Po
tym, jak Amelia dowiedziała się, że Karolina wraca starała się
nawet nie myśleć, co się będzie działo z nią. Wolała też nie
wiedzieć, jak zareaguje Jacek, który naprawdę był
nieobliczalny. Może dojrzy w tym szansę na zbudowanie rodziny od nowa? Wyjaśnią wszystko Marysi i po prostu znów staną
się małżeństwem? Choć taka myśl przyszła jej do głowy,
zrobiła niezłe zamieszanie w sercu, to jednak mimo wszystko wydała
się dość nieprawdopodobna. Jacek był zbyt dumny, aby pozwolić
wrócić Karolinie. Nie sądziła, by odważył się na taki
krok. Łudziła się, że między nią a Krzyżanowskim wszystko
poukłada się tak, jak należy, jak tego pragnie, choć nie miała
pojęcia z czym to się wiążę. Doskonale wiedziała, że jej
uczucia jeszcze były na etapie totalnej destabilizacji, lecz mimo
wszystko chciała spróbować.
Trzy
dni po wizycie u Kamili, Amelia odwiedziła ją, gdy ta zadzwoniła
do niej i oznajmiła z wielkim entuzjazmem, że ma dla niej świetne
ciuchy. Dziewczyna zaprotestowała gwałtownie, Głodzik jednak
uparła się. Dlatego właśnie przyszła do niej, choć na wstępie
odniosła się do tego pomysłu z ubraniami dość sceptycznie.
-
Przecież na pewno nie zmieszczę się w te stroje! - zaprotestowała,
na co Kamila parsknęła lekceważąco.
-
Bredzisz – odpowiedziała tylko i złapała ją za rękę.
Wprowadziła ją do sypialni i ręką wskazała stos ubrań leżących
na podłodze obok łóżka. - To są ubrania mojej młodszej
siostry, są już dla niej za ciasne, bo zaszła w ciążę i jest w
stanie dość zaawansowanym. Macie podobne figury, więc na pewno
będą na ciebie pasowały. Kaśka uwielbiała sukienki, spódniczki,
skórę i lateks. Wysokie szpilki były dla niej tym, czym dla
ciebie są balerinki. Ostatecznie jednak porzuciła taki styl na
rzecz legginsów i płaskich butów. Nie będzie już w
tym chodziła, więc żal będzie tych wszystkich ubrań, dlatego dam
je tobie. W końcu kuse sukieneczki i spódniczki podziałają
na wyobraźnie każdego faceta. A zwłaszcza samotnego Jacka.
Amelia
nie była jednak przekonana, co do pomysłu Kamili, aby wziąć te
stroje. Z drugiej jednak strony nie miała nic do stracenia. Zgodnie
podeszły do sterty najróżniejszych ubrań i po chwili
zaczęły je przeglądać.
-
Mierzymy wszystko po kolei, bez marudzenia! - zarządziła Kamila i
rzuciła jej pierwszy fatałaszek. Była to zwiewna sukienka na
cieniutkich ramiączkach z wszytym staniczkiem, który za
zadanie miał wyprofilować piersi. Soczyście zielony kolor
podkreślał biały paseczek w talii. - Przymierz to. -
Amelia wzięła sukienkę. Była wspaniała, idealnie na niej leżała
i dziewczyna nie czuła dyskomfortu. Sukieneczka sięgała do połowy
ud i wcale nie czuła się w niej obnażona. Nie sądziła jednak, że
pokazując się w niej Jackowi poczuje się pewniej. O nie, wręcz
przeciwnie. Będzie niemal rozebrana i ułatwi to Krzyżanowskiemu
wgapianie się w jej uda czy piersi. Przy ich ostatnim spotkaniu
przecież wpatrywał się w nią, a miała na sobie bluzkę, która
idealnie osłaniała jej piersi i zbędne fałdki, a co zrobi, jeśli
ubierze ten fatałaszek? Wolała nie myśleć, choć wizja
wpatrującego się w nią Jacka była niezwykle kusząca i
pochlebiająca jej kobiecej próżności.
Zdjęła
sukienkę i odłożyła ją na bok. Kamila pokiwała głową. Kolejne
stroje były mniej lub bardziej dopasowane i podobały jej się mnie
lub bardziej. Gdy Amelia przymierzała skórzaną spódniczkę
nie grzeszącą długością, pomyślała o Karolinie i o tym, co
powie o jej zewnętrznej przemianie. Na pewno jej nie pozna albo
poczuje się zdezorientowana. I dobrze, pomyślała tylko i zdjęła
spódniczkę.
Kiedy
już wybrały ubrania, Kamila zaprosiła ją na drinka, lecz
odmówiła, wymawiając się spotkaniem z Dorotą. Co prawda
miała się z nią zobaczyć dużo później, ale wolała nie
ryzykować, że znów wpadnie w ciąg alkoholowy, bo
najwidoczniej nie trzeba jej było zbyt dużo, aby się zalać. W jej
stanie emocjonalnym nawet kawa była niebezpieczna.
Zabrała
ubrania i obiecała, że wpadnie jeszcze do niej, aby wszystko
jeszcze omówić.
Właśnie
gdy wchodziła do mieszkania zadzwoniła Dorota.
-
Cześć, Mel! Przepraszam, że dzwonię teraz, ale musimy odwołać
to spotkanie. Możemy zobaczyć się jutro? - zapytała dziewczyna. W
jej głosie można było wyczuć poczucie winy, ale także
rozpierającą ją energię.
