Amelia
zamarła na chwilę słysząc słowa Jacka.
-
Jesteś chory! Nigdy bym za ciebie nie wyszła! - krzyknęła w
końcu, gdy zdołała się opanować. Nigdy go nie poślubi! Nigdy!
Zarzekała się w myślach, choć doskonale wiedziała, że gdyby ich
relacje wyglądałyby inaczej nie wahałaby się ani chwili. Tylko
istniał mały problem: ich relacje nie poprawią się nigdy. On
będzie dla niej zawsze aroganckim Jackiem Krzyżanowskim, byłym
mężem jej siostry, a ona pozostanie dla niego szesnastolatką z
kilkoma kilogramami nadwagi.
-
No cóż, nieważne. W każdym razie Marysia tęskni za tobą i
często o tobie mówi. Do tej pory jej jedyną towarzyszką
zabaw była babcia, ale odkąd moja mama jest w Warszawie nie ma z
kim się bawić...
-
Zaraz, zaraz... Skoro twoja mama jest w Warszawie, to kto się nią
opiekuje? - przerwała mu gwałtownie.
-
Zostaje dłużej w przedszkolu, a ja staram się nie siedzieć zbyt
długo w pracy.
-
Biedne dziecko – powiedziała. - Och, Karolina była taka głupia!
Nigdy jej nie wybaczę tego, że was zostawiła, że porzuciła
Marysię!
-
Proszę cię, nie wymawiaj jej imienia w mojej obecności. Nie chcę
więcej o niej słyszeć...
-
Masz rację, przepraszam. Powiesz Marysi, że dzwoniłam i że też
za nią tęsknię?
-
Oczywiście, Amelio... Przekażę jej wszystko. - Amelia poczuła
ciarki biegnące wzdłuż kręgosłupa. To w jaki sposób
wymówił imię sprawił, że propozycja małżeństwa wydała
jej się fascynująca. Nie, pomyślała, otrząsając się z
chwilowego otępienia. Pożegnała się szybko. Rozmowa z Jackiem
zdecydowanie źle na nią działała.
Doskonale
wiedziała, że jej uczucia do tego mężczyzny nadal stały pod
wielkim znakiem zapytania.
Kiedy
w końcu Dorota wróciła do miasta, Amelia odetchnęła z
ulgą. Z nią nie będzie się nudzić, wręcz przeciwnie... Może w
końcu przyjaciółka sprawi, że zapomni o Jacku i całej tej
sytuacji. Umówiły się w ich ulubionym miejscu, gdzie mogły
nie tylko dobrze zjeść, ale również posiedzieć w spokoju i
porozmawiać.
Długo
myślała nad strojem, choć przecież nigdy jakoś specjalnie nie
lubiła się stroić. Wieczór był ciepły, więc zdecydowała
się na krótkie, miętowe spodenki, szeroką białą bluzkę
zapinaną na guziki oraz najzwyklejsze w świecie japonki.
-
Wychodzę – powiedziała tylko do rodziców, którzy
oglądali w salonie jakiś durny talent show. Kiwnęli głowami i
życzyli jej udanego wieczoru.
Wieczór
zapowiadał się idealnie. Na samą myśl o spędzonych chwilach w
cichej knajpce nad kuflem piwa poczuła ulgę. Dorota wysłucha jej
i na pewno doradzi, będzie wiedziała, co z tym zrobić. Miała
nadzieję, że obie znajdą rozwiązanie w tej sytuacji.
Spotkały
się przed restauracją Retro. Amelia już z daleka widziała Dorotę
w jaskrawo żółtych spodenkach, czerwonej bokserce i
zielonych trampkach. Jej przyjaciółka uwielbiała mieszać
kolory, co czasami dawało efekt dość zaskakujący. Tym razem
wszystko wyglądało inaczej, ponieważ ona sama była radosna i
szeroko uśmiechnięta. Najwidoczniej wakacje jej służyły. Ładnie
opalona kroczyła chodnikiem.
