sobota, 3 maja 2014

6. Misterny plan



Marysia poprowadziła Amelię tarasem wokół domu, aż obie dotarły do ogrodu, który wyglądał jak ten, który widziała wcześniej, ale z tą różnicą, że tutaj było oczko wodne, nad nią drewniany mostek oraz plac zabaw dla dziewczynki. W kącie ogrodu w zacisznym miejscu stał duży, murowany grill. Do niego prowadziła podobna ścieżka, jak ta wijąca się wokół tarasów przed domem. Nieopodal ustawiono drewniane krzesła ogrodowe. Jacek siedział na jednym z nich, a rozłożony nad stołem parasol rzucał cień na jego twarz. Ubrany był w zwykłe, czarne szorty i białą koszulkę polo. Wyglądał w tym zestawie zabójczo przystojnie, a ona doskonale wiedziała, że nie może go ani pragnąć, ani nawet myśleć o nim w ten sposób, jaki myślała do tej pory. Kiedyś był jej szwagrem.
Zapragnęła odwrócić się na pięcie i uciec stąd, mimo że tym samym zrobiłaby ogromną przykrość chrześnicy. Dostrzegł ich w końcu. Uniósł głowę, a dziewczyna poczuła jak wszystko w niej zamiera. Obdarzył ich pięknym, niewymuszonym uśmiechem, na co jej ciało zareagowało w natychmiastowy sposób. Uspokój się, napalona idiotko!, upominała się w myślach. Jak mogła w tej chwili pragnąć go i jednocześnie chcąc uciec stąd? To był błąd, wiedziała, że nie powinna tu przychodzić, ale nie mogła zignorować gorącej prośby Marysi.
- Jesteś – powiedział, posyłając jej znaczący uśmiech.
- Dobrze się bawisz? - zapytała sucho. Nadal nie czuła się zbyt dobrze i doskonale wiedziała, że było to po niej widać. Jeszcze przed wyjściem zerknęła do lusterka i jej twarz przypominała kolorem białą kartkę papieru.
- Świetnie – odpowiedział tylko i głową wskazał książkę. - Usiądź, przyniosę ci coś na tego twojego kaca.
Amelia posłusznie usiadła, zrobiła to nawet z przyjemnością. Kiedy Jacek zniknął w domu, Marysia natychmiast ulokowała się na jego krześle i zaczęła szczebiotać wesoło o szkole. Dziewczyna zachęcała siostrzenicę do opowieści. Jej entuzjazm był zaraźliwy. Amelia poczuła, że zmęczenie, ból głowy i mdłości powoli odchodzą. Musiała jednak zweryfikować to, gdy dostrzegła kroczącego Jacka. Nie była w stanie traktować go z zupełną obojętnością. On był w tym mistrzem. Tuż przed nią położył tacę, a na niej butelkę z piwem świeżo wyciągniętą z lodówki oraz karton soku pomarańczowego.
- Dla ciebie piwo – powiedział tylko. Amelia nie patrząc na niego kiwnęła głową w milczącej zgodzie. Co prawda miała ochotę na szklankę zimnej wody, ale piwo też mogło być. Ostatecznie to on był tu panem, więc nie miała zamiaru spierać się o coś takiego. Choć nie ukrywała, że dobrze by jej zrobiło coś takiego. Może w czasie kłótni wywołanej taką głupotą powiedziałby coś, co sprawiłoby, że okazałby się palantem bez serca? Szukała dziury w całym, ale potrzebowała impulsu, który sprawi, że przestanie czuć to, co czuła i oderwie się od Krzyżanowskiego raz na zawsze.
Kiedy już usiadł na swoim miejscu, zapadła między nimi cisza. Jedynie Marysia nadal gawędziła wesoło z Amelią, opowiadając jej o nowych lalkach, o koleżankach, dosłownie o wszystkim. Amelia prowadziła z dziewczynką żywiołowy dialog.
Całej tej rozmowie przyglądał się Jacek. Amelia czuła się z każdą chwilą coraz bardziej rozdrażniona. To przez jego spojrzenie, które krępowało ją. Bardziej czuła, niż widziała, jak lustrował ją wzrokiem, więc gdy tylko Marysia na chwilę opuściła ich, Amelia warknęła na niego ostrym głosem.
- Mógłbyś przestać?! - poprosiła cicho.
- O co ci chodzi? - zapytała z miną niewiniątka.
- O gó... Przestań się na mnie gapić!
- Nie gapię się, ja jedynie cię obserwuję.
- Nie ważne, po prostu nie patrz się na mnie! - odpowiedziała tylko i wzrokiem poszukała Marysi, która szła w kierunku domu.
- Nie lubisz być adorowana przez mężczyzn? - zapytał. Amelia skierowała wzrok na niego, zastanawiając się czy wykpić to staromodne słowo, którego użył, czy skupić się na udzieleniu odpowiedzi na zadane pytanie. W końcu uznała, że jednak go zignoruje.
