-
No, mała, wskakuj – rzuciła Amelia, gdy Marysia po kąpieli,
czysta i pachnąca kwiatowym mydłem oraz żelem do kąpieli, udała
się z ciocią do pokoju. Dziewczyna odsunęła kołdrę i poczekała,
aż siostrzenica wskoczy na miejsce. Ułożona wygodnie, wpatrzyła
się w nią z oczekiwaniem.
-
Opowiesz mi bajkę? - zapytała w końcu, gdy Melka nie reagowała.
Amelia uniosła brwi i popatrzyła na małą twarzyczkę dziewczynki.
Była podobna do Jacka, ale miała coś z Karoliny.
-
Jasne. - Rozsiadła się wygodnie obok poduszki, na której
spoczęła głowa Marysi i automatycznie, w ogóle nie
kontrolując swoich odruchów zaczęła głaskać ją po
głowie tak, jak robiła to niegdyś jej matka, gdy była w wieku
siostrzenicy.
Przez
chwilę zastanowiła się, a potem układając kolejne fragmenty
bajki, zaczęła opowiadać. Po kilkunastu minutach dostrzegła, że
Marysia śpi. Odsunęła się od niej delikatnie i powoli, aby jej
nie zbudzić, a potem wstała i zgasiła światło. Otworzyła jednak
drzwi na korytarz, aby słyszeć dziewczynkę, gdy się obudzi.
Zapalone światło zostawiła jedynie na schodach, aby na korytarzu
nie panowały takie ciemności. Zeszła w końcu na dół i
usiadła w salonie na sofie. Odchyliła głowę do tyłu i z ciężkim
westchnieniem wypuściła powietrza. Czy powinna bawić się w
uwodzenie Jacka? Gdyby był sam mogłaby się poważyć na taki krok,
lecz w grę wchodziła Marysia, z którą nie chciała się
rozstawać, ani myślała jej skrzywdzić. Jeśli Jacek ją odrzuci,
zrani ją, to na pewno zabroni jej kontaktów z córką.
Do tego nie mogła dopuścić.
Sięgnęła
po książkę i ponownie zagłębiła się w lekturę. Ponieważ
czytała fragment, w którym kompletnie nic się nie działo,
poczuła jak powieki opadają jej na oczy, aż przymknęła je i
zasnęła.
Dopóki
nie otworzyła oczu, nie miała pojęcia, co się stało. A gdy
uchyliła powieki dostrzegła nad sobą zmęczoną twarz z bardzo
smutnymi oczami, w których również malowała się
troska i coś jeszcze, choć jej wyobraźnia cały czas pracowała.
-
Jacek? - zapytała ochrypłym od snu głosem i mrużąc powieki
starała się przyzwyczaić oczy do światła, które padało sama nawet nie wiedziała skąd.
-
Tak. Marysia śpi? - Miał łagodny, pełen czułości i troski głos.
Zapatrzyła się na niego na chwilę, aby rozkoszować się echem
jego słów, pozwolić, aby fale ciepła oblały jej ciało i
zakotwiczyły w sercu, choć na chwilę, by poczuć jego dotyk
miękkich warg jedynie w wyobraźni. - Amelio? - Dotknął jej w taki
sposób, że spojrzała na miejsce, gdzie jego palce delikatnie
muskały nagą skórę ramion. Westchnęła nieco rozmarzona,
lecz opamiętała się szybko i usiadła, dopiero teraz odczuwając
skutki niewygodnej pozycji. Bolała ją szyja i głowa, a do tego
miała zdrętwiałą rękę.
-
Tak, śpi. Dlaczego tak długo cię nie było? - zapytała, starając
ukryć wyrzut w głosie. Nie do końca jej się to udało, bo Jacek
skrzywił się, odsunął się od niej i usiadł na fotelu obok.
Amelia ugryzła się w język, ponieważ pragnęła jego bliskości i
nie chciała, żeby się od niej odsuwał, ale w porę się
powstrzymała.
-
Przepraszam – mruknął niechętnie i spojrzał na nią z ukosa.
Nie wyglądał na zadowolonego, ale nic nie powiedział. - Była
grzeczna?
-
Tak, Marysia to kochane, bezproblemowe dziecko – odpowiedziała z
godnie z prawdą, starając się nie wspominać o tym, co działo się
po jego telefonie.
-
Czy bardzo płakała po moim telefonie?
-
Trochę, ale nie przejmuj się – rzuciła szybko, widząc jego
zmartwioną twarz – uspokoiłam ją. Naprawdę. Ciepła kąpiel i
historia na dobranoc poprawiły jej humor. Nie przejmuj się, nie było
tak źle. - Pochyliła się do przodu i po prostu dotknęła jego
nadgarstka. Był to spontaniczny gest. Kiedy Jacek spojrzał na jej
dłoń, trzymającą delikatnie jego nadgarstek, Amelia speszyła się
i już chciała zabrać rękę, gdy nagle Krzyżanowski otoczył jej
dłoń swoją i ścisnął lekko.
-
Dziękuję, Amelio – szepnął, myślami błądząc gdzieś daleko.