-
Amelka! - krzyknęła już z daleka i pomachała jej żywiołowo.
-
Wow, ale świetnie wyglądasz! Schudłaś i jak pięknie się
opaliłaś – powiedziała Amelia na wstępie i wyściskała
przyjaciółkę.
-
O tobie mogę powiedzieć to samo. Co słychać? Opowiadaj wszystko!
- powiedziała wesoło i zaciągnęła ją do lokalu.
W
środku znalazły cichy zakątek przy ścianie i skupiły się na
rozmowie.
-
Sądziłam, że wakacje na wsi będą nudne, jak zawsze, ale okazało
się, że wiele się tam zmieniło. Młoda szalała z koleżankami, a
ja miałam czas na relaks i na randki!
-
Na randki? Kogo tam poznałaś?
-
Ma na imię Łukasz, jest rok straszy, studiuje inżynierię
produkcji i ma boskie ciało. A oczy... Jakie ma piękne oczy! A jaki
głos. O Jezu. Cudo. Zabrał mnie nad Solinę, poznałam jego
przyjaciół. Wszyscy byli świetni. Jesteśmy już umówieni
na następne wakacje nad morze, o ile nasza znajomość wytrwa. Ty
też musisz z nami jechać! - Ekscytacja Doroty sprawiła, że i
Amelia przybrała podobny nastrój. Kilka dni nad morzem nie
będzie taki złe, choć to jeszcze odległe i niepewne plany. Ale
pomyślała, że nawet jeśli nie wypali wyjazd z nowymi znajomymi
Doroty, to same mogą pojechać. Przyjaciółka przez blisko
godzinę nawijała o Łukaszu. Naprawdę ją zauroczył, a Amelia
cieszyła się razem z nią, choć sama wcale nie miała ochoty do
śmiechu. Nie chciała jednak zakłócać jej szczęścia
swoimi problemami. Jakoś w połowie drugiego kufla piwa Dorota
zapytała z przepraszającym uśmiechem, co u niej. Amelia wzruszyła
jedynie ramionami i mruknęła, że po staremu.
-
Widzę właśnie – odpowiedziała z przekąsem i zlustrowała ją
uważnie. Upiła łyk alkoholu i zmrużyła oczy. - Kłamiesz. Wcale
nie jest po staremu.
-
Nie, masz rację, nie jest – przyznała w końcu z ciężkim
westchnieniem. Przesunęła palcem po chłodnej ściance szkła,
zastanawiając się, jak zacząć wypowiedź. Dorota znała historię
Jacka i Karoliny, dlatego nie musiała tłumaczyć wszystkiego od
początku.
-
No więc, co się dzieje?
-
Jacek się dzieje... - odpowiedziała tylko i aby nie patrzeć w oczy
przyjaciółce wychyliła resztkę piwa, jaka została jej w
kuflu. - Zaczekaj, idę po piwo. Chcesz?
-
Nie, dzięki.
Kiedy
przyszła z kolejnym, zimnym piwem, usiadła i z niechęcią
opowiedziała jej o tym, jak Jacek przywiózł do nich Marysię,
a potem jak go spotkała i co w tej chwili czuła. Swoją opowieść
zakończyła z żałosnym jękiem. Oparła czoło o skrzyżowane na
stole ramiona. Co prawda piwo miało niewiele procent, ale i to
wystarczyło, aby obudzić w niej melancholię i żal.
-
Poważna sprawa – zaczęła cicho Dorota. Rozparła się na krześle
i wbiła wzrok w pochyloną głowę Amelii. - Z przykrością muszę
stwierdzić, że nie mam pojęcia, jak ci pomóc.
-
Kamila uznała, że powinnam go uwieść – mruknęła niewyraźnie.
-
Kamila? Jaka znów Kamila?