Zimne piwo było niejakim zbawieniem dla jej zmożonego ciała. Zajmowała się studiowaniem etykiety na butelce, aż tę pełną skrępowania ciszę przerwał rozbawiony głos Jacka.
- Będziemy tak milczeć? - zapytał. Amelia spojrzała na niego udając zdziwienie.
- Nie rozumiem, dlaczego miałabym z tobą prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Przyszłam do Marysi, nie do ciebie, więc nie poczuwam się do obowiązku rozmawiania z tobą – odpowiedziała aroganckim tonem i na końcu prychnęła cicho, choć Krzyżanowski doskonale to słyszał.
- Cóż za arogancja – odparł tylko z lekkim uśmieszkiem na ustach. - Mam nadzieję, że twój facet nie dostaje takiej dawki jadu.
- Nie powinno cię to obchodzić – warknęła tylko, ponieważ złość rosła w niej z każdym jego wypowiedzianym słowem. Poczuła jak policzki zapłonęły jej żywym ogniem.
Była wściekła na niego za to, że w ogóle poruszył temat „jej faceta”, którego nie było i nie będzie. Kim musiałby być, żeby zapomnieć o Jacku? Chyba kimś, kto omotałby ją w tak efektowny i szybki sposób jak Krzyżanowski. Oczywiście doskonale wiedziała, że nigdy takiego kogoś nie znajdzie. Mimo jego obecnego zachowania, wiedziała, że był dobrym, troskliwym i radosnym mężczyzną. No właśnie. Był. Teraz jedynie te cechy przejawiał w obecności córki. Dla niej przeznaczona była cała miłość na jaką było go stać. Ona sama nie sądziła, aby po Karolinie, którakolwiek z kobiet miałaby szansę na zdobycie jego serca. A już na pewno nie ona. Zrobiło jej się przykro, choć przecież obiecała sobie, że będzie zwalczać w sobie każdą myśl, każde uczucie, jakie pojawi się w niej i będzie dotyczyło Jacka. Nie potrafiła jednak tego zrobić, ponieważ... Właśnie, ponieważ co? Czyżby nastoletnie zauroczenie znów o sobie przypomniało i teraz próbowało zmienić się w coś innego? Nie mogła go kochać. To absurd. On był jej byłym szwagrem, więc automatycznie był dla niej zakazany, już przez sam wzgląd na powiązania rodzinne.
Marysia po chwili wróciła na rękach niosąc mnóstwo gier planszowych.
- Dlaczego, króliczku, nie powiedziałaś mi, że idziesz po gry? Przyniósłbym ci – powiedział czule Jacek. Amelia poczuła jak coś dławi ją w gardle. Jego troska o córkę była wzruszająca.
- Chciałam sama, tatusiu – odpowiedziała tylko i uśmiechnęła się do Amelii.
Jacek rozłożył wszystko na stole i zaprosił Amelię do gry. Zgodziła się, ale tylko dlatego, że Marysia ją prosiła.
Na pierwszy rzut poszedł chińczyk, którą wszyscy dobrze znali. I Jacek w nią grał, gdy była małym, nieznośny szkrabem i Amelia, gdy chorowała w lecie na świnkę i nudziło jej się.
Pierwszą rundę wygrał Jacek, nawet nie próbując ukryć zadowolenia.
- Jesteś potworem – mruknęła Amelia. Mężczyzna roześmiał się tylko i w następnej rundzie to Marysia była górą. Amelia nie miała serca do zabawy, choć starała się dotrzymać im kroku. Tajemniczy napój ojca jednak wcale nie zadziałał tak, jak się on sam spodziewał i jakie pokładała w nim nadzieje Amelia. Piwo również. Było naprawdę gorąco, co wywołało u niej jedynie ból głowy i rozdrażnienie. Zauważył to oczywiście Jacek, który cichym głosem szepnął:
- Dlaczego tyle piłaś? - zapytał, obserwując jej zmęczoną twarz.
- Dlaczego cię to interesuje? - odpowiedziała sucho i rzuciła kostką. Kiedy skończyła swój ruch, osunęła się na krześle, odchyliła głowę i nabrała powietrza. Czemu było tak gorąco?! Może gdyby wczoraj nie spiła się tak bardzo, dziś inaczej odbierałaby pogodę, która przecież w ostatnich dniach wciąż była taka sama. Słońce wciąż prażyło i ludziom puszczały nerwy z tego powodu. Chociaż nie. Nie każdemu. Nigdy nie słyszała, aby Krzyżanowski był zdenerwowany. Sapnęła zirytowana i dopiero głos mężczyzny sprowadził ją do zabawy z powrotem.