Jacek
chyba nie miał pojęcia, co wyczyniał z nią jego dotyk, co robił
z jej sercem i żołądkiem, o ciele nie wspominając. Gdy po
wieloletniej przerwie przyszedł do niej, sądziła, że już zawsze
będą na siebie tak warczeć, ale myliła się. Zmieniło się
trochę, choć Jacek nadal trzymał dystans, ona nie potrafiła być
na niego zła. Wiedziała, że robiła źle, ale po prostu nie mogła,
nawet jeśli Krzyżanowski miał do niej pretensje i ukryty żal.
Patrząc w jego ciemne oczy i czując jego ciepłe palce na dłoni, wiedziała, że zbliża się do granicy, której nie mogła
przekroczyć, ale bardzo chciała. Jeśli wyjdzie poza nią, skończy
się to nie tylko złamanym sercem, ale również cierpieniem
Marysi, a na to nie mogła pozwolić. Nie chciała być samolubna,
chciała, żeby wszystko wyglądało inaczej...
Jacek
przerwał kontakt, na co zareagowała cichym westchnieniem. Dlaczego
tak po prostu nie mógł jej przytulić? Albo pocałować?
Potrzebowała go.
-
Wszystko w porządku? - usłyszała cichy, nieco zatroskany głos
Krzyżanowskiego. Spojrzała na niego z namysłem. Nie było, ale czy
powinna zarzucać go własnymi uczuciami? Wtedy miałaby już
wszystko za sobą, nie musiałaby zastanawiać się i kombinować, co
dalej, ponieważ to kolejny krok należałby do Jacka.
-
Tak – odpowiedziała cicho, kiwając przy tym głową, jakby
chciała dodatkowo przekonać samą siebie. - Muszę już wracać do
domu. Marysia śpi. Gdybyś zgłodniał, to jedzenie masz w
piekarniku. Wystarczy podgrzać. Dobranoc, Jacku.
-
Zaczekaj, Amelio – powiedział nagle Jacek i wstał, Amelia
patrzyła na niego niepewnie. Zrobiło jej się
żal Jacka, choć przecież nie powinno. W końcu sam sprawił, że
nie miał nikogo, kto mógłby zająć się jego córką.
Jego przyjaciele mieli własne rodziny, a jego najbliższa rodzina
nie miała na to czasu lub mieszkali za granicą.
-
Tak? - zapytała, gdy Krzyżanowski milczał i przypatrywał jej się
w skupieniu.
-
Jest mi przykro z powodu mojego zachowania. Nie powinien był was
ignorować przez tyle lat. Tak naprawdę nie mam pretensji do ciebie
i twoich rodziców, lecz do Karoliny. Tak naprawdę nie
zdawałem sobie sprawę z tego, że krzywdzę moją córkę
odcinając ją od dziadków i cioci – odpowiedział w końcu
z nikłym, ciepłym uśmiechem. Amelia westchnęła i drążącą
dłonią poprawiła włosy. Nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć.
Najwidoczniej Krzyżanowskiego dręczyły wyrzuty sumienia, a ona nie
chciała dokładać mu więcej, informując go o tym, iż Karolina
wraca. Postanowiła, że powie mu to innym razem. Albo w ogóle.
Bo przecież Karolina nie mogła zostać w Mielcu dłużej, niż dwa
tygodnie.
-
No cóż, chyba nie powinniśmy się na ciebie gniewać. Moi
rodzice nie mają do ciebie żalu, ale ja... Jestem pamiętliwa, ale
nie chcę pogarszać naszej relacji. Po prostu... Lepiej będzie, gdy
dla dobra Marysi zaczniemy się nią wszyscy opiekować. Kocham tą
małą i zrobię dla jej dobra wszystko.
-
Dziękuję – odpowiedział Jacek z wyraźną ulgą. Amelia
natomiast poczuła, że ciężar, który dźwigała odkąd
Jacek przypomniał sobie o nich po tej długiej przerwie, nagle
przestał istnieć. Poczuła się teraz lekka i pełna nadziei. Może
jednak wszystko się ułoży? Napełniona nową nadzieją po prostu
podeszła do niego i przytuliła go. Póki nie zorientowała
się, co zrobiła rozkoszowała się jego ciepłym ciałem i łagodnym
zapachem perfum, które sprawił, że jej ciało zatęskniło
za jego dotykiem. Nawet przelotnym. Jednak świadomość tego, co
wyprawiała szybko ją dopadła i odsunęła się od niego, nie
bardzo wiedząc, co zrobić.
-
Pójdę już. Dobranoc – mruknęła przez zaciśnięte zęby
złoszcząc się na swoją naiwność.
-
Poczekaj, odprowadzę cię – zaproponował Krzyżanowski, ale
Amelia szybko się wymówiła i uciekła z jego domu, nim
zdążył cokolwiek powiedzieć.