-
Jasne, nie ma sprawy – odpowiedziała Amelia przeczuwając, że za
radością przyjaciółki i ich odwołanym spotkaniem stoi
Łukasz. - Baw się dobrze! - rzuciła na koniec ze śmiechem i
rozłączyła się. Wtaszczyła torbę pełną ubrań do pokoju i
rzuciła ją na łóżko.
***
Właśnie
siedział nad stertą papierów, gdy do gabinetu wpakował mu
się Filip. Mężczyzna usiadł przed nim i przyjrzał mu się
uważnie.
-
Co jest grane? - zapytał, na co Jacek uniósł lewą brew i
przyjrzał mu się uważnie.
-
Nie rozumiem...
-
Och, ostatnio nie jesteś sobą. Jesteś zamyślony, zdezorientowany
i na ogół nie masz kompletnie zielonego pojęcia, co się do
ciebie mówi. Co jest, twoja córka jest chora? - Troska
malująca się na twarzy przyjaciela sprawiła, że Jacek westchnął
i przesunął dłońmi po zmęczonej twarzy. Ostatnio źle sypiał i
to nie miało nic wspólnego z jego ostatnimi problemami.
Chodziło, co odkrył ze zdziwieniem, o Amelię.
-
Nie, z Marysią jest wszystko w porządku, dzięki Bogu nic jej nie
jest. Chodzi o to, że moja matka pojechała do Warszawy na leczenie,
a ja muszę podzielić pracę i opiekę nad Marysią. Ja sobie z tym
po prostu nie radzę. Nie jest łatwo samotnemu ojcu zaopiekować się
córką, która jest w takim wieku, że potrzebuje matki.
-
No to się ożeń! - zaproponował Filip, na co Jacek zareagował
jedynie westchnieniem. Łatwo było powiedzieć: ożeń się! Ślub
to poważna sprawa, ale nawet jeśli chciał znaleźć matkę dla
Marysi, to raczej wątpił, iż znajdzie się kobieta, która
zechce zajmować się jego córką, kochać ją jak własne
dziecko. W dzisiejszych czasach kobiety chciały mężczyzny bez
niepotrzebnego bagażu, coraz mniej pragnęły posiadać dziecko,
wiele twierdziło, że to jedynie uciążliwy dodatek, uciążliwy i
bardzo drogi.
-
To nie jest takie proste, jak ci się wydaję – mruknął tylko i
zerknął na dokumenty. Praca czekała go do późnej nocy,
jeśli nie spręży się i nie pozbędzie się chociaż połowy.
-
Wiem coś o tym. Ale, ale, ostatnio moja siostra widziała cię na
Złotnikach z jakąś lasią. Co to za jedna? - Jacek spojrzał na
Filipa zdezorientowany i dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że
mówił o Amelii.
-
Co robiła twoja siostra na Złotnikach?
-
Odprowadzała koleżankę do domu. Widziała jak rozmawiałeś z
jakąś blondynką.
-
Świetnie. To była Amelia, młodsza siostra byłej żony –
odpowiedział niechętnie i spojrzał ponuro na Roznera, który
najwidoczniej świetnie się bawił, bo posłał mu szeroki uśmiech.
-
Ach, więc to wszystko wyjaśnia. Nie sądziłem, że odnowiłeś
kontakt z Laskami.
-
Nie robiłbym tego, ale potrzebowałem pomocy. Nie chciałem brać
Marysi do Warszawy, więc musiałem ją zostawić gdzieś, gdzie będę
wiedział, że nie stanie jej się krzywda.
-
Nieźle, ale Amelia chyba nie jest...
-
Szefie, klienci przyszli. - Do pokoju weszła nagle sekretarka i
przerwała Filipowi w połowie zdania.
-
Wprowadź ich – rzucił do kobiety, a potem zwrócił się do
przyjaciela: - Nie jest, ale to zupełnie inna bajka.
-
Naprawdę? - zaciekawił się mężczyzna, lecz Jacek zbył go
machnięciem ręki.
Klientami
okazała się delegacja z Niemiec. Działalność firmy „Crux”
starali rozciągnąć się nie tylko na całą Polskę, ale również
na kraje Europy. Miał nadzieję, że negocjacje z odpowiednimi
osobami przyniosą oczekiwane rezultaty. Musieli tylko dobrze
wynegocjować kontrakt i potem zrobić reklamę, którą oni
pokażą w lokalnych gazetach, telewizji czy puszczą w radiu.
Obrady
trwały dość długo. Niemcy okazali się być wspaniałymi
współpracownikami, przy okazji komplementując Mielec i
widziane już Polki. Zaśmiał się cicho i zastanowił się przez
chwilę, co powiedzieliby na temat Amelii. Na pewno spodobałaby im
się, bo miała typową słowiańską urodę oraz figurę.
Klienci
okazali się być mili, ale także gadatliwi, zasypywali go pomysłami
i pytaniami, aż zrobiło się tak późno, że Jacek wpadł w
panikę. Marysia nadal siedziała w przedszkolu i nie miał kto po
nią pójść. Przeprosił na chwilę mężczyzn i wyszedł z
gabinetu. Odruchowo wykręcił numer do Amelii. Po dwóch
sygnałach usłyszał jej zdenerwowany głos.
-
Amelio, mogę prosić cię o przysługę? - zapytał od razu, aby nie
marnując czasu na zbędne pytania.