-
Ta spod siódemki. Widziała go kiedyś i stwierdziła, że
Jacek na mnie patrzy jakby dopiero teraz odkrył, że jestem kobietą.
Boże, w co ja się wpierdoliłam?
-
Och, Amelio, myślę, że powinnaś zadać sobie pytanie: co chcesz
czuć do Jacka?
-
Myślisz, że to takie proste?! Nie jest. Mam tego dość, choć
minęło dopiero trzy tygodnie odkąd znów pojawił się u
nas, ale... Z każdym dniem jest coraz gorzej. - Amelia miała
nadzieję, że Dorota podpowie jej, co powinna zrobić, ale ta
rozmowa jeszcze bardziej namieszała jej w głowie.
Co
chciała do niego czuć? To było dobre pytanie, bo w tej chwili
znajdowała się między złością, fascynacją, a miłością
nastolatki. I nie wiedziała, co było gorsze.
-
W innym przypadku poradziłabym ci, żebyś porozmawiała z nim, ale
sądzę, że z Jackiem nie ma sensu tego zaczynać, zwłaszcza, że
on sam wcale nie jest tak pozytywnie nastawiony na waszą
znajomość... Może jednak to się zmieni? Kamila ma rację,
powinnaś zacząć wydobywać z siebie kobietę. Ona w tobie drzemie,
a my musimy ją obudzić. - Determinacja Doroty przeraziła ją.
Amelia sądziła, że na radach się skończy, a nie na działaniu.
Niepotrzebnie wspominała o Kamili i jej szalonym pomyśle. Teraz
Dorota zapragnęła zrobić z niej jakąś seksbombę w stylu Vivian
Ward z Pretty Woman. Nie mogła się na to zgodzić, bo tutaj
przede wszystkim liczyła się Marysia.
-
Może porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym? Nie chcę psuć sobie
nastroju – mruknęła jedynie w odpowiedzi i wychyliła resztę
trzeciego piwa. Czuła, że nieco szumiało jej w głowie, ale nie
było tak źle.
-
Jak chcesz, ale wiesz, że to nie jest temat skończony.
Amelia
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, lecz łudziła się, że
może Dorota będzie zbyt zafascynowana Łukaszem, aby roztrząsać
jej problem z Jackiem.
W
końcu ich ulubiony lokal znudził im się i przeniosły się do
klubu, gdzie grała głośna muzyka, było pełno ludzi i jeszcze
więcej drinków. Amelia poszła na całego. Nie czuła żadnych
skrupułów, gdy wgapiała się tępym wzrokiem w chłopaka,
który na oko mógł być jej rówieśnikiem.
Uznała, że dziś wieczór poszaleje tak bardzo, że uwiedzie
kogoś i po prostu spędzi noc z kimś, kto nie będzie oczekiwał od
niej deklaracji, czy innych bzdur.
Alkohol
sprawił, że zaczęła buntować się przeciwko miłości i temu, co
czuła w ostatnich dniach do Jacka. Z głośnym trzaskiem odstawiła
pusty kieliszek i zsunęła się z wysokiego stołka barowego.
-
Dokąd się wybierasz? - zapytała Dorota, która nie słaniała
się z nóg i była w stanie trzeźwo myśleć. Wypiła
niewiele, ponieważ doskonale wiedziała, że ktoś z ich dwójki
musi być w stanie używalności.
-
Idę poszukać kochanka, a co? - burknęła niewyraźnie, w ostatniej
chwili łapiąc się krawędzi lady. Z chichotem odzyskała równowagę
i krzywo spojrzała na wysokie krzesełko.
-
Kochanka? Zwariowałaś dziewczyno? Nie pozwolę ci! - oburzyła się
przyjaciółka i ponownie zaciągnęła ją na miejsce. Amelia
w przypływie buntu wyszarpnęła się dziewczynie, lecz po chwili
musiała złapać ją za skrawek koszulki, ponieważ gwałtowny ruch
sprawił, iż niemal poleciła do tyłu.