Ponieważ
do domu miała kawałek drogi postanowiła skorzystać z miejskiej
komunikacji. Poszła na najbliższy przystanek i sprawdziła rozkład
jazdy. Autobus miał przyjechać dopiero za godzinę. Już dawno było po zachodzie słońca i zrobiło się trochę chłodno, lecz Amelia
nadal była rozgrzana od dotyku. Co prawda Jacek jej nawet nie objął,
ale ich ciała na chwilę spotkały się, gdy go przytuliła. Teraz
wiedziała, że zwykły pocałunek nie wystarczył, aby całkowicie
ugasić jej rosnącą tęsknotę. Prawda była taka, że pragnęła
seksu, z Jackiem, bo tylko on potrafiłby ugasić palące pragnienie,
które tliło się w niej. Czy zdoła się oprzeć, jeśli
sprawy przyjmą nieoczekiwany obrót? Lepiej by się czuła,
pragnąc Jacka, gdyby między nimi nie było tylu przeszkód.
Nawet jeśli Krzyżanowski zgodziłby się choćby na sam romans, to
na pewno jej rodzice na pewno oponowaliby wobec tej znajomości.
Ciężko westchnęła patrząc w stronę, skąd przyszła.
W
ostatnim czasie bardzo dużo rozmyślała, o wiele za dużo, lecz nie
mogła na to nic poradzić. Z toku myśli wybił ją nadjeżdżający
mks, który ze świstem zatrzymał się tuż przed jej nosem i
równie głośno odjechał, trzęsąc się na każdej
nierówności, jaka pojawiła się na drodze. Po kilkunastu
minutach dotarła na przystanek tuż niedaleko jej bloku, lecz
zrezygnowana nie od razu wróciła do mieszkania. Napisała
mamie sms-a, że wróci późno i ruszyła w stronę
Tesco. Uznała, że kupi sobie piwo i wypije je w zaciszu własnego
pokoju. Chciała na chwilę oderwać się od tych wszystkich
wątpliwości, niedomówień i strachu.
Tesco
przywitało ją chłodem, zapachem pieczonych bułek i atmosferą,
która panowała tylko i wyłącznie w tak dużych sklepach.
Ludzie jak zwykle kręcili się między półkami, co
sprawiało, iż sklep wiecznie tętnił życiem. W głośnikach
słychać było niewyraźny głos kobiety, która obwieszczała
nowe promocje, prosiła o podejście jakiegoś Michała z działu
ogrodniczego do kadr i monotonnym głosem zachęcała do kupowania
produktów na przecenach. Amelia skierowała się do działu z
alkoholami. W tle grała cicha melodia, umilając czas spacerującym
klientom, lecz dziewczyna nawet nie miała ochoty wbijać się w rytm
pozostałych ludzi.
Po
wybraniu piwa, zdecydowała się również na wino. A cóż
jej zaszkodzi napić się czegoś bardziej wykwintnego? Odnalazła
półkę z winami wytrawnymi i zagarnęła pierwszą lepszą z
brzegu butelkę i z takimi zakupami udała się do kasy. Po drodze
zagarnęła jeszcze paczkę chipsów i puszkę solonych
orzeszków.
-
Amelia? - usłyszała nagle męski głos tuż za sobą. Odwróciła
się w tamtą stronę i ujrzała przed sobą uśmiechniętą twarz
Mariusza. Nieco zmartwiał widząc, jak obserwuje ją uważnie.
Przez chwilę jego oczy błądziły po jej ciele, aż poczuła
nieprzyjemne dreszcze. - Cóż za niespodzianka! - powiedział,
gdy w końcu raczył podnieść na nią wzrok. Melka wykrzywiła się
w nieznacznym uśmiechu i kiwnęła głową.
-
Dobry wieczór – przywitała się nieco zbyt oficjalnie,
czując, że wcale nie chcę tu być. Mariusz, owszem, był miły,
ale nic poza tym. Odbierała go jako przesadnie uprzejmego, choć
pewnie miało to związek z jego pracą. Musiał być miły,
zwłaszcza, że mężczyźnie pracującemu jako przedszkolanek na
pewno było ciężko znaleźć pracę.
-
Posiada pani kartę clubcard? - usłyszała w pewnym momencie Amelia.
Zamrugała powiekami, otrząsając się z rozmyślań. Kasjerka
patrzyła na nią wyczekująco, aż ta poda jej kartę. Kiedy to
zrobiła, zakupy zostały zeskanowane i dziewczyna po chwili mogła
zapłacić. Zerknęła ukradkiem na Mariusza, który wciąż na
nią patrzył.
-
Robisz imprezę? - zapytał, gdy kasjerka zaczęła wydawać jej
pieniądze. Amelia wzięła od niej resztę, zapakowała wszystko do
torby i uśmiechnęła się do chłopaka, który, jak
stwierdziła z zadowoleniem, miał więcej zakupów.
-
Tak. Jednoosobową – dodała jeszcze i odeszła od kasy.
Po
niecałych piętnastu minutach znalazła się w mieszkaniu. Udała
się od razu do swojego pokoju i wszystko wyłożyła na niewielki
stoliczek stojący na środku pokoju. Nie powinna ryzykować kolejnym
kacem, ale z drugiej strony potrzebowała rozluźnienia. I to bardzo
dużo. Szkoda, że nie miała obok siebie Doroty, która
kontrolowałaby jej zachowanie, bo naprawdę nie wiedziała, co się
z nią stanie, gdy wypije to wszystko. Zmierzyła puszki piwa
wzrokiem i jednak uznała, że sobie dziś odpuści. Wstawi je do lodówki,
aby mieć je zawsze pod ręką. Dziś skupi się na winie i chipsach,
choć obie te rzeczy nijak do siebie pasowały.
