Marysia
poprowadziła Amelię tarasem wokół domu, aż obie dotarły
do ogrodu, który wyglądał jak ten, który widziała
wcześniej, ale z tą różnicą, że tutaj było oczko wodne,
nad nią drewniany mostek oraz plac zabaw dla dziewczynki. W kącie
ogrodu w zacisznym miejscu stał duży, murowany grill. Do niego
prowadziła podobna ścieżka, jak ta wijąca się wokół
tarasów przed domem. Nieopodal ustawiono drewniane krzesła
ogrodowe. Jacek siedział na jednym z nich, a rozłożony nad stołem
parasol rzucał cień na jego twarz. Ubrany był w zwykłe, czarne
szorty i białą koszulkę polo. Wyglądał w tym zestawie zabójczo
przystojnie, a ona doskonale wiedziała, że nie może go ani
pragnąć, ani nawet myśleć o nim w ten sposób, jaki
myślała do tej pory. Kiedyś był jej szwagrem.
Zapragnęła
odwrócić się na pięcie i uciec stąd, mimo że tym samym
zrobiłaby ogromną przykrość chrześnicy. Dostrzegł ich w końcu.
Uniósł głowę, a dziewczyna poczuła jak wszystko w niej
zamiera. Obdarzył ich pięknym, niewymuszonym uśmiechem, na co jej
ciało zareagowało w natychmiastowy sposób. Uspokój
się, napalona idiotko!, upominała się w myślach. Jak mogła w tej
chwili pragnąć go i jednocześnie chcąc uciec stąd? To był błąd,
wiedziała, że nie powinna tu przychodzić, ale nie mogła
zignorować gorącej prośby Marysi.
-
Jesteś – powiedział, posyłając jej znaczący uśmiech.
-
Dobrze się bawisz? - zapytała sucho. Nadal nie czuła się zbyt
dobrze i doskonale wiedziała, że było to po niej widać. Jeszcze
przed wyjściem zerknęła do lusterka i jej twarz przypominała
kolorem białą kartkę papieru.
-
Świetnie – odpowiedział tylko i głową wskazał książkę. -
Usiądź, przyniosę ci coś na tego twojego kaca.
Amelia
posłusznie usiadła, zrobiła to nawet z przyjemnością. Kiedy
Jacek zniknął w domu, Marysia natychmiast ulokowała się na jego
krześle i zaczęła szczebiotać wesoło o szkole. Dziewczyna
zachęcała siostrzenicę do opowieści. Jej entuzjazm był
zaraźliwy. Amelia poczuła, że zmęczenie, ból głowy i
mdłości powoli odchodzą. Musiała jednak zweryfikować to, gdy
dostrzegła kroczącego Jacka. Nie była w stanie traktować go z
zupełną obojętnością. On był w tym mistrzem. Tuż przed nią
położył tacę, a na niej butelkę z piwem świeżo wyciągniętą
z lodówki oraz karton soku pomarańczowego.
-
Dla ciebie piwo – powiedział tylko. Amelia nie patrząc na niego
kiwnęła głową w milczącej zgodzie. Co prawda miała ochotę na
szklankę zimnej wody, ale piwo też mogło być. Ostatecznie to on
był tu panem, więc nie miała zamiaru spierać się o coś takiego.
Choć nie ukrywała, że dobrze by jej zrobiło coś takiego. Może w
czasie kłótni wywołanej taką głupotą powiedziałby coś,
co sprawiłoby, że okazałby się palantem bez serca? Szukała
dziury w całym, ale potrzebowała impulsu, który sprawi, że
przestanie czuć to, co czuła i oderwie się od Krzyżanowskiego raz
na zawsze.
Kiedy
już usiadł na swoim miejscu, zapadła między nimi cisza. Jedynie
Marysia nadal gawędziła wesoło z Amelią, opowiadając jej o
nowych lalkach, o koleżankach, dosłownie o wszystkim. Amelia
prowadziła z dziewczynką żywiołowy dialog.
Całej
tej rozmowie przyglądał się Jacek. Amelia czuła się z każdą
chwilą coraz bardziej rozdrażniona. To przez jego spojrzenie, które
krępowało ją. Bardziej czuła, niż widziała, jak lustrował ją
wzrokiem, więc gdy tylko Marysia na chwilę opuściła ich, Amelia
warknęła na niego ostrym głosem.
-
Mógłbyś przestać?! - poprosiła cicho.
-
O co ci chodzi? - zapytała z miną niewiniątka.
-
O gó... Przestań się na mnie gapić!
-
Nie gapię się, ja jedynie cię obserwuję.
-
Nie ważne, po prostu nie patrz się na mnie! - odpowiedziała tylko
i wzrokiem poszukała Marysi, która szła w kierunku domu.
-
Nie lubisz być adorowana przez mężczyzn? - zapytał. Amelia skierowała
wzrok na niego, zastanawiając się czy wykpić to staromodne słowo,
którego użył, czy skupić się na udzieleniu odpowiedzi na
zadane pytanie. W końcu uznała, że jednak go zignoruje.