-
Muszę – odpowiedziała tylko i znów spróbowała się
podnieść i tym razem Dorota udaremniła wszystko. W końcu Amelia
poddała się i z głośnym, pełnym rozgoryczenia jękiem klapnęła
na miejsce. Głowę podparła na dłoni i kiwając się na boki,
próbowała przeczytać nazwę butelki, która stała na
wprost niej. - Co tam piszę? Kapsel? Jezu, nie... Cal... Dorota,
przeczytaj to, okej?
-
Calsberg. Wychodzimy! - zażądała, ale Amelia pokręciła głową.
-
Proszę, chcę jeszcze zostać. Mogę? Obiecuję, że nie będę już
świrowała – poprosiła błagalnie, bełkocząc pod nosem. Dorota
spojrzała na dziewczynę, która najwidoczniej potrzebowała
zalać się w trupa. Nie powinna jej na to pozwolić, ale jeśli to
miałoby choć na chwilę ulżyć jej, więc czemu nie? Tylko, co
potem powie jej rodzicom? Mimo wszystko Amelia zawsze należała do
tych grzecznych dziewczyn, które nigdy nie miały problemu z
alkoholem. Tam do diabła! Amelia miała dwadzieścia dwa lata, więc
mogła poszaleć nieco, ona sama przecież nie będzie już pić. Nie
czuła takiej potrzeby. No i któraś z nich musiała być
trzeźwa. Do północy Amelia straciła kontakt z
rzeczywistością. Bełkotała coś pod nosem, paplała coś o Jacku
i o tym, że Karolina nie powinna go zostawiać. Jacek mimo wszystko
był cudowny, wspaniały. Doszła w końcu do ostatecznego wniosku,
który Dorota skwitowała jedynie ciężkim westchnieniem –
Jacek był ideałem.
-
Tylko się w nim nie zakochaj – powiedziała, gdy Amelia znów
zaczęła wyliczać zalety byłego szwagra.
-
Ja w nim? No weź, proszę cię – parsknęła niezbyt wyraźnie i
spojrzała na nią zamglonym wzrokiem. - Nigdy w życiu.
-
Ta, jasne. Skończyłaś już? Idziemy – powiedziała stanowczo i
ignorując sprzeciw przyjaciółki, zapłaciła za ostatnie
drinki i pociągnęła ją za rękę. Amelia opierała się, lecz
niezbyt dobrze, ponieważ alkohol totalnie ją obezwładnił, więc
jedynie zdolna była do potrząsania ręką. Wyszły w końcu na
zewnątrz. Dorota jedną ręką grzebała w torebce, drugą
podtrzymywała Amelię.
-
Co robisz? - zapytała Amelia, która przystanęła na moment.
-
Szukam telefonu. Usiądź tutaj.
Amelia
przysiadła na schodkach budynku znajdującego się obok klubu.
Oparła brodę na jednej ręce i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się
w przyjaciółkę, która rozmawiała w tej chwili przez
telefon. Kiedy skończyła, spojrzała na nią i westchnęła.
-
No i co? - zapytała Amelia.
-
Taksówka zaraz będzie.
Samochód
przyjechał dziesięć minut później. Dorota zapakowała
pijaną Amelię i podała adres przyjaciółki. Tak naprawdę
nie wiedziała, czy dobrze robi, ale gdzie indziej miałaby ją
zawieść? U niej w mieszkaniu i tak było niewiele miejsca, a poza
tym nie chciała nikogo budzić, bo dziewczyna mogła narobić
okropnego hałasu.
Kiedy
dotarły na miejsce, Dorota zapłaciła mężczyźnie i z wiszącą u
jej ramienia Amelią ruszyła w stronę bloku.