- Twój ruch – powiedział tylko. Amelia miała nadzieję, że już wkrótce ulotni stąd, ponieważ jego obecność sprawiała, iż jej umysł dostawał kompletnego świra, jakby nagle czujniki zaczęły wariować, bo odezwało się w niej piorunujące pragnienie. Zapragnęła należeć do ich małej rodziny. Codziennie rano budzić się obok Jacka, robić Marysi śniadanie, a po całym dniu kłaść ją do łóżka, opowiadać różne bajki... Potrząsnęła głową, aby odegnać głupoty, które zalęgły się w jej umyśle. Ale raz pomyślana myśl nie chciała opuścić jej i na nowo zaczęła odtwarzać sceny z ich wspólnego życia. Wariatka, wariatka, wariatka!, wyzywała się w myślach.
- Amelko? - usłyszała niepewny głosik Marysi. Dziewczynka patrzyła na nią zaciekawiona, a jednocześnie onieśmielona. Amelia dopiero widząc spojrzenie dziewczynki ocknęła się z amoku, w który się sama wpakowała.
- Tak, misiu?
- Nie wykonałaś ruchu, czekamy – odpowiedziała, a dziewczyna dopiero teraz zorientowała się, że jej ręka zawisła tuż nad kostką. Spojrzała na Jacka. Ten przypatrywał jej się ze zmarszczonym czołem, jakby próbował wniknąć jej do umysłu i zbadać każdy jego zakamarek, aby odkryć powody jej dziwnego zachowania. Zarumieniona szybko odwróciła wzrok, ponieważ palące spojrzenie Jacka naprawdę zaczęło wzbudzać w niej pożądanie. Nie mogła tego znieść.
Wybawieniem z sytuacji okazał się cichy pomruk, rozlegający się gdzieś daleko. Amelia zerknęła na niebo i zorientowała się, że nagle nad Mielec nadciągnęły chmury. Ciemne, kłębiące się nad miastem.
- Będzie lało – mruknęła z ulgą. - Zanosi się na porządną burzę. Muszę uciekać! - Zerwała się z krzesła szybko. Marysia chwyciła ją drobnymi rączkami w pasie i przylgnęła do niej mocno.
- Nie chodź jeszcze, Melko. Proszę, zostań z nami. Tak super się bawiliśmy! - załkała dziewczynka. Amelia nie miała serca jej zostawiać, ale jednocześnie nie mogła tu zostać. W końcu nadchodziła burza i nie wiedziała, ile ona potrwa. A poza tym nie mogła być tu ze względu na Jacka, który wpatrywał się w nią z dziwnie płonącym wzrokiem.
Nie wiedziała, jak powinna odczytać jego zachowanie, ale miała wrażenie, że cokolwiek znaczyło jego spojrzenie musiała mieć się na baczności. Naprawdę nie powinna tu zostawać, nawet jeśli zraniłoby to Marysię. Właśnie dlatego kucnęła i dzięki temu stały się teraz równe. Amelia uśmiechnęła się do zapłakanej dziewczynki.
- Nie martw się, bąbelku. Jeszcze się zobaczymy. - Potargała ją po włosach i przytuliła do siebie, skutecznie unikając spojrzenia Krzyżanowskiego.
Ich czuły uścisk przerwał dudniący grzmot, który potoczył się po niebie. Marysia zadrżała ze strachu i wtuliła się w nią jeszcze mocniej.
- Amelio – odezwał się w pewnym momencie Jacek. Przemówił łagodnie i cicho. Pomimo lekkiego wiatru, który się ruszył oraz grzmotów, doskonale go słyszała. Lustrował ją spojrzeniem, aż poczuła ciarki wzdłuż kręgosłupa.
- Tak? - Podniosła się i choć uniosła głowę, nadal patrzył na nią z góry.
- Mogę cię zawieść do domu, jeśli chcesz – powiedział takim głosem, iż Amelia poczuła, że za chwilę się rozpłacze. A w końcu nigdy tego nie robiła, dopóki Jacek znów nie pojawił się w jej życiu.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie – warknęła w odpowiedzi.
- A co, jeśli złapie cię deszcz? - zapytała Melka, kompletnie nie rozumiejąc, czemu tatuś i ciocia są dla siebie tak niemili.
- Nie złapie mnie, bo jestem szybsza od niego – odpowiedziała Amelia i uśmiechnęła się do dziewczynki. Pożegnała jeszcze Marysię, przytulając ją do siebie.
- Tato, zrób coś! - powiedziała Marysia. - Nie chcę, żebyś zmokła.
- Głuptasie, nic mi nie będzie. Jeśli się tak boisz, że zmoknę to czy mogę liczyć na to, że pożyczysz mi parasolki?
Marysia niechętnie na to przystała, ale w końcu zgodziła się. Koniec końców Amelia wyruszyła do domu z różową parasolką w księżniczki Disney'a.