Gdy
Amelia wzięła kąpiel i przebrała się już w piżamę, na
korytarzu spotkała mamę, która patrzyła na nią zatroskanym
wzrokiem.
-
Już wróciłaś? - usłyszała cichy głos matki. Obejrzała
się przez ramię i dostrzegła ją w drzwiach sypialni. Stała
skulona z założonymi rękoma na piersi. Włosy miała w nieładzie.
Amelia kiwnęła głową i wyjaśniła wszystko, przepraszając za
brak odezwu. - W porządku. I tak myślałam, że jesteś z Dorotą.
W każdym razie, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłaś być
u Jacka. Wiem, że zajęłaś się Marysią, ale czy to przypadkiem
nie za dużo, Amelio?
-
Nie, dlaczego?
- Rozumiem, że chcesz pomóc, ale mam wrażenie, że
angażujesz się w znajomość z Jackiem bardziej niż to konieczne.
Nie chcę, żeby cię zranił, bo sam jest zraniony przez Karolinę.
-
Nie martw się o to, nie pozwolę na to.
-
Mam nadzieję.
To,
że nie pozwoli, nie oznacza, że tak się nie stanie.
***
Dni
szybko przerodziły się w tydzień, potem jeszcze kolejny, aż
okazało się, że powrót Karoliny był bardzo blisko. Miała
przyjechać gdzieś na początku lipca, co wytrąciło Amelię z
równowagi. Dorota dzielnie ją wspierała, ale Amelia nie
chciała rzucać cienia na jej własne szczęście, ponieważ Łukasz
i Dorota świetnie do siebie pasowali i byli parą, choć znali się
tak krótko. Jednak sama Dorota powtarzała, że ma wrażenie,
iż zna go całe życie. Amelia życzyła jej wszystkiego
najlepszego, jednocześnie myśląc, że sama niewiele miała
wspólnego ze szczęściem i nie wiedziała, czy kiedykolwiek
będzie jej dane tego zaznać. Wierzyła jednak, że kiedyś na pewno
wszystko się ułoży, niekoniecznie idealnie, ale na tyle, aby
przestać się zadręczać myślami o Jacku. Czy kiedykolwiek o nim
zapomni? Czy była w stanie to zrobić? I nadal nie odpowiedziała
sobie na pytanie Doroty: co chciała do niego czuć?
W
końcu musi coś zrobić, bo ta niepewność ją wykończy. Ten
strach przed utratą kontaktu z Marysią i Jackiem, a nawet Alicją.
Amelia
w przeciągu trzech tygodni zżyła się z Marysią tak bardzo, iż
mała odważyła się poprosić ojca o własny telefon, aby mogła
sama dzwonić do cioci, którą i tak już uważała za prawie
mamę. Prawie, bo na razie tatuś nie wykazywał ochoty na to, aby
Amelia nią została. Dla dziewczynki było jasne, że Melka już nią
jest, ponieważ zachowywała się dokładnie jak mama. Opiekowała
się nią, gotowała jej obiady, a także odbierała z przedszkola i
czasami dała jej niespodziankę. Amelia kochała małą i wiedziała,
że gdyby teraz Jacek zapytał ją poważnie o ślub, zgodziłaby się
bez wahania. A ponieważ tak się nie stanie nigdy, nie łudziła
się, że będzie między nimi różowo.
Na
dwa dni przed wyjazdem Amelia była po prostu zdenerwowana i wszystko
wyprowadzało ją z równowagi. Starała się kontrolować
złość, ale nie bardzo jej wychodziło. Nie pomagała jej również
myśl, że Karolina zamieszka z nimi na jakiś czas, a potem
przeniesie się gdzieś tam.
-
Idziesz, Melko? - zapytała Marysia, gdy w piątek po szkole wybrały
się na lody. Amelia z roztargnieniem potrząsnęła głową i
zapłaciła za lody. Powolnym krokiem ruszyły w kierunku domu.
Gdy
dotarły na miejsce, okazało się, że Jacek już wrócił do
domu. Poczuła jak serce bije jej w przyspieszonym rytmie. Przełknęła
nerwowo ślinkę i ruszyła podjazdem w stronę domu. Krzyżanowski
wyszedł im na spotkanie. Był uśmiechnięty i rozluźniony. W
granatowej koszuli wpuszczoną w spodnie od garnituru i z rozpiętym
kołnierzykiem wyglądał bardzo seksownie. Aż dziw, że do tej pory
nie znalazł żadnej kandydatki na żonę.
-
Jesteście – powiedział Jacek, gdy znalazł się blisko nich.
Marysia rzuciła się ojcu w objęcia, tuląc się do niego i
jednocześnie trajkocząc mu wprost do ucha. Amelia stała z boku,
obserwując tę scenę i nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
Ścisk w gardle, a także w żołądku sprawił jej niemal fizyczny
ból. Pętla zawiązana na sercu zacisnęła się jeszcze
mocniej. Skrzywiła się, ale szybko odwróciła twarz,
ponieważ Krzyżanowski odwrócił się do niej z uśmiechem na
ustach. Zamarła na ten widok, patrząc na niego urzeczona.
