Tak, ma pani rację. To była sekretarka – mruknęła tylko, na co przedszkolanka roześmiała się głośno.
- Ach, Marlena bywa okropna. Proszę się nią nie przejmować, to wredne babsko nawet własnego męża wprowadziłoby w błąd.
- Ona ma męża?! - zwołała udając przerażenie połączone z niebotycznym zdumieniem.
- Tak, najwidoczniej ktoś ją potrafił pokochać – odpowiedziała rozbawiona.
Amelii dobrze rozmawiało się z kobietą, ale musiała już iść. Pożegnała się szybko i wyszła. Zapukała do siódemki i po chwili powitał ją tak wielki wrzask, że przez moment nie wiedziała, gdzie się znajduje. W zoo, czy może w wariatkowie. Wszystkie dzieci, a było ich zaledwie garstka, nie więcej niż dziesięć, biegały po całej sali, krzyczały, machały rękoma, jakby dostały ataku szału. W tym rozgardiaszu stał wysoki młodzieniec i dyrygował tym małym zwierzyńcem. Amelia stała przez chwilę w niemałym szoku i obserwowała jak mężczyzna nagle odchyla głowę do tyłu i wydaje z siebie głośne wycie, niczym wilk zwołujące stado. Okazało się, że miała rację, bo po chwili dzieciaki nagle zbiły się w gromadkę i stanęły przed wychowawcą. W tej samej chwili została zauważona przez mężczyznę, który widząc jej minę, zmieszał się nieco i uśmiechnął się do niej niepewnie. Amelia otrząsnęła się szybko i podeszła bliżej do niego.
- Dzień dobry. Przyszłam po Marysię. Jej tata nie mógł po nią przyjechać.
- Ach, więc to pani jest tą Melką, o której ciągle słyszę, tak?
- Chyba tak.
- Melka! - dał się słyszeć krzyk z kąta sali i po chwili małe rączki obejmowały ją w pasie mocno. - Melka!
- Dzień dobry, ptysiu – przywitała się z siostrzenicą. Marysia popatrzyła na nią skrzącymi się oczami, tak podobnymi do ojca.
- Zbieraj się, idziemy do domu – powiedziała w końcu, gdy zdołała uwolnić się od dziewczynki. Marysia pobiegła po swoje rzeczy, w tym czasie Melka rozejrzała się po sali. Była ona duża, przyozdobiona mnóstwem rysunków, wycinanek i naklejek. Był kolorowo i wesoło.
- Marysia jest cudownym dzieckiem – zaczął mężczyzna – ale czasami izoluje się od innych dzieci. Nie wiem, czym to jest spowodowane. - Amelia spojrzała na niego zaniepokojona. Marysia była zupełnie inna od większość dzieciaków, ale zapewne wynikało to tylko z faktu, iż nie posiadała matki, wychowywał ją poważny ojciec i babcia, która raczej należała do osób dystyngowanych. Jej izolacja nie powinna być dziwna, jeśli znało jej się historię, ale zapewne tu w przedszkolu niewiele osób wiedziało o tym, że Marysia została porzucona jako niemowlak przez własną matkę. Ona wiedziała, ale nie miała zamiaru uświadamiać nikogo poza wąskim kręgiem zaufanych znajomych.
W odpowiedzi wzruszyła ramionami i posłała mu bezradne spojrzenie. Rzeczywiście się tak czuła, ale co mogła poradzić? Nie do niej należało wychowywanie Marysi, choć tak naprawdę nie miałaby nic przeciwko. Naprawdę. Była domatorką, osobą, która ceni sobie spokój, domowe ciepło i rodzinę, więc posiadanie własnej może nie było jej marzeniem i ta myśl nie determinowała jej działać, lecz na pewno nie chciała spędzić samotnie życia, chciała mieć przy boku kochającego męża oraz dzieci.
- Będzie musiał pan porozmawiać z ojcem Marysi, ja nie jestem upoważniona do takich rozmów – powiedziała w końcu, akurat w chwili, gdy Marysia podbiegła do niej z plecaczkiem i wielkim blokiem rysunkowym. - Zabrałaś wszystko?
- Tak – odpowiedziała radośnie i przytuliła się do Amelii.
- Pożegnaj się z panem i wychodzimy.