Zimne
piwo było niejakim zbawieniem dla jej zmożonego ciała. Zajmowała
się studiowaniem etykiety na butelce, aż tę pełną skrępowania
ciszę przerwał rozbawiony głos Jacka.
-
Będziemy tak milczeć? - zapytał. Amelia spojrzała na niego udając
zdziwienie.
-
Nie rozumiem, dlaczego miałabym z tobą prowadzić jakąkolwiek
rozmowę. Przyszłam do Marysi, nie do ciebie, więc nie poczuwam się
do obowiązku rozmawiania z tobą – odpowiedziała aroganckim tonem
i na końcu prychnęła cicho, choć Krzyżanowski doskonale to
słyszał.
-
Cóż za arogancja – odparł tylko z lekkim uśmieszkiem na
ustach. - Mam nadzieję, że twój facet nie dostaje takiej
dawki jadu.
-
Nie powinno cię to obchodzić – warknęła tylko, ponieważ złość
rosła w niej z każdym jego wypowiedzianym słowem. Poczuła jak
policzki zapłonęły jej żywym ogniem.
Była
wściekła na niego za to, że w ogóle poruszył temat „jej
faceta”, którego nie było i nie będzie. Kim musiałby być,
żeby zapomnieć o Jacku? Chyba kimś, kto omotałby ją w tak
efektowny i szybki sposób jak Krzyżanowski. Oczywiście
doskonale wiedziała, że nigdy takiego kogoś nie znajdzie. Mimo
jego obecnego zachowania, wiedziała, że był dobrym, troskliwym i
radosnym mężczyzną. No właśnie. Był. Teraz jedynie te cechy
przejawiał w obecności córki. Dla niej przeznaczona była
cała miłość na jaką było go stać. Ona sama nie sądziła, aby
po Karolinie, którakolwiek z kobiet miałaby szansę na
zdobycie jego serca. A już na pewno nie ona. Zrobiło jej się
przykro, choć przecież obiecała sobie, że będzie zwalczać w
sobie każdą myśl, każde uczucie, jakie pojawi się w niej i
będzie dotyczyło Jacka. Nie potrafiła jednak tego zrobić,
ponieważ... Właśnie, ponieważ co? Czyżby nastoletnie zauroczenie
znów o sobie przypomniało i teraz próbowało zmienić
się w coś innego? Nie mogła go kochać. To absurd. On był jej
byłym szwagrem, więc automatycznie był dla niej zakazany, już
przez sam wzgląd na powiązania rodzinne.
Marysia
po chwili wróciła na rękach niosąc mnóstwo gier
planszowych.
-
Dlaczego, króliczku, nie powiedziałaś mi, że idziesz po
gry? Przyniósłbym ci – powiedział czule Jacek. Amelia
poczuła jak coś dławi ją w gardle. Jego troska o córkę
była wzruszająca.
-
Chciałam sama, tatusiu – odpowiedziała tylko i uśmiechnęła się
do Amelii.
Jacek
rozłożył wszystko na stole i zaprosił Amelię do gry. Zgodziła
się, ale tylko dlatego, że Marysia ją prosiła.
Na
pierwszy rzut poszedł chińczyk, którą wszyscy dobrze znali.
I Jacek w nią grał, gdy była małym, nieznośny szkrabem i Amelia,
gdy chorowała w lecie na świnkę i nudziło jej się.
Pierwszą
rundę wygrał Jacek, nawet nie próbując ukryć zadowolenia.
-
Jesteś potworem – mruknęła Amelia. Mężczyzna roześmiał się
tylko i w następnej rundzie to Marysia była górą. Amelia
nie miała serca do zabawy, choć starała się dotrzymać im kroku.
Tajemniczy napój ojca jednak wcale nie zadziałał tak, jak
się on sam spodziewał i jakie pokładała w nim nadzieje Amelia.
Piwo również. Było naprawdę gorąco, co wywołało u niej
jedynie ból głowy i rozdrażnienie. Zauważył to oczywiście
Jacek, który cichym głosem szepnął:
-
Dlaczego tyle piłaś? - zapytał, obserwując jej zmęczoną twarz.
-
Dlaczego cię to interesuje? - odpowiedziała sucho i rzuciła
kostką. Kiedy skończyła swój ruch, osunęła się na
krześle, odchyliła głowę i nabrała powietrza. Czemu było tak
gorąco?! Może gdyby wczoraj nie spiła się tak bardzo, dziś
inaczej odbierałaby pogodę, która przecież w ostatnich
dniach wciąż była taka sama. Słońce wciąż prażyło i ludziom
puszczały nerwy z tego powodu. Chociaż nie. Nie każdemu. Nigdy nie
słyszała, aby Krzyżanowski był zdenerwowany. Sapnęła zirytowana i dopiero
głos mężczyzny sprowadził ją do zabawy z powrotem.