-
To ja już... pójdę – wyjąkała Amelia i zaczęła się
powoli wycofywać do bramy.
-
Zostań z nami jeszcze trochę – poprosił Jacek. - Po drodze
kupiłem obiad, zjedz z nami.
Amelia
wahała się tylko chwilę, choć w głowie huczały jej słowa
matki, że za bardzo angażuje się w znajomość z Jackiem. Nie, to
nie prawda. Czy przyjęcie zaproszenia na obiad było aż takie złe?
Gdy ruszyła pod górkę za Jackiem, który na rękach
niósł córkę, czuła, że robi źle, ale nie mogła
się powstrzymać. Nie mogła tak po prostu zapanować nad sercem,
które wyrywało się do Krzyżanowskiego.
Dania
były jeszcze ciepłe, gdy zasiedli całą trójką do stołu,
toteż Amelia uznała, że Jacek musiał na chwilę przed nimi wrócić
do domu. Zakupiony przez niego obiad składał się z dania głównego,
czyli najzwyklejszego w świecie rosołu, z dania drugiego: pulpetów
z ziemniakami i zestawem surówek, a także deseru w postaci
kremówek. Wszystko to wyglądało tak smakowicie, iż Marysia
po chwili skończyła jeść, jednocześnie obwieszczając, że chce
deser. Jacek nałożył jej na talerzyk kremówkę i usadowił
w salonie, natomiast on i Amelia zostali jeszcze w jadalni.
Amelia
bawiła się z drugim daniem, co chwilę zerkając na Jacka, który
siedział rozparty na krześle i obserwował córkę.
Dziewczyna nie potrafiła się na niego napatrzeć, lecz gdy
Krzyżanowski spoglądał w jej stronę natychmiast odwracała
spojrzenie. Kiedy skończyła jeść, postanowiła porozmawiać z nim
o Karolinie, która wracała już w niedzielę. Nie mogła
przemilczeć tego faktu, zwłaszcza, że Mielec nie był dużym
miastem i na pewno wpadną na siebie kiedyś lub Krzyżanowski dowie
się o jej przyjeździe od znajomego.
-
Muszę ci coś powiedzieć – rzekła cicho, lecz gdy Jacek spojrzał
na nią zmieszała się i upuściła trzymaną w ręku łyżeczkę.
Podniosła ją i zaczęła się bawić. Nie wiedziała jak zareaguje
Jacek, ani co zrobi, bała się, że odsunie się od niej lub co
gorsza, zechce odnowić kontakty z byłą żoną. Tego by już nie
chciała. - Sama byłam zaskoczona i zniesmaczona, ale... Wiedz, że
nadal chcę z opiekować się Marysią, bez względu na wszystko...
-
Amelio, co się stało? - zapytał Jacek. Odwrócił się na
krześle w jej stronę i przyglądał się jej ze zmarszczonym
czołem. Spojrzała mu w oczy i odetchnęła, dopiero potem zebrała
się w sobie, aby mu powiedzieć.
-
Karolina przyjeżdża – mruknęła. Mina jej
rozmówcy nie była tak przerażająca jak się spodziewała,
raczej wyrażała... nic. Patrzył na nią obojętnie i tylko lekka
sztywność ciała wyrażała jego zainteresowanie tym tematem.
-
Kiedy? - zapytał w końcu, gdy ich spojrzenia się spotkały.
-
W niedzielę. - W jadalni zapanowała cisza i Amelia wiedziała, że
zepsuła atmosferę. Nie wiedziała jak to naprawić, więc spojrzała
na Marysię i uśmiechnęła się czule na widok dziewczynki, która
zmagała się z kawałkiem deseru. - Jest bardzo podobna do ciebie.
-
Nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć – odpowiedział zamyślony.
Poczuła na sobie jego wzrok, ale nie zerknęła w jego kierunku.
Patrzyła na Marysię czując, że oblewa się rumieńcem, ale nie
odwróciła twarzy. W końcu jednak popatrzyła na
Krzyżanowskiego i wzruszyła ramionami.
-
Ma twoje oczy, nos i usta, no i kolor włosów... - zamilkła,
speszona. Jacek nie odpowiedział. Milczał. Popadł w dziwny stan
zamyślenia i melancholii.
-
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego ty i Karolina tak się różnicie.
Jesteście tak niepodobne, że gdybym was nie znał, powiedziałbym,
że jesteście sobie obce. - Amelia po słowach mężczyzny, poczuła
wzbierającą w piersi złość. Jednak nie wiedziała dlaczego. W
końcu nie powiedział nic nowego, ani jej nawet nie obraził, choć
ona trochę się tak poczuła. Jakby specjalnie chciał podkreślić
dzielącą ją różnicę z siostrą. Karolina przede wszystkim
była starsza. Miała w sobie więcej uroku i od zawsze zachowywała
się jak osoba dorosła, nawet, gdy miała szesnaście lat.