-
Chodzi o Marysię? - Uśmiechnął się, ciesząc się z jej
domyślności.
-
Tak. Czy mogłabyś ją odebrać z przedszkola i zostać z nią w
domu? Niestety, mam klientów, którzy są nadzwyczaj
gadatliwi. Są z Niemiec...
-
Dobra, dobra, nie tłumacz się – odparła najwyraźniej
zdenerwowana. Bawiło go to, że dziewczyna tak łatwo można było
wyprowadzić z równowagi. Podejrzewał jednak, że tylko on
potrafił ją tak zdenerwować. W sumie wcale jej się nie dziwił.
Nie był dla niej miły za pierwszym razem, gdy widzieli się po
kilku latach milczenia, ale starał się to potem wynagrodzić, tylko
że dziewczyna miała dobrą pamięć i nie potrafiła tego
zapomnieć. O ile liczył, że wybaczy mu jego aroganckie zachowanie,
to wiedział na pewno, że całkowitą izolację Marysi nie wybaczy
mu nigdy. Gdyby to on był na miejscu Amelii postąpiłby tak samo,
dlatego akceptując jej rodzinę, postara się odbudować dawno już
zatarte relacje.
-
SMS-em wyślę ci adres przedszkola. Klucze do domu ma Marysia.
-
Dobrze. Czekam na wiadomość – powiedziała i rozłączyła się
szybko. Jacek wystukał wiadomość i wysłał ją Amelii. Oczywiście
nie doczekał się odpowiedzi zwrotnej. Zadzwonił jeszcze do
przedszkola i poinformował, że jego córkę odbierze Amelia.
Spokojny
wrócił na swoje miejsce za biurkiem i z ulgą mógł
dalej prowadzić konwersację.
***
Po
telefonie Jacka, Amelia miała wrażenie, że całą drży na ciele.
Próbowała się uspokoić, ale nie mogła. Zerknęła na
zegarek. Nim pójdzie do przedszkola zdąży się jeszcze
przebrać. Ponieważ wszystkie ubrania od Kamili wrzuciła do prania,
zdecydowała się na swoje własne, w końcu niedawno była dużych
zakupach. Do krótkich spodenek wybrała szeroką i o wiele za
dużą bokserkę, spod której wystawała znaczna część jej
stanika. Oczywiście wcześniej założyłaby pod koszulkę coś
jeszcze, ale skoro miała podrażnić Jacka i nieco podziałać na
jego męskie zmysły, to wystający spod koszulki stanik nadawał się
idealnie. Przejrzała się
parę raz w lustrze i poszła.
Dopiero,
gdy dotarła do przedszkola, zrozumiała, że przebieranie się w
takie fatałaszki to był jej najgłupszy pomysł do tej pory. Gdy
weszła na chłodny korytarz, na którym stało mnóstwo
farb i pędzli, z jednego z pokoi wyszła siostra zakonna. Amelia
zaskoczona zatrzymała się i spojrzała na kobietę w habicie. Ta
natomiast zerknęła na nią z uśmiechem, ale gdy spostrzegła jej
ubiór przeszyła ją wściekle spojrzeniem tak ostrym, że
gdyby nie to, zapewne jej grzeszne ciało zostałoby przeszyte na
wylot zimnymi sztyletami. Wzdrygnęła się i ukłoniła się
siostrze, witając ją cichym i pełnym pokory: Szczęść Boże.
Siostra zakonna jednak najwidoczniej należała osób, którym
wystarczył raz, aby skreślić człowieka do końca życia, bo nawet
nie raczyła odpowiedzieć. Amelia wzruszyła ramionami i poszła
szukać sekretariatu. Znalazła go na końcu korytarza. Weszła tam i
poczuła na sobie badawcze spojrzenia sekretarki, która ze
skwaszoną minął otaksowała ją spojrzeniem oraz dyrektorki, ubranej w brązową ołówkową spódnicę,
białą bluzkę z krótkimi rękawkami. Co też strzeliło jej
do głowy? Jakim cudem uznała, że taki strój będzie dobry,
skoro z Jackiem miała się widzieć późno? Sapnęła
zirytowana i nieco zdenerwowanym głosem przedstawiła się.
-
Dzień dobry, jestem Amelia Lasek. Przyszłam po Marysię
Krzyżanowską, jej tata...
-
Jej tata już nas uprzedził, że pani przyjdzie – rzuciła
dyrektorka patrząc na nią pogardliwie. Amelia zacisnęła usta w
wąską kreskę, aby w chwili irytacji nie powiedzieć czegoś
niegrzecznego. Doskonale już wiedziała, iż jej strój był
co najmniej wyzywający, ale naprawdę nie chciała być tak
sztyletowana spojrzeniami kobiet. Naprawdę źle się czuła z tym,
że ubrała tą koszulkę, więc nie było to potrzebne. To było
przedszkole, a nie impreza, już to wiedziała.
-
Marysia jest w sali pod numerem osiem – poinformowała ją w końcu
sekretarka spoglądając na nią z widoczną niechęcią.
Amelia
podziękowała i wyszła. O Boże, co za babska!, pomyślała tylko i
wyruszyła na poszukiwanie sali numer osiem. Jak się okazało, tam
nie było Marysi. Od pani przedszkolanki, która jako chyba
jedyna nie zwróciła uwagi na jej strój, dowiedziała
się, że jej siostrzenica jest obok. W sali panował okropny
harmider, bo małe dzieciaki bawiły się właśnie w kącie,
śpiewały lub rysowały i gaworzyły do siebie na sobie tylko znane
tematy.