-
Twój ruch – powiedział tylko. Amelia miała nadzieję, że
już wkrótce ulotni stąd, ponieważ jego obecność
sprawiała, iż jej umysł dostawał kompletnego świra, jakby nagle
czujniki zaczęły wariować, bo odezwało się w niej
piorunujące pragnienie. Zapragnęła należeć do ich małej
rodziny. Codziennie rano budzić się obok Jacka, robić Marysi
śniadanie, a po całym dniu kłaść ją do łóżka,
opowiadać różne bajki... Potrząsnęła głową, aby odegnać
głupoty, które zalęgły się w jej umyśle. Ale raz
pomyślana myśl nie chciała opuścić jej i na nowo zaczęła
odtwarzać sceny z ich wspólnego życia. Wariatka, wariatka,
wariatka!, wyzywała się w myślach.
-
Amelko? - usłyszała niepewny głosik Marysi. Dziewczynka patrzyła
na nią zaciekawiona, a jednocześnie onieśmielona. Amelia dopiero
widząc spojrzenie dziewczynki ocknęła się z amoku, w który
się sama wpakowała.
-
Tak, misiu?
-
Nie wykonałaś ruchu, czekamy – odpowiedziała, a dziewczyna
dopiero teraz zorientowała się, że jej ręka zawisła tuż nad
kostką. Spojrzała na Jacka. Ten przypatrywał jej się ze
zmarszczonym czołem, jakby próbował wniknąć jej do umysłu
i zbadać każdy jego zakamarek, aby odkryć powody jej dziwnego
zachowania. Zarumieniona szybko odwróciła wzrok, ponieważ
palące spojrzenie Jacka naprawdę zaczęło wzbudzać w niej
pożądanie. Nie mogła tego znieść.
Wybawieniem
z sytuacji okazał się cichy pomruk, rozlegający się gdzieś
daleko. Amelia zerknęła na niebo i zorientowała się, że nagle
nad Mielec nadciągnęły chmury. Ciemne, kłębiące się nad
miastem.
-
Będzie lało – mruknęła z ulgą. - Zanosi się na porządną
burzę. Muszę uciekać! - Zerwała się z krzesła szybko. Marysia
chwyciła ją drobnymi rączkami w pasie i przylgnęła do niej
mocno.
-
Nie chodź jeszcze, Melko. Proszę, zostań z nami. Tak super się
bawiliśmy! - załkała dziewczynka. Amelia nie miała serca jej
zostawiać, ale jednocześnie nie mogła tu zostać. W końcu
nadchodziła burza i nie wiedziała, ile ona potrwa. A poza tym nie
mogła być tu ze względu na Jacka, który wpatrywał się w
nią z dziwnie płonącym wzrokiem.
Nie
wiedziała, jak powinna odczytać jego zachowanie, ale miała
wrażenie, że cokolwiek znaczyło jego spojrzenie musiała mieć się
na baczności. Naprawdę nie powinna tu zostawać, nawet jeśli
zraniłoby to Marysię. Właśnie dlatego kucnęła i dzięki temu
stały się teraz równe. Amelia uśmiechnęła się do
zapłakanej dziewczynki.
-
Nie martw się, bąbelku. Jeszcze się zobaczymy. - Potargała ją po
włosach i przytuliła do siebie, skutecznie unikając spojrzenia
Krzyżanowskiego.
Ich
czuły uścisk przerwał dudniący grzmot, który potoczył się
po niebie. Marysia zadrżała ze strachu i wtuliła się w nią
jeszcze mocniej.
-
Amelio – odezwał się w pewnym momencie Jacek. Przemówił
łagodnie i cicho. Pomimo lekkiego wiatru, który się ruszył
oraz grzmotów, doskonale go słyszała. Lustrował ją
spojrzeniem, aż poczuła ciarki wzdłuż kręgosłupa.
-
Tak? - Podniosła się i choć uniosła głowę, nadal patrzył na
nią z góry.
-
Mogę cię zawieść do domu, jeśli chcesz – powiedział takim
głosem, iż Amelia poczuła, że za chwilę się rozpłacze. A w
końcu nigdy tego nie robiła, dopóki Jacek znów nie
pojawił się w jej życiu.
-
Nie, dziękuję. Poradzę sobie – warknęła w odpowiedzi.
-
A co, jeśli złapie cię deszcz? - zapytała Melka, kompletnie nie
rozumiejąc, czemu tatuś i ciocia są dla siebie tak niemili.
-
Nie złapie mnie, bo jestem szybsza od niego – odpowiedziała
Amelia i uśmiechnęła się do dziewczynki. Pożegnała jeszcze
Marysię, przytulając ją do siebie.
-
Tato, zrób coś! - powiedziała Marysia. - Nie chcę, żebyś
zmokła.
-
Głuptasie, nic mi nie będzie. Jeśli się tak boisz, że zmoknę to
czy mogę liczyć na to, że pożyczysz mi parasolki?
Marysia
niechętnie na to przystała, ale w końcu zgodziła się. Koniec
końców Amelia wyruszyła do domu z różową parasolką
w księżniczki Disney'a.