Nim dotarła do mieszkania, deszcz lunął na rozgrzaną ziemię. Pomimo ochrony Amelia przemokła do suchej nitki. Malutka parasolka nie ochroniła jej wcale, ale i tak rozczuliła ją pomoc Marysi. W końcu dotarła do domu całkiem przemoczona. 
W mieszkaniu panowała cisza, ale gdy tylko weszła do salonu zastała rodziców siedzących i popijających kawę.
- Cześć! - przywitała się i przystanęła w drzwiach.
- No i jak było o Jacka? - zapytała Krystyna, która przyjrzała jej się z ciekawością.
- Nie byłam u Jacka, tylko u Marysi. Bardzo dobrze, świetnie się razem bawiłyśmy – rzuciłam nieszczerze. Wytrzymała badawcze spojrzenie matki, a potem przeniosła wzrok na ojca, który również lustrował ją spojrzeniem. - Co? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzycie?
- Karolina przyjeżdża – wypalił Bronisław. W salonie zapadła grobowa cisza, przerywana jedynie szumem deszczu i grzmotami rozdzierającymi niebo.
- Kiedy? - wykrztusiła w końcu Amelia, czując jak oblewają ją zimne poty.
- Za trzy tygodnie...
Amelia cofnęła się jak oparzona, a potem uciekła do pokoju, zatrzaskując drzwi. Przekręciła klucz, a potem oparła się plecami o ścianę. Jak to możliwe, że po sześciu latach nieobecności Karolina postanowiła ich odwiedzić? Po co? Dobrze wiedziała, że nikt nie przyjmie jej tu z otwartymi ramionami. Rodzice może rzeczywiście ucieszą się z jej powrotu, bo w końcu była ich córką, lecz nie Amelia. Jacek tym bardziej. Zniszczyła mu życie, porzucając jego i małe dziecko. Czy nie mogła po prostu już do końca życia udawać, że ich nie ma i żyć tam, gdzie żyła? Teraz, gdy Jacek znów zaczął z nimi rozmawiać, Karolina postanowiła się odezwać? Niech ją szlag! Znów narozrabia i wyjedzie. Znów zostawi bałagan, który będą sprzątać latami. Zależało jej na tym, by odbudować relację z Krzyżanowskimi. Wiedziała jednak, że powrót Karoliny będzie czymś, co może odsunąć ich rodziny już na zawsze. Dlatego postanowiła, że od tej pory będzie miła dla Jacka. Co prawda będzie to wiązało się z tym, iż swoje emocje będzie musiała trzymać na krótkiej smyczy. Nie będzie to łatwe zadanie, ale nie pozwoli już zniszczyć kontaktu między obu rodzinami. Karolina raz namieszała, drugi raz tego nie zrobi.
Burza rozszalała się na dobre. Grzmiało, a błyskawicę, co trzy sekundy przecinały niebo rzucając blade światło na pokój. Amelia siedziała w ciemności przebrana już w suche i czyste ubranie, z podkulonymi nogami opierała się o ścianę. Łóżko skrzypiało przy każdym jej ruchu. Oddychała powoli, czując rozlewający się po ciele żal i gorycz. Nie pozwoli Karolinie namieszać w życiu Jacka i Marysi. Obroni ich, choć sama przecież doskonale wiedziała, że Jacek nie zasłużył na to. Był arogancki i irytował ją swoim postępowaniem.
W pewnym momencie jej zamyślenie przerwało wejście matki. Krystyna usiadła na łóżku i bez słowa wpatrywała się w nią, jakby chciała odczytać jej myśli. Nikt jednak nie był w stanie tego zrobić, nie odkryje się przed nikim z uczuciami i zamiarami. Wolała nie wiedzieć, jak zareagowałaby na to wszystko jej matka.
- Rozumiem, że Karolina skrzywdziła nas wszystkich i, nie ukrywam, wystawiła nas na pośmiewisko, ale to moja córka, a twoja siostra – zaczęła łagodnie. Amelia spojrzała na nią ze złością.
- Masz rację, to twoja córka, ale ona nie jest już moją siostrą. Nienawidzę jej za to, co zrobiła Jackowi. Wcale nie zasłużył na to! - krzyknęła, akurat w chwili, gdy zagrzmiało. Krystyna spojrzała na córkę zaskoczona reakcją.
- Jacek wcale nie był święty w chwili, gdy był z Karoliną – powiedziała po chwili namysłu.
- Proszę? Co to ma znaczyć?
- Karolina zaraz po ślubie powiedziała mi, że Jacek kilkakrotnie ją zdradził. - Amelia patrzyła na matkę przez chwilę zdezorientowana. Jacek zdradzał Karolinę?! Przecież to niemożliwe.