Wiedziała, czego chce i dążyła do tego, no i przede wszystkim
była piękna, a Amelia ładna. Oba słowa, choć podobne, dla niej
miały ogromne znaczenie i różniły się bardzo.
Amelia
nie czuła się na siłach, aby wysłuchiwać znaczących różnic
między nią a Karoliną, choć sama zaczęła temat, więc wstała z
zamiarem pożegnania się.
-
Pójdę już. Obiecałam mamie, że ugotuję obiad. Marysiu!
Muszę już wracać do domu, chodź się ze mną pożegnać –
powiedziała, doskonale udając radość, ale wcale nie czuła się
szczęśliwa. Na plecach czuła wzrok Jacka, ale nie odwróciła
się.
Mała
wyskoczyła z salonu i wpadła w objęcia dziewczyny, marudząc aby
została z nimi jeszcze trochę. Amelia pokrętnie się wytłumaczyła,
że nie może i czym prędzej udała się do wyjścia. Nie prosiła
Jacka, aby ją odprowadzał, ale mimo to poszedł za nią. Słyszała
za sobą jego stanowcze kroki.
-
Dlaczego uciekasz? - zapytał. Amelia jak na komendę przystanęła.
Udawała, że wcale nie poruszyły ją słowa, udawała, że nie
miało to dla niej znaczenia, ale miało. Nie znosiła jak ktoś
porównywał ją do Karoliny, a jeszcze bardziej nienawidziła
tego, jak osoba z nią rozmawiającą mówiła o różnicach
pomiędzy nimi.
-
Uciekam? Nie. Nie uciekam – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.
Chciała powiedzieć coś innego, ale powstrzymała się.
-
Doprawdy? Amelio, znam cię od tylu lat i myślisz, że nie
zauważyłem jak uciekasz, gdy ktoś tylko wspomni o tobie i
Karolinie? Gdy byłem jeszcze z twoją siostrą, zauważyłem, że
masz bardzo niską samoocenę. Nie chciałaś mieć ze mną nic
wspólnego, choć przecież nie zrobiłem ci nic złego. Teraz
też chcesz uciec, bo powiedziałem, że jesteś inna niż Karolina?
- Gdy skończył, podszedł do niej tak blisko, iż mogła wyciągnąć
w jego stronę dłoń i pogłaskać go po policzku, ale nie zrobiła
tego. Cofnęła się o krok i popatrzyła na niego z udawaną
obojętnością. Udawała też, że jego słowa wcale nie zrobiły na
niej wrażenia.
-
To chyba jasne, że obie jesteśmy różne. Ona jest... inna.
Była taką dziewczyną, jaką zawsze chciałam być.
-
To znaczy, że chciałaś być samolubna, próżna i pozbawiona
wrażliwości? Taka chcesz być? - zapytał, groźnie marszcząc
brwi. Amelia odsunęła się jeszcze trochę, obawiając się jego
złości. Potrząsnęła głową i spojrzała na niego z jawną
rezygnacją.
-
Nie, chciałabym być piękna, żeby mężczyzna moich marzeń w
końcu spojrzał na mnie tak, jak powinien patrzeć mężczyzna na
kobietę. A ponieważ nie jestem Karoliną nigdy to się nie stanie –
szepnęła stłumionym głosem i nim Jacek zareagował na jej słowa,
odwróciła się na pięcie i uciekła czym prędzej.
Jeszcze,
gdy wsiadała do autobusu czuła bijące mocno serce. Teraz na pewno
będzie wiedział. Krzyżanowski był bystry, więc domyśli się, że
chodziło o niego.
***
Niedziela
nadeszła znacznie szybciej, niż Amelia by tego pragnęła. Tak
naprawdę chciała, aby Karolina nagle odwołała swoją wizytę z
jakiegoś tam powodu. Była chora na samą myśl, że ujrzy kobietę,
która porzuciła własne dziecko i wyjechała gdzieś, bo taki
miała kaprys. Teraz wraca i spodziewa się, że ktoś jej wybaczy
zachowanie sprzed sześciu lat? Rodzice, owszem, wybaczyli jej, bo to
ich córka, ale Amelia nie poczuwała się do takiej empatii,
tym bardziej, że Karolina przez te lata ani razu się do niej nie
odezwała, więc to milczenie sprawiło, iż zaczęła myśleć o
niej nie jak o siostrze, lecz o kimś z rodziny, niekoniecznie
bliskiej.
-
No, gdzie oni są? - zapytała nerwowo Krystyna Lasek, która
chodziła nerwowo po salonie i wypatrywała ich z okna. Amelia
siedziała na stołku w kuchni i przeglądała Facebooka, tylko po
to, aby nie wyglądać na zdenerwowaną. Nie chciała, aby matka
wzięła to za dobry znak, bo nie może się doczekać przyjazdu
starszej siostry. Wczoraj wieczorem jasno wyłożyła jej, aby nie
spodziewali się po niej dobrego serca. Będzie ignorowała Karolinę
tak, jak ona ignorowała ją.
-
Nie chcę nic mówić, ale Kraków leży trochę dalej
niż Tarnów czy Rzeszów, co nie?
-
Tak, masz rację, ale to czekanie jest takie męczące – odparła,
wykręcając ręce.