Nim
dotarła do mieszkania, deszcz lunął na rozgrzaną ziemię. Pomimo ochrony Amelia przemokła do suchej nitki. Malutka parasolka nie
ochroniła jej wcale, ale i tak rozczuliła ją pomoc Marysi. W końcu
dotarła do domu całkiem przemoczona.
W
mieszkaniu panowała cisza, ale gdy tylko weszła do salonu zastała
rodziców siedzących i popijających kawę.
-
Cześć! - przywitała się i przystanęła w drzwiach.
-
No i jak było o Jacka? - zapytała Krystyna, która przyjrzała
jej się z ciekawością.
-
Nie byłam u Jacka, tylko u Marysi. Bardzo dobrze, świetnie się
razem bawiłyśmy – rzuciłam nieszczerze. Wytrzymała badawcze
spojrzenie matki, a potem przeniosła wzrok na ojca, który
również lustrował ją spojrzeniem. - Co? Dlaczego tak
dziwnie na mnie patrzycie?
-
Karolina przyjeżdża – wypalił Bronisław. W salonie zapadła
grobowa cisza, przerywana jedynie szumem deszczu i grzmotami
rozdzierającymi niebo.
-
Kiedy? - wykrztusiła w końcu Amelia, czując jak oblewają ją
zimne poty.
-
Za trzy tygodnie...
Amelia
cofnęła się jak oparzona, a potem uciekła do pokoju, zatrzaskując
drzwi. Przekręciła klucz, a potem oparła się plecami o ścianę.
Jak to możliwe, że po sześciu latach nieobecności Karolina
postanowiła ich odwiedzić? Po co? Dobrze wiedziała, że nikt nie
przyjmie jej tu z otwartymi ramionami. Rodzice może rzeczywiście
ucieszą się z jej powrotu, bo w końcu była ich córką,
lecz nie Amelia. Jacek tym bardziej. Zniszczyła mu życie,
porzucając jego i małe dziecko. Czy nie mogła po prostu już do
końca życia udawać, że ich nie ma i żyć tam, gdzie żyła?
Teraz, gdy Jacek znów zaczął z nimi rozmawiać, Karolina
postanowiła się odezwać? Niech ją szlag! Znów narozrabia i
wyjedzie. Znów zostawi bałagan, który będą sprzątać
latami. Zależało jej na tym, by odbudować relację z
Krzyżanowskimi. Wiedziała jednak, że powrót Karoliny będzie
czymś, co może odsunąć ich rodziny już na zawsze. Dlatego
postanowiła, że od tej pory będzie miła dla Jacka. Co prawda
będzie to wiązało się z tym, iż swoje emocje będzie musiała
trzymać na krótkiej smyczy. Nie będzie to łatwe zadanie,
ale nie pozwoli już zniszczyć kontaktu między obu rodzinami.
Karolina raz namieszała, drugi raz tego nie zrobi.
Burza
rozszalała się na dobre. Grzmiało, a błyskawicę, co trzy sekundy
przecinały niebo rzucając blade światło na pokój. Amelia
siedziała w ciemności przebrana już w suche i czyste ubranie, z podkulonymi nogami opierała się o
ścianę. Łóżko skrzypiało przy każdym jej ruchu.
Oddychała powoli, czując rozlewający się po ciele żal i gorycz.
Nie pozwoli Karolinie namieszać w życiu Jacka i Marysi. Obroni ich,
choć sama przecież doskonale wiedziała, że Jacek nie zasłużył
na to. Był arogancki i irytował ją swoim postępowaniem.
W
pewnym momencie jej zamyślenie przerwało wejście matki. Krystyna
usiadła na łóżku i bez słowa wpatrywała się w nią,
jakby chciała odczytać jej myśli. Nikt jednak nie był w stanie
tego zrobić, nie odkryje się przed nikim z uczuciami i zamiarami.
Wolała nie wiedzieć, jak zareagowałaby na to wszystko jej matka.
-
Rozumiem, że Karolina skrzywdziła nas wszystkich i, nie ukrywam,
wystawiła nas na pośmiewisko, ale to moja córka, a twoja
siostra – zaczęła łagodnie. Amelia spojrzała na nią ze
złością.
-
Masz rację, to twoja córka, ale ona nie jest już moją
siostrą. Nienawidzę jej za to, co zrobiła Jackowi. Wcale nie
zasłużył na to! - krzyknęła, akurat w chwili, gdy zagrzmiało.
Krystyna spojrzała na córkę zaskoczona reakcją.
-
Jacek wcale nie był święty w chwili, gdy był z Karoliną –
powiedziała po chwili namysłu.
-
Proszę? Co to ma znaczyć?
-
Karolina zaraz po ślubie powiedziała mi, że Jacek kilkakrotnie ją
zdradził. - Amelia patrzyła na matkę przez chwilę
zdezorientowana. Jacek zdradzał Karolinę?! Przecież to niemożliwe.