Tak
naprawdę dopóki nie stanęła przed schodami, nie zdawała
sobie sprawy jak trudne będzie wejście na górę i dotarcie
do mieszkania przyjaciółki. Dziewczyna bełkotała coś
niezrozumiale pod nosem, ale raz padło imię Jacka, więc
podejrzewała, że Amelia po prostu albo pomstuje albo wzdycha do
mężczyzny.
W
końcu, po około pół godziny dotarły na właściwe piętro.
-
Dawaj klucze – rozkazała Dorota i wyszarpnęła dziewczynie
torebkę, w której pogrzebała chwilę i wyjęła z nich
klucze do mieszkania.
Pchnęła
lekko drzwi i wzięła pod ramię Amelię. Panna Lasek zatoczył się
i byłaby upadła, gdyby nie złapała się klamki oraz Doroty.
Niemal narobiła hałasu. Niemal, ponieważ w jej pobliżu znalazła
się szafka na buty, tuż obok wejścia. Gdyby na nią wpadła
narobiłaby w cichym mieszkaniu mnóstwo hałasu. Niestety, już
po chwili Amelia rozciągnęła się jak długo w korytarzu przy
okazji głośno jęcząc. To oczywiście wywołało z sypialni
zaspanych rodziców.
-
Amelia?! - zawołała z niedowierzaniem jej matka i spojrzała na
córkę, która leżała na podłodze. Wyglądała jak
siedem nieszczęść. Dorota stała w takiej pozycji, jaką zastali
ją Laskowie: nieco pochylona do przodu, na szeroko rozstawionych
nogach z Amelii i swoją torebką w jednej ręce, a z z kluczami w
drugiej. - Jest pijana? - zapytała jeszcze, jakby sam widok jęczącej
i bełkoczącej córki nie był wystarczającym powodem do
utwierdzenia się w tym stwierdzeniu.
-
No, tak... - wydukała Dorota i cofnęła się o krok.
-
Bronek, zanieś ją do pokoju. A ty zaczekaj tutaj, odwiozę cię do
domu – zarządziła Krystyna i wycofała się do sypialni.
Bronisław wziął córkę na ręce i nie kryjąc rozbawienia,
poszedł do pokoju córki. Krystyna wyszła ubrana w panterkowe
leginsy i wyciągniętą koszulę w kratkę.
-
Nie mogłam jej powstrzymać przed piciem – powiedziała po chwili
milczenia, jakie panowało w samochodzie.
-
W porządku. Moja córka jest dorosła. Nie będę jej karać
za to, że przyszła pijana do domu, choć przecież nigdy tego nie
robiła. Dla mnie i mojego męża jest to całkowitą nowością –
odpowiedziała łagodnie Krystyna i na chwilę oderwała wzrok od
drogi, aby przyjrzeć się dziewczynie. - Ty nie piłaś, prawda?
-
Nie, nie miałam powodu... - zaczęła, lecz urwała, zdając sobie
sprawę, że tą wypowiedzią zdradziła przynajmniej niewielką
część prawdy.
-
A moja córka ma powód? - zagadnęła przyjaźnie, lekko
się uśmiechając.
-
No, tego nie wiem...
-
W porządku, nie będę zmuszała cię do mówienia, ale mam
nadzieję, że powiesz mi wszystko, gdyby działo się z Amelią coś
naprawdę złego? Będę ją obserwować, choć szczerze
powiedziawszy moja córka jest bardzo skryta i w żaden sposób
nie jestem w stanie zmusić ją do zwierzeń. - Krystyna zerknęła
na Dorotę i posłała jej smutny uśmiech.
-
Wiem, przyjaźnię się z nią od kilku lat i mam podobny problem,
choć ze mnie wyciąga wszystko, co chce wiedzieć. - Pani Lasek
zaśmiała się głośno, a potem zaparkowała pod niewielkim,
jednorodzinnym domem Doroty. - Dziękuję za odwiezienie. Dobranoc.
-
Dobranoc, Dorotko.