-
Przecież nie ma na co czekać, to tylko córka marnotrawna
wraca do domu – odpowiedziała obojętnie Amelia. Sfrustrowana
zachowaniem mamy wyłączyła laptopa i idąc z nim pod pachę, udała
się do pokoju.
-
Dorota? - rzuciła natychmiast do słuchawki, gdy złapała za
telefon.
-
Noo? - zapytała leniwie.
-
Weź mi to wytłumacz, bo nie rozumiem. Kiedy do ciebie nie
zadzwonię, ty zawsze albo śpisz, albo uprawiasz seks. Opanuj się,
bo zajdziesz w ciąże.
-
Mam tabletki, więc ciocią jeszcze nie zostaniesz.
-
Dzięki Bogu. Możemy się dzisiaj spotkać? - zapytała, szybko
zmieniając temat.
-
No pewnie! Gdzie i o której?
-
Dwa Mosty, o dziewiętnastej?
-
Pasuje.
-
W porządku, to do zobaczenia – pożegnała się Amelia i z
westchnieniem opadła na łóżko.
Gdyby
miała psa, mogłaby teraz z nim wyjść i wrócić do domu
wieczorem, akurat po to, aby przebrać się na wyjście z Dorotą,
ale nie miała psa, więc nie miała pretekstu, aby opuścić
mieszkanie, nie narażając się na gniew matki.
Leżała
więc na łóżku i czekała, aż przyjedzie Karolina, po którą
pojechał ojciec. Czekała i czekała, a gdy usłyszała trzask drzwi
i tupot nóg po panelach, poczuła jak serce podchodzi jej do
gardła. Jej zdenerwowanie osiągnęło krytyczny punkt, gdy
usłyszała głosy. Matka płakała, ojciec coś mówił cicho,
a potem rozległ się głos, którego nie chciała nigdy
słyszeć – Karolina powiedziała do rodziców coś, czego
nie była w stanie zrozumieć. Brzmiało to jednak jak: jak dobrze
być w domu.
Amelia
dźwignęła się z łóżka i wyszła z pokoju. Po całym
niedużym korytarzyku roznosił się nowy zapach perfum, który
niewątpliwie należał do Karoliny. Wkroczyła do salonu z marsową
miną, która odpychała potencjalnego rozmówce i
sztyletując spojrzeniem siostrę, oceniała jak bardzo się
zmieniła.
Gdyby
nie wiedziała, kto przyjechał, pewnie nie poznałaby kobiety
siedzącej na fotelu. Wciąż jednak miała jasne włosy, które
upięła w ciasny kok, ubrana była w granatową garsonkę i czarne
szpilki. Twarz miała ściągniętą w poważnym wyrazie, na ustach
pomalowanych czerwoną szminką gościł powściągliwy uśmiech.
Patrzyła na nią zza okularów w czarnej oprawce. Zmieniła
się.
-
Jesteś – powiedziała Amelia z przekąsem.
-
Dzień dobry, Amelio – przywitała się cicho. Wstała i ruszyła w
jej kierunku. Dziewczyna odsunęła się gwałtownie. Karolina nieco
urażona jej zachowaniem przystanęła więc w miejscu i patrzyła na
nią, jakby zobaczyła ją pierwszy raz w życiu. - Bardzo się
zmieniłaś. Schudłaś i wypiękniałaś. Jesteś naprawdę śliczna.
-
Spodziewałaś się, że nadal pozostanę brzydkim i grubym dzieckiem? - zapytała przez
zaciśnięte zęby i wyszła z salonu, nie mogąc dłużej znieść
widoku siostry.
WOW! No cóż, po takim wyznaniu to trudno się nie domyślić o kogo chodzi... Ale za to jestem ciekawa reakcji Jacka. Aż się gotuję w środku!
OdpowiedzUsuńKarolina to niezła sucz. No dobra może i nic takiego straszliwego nie powiedziała, ale jednak uważam, że to sucz. Okresliłabym ją inaczej, ale no cóż... Nawet nie dzwoniła? To się nie dziwię, że Amelia jest aż tak wkurzona. Pewnie i tak by z nią nie rozmawiała, ale jednak Karolina nie odcieła się tylko od Jacka i Marysi, ale jak widać od całej rodziny... Gdyby moja siostra tak zrobiła nawet pomijając dziecko i faceta to bym ją chyba pochlastała...
Jestem ciekawa również co Karolina zrobi z Marysią. Odwiedzi ją? Czy w ogóle Marysia wie, kto jest jej mamą? Wydaje mi się, że Jacek nie owija w bawełnę i nawet jeżeli nie chciał zranić małej to oowiedział jej jakąś pół prawdę, albo ćwierć prawdę, bo połowa chyba też za drastyczna by była...
Pozdrawiam gorąco! :)
Podejrzewam, że zawiedziesz się jego reakcją, choć w końcu sam do końca nie wie, co miałby z tym fantem zrobić. O ile się domyśli xDD
UsuńKarolina może na początku była suką, ale wyjechała. Amelia teraz odbiera ją jak kogoś obecego, traktuje ją źle, bo nie potrafi wybaczyć siostrze tego, co zrobiła. Nie chcę jej też w kraju, bo boi się, że wszystko się pomiesza i za sprawą Karoliny Jacek albo się od Amelii odsunie albo zwróci się do byłej żony.