-
To absurd. Na pewno kłamie, nie wierzę w to! - Dlaczego w zasadzie
broniła Jacka? Owszem, może jeszcze kilka lat wcześniej nie
należał do świętych, ale czy w młodości ktoś w ogóle
liczył się z innymi ludźmi? Każdy miał prawo do szaleństw. Co
prawda zdrady nie mogła zaliczyć do młodzieńczego wybryku, który
łatwo zapomnieć. Było to poważne oskarżenie.
-
Amelio, dlaczego tak zaciekle bronisz Jacka, a potępiasz Karolinę?
- zdumiała się Krystyna. - Sądziłam, że nie przepadasz za nim.
-
Bo tak jest! Nie lubię go, ale jednocześnie nie mogę tak całkiem
skreślić. Karolina zrobiła mu okropność, a to jest zdecydowanie
gorsze od zachowania Krzyżanowskiego. Chyba nie powiesz mi, że
Karolina była tak całkiem niewinna? Sadzisz, że dotrzymywała
mu wierności?
-
Nie mówię, że była święta, ale nie możesz jej tak
całkowicie wykreślić. Każdy w życiu popełnia błędy, ale naszą
rolą jest wybaczać tym, którym kochamy.
-
A skąd ci przyszło do głowy, że kocham Karolinę? Nienawidzę
jej. Nie chcę jej widzieć na oczy! Jeśli ona tu przyjedzie, ja się
wyprowadzę! - krzyknęła oburzona.
Na
zewnątrz burza nieco oddaliła się od miasta, lecz nadal niebo raz
po raz przecinane było jasnymi błyskawicami, a powietrze drżało
do grzmotów. Amelia poczuła, że pogoda jest idealnym
odzwierciedleniem szalejącej w niej burzy myśli i uczuć. Nie mogła
uwierzyć, że matka tak łatwo postanowiła wybaczyć Karolinie i
przyjąć ją z otwartymi ramionami, ale w końcu była matką. Była
kobietą, która kochała swe dzieci mimo ich wad i wielu
popełnianych błędów. Nikt nie jest idealny, ale Amelia była
zawzięta i postanowiła, że nie wybaczy Karolinie postępku sprzed
sześciu lat.
-
W tej chwili zachowujesz się jak niedojrzała nastolatka, a nie jak
dorosła osoba. Nie zachowuj się jak dziecko, Amelio. Nie możesz
tak postępować – powiedziała oburzona kobieta na co Amelia
zareagowała jedynie milczeniem.
Miała
to naprawdę gdzieś. Mogła być bachorem, który zachowuje
się tak, jakby ktoś zabrał mu ulubioną zabawkę, ale nie pozwoli
Karolinie na to, aby choć przez chwilę myślała o odzyskaniu
Jacka. Nie zdawała sobie sprawy, że to zazdrość w tej chwili nią
kierowała, a kiedy już to sobie uświadomiła, poczuła jak
cierpnie jej skóra na kręgosłupie. O Boże! Naprawdę była
zazdrosna o Jacka! Bo jeśli Jacek wybaczy Karolinie, to na pewno
między nimi na powrót może zaiskrzyć. Była jednak jeszcze
Marysia, o której nie mogli zapominać.
-
Prosisz mnie o wybaczenie tego, co zrobiła, ale czy zdajesz sobie
sprawę z tego, że Karolina jest matką? Że porzuciła własne
dziecko i uciekła? O ile Jacek wybaczy jej to, co jeśli
Marysia zapyta o swoją mamę? Co wtedy jej powiecie? No właśnie! -
rzekła z triumfalnym uśmieszkiem widząc niepewną minę matki. -
Nikt z was nie pomyślał o Marysi!
-
Posłuchaj mnie, ta sprawa powinna być rozwiązana między Jackiem a
Karoliną. My nie powinniśmy się do tego mieszać.
Kiedy
Krystyna wyszła, Amelia miała wrażenie, że o to znów wraca
się do przeszłości, gdzie była małą, cichą Amelią z kilkoma
kilogramami nadwagi. Znów będzie żyła w cieniu starszej
siostry, co bardzo ją irytowało. Chciała aby każdy myślał o
niej jak o Amelii Lasek, a nie jak o młodszej siostrze Karoliny.
Dlatego
właśnie podjęła decyzję. Wstała i wyszła z pokoju. Wychodząc
oznajmiła tylko, że idzie do Kamili. Po chwili zapukała do drzwi
oznaczonych numerem siedem i czekała, aż ktoś jej otworzy. W końcu
stanął w nich mąż sąsiadki. Speszony uśmiechnął się do niej.
Amelia uniosła jedynie lewą brew i przyjrzała mu się rozbawiona.
Najwidoczniej Kamila i Darek postanowili wykorzystać burzę i nieco
spędzić razem czas, w łóżku. Mężczyzna miał
rozczochrane włosy, czerwone wypieki na twarzy, zamglony wzrok i
pogniecione ubranie.
-
Jeśli przeszkadzam, to wpadnę później – mruknęła tylko
i okręciła się na pięcie, aby odejść, ale Darek powstrzymał ją
ze śmiechem.