- Cześć, Mariusz! - Amelia spojrzała zaskoczona na Marysię, która nawet bez cienia skrępowania pożegnała wychowawcę i wesoło pomaszerowała do wyjścia. Mariusz widząc jej zdezorientowaną minę, potrząsnął głową i podszedł do niej tak blisko, iż mogła dostrzec jego nakrapiane złotymi plamkami tęczówki.
- Pozwalam im mówić po imieniu, to ułatwia kontakt z dzieckiem. Może my też przejdziemy na ty? - Amelia odsunęła się od niego, aby przyjrzeć mu się dokładniej. Mariusz był średniego wzrostu, miał brązowe oczy i ciemne włosy. Wyglądał na góra dwadzieścia parę lat, ale ona nie miała zamiaru umawiać się z nim, czy nawet wchodzić w bliższe kontakty, ponieważ nie chciała go bliżej poznawać. To był wychowawca Marysi. Jednak kiwnęła głową uprzejmie.
- Idziesz już? - zawołała od drzwi Marysia, co Amelia skwapliwie wykorzystała. Pożegnała się szybko i ruszyły do szatni, aby tam przebrać buty. Szybko wyszły z przedszkola i powolnym spacerkiem, ciesząc się rześkim powietrzem szły w kierunku domu.
- Pójdziemy na lody? - zapytała Marysia, lecz Amelia się nie zgodziła. Mimo że po ostatnich deszczach nie było ani śladu, pogoda jednak nie była na tyle przyjazna, aby mogły iść na lody. Poza tym wątpiła, by Jacek pochlebiał jej decyzję. Dbał o swoją córkę i na pewno miałby jej za złe, że wybrała się z nią na lody.
- Nie, Marysiu. Idziemy do domu, szybko zrobimy dla ciebie obiad i zajmiemy się zadaniami, które na pewno masz do zrobienia – rzuciła znaczącym tonem i popatrzyła na Marysię.
- Aha, dobrze.
Po kilkunastu minutach dotarły do domu Jacka. Marysia wygrzebała z plecaczka klucze do domu i podała je Amelii. Ta z kolei otwarła dom i wprowadziła ją do środka. Od razu przywitał ją przyjemny chłód i pustka olbrzymiego holu, z którego widać było salon. Schodziło się do niego po dwóch schodkach. Meble oraz cała reszta była w stonowanych jasnych kolorach. Beż, jasna zieleń i trochę bieli. Wielka, skórzana kanapa stała na wprost dużego rozsuwanego okna, wokół niej ustawiono fotele oraz pufy, pośrodku stał okrągły, szklany stolik, na którym spoczywał flakon z przywiędłymi kwiatami. Poczuła się w tej chwili jak one: brzydkie i niepasujące do eleganckiego wnętrza. Zatrzymała się na ostatnim schodku i przyjrzała dokładnie wszystkim zamieszczonym tu meblom. Nie było tu telewizora, co było dla niej trochę dziwne, u niej, w jej niewielkim saloniku był. Najwidoczniej u Jacka nie był on potrzebny. Po lewej stronie znajdowało się kilka półek z książkami, ale po tytułach poznała,  że były to czysto edukacyjne lektury.
Marysia poprowadziła ją przez salon, do jadalni, w której królowało ciemne drewno, aż w końcu znalazły się w kuchni, a ta z kolei wyglądała jakby przed chwilą została zamówiona w salonie. Marmurowe blaty, metalowe zdobienia i nowoczesne sprzęty. Tuż nad wyspą, w wydzielonym obszarze, wisiała metalowa belka, na której zawieszono patelnie, różne garnuszki i chochle oraz drewniane łyżki. Pod nimi stały doniczki z ziołami oraz słoiki z przyprawami. Zachwycona podeszła do wysokiej lodówki i przejrzała jej zawartość. Jasne było, że Marysia była głodna, więc będzie musiała przygotować dla niej obiad, szybki w dodatku.
- Na co masz ochotę? - zapytała w końcu dziewczynkę, która wyciągnęła już wszystkie rzeczy z plecaczka i ułożyła ja na stole, który stał tuż przed wyspą.
- Na pizzę! - powiedziała po chwili namysłu, lecz Amelia pokręciła głową. - Zamówimy?
- Nie, na pewno nie. Musisz zjeść porządny obiad – powiedziała stanowczo. Marysia zrobiła zawiedzioną minę.
- To co będziemy jeść?