- To absurd. Na pewno kłamie, nie wierzę w to! - Dlaczego w zasadzie broniła Jacka? Owszem, może jeszcze kilka lat wcześniej nie należał do świętych, ale czy w młodości ktoś w ogóle liczył się z innymi ludźmi? Każdy miał prawo do szaleństw. Co prawda zdrady nie mogła zaliczyć do młodzieńczego wybryku, który łatwo zapomnieć. Było to poważne oskarżenie.
- Amelio, dlaczego tak zaciekle bronisz Jacka, a potępiasz Karolinę? - zdumiała się Krystyna. - Sądziłam, że nie przepadasz za nim.
- Bo tak jest! Nie lubię go, ale jednocześnie nie mogę tak całkiem skreślić. Karolina zrobiła mu okropność, a to jest zdecydowanie gorsze od zachowania Krzyżanowskiego. Chyba nie powiesz mi, że Karolina była tak całkiem niewinna? Sadzisz, że dotrzymywała mu wierności?
- Nie mówię, że była święta, ale nie możesz jej tak całkowicie wykreślić. Każdy w życiu popełnia błędy, ale naszą rolą jest wybaczać tym, którym kochamy.
- A skąd ci przyszło do głowy, że kocham Karolinę? Nienawidzę jej. Nie chcę jej widzieć na oczy! Jeśli ona tu przyjedzie, ja się wyprowadzę! - krzyknęła oburzona.
Na zewnątrz burza nieco oddaliła się od miasta, lecz nadal niebo raz po raz przecinane było jasnymi błyskawicami, a powietrze drżało do grzmotów. Amelia poczuła, że pogoda jest idealnym odzwierciedleniem szalejącej w niej burzy myśli i uczuć. Nie mogła uwierzyć, że matka tak łatwo postanowiła wybaczyć Karolinie i przyjąć ją z otwartymi ramionami, ale w końcu była matką. Była kobietą, która kochała swe dzieci mimo ich wad i wielu popełnianych błędów. Nikt nie jest idealny, ale Amelia była zawzięta i postanowiła, że nie wybaczy Karolinie postępku sprzed sześciu lat.
- W tej chwili zachowujesz się jak niedojrzała nastolatka, a nie jak dorosła osoba. Nie zachowuj się jak dziecko, Amelio. Nie możesz tak postępować – powiedziała oburzona kobieta na co Amelia zareagowała jedynie milczeniem.
Miała to naprawdę gdzieś. Mogła być bachorem, który zachowuje się tak, jakby ktoś zabrał mu ulubioną zabawkę, ale nie pozwoli Karolinie na to, aby choć przez chwilę myślała o odzyskaniu Jacka. Nie zdawała sobie sprawy, że to zazdrość w tej chwili nią kierowała, a kiedy już to sobie uświadomiła, poczuła jak cierpnie jej skóra na kręgosłupie. O Boże! Naprawdę była zazdrosna o Jacka! Bo jeśli Jacek wybaczy Karolinie, to na pewno między nimi na powrót może zaiskrzyć. Była jednak jeszcze Marysia, o której nie mogli zapominać.
- Prosisz mnie o wybaczenie tego, co zrobiła, ale czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Karolina jest matką? Że porzuciła własne dziecko i uciekła? O ile Jacek wybaczy jej to, co jeśli Marysia zapyta o swoją mamę? Co wtedy jej powiecie? No właśnie! - rzekła z triumfalnym uśmieszkiem widząc niepewną minę matki. - Nikt z was nie pomyślał o Marysi!
- Posłuchaj mnie, ta sprawa powinna być rozwiązana między Jackiem a Karoliną. My nie powinniśmy się do tego mieszać.
Kiedy Krystyna wyszła, Amelia miała wrażenie, że o to znów wraca się do przeszłości, gdzie była małą, cichą Amelią z kilkoma kilogramami nadwagi. Znów będzie żyła w cieniu starszej siostry, co bardzo ją irytowało. Chciała aby każdy myślał o niej jak o Amelii Lasek, a nie jak o młodszej siostrze Karoliny.
Dlatego właśnie podjęła decyzję. Wstała i wyszła z pokoju. Wychodząc oznajmiła tylko, że idzie do Kamili. Po chwili zapukała do drzwi oznaczonych numerem siedem i czekała, aż ktoś jej otworzy. W końcu stanął w nich mąż sąsiadki. Speszony uśmiechnął się do niej. Amelia uniosła jedynie lewą brew i przyjrzała mu się rozbawiona. Najwidoczniej Kamila i Darek postanowili wykorzystać burzę i nieco spędzić razem czas, w łóżku. Mężczyzna miał rozczochrane włosy, czerwone wypieki na twarzy, zamglony wzrok i pogniecione ubranie.
- Jeśli przeszkadzam, to wpadnę później – mruknęła tylko i okręciła się na pięcie, aby odejść, ale Darek powstrzymał ją ze śmiechem.
- Nie, wchodź. Dzieciaki są u rodziców Kamili, więc postanowiliśmy...