-
Nie, wchodź. Dzieciaki są u rodziców Kamili, więc
postanowiliśmy...
-
W porządku, nie tłumacz się. Naprawdę. Wpadnę później.
Pół godziny wam wystarczy? - zapytała, śmiejąc się przy
tym ze zdezorientowanej miny Głodzika. W końcu i ona się roześmiał
i pokręcił głową.
-
Zdecydowanie nie, ale wchodź już. - Przesunął się w drzwiach
przepuszczając dziewczynę, która weszła do mieszkania z
wahaniem. Od razu przywitał ją czarno-biały kocur. Frykas otarł
się o jej nogi dopominając się pieszczot. Pochyliła się i wzięła
kota na ręce, a ten natychmiast zaczął pocierać pyszczkiem o jej
brodę.
-
Boże, jaki cudowny kot! Chcę takiego – odpowiedziała z
entuzjazmem.
-
Proszę bardzo, oddam ci go z miłą chęcią – mruknął jedynie
Darek.
-
Po moim trupie – usłyszeli w pewnym momencie głos Kamilii. Wyszła
z pokoju. Włosy miała w nieładzie, rozmazaną szminkę i tak, jak
Darek zamglone oczy, a ubranie w nieładzie. Żakiet miała już
ściągnięty, ale bluzka i spódnica były pogniecione.
-
Przepraszam, że wam przeszkodziłam – powiedziała speszona, a
Kamila zaśmiała się tylko i gestem zaprosiła ją do kuchni. Darek
podszedł za nimi i zaczął kręcić się po niewielkiej
powierzchni. Amelia wypuściła kota. Frykas pognał do salonu i
ułożył się na fotelu. Po chwili już spał smacznie. Kamila w tym czasie nieco się poprawiła.
-
Czego się napiszesz? Kawy? Herbaty? Może jakiegoś drinka? -
zaproponował, a Amelia zawahała się przez chwilę. Jeszcze niezbyt
dobrze się czuła po wczorajszym szaleństwie, ale uznała, że musi
jednak jakoś powiedzieć to, co zamierzała powiedzieć, więc
zgodziła się na drinka.
-
Tylko dolej więcej wódki. - Małżeństwo zerknęło na nią.
Kamila zmrużyła oczy i wbiła w nią spojrzenie piwnych oczu.
-
No to nie mogę się doczekać, kiedy mi opowiesz z czym tu do nas
przyszłaś.
Kiedy
drinki już wylądowały przed wszystkimi, Amelia najpierw zerknęła
na Darka, a potem na Kamilę. Nie czuła się zbyt pewnie w obecności
męża kobiety, ale z drugiej strony nie było nic, co nie wiedziałby
wcześniej.
-
Karolina przyjeżdża – wypaliła w końcu. Na chwilę zapadła
cisza, przerywana jedynie oddalającą się burzą. - Za trzy
tygodnie – dodała jeszcze, aby coś powiedzieć, cokolwiek.
-
Co na to twoi rodzice? - zapytała Kamila, równie zszokowana
jak ona w chwili, gdy matka przekazała jej tę nowość.
-
Pewnie się cieszą. Nie widzieli jej sześć lat, więc odrzucą na
bok urazę i przywitają ją z otwartymi ramionami...
-
A ty nie jesteś z tego zadowolona – podsunął Darek.
-
A ty byłbyś, gdyby, załóżmy, twoja siostra zrobiła z
twojej rodziny pośmiewisko, rzuciła męża i małe dziecko i
wyjechała do Stanów? Na pewno nie. Mama sądzi, że jej
wybaczę, ale nie jestem w stanie tego zrobić. To ostatnia rzecz,
jakiej możecie się po mnie spodziewać! - odparła zburzona, na co
Kamila zareagowała ciepłym uśmiechem. Uścisnęła jej dłoń i
pokręciła głową.
-
Wcale się nie dziwię, że nie chcesz jej wybaczyć. A co na to
Jacek? - Amelia na pytanie Kamili wzruszyła jedynie ramionami. Nie
wiedziała. Sama dowiedziała się dopiero przed chwilą.
-
Nie mam pojęcia. Pewnie jeszcze nie wie, że moja siostra wraca do
Polski. Mam jednak nadzieję, że nie na stałe, bo naprawdę nie
chcę jej codziennie widywać.
-
Może ma już męża i chce się nim pochwalić? - zapytał Darek, co
dziewczyna skwitowała jedynie prychnięciem.
-
Raczej nie, na pewno powiedziałaby nam. Nie chcę dociekać powodów,
dla których tu przyjechała, ale jeśli sądzi, że wszystko
wróci do normy to jest w wielkim błędzie. - Na chwilę
zapadła między nimi cisza. Panna Lasek koniecznie chciała
porozmawiać z Kamilą na osobności, ponieważ zdecydowała się na
pomoc, aby przynajmniej częściowo otworzyć oczy Jackowi. Chciała,
aby zobaczył ją w innym świetle niż dotychczas. Żeby patrzył na
nią z podziwem. Miała też jedno pragnienie: chciała, aby ją
lubił. Nie musiał jej kochać, wystarczyłoby aby spotykając go
nie czuła się przytłoczona i zagoniona w kozi róg. Gdyby
ich relacje były... poprawne, na pewno inaczej odnosiłaby się do
niego. Wiedziała jednak, że Jacek sam nie wyjdzie z inicjatywą
paktu, więc zrobi to ona, przy pomocy oczywiście kobiecych atutów,
a Kamila jej w tym pomoże.