-
Najwidoczniej ktoś wprowadził panią w błąd – powiedziała
młoda kobieta i uśmiechnęła się do niej szeroko, jednocześnie
katem oka obserwując dzieci.
-
Tak, ma pani rację. To była sekretarka – mruknęła tylko, na co
przedszkolanka roześmiała się głośno.
-
Ach, Marlena bywa okropna. Proszę się nią nie przejmować, to
wredne babsko nawet własnego męża wprowadziłoby w błąd.
-
Ona ma męża?! - zwołała udając przerażenie połączone z
niebotycznym zdumieniem.
-
Tak, najwidoczniej ktoś ją potrafił pokochać – odpowiedziała
rozbawiona.
Amelii
dobrze rozmawiało się z kobietą, ale musiała już iść.
Pożegnała się szybko i wyszła. Zapukała do siódemki i po
chwili powitał ją tak wielki wrzask, że przez moment nie
wiedziała, gdzie się znajduje. W zoo, czy może w wariatkowie.
Wszystkie dzieci, a było ich zaledwie garstka, nie więcej niż
dziesięć, biegały po całej sali, krzyczały, machały rękoma,
jakby dostały ataku szału. W tym rozgardiaszu stał wysoki
młodzieniec i dyrygował tym małym zwierzyńcem. Amelia stała
przez chwilę w niemałym szoku i obserwowała jak mężczyzna nagle
odchyla głowę do tyłu i wydaje z siebie głośne wycie, niczym
wilk zwołujące stado. Okazało się, że miała rację, bo po
chwili dzieciaki nagle zbiły się w gromadkę i stanęły przed
wychowawcą. W tej samej chwili została zauważona przez mężczyznę,
który widząc jej minę, zmieszał się nieco i uśmiechnął
się do niej niepewnie. Amelia otrząsnęła się szybko i podeszła
bliżej do niego.
-
Dzień dobry. Przyszłam po Marysię. Jej tata nie mógł po
nią przyjechać.
-
Ach, więc to pani jest tą Melką, o której ciągle słyszę,
tak?
-
Chyba tak.
-
Melka! - dał się słyszeć krzyk z kąta sali i po chwili małe
rączki obejmowały ją w pasie mocno. - Melka!
-
Dzień dobry, ptysiu – przywitała się z siostrzenicą. Marysia
popatrzyła na nią skrzącymi się oczami, tak podobnymi do ojca.
-
Zbieraj się, idziemy do domu – powiedziała w końcu, gdy zdołała
uwolnić się od dziewczynki. Marysia pobiegła po swoje rzeczy, w
tym czasie Melka rozejrzała się po sali. Była ona duża,
przyozdobiona mnóstwem rysunków, wycinanek i naklejek.
Był kolorowo i wesoło.
-
Marysia jest cudownym dzieckiem – zaczął mężczyzna – ale
czasami izoluje się od innych dzieci. Nie wiem, czym to jest
spowodowane. - Amelia spojrzała na niego zaniepokojona. Marysia była
zupełnie inna od większość dzieciaków, ale zapewne
wynikało to tylko z faktu, iż nie posiadała matki, wychowywał ją
poważny ojciec i babcia, która raczej należała do osób
dystyngowanych. Jej izolacja nie powinna być dziwna, jeśli znało
jej się historię, ale zapewne tu w przedszkolu niewiele osób
wiedziało o tym, że Marysia została porzucona jako niemowlak przez
własną matkę. Ona wiedziała, ale nie miała zamiaru uświadamiać
nikogo poza wąskim kręgiem zaufanych znajomych.
W
odpowiedzi wzruszyła ramionami i posłała mu bezradne spojrzenie.
Rzeczywiście się tak czuła, ale co mogła poradzić? Nie do niej
należało wychowywanie Marysi, choć tak naprawdę nie miałaby nic
przeciwko. Naprawdę. Była domatorką, osobą, która ceni
sobie spokój, domowe ciepło i rodzinę, więc posiadanie
własnej może nie było jej marzeniem i ta myśl nie determinowała
jej działać, lecz na pewno nie chciała spędzić samotnie życia,
chciała mieć przy boku kochającego męża oraz dzieci.
-
Będzie musiał pan porozmawiać z ojcem Marysi, ja nie jestem
upoważniona do takich rozmów – powiedziała w końcu,
akurat w chwili, gdy Marysia podbiegła do niej z plecaczkiem i
wielkim blokiem rysunkowym. - Zabrałaś wszystko?
-
Tak – odpowiedziała radośnie i przytuliła się do Amelii.
-
Pożegnaj się z panem i wychodzimy.
-
Cześć, Mariusz! - Amelia spojrzała zaskoczona na Marysię, która
nawet bez cienia skrępowania pożegnała wychowawcę i wesoło
pomaszerowała do wyjścia. Mariusz widząc jej zdezorientowaną
minę, potrząsnął głową i podszedł do niej tak blisko, iż
mogła dostrzec jego nakrapiane złotymi plamkami tęczówki.