- Nie wiem. Mam kurczaka, są pieczarki i jest makaron, więc zrobię dla ciebie danie, które naprawdę mi wychodzi.
Zajęła się więc gotowaniem, a Marysia rozpakowała się i zaczęła rysować. Amelia skupiła się na obiedzie i po godzinie obie zajadały się kurczakiem z sosem pieczarkowym z makaronem i suszonymi pomidorami. Danie proste i smaczne, sprawiło, że obie skupiły się na jedzeniu, co poskutkowało tym, iż Amelia zaczęła zastanawiać się czy przypadkiem „uwodzenie” Jacka nie było kompletnie poronionym pomysłem, który zaowocuje jedynie jej ogromnym rozczarowaniem i być może złamanym sercem. Nie chciała cierpieć, ale jednocześnie nie mogła tak po prostu odpuścić. Co prawda ryzykowała tym, iż Krzyżanowski raz na zawsze odsunie się od nich, ale tym razem kierowała się powiedzeniem: kto ryzykuje, ten nie ma. Tylko czy nie podejmowała zbyt wielkiego ryzyka? Jeśli tak, to są to ostatnie chwile z Marysią...
Skończyły już jeść, posprzątały i obie udały się do salonu, gdzie rozłożyły się z zabawkami Marysi. Ta stwierdziła, że pokaże jej pokój.
Wspięły się na schody i dziewczynka poprowadziła ją krótkim korytarzem. Pokój jej siostrzenicy okazał się być taki, jaki się spodziewała, typowa sypialnia sześciolatki w przeróżne odcienie błękitu i bieli z mnóstwem zabawek i ładnymi, jasnymi mebelkami. Nieduże łóżko stało między wnęką prowadzącą do garderoby, a dużą szafą. Po lewej stronie dostrzegła niewielką toaletkę, a na niej mnóstwo fiolek w bajkowe motywy. Patrząc na to wszystko wiedziała, że sam Jacek to zaprojektował. Doskonale to wiedziała i ta świadomość po raz kolejny raz w przeciągu ostatnich dni, napełniła ją znaną dobrze troską i czułością. Tak bardzo kochał swą córeczkę, robił dla niej wszystko to, co najlepsze, starał się bardzo, ale przecież nie mógł zastąpić Marysi mamę. Chciała mu pomóc w tym, ale nie miała śmiałość, dlatego uciekała się do takich, a nie innych pomysłów, aby podbić jego serce, choć nadal nie wiedziała, czy z pozytywnym skutkiem.
Po obejrzeniu pokoju, zeszły na dół i tam rozłożyły się z książkami i zabawkami. Amelia wygrzebała z biblioteczki w salonie jakąś mało ciekawą prozę i usiadła obok Marysi.
Obie z czynności, którym się oddawały, wyrwał telefon. Amelia rzuciła okiem na komórkę leżącą na stole i wstrzymała oddech. Dzwonił Jacek. Odebrała pośpiesznie.
- Tak? - zapytała, ganiąc się w myślach za nerwowy ton.
- Co u was? Jak sobie radzicie? Jadłyście coś? - zapytał od razu Jacek, który nie bawiąc się w żadne uprzejmości zasypał ją gradem pytań.
- Jadłyśmy już obiad i u nas wszystko w porządku. Marysia maluje, a ja czytam książkę. Mam nadzieję, że nie pogniewasz się za to, że pogrzebałam ci na półce z książkami?
- Ależ skąd! Miłej lektury w takim razie – powiedział i na chwilę zapadła między nimi krępująca cisza. W końcu odezwał się Jacek, który chrząkając poprosił córkę do telefonu. Marysia złapała słuchawkę i z wielkim uśmiechem kiwała głową, słuchając z uwagą tego, co miał do powiedzenia jej ojciec.
- Tak, tatusiu, jestem grzeczna. Amelia zrobiła dla mnie pyszny obiad. - Jacek powiedział coś do słuchawki. Dziewczyna spojrzała na siostrzenicę i uniosła brwi, gdy zobaczyła jej szeroki uśmiech i dziwny błysk w oku. - Tatusiu, mogę cię o coś zapytać? - rzekła w końcu, a ton jakim zadała pytanie sprawił, iż Amelia poczuła dziwny, nieprzyjemny ścisk w gardle. Po chwili milczenia, Marysia rzuciła do słuchawki na jednym wydechu: - Czy Melka mogłaby zostać moją mamą? Proszę cię, błagam, tatusiu, chciałabym, żeby Melka była mamusią. Miałabym wtedy dużą rodzinę! Tatusiu... - przerwała płaczliwie i zasłuchała się w to, co miał jej do powiedzenia ojciec, a mówił długo i najwidoczniej dość ostro, bo dziewczynka krzywiła się raz po raz. Amelia nie mogła patrzeć na jej smutną minkę, więc skinęła na nią i odebrała od Marysi telefon.