-
Może nie będzie tak źle, jak zakładasz? Minęło sześć lat,
Karolina na pewno się zmieniła – zaczęła Kamila. Amelia
spojrzała na nią z wahaniem.
-
Może, ale to nie jest ważne. Ważniejsze jest to, że... -
zacięła się i spojrzała na Darka, który wpatrywał się w
nią z oczekiwaniem. Potem przeniosła spojrzenie na Kamilę, ona w
lot pojęła o co chodziło dziewczynie.
-
Darku, mógłbyś nas zostawić na chwilę same? - zapytała
Głodzik, przymilając się do męża.
-
Co? Dlaczego?
-
Proszę, idź.
-
Och, no dobra. Idę w coś postrzelać – bąknął jedynie
zawiedziony. Wstając od wyspy, cmoknął Kamilę w czoło i wyszedł.
Kiedy zostały same, Amelia poniekąd odetchnęła, choć nadal czuła
się niepewnie. Miała zwierzyć się kobiecie z uczuć i pragnień,
których nie chciała zdradzać, ale jeśli to miało jej w
jakiś sposób pomóc, to musiała to zrobić.
- Domyślam się, że chodzi o to, co kiedyś ci
proponowałam?
-
Tak, chcę, aby Jacek spojrzał na mnie zupełnie inaczej.
Plan
był prosty i nieskomplikowany, lecz dziewczyna czuła się jakby
wcieliła się w rolę Kopciuszka, a Kamila miała być Dobrą
Wróżką, matką chrzestną całego pomysłu. Do ich „planu”
miała dołączyć się także Dorota. Kamila podsunęła jej pomysł,
aby poszukała jakiegoś kolegę, który chętnie się zgodzi
aby tymczasowo zagrać jej chłopaka. Na
początku nie chciała się na to zgodzić, lecz po chwili uznała,
że przyda jej się ktoś taki. W razie, gdyby jej nowy image nie
pomógł, facet kręcący się wokół niej może
spowodować zainteresowanie Jacka. W końcu był ciekawy, czy miała
kogoś. Nie chciała sobie niczego wmawiać, ale coś to
musiało znaczyć.
Przez
kolejne dni jednak nie uczyniły żadnych poczynań, ponieważ wciąż
padało, a wieczorami szalała burza, ale nie tak potężna jak za
pierwszym razem. Amelia dzwoniła do Jacka i dużo rozmawiała z
Marysią, wypytywała ją o przedszkole, koleżanki i zabawki.
Starała się, aby dziewczynka mówiła jak najwięcej. Musiała
zagłuszyć własne myśli o Krzyżanowskim, który kręcił
się obok Marysi, ponieważ czasami słyszała jak przestawiał coś
lub podpowiadał Marysi.
Któregoś
dnia, gdy zamierzała się pożegnać z siostrzenicą w
słuchawce usłyszała głos jej ojca.
-
Amelio, nie rozłączaj się – poprosił łagodnie, a sposób
jaki wymówił jej imię podziałał na nią niczym najlepszy
afrodyzjak. Jego miękki głos, tak blisko brzmiący jej ucha wprawił
jej ciało w stan gorączki, która z każdą chwilą rosła
coraz bardziej. Czy kiedykolwiek nauczy się to kontrolować?
-
Tak? - zapytała drżącym, pełnym emocji głosem.
-
Mam do ciebie pytanie. Czerwiec prawie dobie końca, a ja nie mam z
kim zostawić Marysi. Moja mama jest w Warszawie i pozostanie tam
jeszcze kilka tygodni. Czy do tego czasu mogłabyś się zajmować
Marysią? Oczywiście nie za darmo...
-
Zwariowałeś?! - krzyknęła z bijącym sercem. Zaskoczył ją tą
propozycją, ale dostrzegła w tym szansę dla siebie, zaraz jednak
zganiła się. Nie bądź egoistką, Amelio, pomyślała. -
Zaopiekuję się Marysią z czystą przyjemnością, ale nie wezmę
od ciebie żadnych pieniędzy.
-
Poświęcisz swój czas i pieniądze na dojazd...
-
Zamknij się już, dobrze? - warknęła cicho.
-
Ale...
-
Czy ty musisz się tak zawsze opierać? - zapytała zdenerwowana.
-
A ty musisz mieć ostatnie zdanie? - rzucił z rozbawieniem.
-
Tak.
-
W porządku, jeśli nie chcesz pieniędzy to nie.