Krystyna
podziękowała jej jeszcze za przywiezienie Amelii całej i w pewnym
sensie zdrowej, i odjechała.
***
Marysia
siedziała na niewielkim krzesełku, tuż przy szklanym stoliku, na
którym stał laptop Jacka. Krzyżanowski wyszedł dziś
wcześniej z pracy, ponieważ przedszkole miało mały remont i
dzieci wychodziły do domów wcześniej, jeszcze przed obiadem.
Zarząd oczywiście nie był zadowolony, że znów opuszcza
spotkanie, ale Jacek oznajmił, że jeśli im się coś nie podoba,
mogą sobie poszukać innej firmy, nikt nie będzie mu mówił,
co ma robić, a zwłaszcza, że byli jego podwładnymi. Liczył się
z ich zdaniem w kwestii obu firm, a nie w związku z jego prywatnymi
sprawami, które czasami kolidowały z pracą.
-
Tatusiu... - zaczęła dziewczynka, patrząc na niego niepewnie. Duże
oczy wpatrywały się w niego nieśmiało. Uśmiechnął się do niej
i wyciągnął ręce. Marysia podniosła się i wpadła wprost
objęcia ojca, który mocno ją obejmując usadowił ją sobie
na kolanach.
-
Tak, kotku?
-
Tęsknie za Melką. Kiedy nas odwiedzi? - zapytała dziewczynka.
Odkąd ostatni raz widziała Amelię wciąż o niej mówiła i
dopytywała się o jej odwiedziny. Dziewczyna sama jednak nie wyszła
z inicjatywą spotkania, a on sam nie miał zamiaru jej tego
proponować, ponieważ nie chciał mieć z Lasakami nic wspólnego,
tylko że tu nie o niego chodziło, lecz o córkę, której
nie mógł zabronić wizyt u dziadków i Amelii.
Pokochała ich i bardzo za nimi wszystkimi tęskniła. Szkoda tylko,
że podzieliła ich Karolina. To przez nią odciął się od nich.
Lubił tę rodzinę, ale teraz wolał ich unikać.
-
Nie mam pojęcia. Może zadzwonimy do niej i zapytamy?
Wyjął
telefon i wybrał numer Amelii.
***
Już
około piątej rano wiedziała, że wczorajsza noc była najgorszą
nocą w jej życiu. I nie chodziło o to, że miała potwornego kaca,
lecz o to, że zaraz po tym, jak jakimś cudem znalazła się w
łóżku, po chwili złapały ją nudności i resztę nocy
spędziła w łazience. Pamiętała doskonale też, że rodzice z
troską pytali, czy nie chce tabletki lub czegoś innego. Nie
chciała. Odmówiła wszelkiej innej pomocy, ponieważ chciała
ukarać samą siebie. Chciała też nieco pocierpieć, aby zagłuszyć
to, co działo się w jej sercu. Musiała sprawić, aby przynajmniej
częściowo oderwać się od tego mętliku.
Około
szóstej rano wyczołgała się z łazienki i rzuciła się,
niczym jęczący wieloryb na łóżko. Cierpiała bardzo, lecz
robiła wszystko, aby zagłuszyć myśli o Jacku. Cały wieczór
piła i mimo to, ani na chwilę nie opuścił jej umysłu, co
doprowadziło do tego, że teraz konała. W końcu udało jej się
zasnąć i byłaby pewnie przespała cały dzień, gdyby nie telefon.
Jęcząc podniosła się lekko i na wpół leżąc na wpół
zwisając z łóżka, sięgnęła po torebkę, z której
wygrzebała dzwoniącą komórkę. Odebrała.
-
Jeśli usłyszę od ciebie choćby słowo drwiny, to przysięgam, że
cię znajdę i zamorduję. Mam nadzieję, że masz takiego samego
kaca jak ja – warknęła ochryple do słuchawki.