- W porządku, nie tłumacz się. Naprawdę. Wpadnę później. Pół godziny wam wystarczy? - zapytała, śmiejąc się przy tym ze zdezorientowanej miny Głodzika. W końcu i ona się roześmiał i pokręcił głową.
- Zdecydowanie nie, ale wchodź już. - Przesunął się w drzwiach przepuszczając dziewczynę, która weszła do mieszkania z wahaniem. Od razu przywitał ją czarno-biały kocur. Frykas otarł się o jej nogi dopominając się pieszczot. Pochyliła się i wzięła kota na ręce, a ten natychmiast zaczął pocierać pyszczkiem o jej brodę.
- Boże, jaki cudowny kot! Chcę takiego – odpowiedziała z entuzjazmem.
- Proszę bardzo, oddam ci go z miłą chęcią – mruknął jedynie Darek.
- Po moim trupie – usłyszeli w pewnym momencie głos Kamilii. Wyszła z pokoju. Włosy miała w nieładzie, rozmazaną szminkę i tak, jak Darek zamglone oczy, a ubranie w nieładzie. Żakiet miała już ściągnięty, ale bluzka i spódnica były pogniecione.
- Przepraszam, że wam przeszkodziłam – powiedziała speszona, a Kamila zaśmiała się tylko i gestem zaprosiła ją do kuchni. Darek podszedł za nimi i zaczął kręcić się po niewielkiej powierzchni. Amelia wypuściła kota. Frykas pognał do salonu i ułożył się na fotelu. Po chwili już spał smacznie. Kamila w tym czasie nieco się poprawiła.
- Czego się napiszesz? Kawy? Herbaty? Może jakiegoś drinka? - zaproponował, a Amelia zawahała się przez chwilę. Jeszcze niezbyt dobrze się czuła po wczorajszym szaleństwie, ale uznała, że musi jednak jakoś powiedzieć to, co zamierzała powiedzieć, więc zgodziła się na drinka.
- Tylko dolej więcej wódki. - Małżeństwo zerknęło na nią. Kamila zmrużyła oczy i wbiła w nią spojrzenie piwnych oczu.
- No to nie mogę się doczekać, kiedy mi opowiesz z czym tu do nas przyszłaś.
Kiedy drinki już wylądowały przed wszystkimi, Amelia najpierw zerknęła na Darka, a potem na Kamilę. Nie czuła się zbyt pewnie w obecności męża kobiety, ale z drugiej strony nie było nic, co nie wiedziałby wcześniej.
- Karolina przyjeżdża – wypaliła w końcu. Na chwilę zapadła cisza, przerywana jedynie oddalającą się burzą. - Za trzy tygodnie – dodała jeszcze, aby coś powiedzieć, cokolwiek.
- Co na to twoi rodzice? - zapytała Kamila, równie zszokowana jak ona w chwili, gdy matka przekazała jej tę nowość.
- Pewnie się cieszą. Nie widzieli jej sześć lat, więc odrzucą na bok urazę i przywitają ją z otwartymi ramionami...
- A ty nie jesteś z tego zadowolona – podsunął Darek.
- A ty byłbyś, gdyby, załóżmy, twoja siostra zrobiła z twojej rodziny pośmiewisko, rzuciła męża i małe dziecko i wyjechała do Stanów? Na pewno nie. Mama sądzi, że jej wybaczę, ale nie jestem w stanie tego zrobić. To ostatnia rzecz, jakiej możecie się po mnie spodziewać! - odparła zburzona, na co Kamila zareagowała ciepłym uśmiechem. Uścisnęła jej dłoń i pokręciła głową.
- Wcale się nie dziwię, że nie chcesz jej wybaczyć. A co na to Jacek? - Amelia na pytanie Kamili wzruszyła jedynie ramionami. Nie wiedziała. Sama dowiedziała się dopiero przed chwilą.
- Nie mam pojęcia. Pewnie jeszcze nie wie, że moja siostra wraca do Polski. Mam jednak nadzieję, że nie na stałe, bo naprawdę nie chcę jej codziennie widywać.
- Może ma już męża i chce się nim pochwalić? - zapytał Darek, co dziewczyna skwitowała jedynie prychnięciem.
- Raczej nie, na pewno powiedziałaby nam. Nie chcę dociekać powodów, dla których tu przyjechała, ale jeśli sądzi, że wszystko wróci do normy to jest w wielkim błędzie. - Na chwilę zapadła między nimi cisza. Panna Lasek koniecznie chciała porozmawiać z Kamilą na osobności, ponieważ zdecydowała się na pomoc, aby przynajmniej częściowo otworzyć oczy Jackowi. Chciała, aby zobaczył ją w innym świetle niż dotychczas. Żeby patrzył na nią z podziwem. Miała też jedno pragnienie: chciała, aby ją lubił. Nie musiał jej kochać, wystarczyłoby aby spotykając go nie czuła się przytłoczona i zagoniona w kozi róg. Gdyby ich relacje były... poprawne, na pewno inaczej odnosiłaby się do niego. Wiedziała jednak, że Jacek sam nie wyjdzie z inicjatywą paktu, więc zrobi to ona, przy pomocy oczywiście kobiecych atutów, a Kamila jej w tym pomoże.