-
Gdybyś był obcym człowiekiem zgodziłabym się na wynagrodzenie,
ale Marysia jest moją siostrzenicą, chrześnicą w dodatku, więc
chyba nie wypada mi brać za opiekę nad nią pieniędzy? Poza tym
nie chcę, spędzanie z nią czasu to dla mnie czysta radość.
-
W porządku, w porządku.
-
To kiedy mam przyjść? - zapytała, aby zmienić szybko temat. Amelia
zrozumiała, że opieka nad Marysią będzie świetnym pretekstem do
zacieśnienia więzi z chrześnicą. Jacek zszedł na dalszy plan.
Ugh, ugh! :D Nie no, Amelia była kiedyś zakochana po uszy w Jacku, zanim jeszcze urodziła się Marysia. Było to widać, a teraz jest tak strasznie do niego nastawiona. Niech się dziewczyna bardziej nastawi, mogłaby być milsza. Denerwuje mnie swoją arogancją. Rozumiem, że skrzywdził ich odizolowaniem Marysi, ale kurde, ludzie się zmieniają. Mam nadzieje, że wróci Karolina to nie jej nie wybaczy. I mam nadzieje, że nie zabierze Marysi, bo przypomniała sobie o roli matki. :D Czekam z niecierpliwością na dalej.<3
OdpowiedzUsuńYes, Amelia w końcu przyznała głośno, że zależy jej na Jacku i chciałaby być postrzegana jak kobieta. Krok do przodu ;) Mam nadzieję, że już nie będzie traciła czasu na rozmyślanie o tym, jak to go bardzo nie lubi i jakim jest gburem. Stanowczo za dużo o tym myśli! :P Poza tym zmienia zdanie co chwilę, biedna, niedługo dostanie rozdwojenia jaźni, raz będzie Amielią zauroczoną Jackiem, raz Amelią nienawidzącą Jacka ;P Fajnie, że w końcu się komuś zwierzyła, na pewno będzie jej teraz trochę lżej ;)
OdpowiedzUsuńA Karolina? Nie mam zielonego pojęcia, co po chce przyjechać? Chciałaby znowu być częścią rodziny? Odzyskać dziecko? Smutno mi trochę, bo mam wrażenie, że w tym pokręconym świecie dorosłych najbardziej będzie cierpieć mała Marysia...
Pozdrawiam! <3
Powinnam zostać zlinczowana za to, że nie komentuję od razu po przeczytaniu. Teraz mam pustkę w głowie, niestety. Pierwsze co: Karolina to taka osoba, która od początku przewijała się gdzieś tam w tle, ale nigdy nie została porządnie naświetlona. Co nie zmienia faktu, że jędzy nie lubię. Jaką trzeba być bezduszną babą, żeby porzucić swoje własne dziecko (o gorącym tatusiu nie wspominając)?! I o to pytam ja, która widząc dziecko ucieka, gdzie pieprz rośnie. I nie o maluchy mi chodzi, ale ogólnie o "dziecko". Ja chyba adoptuje siedemnastolatka, żeby blisko osiemnastki był i się bez większych problemów zaraz z domu wyniósł. W ogóle to dzieci w tym wieku można adoptować, prawda?
OdpowiedzUsuńDobra, Misfits, siarczysty policzek, bo zbaczasz z tematu!
Niech ta Karolina sobie żyje, ale na innej planecie. Po jakie licho wraca? Znając życie będzie wyglądać idealnie jak supermodelka z Vouge'a, nieważne, że już raz dziecko urodziła, a co tam, takiej to wszystko wolno. Okej, bo zaraz zapluję sobie gębę swoim własnym jadem.
Jacek, Jacek, Jacek... Zawarłaś w tej postaci mężczyznę, którego każda spotyka na swojej drodze i każda wywyższa do postaci Boga Testosteronu. Sama takiego aktualnie mam w zasięgu wzroku, więc absolutnie utożsamiam się z Amelią. Pjona, skarbie, takie jak my powinny trzymać się razem! No i, TAK TAK TAK, meeega metamorfoza, tak, żeby Jackowi szczęka opadła! A ta bidulka w końcu w pełni czuła się kobietą!
Pozdrawiam!
Kolejny rozdział, który mnie niesamowicie wciągnął! Potrafisz tak zaciekawić czytelnika, że ze zniecierpliwieniem czeka na kolejny. Wprawdzie jest to romans, ale dobry romans - szczebel trudny do osiągnięcia. :)
OdpowiedzUsuńTak, tak, niech Amelia weźmie się za siebie! Czas najwyższy, żeby zaczęła walczyć ze swoimi ogromnymi kompleksami. Amelia to bohaterka, z którą można się utożsamiać, a to wielki plus. Wprawdzie ciało trudno oszukać, ale widzę, że dziewczyna robi postępy i nie reaguje już w tak "nastolatkowy" sposób na Jacka. Pora najwyższa, żeby dorosła. Jacek okazuje zainteresowanie nią, ale mam nadzieję, że nie Amelia nie da się tak łatwo zmanipulować. Naprawdę, czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!