- ... tak mówić...
- Jacku, to ja, Amelia. Nie złość się na nią, proszę – poprosiła cicho w chwili, gdy Jacek robił niewielką przerwę między zdaniami. Poczuła rozdzierające westchnienie w słuchawce. Wychowywanie dziecka nie było dla niego proste, bo jego córeczka naprawdę potrzebowała matki, a on sam nie wiedział, co zrobić w tej kwestii.
- Nie jestem zły, jestem... bezradny. Wciąż prosi o mamusię. Jestem w stanie dać jej wszystko, czego zapragnie, ale nie mogę jej dać czego naprawdę potrzebuje – matki. Marysia coraz częściej o niej wspomina, ciągle mnie o to pyta, a ja nie wiem, co mam jej powiedzieć.
- Prawdę? - podsunęła łagodnie.
- To nie wchodzi w grę, to złamałoby jej małe serduszko. Wolałabym prędzej uciąć sobie rękę niż przysporzyć jej cierpienia.
- Więc co zrobisz? Im bardziej będziesz unikał tego tematu, z tym większą determinacją Marysia będzie prosiła o mamusię. - Amelia nie chciała pouczać Jacka, który mógłby uznać, że wtrąca się w jego życie, ale z drugiej strony chciała mu jakoś podpowiedzieć, doradzić. Może znajdzie w końcu rozwiązanie. Miała cichą nadzieję, że wtedy ona odegra w jego życiu główną rolę, choć nie wiedziała jeszcze jaką.
- Czy możemy tę rozmowę dokończyć później? Muszę już kończyć. Wrócę po dwudziestej, jak rozlokuje moich gości w hotelu. Połóż Marysię wcześniej spać, bo jutro z samego rana jadą na basen.
- Oczywiście.
- Bawcie się dobrze – powiedział tylko i szybko się rozłączył. Amelia powoli odsunęła słuchawkę od ucha i rozejrzała się po salonie, lecz nigdy nie dostrzegła Marysi.
Wstała gwałtownie i rozejrzała się po salonie, ale nigdzie jej nie dostrzegła. Nieco przestraszona nagłym zniknięciem dziewczynki i pobiegła do jej pokoju i ku wielkiej uldze tam ją znalazła. Marysia leżała na łóżku i zanosiła się od płaczu, który rozdzierał wrażliwe serce Amelii. Nie mogła patrzeć na nieszczęśliwą chrześnicę, bo ojciec odmówił jej mamusi. Co mogła jej powiedzieć? Nie chciała mieszać jej w głowie, tym bardziej, że to nie ona ją wychowywała. Jacek mógłby mieć jej za złe, gdyby chciała się wtrącić w wychowywanie Marysi.
- Dlaczego płaczesz, bąbelku? - zapytała łagodnie, dłonią masując drżące od szlochu ramiona. Marysia uniosła gwałtownie głowę. Miała czerwoną twarz i zapuchnięte oczy.
- Melko, dlaczego nie możesz być moją mamusią? - zapytała łkając. Rzuciła się dziewczynie w ramiona i przytuliła się do niej mocno, szukając u niej pocieszenia. Amelia objęła ją mocno i kołysała lekko.
Marysia po kilkunastu minutach uspokoiła się i pociągając nosem odkleiła się od ciotki.
- Twój tatuś poprosił, żeby cię dziś wcześniej wykąpać. Chodź, zrobię ci pachnącą kąpiel – powiedziała i wyciągnęła do niej dłoń. Marysia kiwnęła w milczeniu głową i poszła za Amelką. Zapomniała o pytaniu, które zadała Amelii.