- Może nie będzie tak źle, jak zakładasz? Minęło sześć lat, Karolina na pewno się zmieniła – zaczęła Kamila. Amelia spojrzała na nią z wahaniem.
- Może, ale to nie jest ważne. Ważniejsze jest to, że... - zacięła się i spojrzała na Darka, który wpatrywał się w nią z oczekiwaniem. Potem przeniosła spojrzenie na Kamilę, ona w lot pojęła o co chodziło dziewczynie.
- Darku, mógłbyś nas zostawić na chwilę same? - zapytała Głodzik, przymilając się do męża.
- Co? Dlaczego?
- Proszę, idź.
- Och, no dobra. Idę w coś postrzelać – bąknął jedynie zawiedziony. Wstając od wyspy, cmoknął Kamilę w czoło i wyszedł. Kiedy zostały same, Amelia poniekąd odetchnęła, choć nadal czuła się niepewnie. Miała zwierzyć się kobiecie z uczuć i pragnień, których nie chciała zdradzać, ale jeśli to miało jej w jakiś sposób pomóc, to musiała to zrobić.
- Domyślam się, że chodzi o to, co kiedyś ci proponowałam?
- Tak, chcę, aby Jacek spojrzał na mnie zupełnie inaczej.

Plan był prosty i nieskomplikowany, lecz dziewczyna czuła się jakby wcieliła się w rolę Kopciuszka, a Kamila miała być Dobrą Wróżką, matką chrzestną całego pomysłu. Do ich „planu” miała dołączyć się także Dorota. Kamila podsunęła jej pomysł, aby poszukała jakiegoś kolegę, który chętnie się zgodzi aby tymczasowo zagrać jej chłopaka. Na początku nie chciała się na to zgodzić, lecz po chwili uznała, że przyda jej się ktoś taki. W razie, gdyby jej nowy image nie pomógł, facet kręcący się wokół niej może spowodować zainteresowanie Jacka. W końcu był ciekawy, czy miała kogoś. Nie chciała sobie niczego wmawiać, ale coś to musiało znaczyć.
Przez kolejne dni jednak nie uczyniły żadnych poczynań, ponieważ wciąż padało, a wieczorami szalała burza, ale nie tak potężna jak za pierwszym razem. Amelia dzwoniła do Jacka i dużo rozmawiała z Marysią, wypytywała ją o przedszkole, koleżanki i zabawki. Starała się, aby dziewczynka mówiła jak najwięcej. Musiała zagłuszyć własne myśli o Krzyżanowskim, który kręcił się obok Marysi, ponieważ czasami słyszała jak przestawiał coś lub podpowiadał Marysi.
Któregoś dnia, gdy zamierzała się pożegnać z siostrzenicą w słuchawce usłyszała głos jej ojca.
- Amelio, nie rozłączaj się – poprosił łagodnie, a sposób jaki wymówił jej imię podziałał na nią niczym najlepszy afrodyzjak. Jego miękki głos, tak blisko brzmiący jej ucha wprawił jej ciało w stan gorączki, która z każdą chwilą rosła coraz bardziej. Czy kiedykolwiek nauczy się to kontrolować?
- Tak? - zapytała drżącym, pełnym emocji głosem.
- Mam do ciebie pytanie. Czerwiec prawie dobie końca, a ja nie mam z kim zostawić Marysi. Moja mama jest w Warszawie i pozostanie tam jeszcze kilka tygodni. Czy do tego czasu mogłabyś się zajmować Marysią? Oczywiście nie za darmo...
- Zwariowałeś?! - krzyknęła z bijącym sercem. Zaskoczył ją tą propozycją, ale dostrzegła w tym szansę dla siebie, zaraz jednak zganiła się. Nie bądź egoistką, Amelio, pomyślała. - Zaopiekuję się Marysią z czystą przyjemnością, ale nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy.
- Poświęcisz swój czas i pieniądze na dojazd...
- Zamknij się już, dobrze? - warknęła cicho.
- Ale...
- Czy ty musisz się tak zawsze opierać? - zapytała zdenerwowana.
- A ty musisz mieć ostatnie zdanie? - rzucił z rozbawieniem.
- Tak.
- W porządku, jeśli nie chcesz pieniędzy to nie.
- Gdybyś był obcym człowiekiem zgodziłabym się na wynagrodzenie, ale Marysia jest moją siostrzenicą, chrześnicą w dodatku, więc chyba nie wypada mi brać za opiekę nad nią pieniędzy? Poza tym nie chcę, spędzanie z nią czasu to dla mnie czysta radość.