-
Pozwalam im mówić po imieniu, to ułatwia kontakt z
dzieckiem. Może my też przejdziemy na ty? - Amelia odsunęła się
od niego, aby przyjrzeć mu się dokładniej. Mariusz był średniego
wzrostu, miał brązowe oczy i ciemne włosy. Wyglądał na góra
dwadzieścia parę lat, ale ona nie miała zamiaru umawiać się z
nim, czy nawet wchodzić w bliższe kontakty, ponieważ nie chciała
go bliżej poznawać. To był wychowawca Marysi. Jednak kiwnęła
głową uprzejmie.
-
Idziesz już? - zawołała od drzwi Marysia, co Amelia skwapliwie
wykorzystała. Pożegnała się szybko i ruszyły do szatni, aby tam
przebrać buty. Szybko wyszły z przedszkola i powolnym spacerkiem,
ciesząc się rześkim powietrzem szły w kierunku domu.
-
Pójdziemy na lody? - zapytała Marysia, lecz Amelia się nie
zgodziła. Mimo że po ostatnich deszczach nie było ani śladu,
pogoda jednak nie była na tyle przyjazna, aby mogły iść na lody.
Poza tym wątpiła, by Jacek pochlebiał jej decyzję. Dbał o swoją
córkę i na pewno miałby jej za złe, że wybrała się z nią
na lody.
-
Nie, Marysiu. Idziemy do domu, szybko zrobimy dla ciebie obiad i
zajmiemy się zadaniami, które na pewno masz do zrobienia –
rzuciła znaczącym tonem i popatrzyła na Marysię.
-
Aha, dobrze.
Po
kilkunastu minutach dotarły do domu Jacka. Marysia wygrzebała z
plecaczka klucze do domu i podała je Amelii. Ta z kolei otwarła dom
i wprowadziła ją do środka. Od razu przywitał ją przyjemny chłód
i pustka olbrzymiego holu, z którego widać było salon.
Schodziło się do niego po dwóch schodkach. Meble oraz cała
reszta była w stonowanych jasnych kolorach. Beż, jasna zieleń i
trochę bieli. Wielka, skórzana kanapa stała na wprost dużego
rozsuwanego okna, wokół niej ustawiono fotele oraz pufy,
pośrodku stał okrągły, szklany stolik, na którym spoczywał
flakon z przywiędłymi kwiatami. Poczuła się w tej chwili jak one:
brzydkie i niepasujące do eleganckiego wnętrza. Zatrzymała się na
ostatnim schodku i przyjrzała dokładnie wszystkim zamieszczonym tu
meblom. Nie było tu telewizora, co było dla niej trochę dziwne, u
niej, w jej niewielkim saloniku był. Najwidoczniej u Jacka nie był on potrzebny. Po lewej
stronie znajdowało się kilka półek z książkami, ale po
tytułach poznała, że były to czysto edukacyjne lektury.
Marysia
poprowadziła ją przez salon, do jadalni, w której królowało
ciemne drewno, aż w końcu znalazły się w kuchni, a ta z kolei
wyglądała jakby przed chwilą została zamówiona w salonie.
Marmurowe blaty, metalowe zdobienia i nowoczesne sprzęty. Tuż nad
wyspą, w wydzielonym obszarze, wisiała metalowa belka, na której
zawieszono patelnie, różne garnuszki i chochle oraz drewniane
łyżki. Pod nimi stały doniczki z ziołami oraz słoiki z
przyprawami. Zachwycona podeszła do wysokiej lodówki i
przejrzała jej zawartość. Jasne było, że Marysia była głodna,
więc będzie musiała przygotować dla niej obiad, szybki w dodatku.
-
Na co masz ochotę? - zapytała w końcu dziewczynkę, która
wyciągnęła już wszystkie rzeczy z plecaczka i ułożyła ja na
stole, który stał tuż przed wyspą.
-
Na pizzę! - powiedziała po chwili namysłu, lecz Amelia pokręciła
głową. - Zamówimy?
-
Nie, na pewno nie. Musisz zjeść porządny obiad – powiedziała
stanowczo. Marysia zrobiła zawiedzioną minę.
-
To co będziemy jeść?
-
Nie wiem. Mam kurczaka, są pieczarki i jest makaron, więc zrobię
dla ciebie danie, które naprawdę mi wychodzi.
Zajęła
się więc gotowaniem, a Marysia rozpakowała się i zaczęła rysować. Amelia skupiła się na obiedzie i po godzinie obie
zajadały się kurczakiem z sosem pieczarkowym z makaronem i
suszonymi pomidorami. Danie proste i smaczne, sprawiło, że obie
skupiły się na jedzeniu, co poskutkowało tym, iż Amelia zaczęła
zastanawiać się czy przypadkiem „uwodzenie” Jacka nie było
kompletnie poronionym pomysłem, który zaowocuje jedynie jej
ogromnym rozczarowaniem i być może złamanym sercem. Nie chciała
cierpieć, ale jednocześnie nie mogła tak po prostu odpuścić. Co
prawda ryzykowała tym, iż Krzyżanowski raz na zawsze odsunie się
od nich, ale tym razem kierowała się powiedzeniem: kto ryzykuje,
ten nie ma. Tylko czy nie podejmowała zbyt wielkiego ryzyka? Jeśli
tak, to są to ostatnie chwile z Marysią...
Skończyły
już jeść, posprzątały i obie udały się do salonu, gdzie
rozłożyły się z zabawkami Marysi. Ta stwierdziła, że pokaże
jej pokój.