To tylko zalezy, czy Jacek jej na to pozwoli. Głównie to on ją wychowywał i nie pozwoli sobie, aby Karolina namieszała w ich poukładanym życiu. Albo nie powie nic? :)
Pozdrawiam:)
Amelia jest rozgoryczona. Nie potrafi tak jak rodzice wybaczyć Karolinie, ma do niej wielki żal... o wszystko. Bo ona zostawiła rodzinę, córkę (!), no i... zostawiła Jacka. Ogólnie Melka obwinia swoją siostrę o całe zło świata (tak, jak Hanka obwinia Konrada XD). Nawet to, że Jacek nie patrzy na Amelię tak, jak ona by sobie tego życzyła, to również jest wina Karoliny - takie odnoszę wrażenie :P Nie ma w tym jednak nic dziwnego, sama na miejscu Amelii bym tak myślała. Może powinna wybaczyć, w końcu to może były błędy młodości, Karolina była młoda, nie chciała życia, które czekało na nią w Polsce... Ale z drugiej strony, to dla Amelii duże przeżycie, więc mimo że to mogłoby się wydawać niesprawiedliwe, to ja całkowicie Amelię rozumiem. Ma prawo mieć żal.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, że jest mi szkoda Amelii, to jednak bardziej współczuję Jackowi. No cóż, to on jest samotnym tatą, który odwrócił się od rodziny swojej byłej żony, w dodatku ona wróciła i wydaje mi się, że nie bardzo Jacek wie, jak się teraz w tej sytuacji odnaleźć. Co powie Marysi? Że przyjechała jej mama? Ukryje przed nią ten fakt? Poza tym, że Jacek ma mnóstwo spraw na głowie, to jeszcze okazuje się, że Amelia ma jakieś pretensje. Biedaczek. Jak on teraz ogarnie tę całą zgraję kobiet, która jest wokół niego? :P
Pozdrawiam, niecierpliwie czekam na następny :*
Niestety, zachowanie Karoliny ( i po częsci Jacka, odcięcie się od rodziny Lasków ) wpływa na Amelie negatywnie, ponieważ nie rozumie zachowania straszej siostry. Nie pojmuje dlaczego Karolina porzuciła Jacka i Marysię. Jacek w końcu według niej to niemalże ideał. Amelia nie zapomina tak łatwo i nie jest w stanie wybaczyć tego, co zrobiła siostra, z drugiej jednak strony nie może też całe życie pałać nienawiścią do Karoliny. Błędy młodości popełnia każdy, Amelia też, choć jest spokojna i ułożona. Dokładnie, lepiej bym tego nie ujęła.Zgadzam się z Tobą w stu procentach.
UsuńNo tak, Jacek mimo wszystko jest samotnym ojcem i to on ma prawo do większego żalu i rrozgoryczenia, niż Amelia, bo w końcu to on jest tym porzuconym z małym dzieckiem, które na pewno jest mu ciężko wychować sammu, z pomocą matki. No, akurta pod tym względem ma przesrane, najwidoczniej przyciąga problemy w postaci kobiet xDD
Ja również pozdrawiam<3
Melka jest naprawdę zakompleksiona. To oczywiste, że Jacek podkreślił jej różnicę z Karoliną, jako coś pozytywnego. Byłam zaskoczona, że ona tego nie pojęła. Jacek zresztą, chyba zaczyna się do niej zbliżać, to tak bardzo widać :D:D Przy obiedzie tworzyli obrazek szczęśliwej rodziny <3 Coś czuje, że Karolina może tu namieszać, jej powrót bez zwątpienia nie obije się bez szerokiego echa, ale cieszę się, że wróciła, bo lubię zamieszania. Chociaż jestem zdania, że ktoś taki jak ona powinien długo pokutować za porzucenie własnego dziecka. Idiotka z niej. Na pewno nie będę mieć wobec niej żadnych skrupułów w komentarzach.
OdpowiedzUsuńAha i jeszcze Mariusz, on chyba nie ma u Amelii wielkich szans. Co najwyżej pewnie posłuży jako obiekt wywoływania zazdrości u Jacka ^^ Trochę szkoda chłopaka. Oczywiście, jeszcze nie mam pewności, czy on coś do naszej Melki poczuje, no ale...
Pozdrawiam :***
O matko, matko. Po tym rozdziale widzę jak ich ciągnie do siebie. Tylko Amelia ciągle myśli, że może zostać skrzywdzona plus wyczuwa, że jak Karolina wróci to Jacek do niej wróci, no tutaj bym też się wahała, ale oni tak do siebie pasują. Oby dwoje tak dbają o Marysie. No ale Jacek...on też czuję coś do Amelii, ale czegoś się boi albo obawia, jakby ktoś miał stanąć im na drodze, a on sobie z tym nie poradzi i wywoła bardzo mocne emocje w Amelce. Chociaż może też się martwić tym skandalicznym powiązaniem rodziny. Martwi mnie powrót Karoliny, bardzo nawet.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na dalej!:D