10 komentarzy:

  1. Oj, biedna mała. Nie wie, co się dzieje, w dodatku ojciec nie chce jej powiedzieć dlaczego. Zastanawiam się, czy Jacek ma rację, ukrywając prawdę, czy może jednak powinien powiedzieć córce prawdę na temat jej biologicznej matki. W obu przypadkach są plusy i minusy. Chociaż najlepszym wyjściem dla małej byłoby, gdyby naprawdę miała pełną rodzinę, czyli rzecz, która jest najtrudniejsza dla dorosłych. Dla dorosłych, którzy non stop o sobie myślą, z tego, co zauważyłam.
    Ha, Amelia wystarczy, że włoży coś, co odsłoni jej atuty, to już wzbudza zazdrość kobiet i zainteresowanie mężczyzn. Ciekawa jestem, jak zareaguje Jacek na jej widok, bo chyba Amelia mu nie ucieknie? ;>
    Czekam wciąż na przyjazd Karoliny, jestem nie tylko ciekawa jej relacji z rodziną i Jackiem, ale też z Marysią ;)

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, małe dzieci zawsze będą cierpieć, choć rodzice chcą dla nich dobrze. Jacek chroni Marysię przed poznaniem prawdy, bo wie, że ona tego nie zrozumie, bardziej niż tego, że nie ma mamy. Po prostu od samego początku jej nie miała, więc gdyby jej powiedział, Marysia po prostu mogłaby to zrozumieć tak, iż mama jej nie kochała, nie chciała i to jej wina, że jej nie ma. Jacek chce dla córki jak najlepiej, ale temat mamy i jej posiadania to trudny temat, bo nie wie, co zrobić. Właśnie, pełna rodzina dla małej dziewczynki byłaby najlepszym rozwiązaniem. No, ale tak: to bardzo trudne. Hahaha, tak, zwłaszcza Amelia.
      Nie, Amelia nie ucieknie, wręcz przeciwnie, będzie na niego czekać.
      Karolina pojawi się już wkrótce:)

      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się ucieszyłam, że dodałaś nowy rozdział! Często tutaj zaglądam. Zabieram się z przyjemnością do czytania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo się cieszę, że zrobiłam Ci taką niespodziankę;)

      Usuń
  3. Mnie też nie cieszy fakt, że Karolina wraca. Jak ja gryzie sumienie, to chyba dam jej w twarz, bo nienawidzę takiego spóźnionego zapłonu dobrych chęci, ale liczę się też z opcją, że ta kobieta wcale nie wróciła naprawiać błędy. Tylko po co w takim razie? Tego jestem ciekawa. Jacek zaczyna polegać na Ameli i dość swobodnie dzwoni do niej, gdy ktoś ma zając się Marysią. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ upatruje tu nawiązująca się silną więź. Żeby tylko Amelia przestała się wiecznie denerwować. Wcale tym sobie nie pomaga. Przedszkole ma wybitne zakonnice, nie ma co! Mam takie niedaleko siebie i muszę przyznać, że rządzące tam siostrunie to przemiłe kobiety, więc początkowo doznałam szoku, gdy te twoje okazały się takie pruderyjne. I dodatkowo zdziwił mnie fakt, że pracuje tam facet. Mam wrażenie, że dzieci mniej chętnie powierza się opiekunowi niż opiekunce :D W każdym razie, ja sama, jako kobieta, pewnie z nieuzasadnieniem wahałabym się, gdybym miała to zrobić. Jednakże, pan Mariusz zdaje się być świetnym facetem i już wyobrażam sobie zazdrość Jacka, gdyby Mariusz i Amelia bardzo się ze sobą zaprzyjaźnili :D
    Na koniec, biedna Marysia. Tak czułam, że w końcu powie, że chcę, aby Amelia była jej mamą. Niemal pękło mi serce, gdy to się stało. Przeklęta Karolina! Czuje jednak, że Amelia, tak czy siak, w końcu będzie z Jackiem, a Marysia zyska w niej mamę <3 To będzie piękna chwila.
    Rozdział jak zwykle, świetny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ciągu sześciu lat wiele się zmieniło, sama Karolina także, więc... Zobaczycie sami. Karolina może na początku źle zaczęła, a potem chciała się wycofać, tylko że kosztem Jacka i dziecka, które porzuciła.
      No cóż, pan Krzyżanowski nie ma wielkiego wyboru, jeśli chodzi o pomoc w opiece nad Marysią. Teraz ma Amelię, która kocha małą siostrzenicę i zrobi dla niej naprawdę dużo. No, a że ma przerwę w studiach, to chętnie się zajmię Marysią. No i to też dobra okazja do zobaczenia Jacka, który działa na nią w taki sposób, jaki działa.