Wspięły
się na schody i dziewczynka poprowadziła ją krótkim
korytarzem. Pokój jej siostrzenicy okazał się być taki,
jaki się spodziewała, typowa sypialnia sześciolatki w przeróżne
odcienie błękitu i bieli z mnóstwem zabawek i ładnymi,
jasnymi mebelkami. Nieduże łóżko stało między wnęką
prowadzącą do garderoby, a dużą szafą. Po lewej stronie
dostrzegła niewielką toaletkę, a na niej mnóstwo fiolek w
bajkowe motywy. Patrząc na to wszystko wiedziała, że sam Jacek to
zaprojektował. Doskonale to wiedziała i ta świadomość po raz
kolejny raz w przeciągu ostatnich dni, napełniła ją znaną dobrze
troską i czułością. Tak bardzo kochał swą córeczkę,
robił dla niej wszystko to, co najlepsze, starał się bardzo, ale
przecież nie mógł zastąpić Marysi mamę. Chciała mu pomóc
w tym, ale nie miała śmiałość, dlatego uciekała się do takich, a
nie innych pomysłów, aby podbić jego serce, choć nadal nie
wiedziała, czy z pozytywnym skutkiem.
Po
obejrzeniu pokoju, zeszły na dół i tam rozłożyły się z
książkami i zabawkami. Amelia wygrzebała z biblioteczki w salonie
jakąś mało ciekawą prozę i usiadła obok Marysi.
Obie
z czynności, którym się oddawały, wyrwał telefon. Amelia
rzuciła okiem na komórkę leżącą na stole i wstrzymała
oddech. Dzwonił Jacek. Odebrała pośpiesznie.
-
Tak? - zapytała, ganiąc się w myślach za nerwowy ton.
-
Co u was? Jak sobie radzicie? Jadłyście coś? - zapytał od razu
Jacek, który nie bawiąc się w żadne uprzejmości zasypał
ją gradem pytań.
-
Jadłyśmy już obiad i u nas wszystko w porządku. Marysia maluje, a
ja czytam książkę. Mam nadzieję, że nie pogniewasz się za to,
że pogrzebałam ci na półce z książkami?
-
Ależ skąd! Miłej lektury w takim razie – powiedział i na chwilę
zapadła między nimi krępująca cisza. W końcu odezwał się
Jacek, który chrząkając poprosił córkę do telefonu.
Marysia złapała słuchawkę i z wielkim uśmiechem kiwała głową,
słuchając z uwagą tego, co miał do powiedzenia jej ojciec.
-
Tak, tatusiu, jestem grzeczna. Amelia zrobiła dla mnie pyszny obiad.
- Jacek powiedział coś do słuchawki. Dziewczyna spojrzała na
siostrzenicę i uniosła brwi, gdy zobaczyła jej szeroki uśmiech i
dziwny błysk w oku. - Tatusiu, mogę cię o coś zapytać? - rzekła
w końcu, a ton jakim zadała pytanie sprawił, iż Amelia poczuła
dziwny, nieprzyjemny ścisk w gardle. Po chwili milczenia, Marysia
rzuciła do słuchawki na jednym wydechu: - Czy Melka mogłaby zostać
moją mamą? Proszę cię, błagam, tatusiu, chciałabym, żeby Melka
była mamusią. Miałabym wtedy dużą rodzinę! Tatusiu... -
przerwała płaczliwie i zasłuchała się w to, co miał jej do
powiedzenia ojciec, a mówił długo i najwidoczniej dość
ostro, bo dziewczynka krzywiła się raz po raz. Amelia nie mogła
patrzeć na jej smutną minkę, więc skinęła na nią i odebrała
od Marysi telefon.
-
... tak mówić...
-
Jacku, to ja, Amelia. Nie złość się na nią, proszę –
poprosiła cicho w chwili, gdy Jacek robił niewielką przerwę
między zdaniami. Poczuła rozdzierające westchnienie w słuchawce.
Wychowywanie dziecka nie było dla niego proste, bo jego córeczka
naprawdę potrzebowała matki, a on sam nie wiedział, co zrobić w
tej kwestii.
-
Nie jestem zły, jestem... bezradny. Wciąż prosi o mamusię. Jestem
w stanie dać jej wszystko, czego zapragnie, ale nie mogę jej dać
czego naprawdę potrzebuje – matki. Marysia coraz częściej o niej
wspomina, ciągle mnie o to pyta, a ja nie wiem, co mam jej
powiedzieć.
-
Prawdę? - podsunęła łagodnie.
-
To nie wchodzi w grę, to złamałoby jej małe serduszko. Wolałabym
prędzej uciąć sobie rękę niż przysporzyć jej cierpienia.
-
Więc co zrobisz? Im bardziej będziesz unikał tego tematu, z tym
większą determinacją Marysia będzie prosiła o mamusię. - Amelia
nie chciała pouczać Jacka, który mógłby uznać, że
wtrąca się w jego życie, ale z drugiej strony chciała mu jakoś
podpowiedzieć, doradzić. Może znajdzie w końcu rozwiązanie.
Miała cichą nadzieję, że wtedy ona odegra w jego życiu główną
rolę, choć nie wiedziała jeszcze jaką.
-
Czy możemy tę rozmowę dokończyć później? Muszę już
kończyć. Wrócę po dwudziestej, jak rozlokuje moich gości w
hotelu. Połóż Marysię wcześniej spać, bo jutro z samego
rana jadą na basen.
-
Oczywiście.
-
Bawcie się dobrze – powiedział tylko i szybko się rozłączył.