- W porządku, w porządku.
- To kiedy mam przyjść? - zapytała, aby zmienić szybko temat. Amelia zrozumiała, że opieka nad Marysią będzie świetnym pretekstem do zacieśnienia więzi z chrześnicą. Jacek zszedł na dalszy plan.

4 komentarze:

  1. Ugh, ugh! :D Nie no, Amelia była kiedyś zakochana po uszy w Jacku, zanim jeszcze urodziła się Marysia. Było to widać, a teraz jest tak strasznie do niego nastawiona. Niech się dziewczyna bardziej nastawi, mogłaby być milsza. Denerwuje mnie swoją arogancją. Rozumiem, że skrzywdził ich odizolowaniem Marysi, ale kurde, ludzie się zmieniają. Mam nadzieje, że wróci Karolina to nie jej nie wybaczy. I mam nadzieje, że nie zabierze Marysi, bo przypomniała sobie o roli matki. :D Czekam z niecierpliwością na dalej.<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Yes, Amelia w końcu przyznała głośno, że zależy jej na Jacku i chciałaby być postrzegana jak kobieta. Krok do przodu ;) Mam nadzieję, że już nie będzie traciła czasu na rozmyślanie o tym, jak to go bardzo nie lubi i jakim jest gburem. Stanowczo za dużo o tym myśli! :P Poza tym zmienia zdanie co chwilę, biedna, niedługo dostanie rozdwojenia jaźni, raz będzie Amielią zauroczoną Jackiem, raz Amelią nienawidzącą Jacka ;P Fajnie, że w końcu się komuś zwierzyła, na pewno będzie jej teraz trochę lżej ;)
    A Karolina? Nie mam zielonego pojęcia, co po chce przyjechać? Chciałaby znowu być częścią rodziny? Odzyskać dziecko? Smutno mi trochę, bo mam wrażenie, że w tym pokręconym świecie dorosłych najbardziej będzie cierpieć mała Marysia...
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Powinnam zostać zlinczowana za to, że nie komentuję od razu po przeczytaniu. Teraz mam pustkę w głowie, niestety. Pierwsze co: Karolina to taka osoba, która od początku przewijała się gdzieś tam w tle, ale nigdy nie została porządnie naświetlona. Co nie zmienia faktu, że jędzy nie lubię. Jaką trzeba być bezduszną babą, żeby porzucić swoje własne dziecko (o gorącym tatusiu nie wspominając)?! I o to pytam ja, która widząc dziecko ucieka, gdzie pieprz rośnie. I nie o maluchy mi chodzi, ale ogólnie o "dziecko". Ja chyba adoptuje siedemnastolatka, żeby blisko osiemnastki był i się bez większych problemów zaraz z domu wyniósł. W ogóle to dzieci w tym wieku można adoptować, prawda?
    Dobra, Misfits, siarczysty policzek, bo zbaczasz z tematu!
    Niech ta Karolina sobie żyje, ale na innej planecie. Po jakie licho wraca? Znając życie będzie wyglądać idealnie jak supermodelka z Vouge'a, nieważne, że już raz dziecko urodziła, a co tam, takiej to wszystko wolno. Okej, bo zaraz zapluję sobie gębę swoim własnym jadem.
    Jacek, Jacek, Jacek... Zawarłaś w tej postaci mężczyznę, którego każda spotyka na swojej drodze i każda wywyższa do postaci Boga Testosteronu. Sama takiego aktualnie mam w zasięgu wzroku, więc absolutnie utożsamiam się z Amelią. Pjona, skarbie, takie jak my powinny trzymać się razem! No i, TAK TAK TAK, meeega metamorfoza, tak, żeby Jackowi szczęka opadła! A ta bidulka w końcu w pełni czuła się kobietą!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny rozdział, który mnie niesamowicie wciągnął! Potrafisz tak zaciekawić czytelnika, że ze zniecierpliwieniem czeka na kolejny. Wprawdzie jest to romans, ale dobry romans - szczebel trudny do osiągnięcia. :)
    Tak, tak, niech Amelia weźmie się za siebie! Czas najwyższy, żeby zaczęła walczyć ze swoimi ogromnymi kompleksami. Amelia to bohaterka, z którą można się utożsamiać, a to wielki plus. Wprawdzie ciało trudno oszukać, ale widzę, że dziewczyna robi postępy i nie reaguje już w tak "nastolatkowy" sposób na Jacka. Pora najwyższa, żeby dorosła. Jacek okazuje zainteresowanie nią, ale mam nadzieję, że nie Amelia nie da się tak łatwo zmanipulować. Naprawdę, czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń

SPAM DO ODPOWIEDNIEJ ZAKŁADKI, BO ZNAJDĘ I POĆWIARTUJĘ!

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Terrible Crash, Tumblr, Lea Michele.