      Uczepiłam się stereotypu, że zakonnice raczej nie są miłe ( miałam taką w gimbazie xD ), więc Amelia miała pecha, że akurat taką napotkała. Ale prawda, większość sióstr zakonnych jest miła i uczynna, a nie taka jak te. Hm, Mariusz to Mariusz, nie jest zły i dzieci uwielbiają z nim przebywać. Oczywiście wiem, że panom raczej nie zawsze chętnie się powierza opiekę nad dziećmi, ale jak ma się plecy, to raczej za wiele nie można z tym dyskutować xD
      Niestety, ucieczka Karoliny namieszała i chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co się będzie działo potem, a co się zacznie dziać, gdy wróci. W tej sytuacji najbardziej właśnie cierpi Marysia, bo nie ma mamy, a bardzo chce. Haha, wszystko w swoim czasie.
      Dziękuję i pozdrawiam! <3

      Usuń
  4. Ojej, biedna Marysia. Tak bardzo chce mieć mamę, a Jacek uparcie chowa te małe dziecko w kloszu. Co powie małej jak wróci Karolina? Trochę podchodzi do tego nie zbyt mądrze. Moim zdaniem Amelia byłaby cudowną matką dla Marysi i super żoną dla Jacka. ;> Nie mogę się doczekać aż wróci z pracy i sobie porozmawiają. ;>
    Czekam!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może raczej nie w kloszu, ale nie chce, aby dziecko po jakiś czasie się zawiodło na kobiecie, której nie znam. On sam nie wie, co powinien zrobić i gdzie szukać tej mamy. Jest w dużej rozterce, przez którą, niestety, cierpi także jego córka. No, to zależy po co wróci Karolina. Wszystko będzie zależeć od tego, czy jego była żona wraca po coś, czy tylko po to, aby przypomnieć innym, że istnieje;) Amelia też nie może się tego doczekać :)))

      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  5. Dziękuję i chylę czoła. Bardzo się cieszę, że zawitałaś tutaj i opowiadanie Ci się spodobało. Postaram się nie obniżać poziomu, abyś zawsze była zadowolona.
    Ależ proszę bardzo, cała przyjemność po mojej stronie<3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam :) Zainteresowana samym tytułem, a następnie opisem na Sowim Przylądku postanowiłam ze względu na dużą ilość czasu przeczytać rozdział pierwszy, a później drugi, trzeci i... przeczytałam całość. Bardzo mi się podoba sam dobór imion bohaterów i to, że są Polakami i akcja rozgrywa się w Polsce. Sama zawsze lubiłam bawić się w zagraniczne imiona, postacie mieszkające w stanach... ale taki wybór nie spotyka się często. Poza tym - Henry Cavill idealnie moim zdaniem pasuje do postaci Jacka. Myślę, że idealnie go obrazuje.
    Na początku Amelia była dla mnie dość irytującą postacią i zresztą nadal jest - chyba nie lubię tego, że tak łatwo wybucha złością, ciągle warczy na Jacka i wydaje mi się być dziecinna. A z drugiej strony lubię czytać, o czym ta osóbka myśli i w jaki będzie jej kolejny ruch. Marysię oczywiście ubóstwiam i sama marzę o tym dziecku! Bardzo interesuje mnie postać Karoliny... według mojej teorii, przyjedzie, aby przedstawić rodzinie nowego męża... Mam nadzieję, że zarówno Jacek, Amelia i - mam nadzieję - Marysia będą mieli ją głęboko gdzieś. Jeszcze jej nie "poznałam" i już jej szczerze nie lubię. Mam nadzieję, że nie okaże się, że przyjechała, aby się zmienić, żyć od nowa i być przykładną matką... W każdym razie bardzo przyjemnie mi się tę historię czytało, piszesz naprawdę świetnie, rzadko napotkałam się na błędy (może na jakieś literówki) i... podoba mi się! Z wielką chęcią poznam dalszy ciąg historii tej trójki, a być może czwórki, jeśli uwzględniać Karolinę. Chyba trochę się rozpisałam..
    Pozdrawiam, Insane [the-luckyones.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

SPAM DO ODPOWIEDNIEJ ZAKŁADKI, BO ZNAJDĘ I POĆWIARTUJĘ!

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Terrible Crash, Tumblr, Lea Michele.