Amelia powoli odsunęła słuchawkę od ucha i rozejrzała się po
salonie, lecz nigdy nie dostrzegła Marysi.
Wstała
gwałtownie i rozejrzała się po salonie, ale nigdzie jej nie
dostrzegła. Nieco przestraszona nagłym zniknięciem dziewczynki i
pobiegła do jej pokoju i ku wielkiej uldze tam ją znalazła.
Marysia leżała na łóżku i zanosiła się od płaczu, który
rozdzierał wrażliwe serce Amelii. Nie mogła patrzeć na
nieszczęśliwą chrześnicę, bo ojciec odmówił jej mamusi.
Co mogła jej powiedzieć? Nie chciała mieszać jej w głowie, tym
bardziej, że to nie ona ją wychowywała. Jacek mógłby mieć
jej za złe, gdyby chciała się wtrącić w wychowywanie Marysi.
-
Dlaczego płaczesz, bąbelku? - zapytała łagodnie, dłonią masując
drżące od szlochu ramiona. Marysia uniosła gwałtownie głowę.
Miała czerwoną twarz i zapuchnięte oczy.
-
Melko, dlaczego nie możesz być moją mamusią? - zapytała łkając.
Rzuciła się dziewczynie w ramiona i przytuliła się do niej mocno,
szukając u niej pocieszenia. Amelia objęła ją mocno i kołysała
lekko.
Marysia
po kilkunastu minutach uspokoiła się i pociągając nosem odkleiła
się od ciotki.
-
Twój tatuś poprosił, żeby cię dziś wcześniej wykąpać.
Chodź, zrobię ci pachnącą kąpiel – powiedziała i wyciągnęła
do niej dłoń. Marysia kiwnęła w milczeniu głową i poszła za
Amelką. Zapomniała o pytaniu, które zadała Amelii.
Oj, biedna mała. Nie wie, co się dzieje, w dodatku ojciec nie chce jej powiedzieć dlaczego. Zastanawiam się, czy Jacek ma rację, ukrywając prawdę, czy może jednak powinien powiedzieć córce prawdę na temat jej biologicznej matki. W obu przypadkach są plusy i minusy. Chociaż najlepszym wyjściem dla małej byłoby, gdyby naprawdę miała pełną rodzinę, czyli rzecz, która jest najtrudniejsza dla dorosłych. Dla dorosłych, którzy non stop o sobie myślą, z tego, co zauważyłam.
OdpowiedzUsuńHa, Amelia wystarczy, że włoży coś, co odsłoni jej atuty, to już wzbudza zazdrość kobiet i zainteresowanie mężczyzn. Ciekawa jestem, jak zareaguje Jacek na jej widok, bo chyba Amelia mu nie ucieknie? ;>
Czekam wciąż na przyjazd Karoliny, jestem nie tylko ciekawa jej relacji z rodziną i Jackiem, ale też z Marysią ;)
Pozdrawiam! <3
Niestety, małe dzieci zawsze będą cierpieć, choć rodzice chcą dla nich dobrze. Jacek chroni Marysię przed poznaniem prawdy, bo wie, że ona tego nie zrozumie, bardziej niż tego, że nie ma mamy. Po prostu od samego początku jej nie miała, więc gdyby jej powiedział, Marysia po prostu mogłaby to zrozumieć tak, iż mama jej nie kochała, nie chciała i to jej wina, że jej nie ma. Jacek chce dla córki jak najlepiej, ale temat mamy i jej posiadania to trudny temat, bo nie wie, co zrobić. Właśnie, pełna rodzina dla małej dziewczynki byłaby najlepszym rozwiązaniem. No, ale tak: to bardzo trudne. Hahaha, tak, zwłaszcza Amelia.
UsuńNie, Amelia nie ucieknie, wręcz przeciwnie, będzie na niego czekać.
Karolina pojawi się już wkrótce:)
Pozdrawiam! <3
Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się ucieszyłam, że dodałaś nowy rozdział! Często tutaj zaglądam. Zabieram się z przyjemnością do czytania. :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo się cieszę, że zrobiłam Ci taką niespodziankę;)
UsuńMnie też nie cieszy fakt, że Karolina wraca. Jak ja gryzie sumienie, to chyba dam jej w twarz, bo nienawidzę takiego spóźnionego zapłonu dobrych chęci, ale liczę się też z opcją, że ta kobieta wcale nie wróciła naprawiać błędy. Tylko po co w takim razie? Tego jestem ciekawa. Jacek zaczyna polegać na Ameli i dość swobodnie dzwoni do niej, gdy ktoś ma zając się Marysią. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ upatruje tu nawiązująca się silną więź. Żeby tylko Amelia przestała się wiecznie denerwować. Wcale tym sobie nie pomaga. Przedszkole ma wybitne zakonnice, nie ma co! Mam takie niedaleko siebie i muszę przyznać, że rządzące tam siostrunie to przemiłe kobiety, więc początkowo doznałam szoku, gdy te twoje okazały się takie pruderyjne. I dodatkowo zdziwił mnie fakt, że pracuje tam facet. Mam wrażenie, że dzieci mniej chętnie powierza się opiekunowi niż opiekunce :D W każdym razie, ja sama, jako kobieta, pewnie z nieuzasadnieniem wahałabym się, gdybym miała to zrobić. Jednakże, pan Mariusz zdaje się być świetnym facetem i już wyobrażam sobie zazdrość Jacka, gdyby Mariusz i Amelia bardzo się ze sobą zaprzyjaźnili :D
OdpowiedzUsuńNa koniec, biedna Marysia. Tak czułam, że w końcu powie, że chcę, aby Amelia była jej mamą. Niemal pękło mi serce, gdy to się stało. Przeklęta Karolina! Czuje jednak, że Amelia, tak czy siak, w końcu będzie z Jackiem, a Marysia zyska w niej mamę <3 To będzie piękna chwila.
Rozdział jak zwykle, świetny!
W ciągu sześciu lat wiele się zmieniło, sama Karolina także, więc... Zobaczycie sami. Karolina może na początku źle zaczęła, a potem chciała się wycofać, tylko że kosztem Jacka i dziecka, które porzuciła.
UsuńNo cóż, pan Krzyżanowski nie ma wielkiego wyboru, jeśli chodzi o pomoc w opiece nad Marysią. Teraz ma Amelię, która kocha małą siostrzenicę i zrobi dla niej naprawdę dużo. No, a że ma przerwę w studiach, to chętnie się zajmię Marysią. No i to też dobra okazja do zobaczenia Jacka, który działa na nią w taki sposób, jaki działa.
Uczepiłam się stereotypu, że zakonnice raczej nie są miłe ( miałam taką w gimbazie xD ), więc Amelia miała pecha, że akurat taką napotkała. Ale prawda, większość sióstr zakonnych jest miła i uczynna, a nie taka jak te. Hm, Mariusz to Mariusz, nie jest zły i dzieci uwielbiają z nim przebywać. Oczywiście wiem, że panom raczej nie zawsze chętnie się powierza opiekę nad dziećmi, ale jak ma się plecy, to raczej za wiele nie można z tym dyskutować xD
Niestety, ucieczka Karoliny namieszała i chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co się będzie działo potem, a co się zacznie dziać, gdy wróci. W tej sytuacji najbardziej właśnie cierpi Marysia, bo nie ma mamy, a bardzo chce. Haha, wszystko w swoim czasie.
Dziękuję i pozdrawiam! <3
Ojej, biedna Marysia. Tak bardzo chce mieć mamę, a Jacek uparcie chowa te małe dziecko w kloszu. Co powie małej jak wróci Karolina? Trochę podchodzi do tego nie zbyt mądrze. Moim zdaniem Amelia byłaby cudowną matką dla Marysi i super żoną dla Jacka. ;> Nie mogę się doczekać aż wróci z pracy i sobie porozmawiają. ;>
OdpowiedzUsuńCzekam!:D
Może raczej nie w kloszu, ale nie chce, aby dziecko po jakiś czasie się zawiodło na kobiecie, której nie znam. On sam nie wie, co powinien zrobić i gdzie szukać tej mamy. Jest w dużej rozterce, przez którą, niestety, cierpi także jego córka. No, to zależy po co wróci Karolina. Wszystko będzie zależeć od tego, czy jego była żona wraca po coś, czy tylko po to, aby przypomnieć innym, że istnieje;) Amelia też nie może się tego doczekać :)))
UsuńPozdrawiam! <3
Dziękuję i chylę czoła. Bardzo się cieszę, że zawitałaś tutaj i opowiadanie Ci się spodobało. Postaram się nie obniżać poziomu, abyś zawsze była zadowolona.
OdpowiedzUsuńAleż proszę bardzo, cała przyjemność po mojej stronie<3
Pozdrawiam!
Witam :) Zainteresowana samym tytułem, a następnie opisem na Sowim Przylądku postanowiłam ze względu na dużą ilość czasu przeczytać rozdział pierwszy, a później drugi, trzeci i... przeczytałam całość. Bardzo mi się podoba sam dobór imion bohaterów i to, że są Polakami i akcja rozgrywa się w Polsce. Sama zawsze lubiłam bawić się w zagraniczne imiona, postacie mieszkające w stanach... ale taki wybór nie spotyka się często. Poza tym - Henry Cavill idealnie moim zdaniem pasuje do postaci Jacka. Myślę, że idealnie go obrazuje.
OdpowiedzUsuńNa początku Amelia była dla mnie dość irytującą postacią i zresztą nadal jest - chyba nie lubię tego, że tak łatwo wybucha złością, ciągle warczy na Jacka i wydaje mi się być dziecinna. A z drugiej strony lubię czytać, o czym ta osóbka myśli i w jaki będzie jej kolejny ruch. Marysię oczywiście ubóstwiam i sama marzę o tym dziecku! Bardzo interesuje mnie postać Karoliny... według mojej teorii, przyjedzie, aby przedstawić rodzinie nowego męża... Mam nadzieję, że zarówno Jacek, Amelia i - mam nadzieję - Marysia będą mieli ją głęboko gdzieś. Jeszcze jej nie "poznałam" i już jej szczerze nie lubię. Mam nadzieję, że nie okaże się, że przyjechała, aby się zmienić, żyć od nowa i być przykładną matką... W każdym razie bardzo przyjemnie mi się tę historię czytało, piszesz naprawdę świetnie, rzadko napotkałam się na błędy (może na jakieś literówki) i... podoba mi się! Z wielką chęcią poznam dalszy ciąg historii tej trójki, a być może czwórki, jeśli uwzględniać Karolinę. Chyba trochę się rozpisałam..
Pozdrawiam, Insane [the-luckyones.blogspot.com]