-
Wiem, że życzyłabyś mi tego, ale przykro mi, czuję się
świetnie. - Usłyszała w słuchawce dobrze znany jej głos. Głos,
którego nigdy nie zapomniała, głos, który w ostatnim
czasie przyprawiał ją o ból głowy.
-
O Jezu – jęknęła do słuchawki i wsunęła się na łóżko,
kładąc głowę na bok. Poczuła ogromne mdłości, ale udało jej
się nad nimi zapanować. Oddychała powoli i równomiernie.
-
Impreza się udała? - zapytał z nutą drwiny.
-
A żebyś wiedział! - warknęła i natychmiast pożałowała ostrej
odpowiedzi, ponieważ szarpiący ból odezwał się naraz w
głowie i brzuchu. Mimowolnie jęknęła płaczliwie do słuchawki.
-
Słyszę właśnie – rzucił z przekąsem. Amelia poczuła się
nagle jak zbuntowana nastolatka, która chciała zrobić na
złość rodzicom, lecz jej nie wyszło i oni zawiedli się na niej.
Tylko dlaczego w ogóle obchodziło ją to, co Jacek myślał o
niej i o tym, co robiła? Właśnie.
-
Masz jakiś konkretny powód, żeby przerywać mi umieranie? -
zapytała z niezamierzonym humorem. Jacek zarechotał gardłowo, na
co Amelia zareagowała gwałtownym skurczem w dole brzucha. -
Słucham? - warknęła, teraz jednak nie tak ostro, wiedząc, czym
może się skończyć gwałtowniejszy zryw.
-
Nie dzwonię w swojej sprawie. Marysia za tobą tęskni i chcę cię
o coś zapytać. - Po chwili trzeszczenia usłyszała cichutki, nieco
płaczliwy głos dziewczynki.
-
Melko, tęsknię za tobą. Przyjedź do nas!
Amelia
słysząc zdrobnienie jakim określała ją tylko Marysia, poczuła
dławiący skurcz w gardle. Była egoistką, ponieważ skupiła się
na swoich uczuciach, zapominając o tym, że Marysia na pewno bardzo
za nią tęskni. Zapomniała o dziewczynce, lecz nie o jej ojcu.
Wyrzuty sumienia zaatakowały ją niczym wściekłe psy.
-
Przepraszam cię, Marysiu. Tak bardzo cię przepraszam. Nie gniewaj
się na mnie – poprosiła cicho.
-
Nie gniewam się. Kiedy do nas przyjedziesz?
-
Nie wiem, to zależy czy twój tato pozwoli mi cię zobaczyć.
-
Tatuś, słyszałeś? - jęknęła gdzieś w przestrzeń, a Amelia
zrozumiała, że rozmowa była ustawiona na głośnomówiącym.
Niemal żachnęła się na głos, lecz powstrzymała się i jedynie
wydała z siebie cichy jęk. - Melko, dobrze się czujesz?
-
Tak, oczywiście, że tak. Co twój tata powiedział? -
zapytała, aby już więcej nie kłamać dziewczynce.
-
Na razie nic. Tato, dlaczego przewracasz oczami? Co się stało? -
Amelia parsknęła histerycznym śmiechem. Wiedziała, dlaczego
przewrócił oczami. Wiedział, że źle się czuła. Jacek
mruknął jedynie coś w odpowiedzi, lecz nie zrozumiała o co
chodzi. Ale nagły pisk w słuchawce szybko dał jej do myślenia.
Jacek zgodził się na ich spotkanie.
-
Z tego, co słyszę już ci lepiej? - Usłyszała nagle jego głos,
tak blisko jej ucha, jakby szeptał wprost do niego. Przymknęła
powieki, czując pod powiekami piekące. Czyż nie marzyła o tym,
aby był blisko niej zawsze? Nie ważne, co ludzie powiedzą. Nie
ważne, co będą mówić ich rodzice. Chciała być z nim, aby
otoczył ją ramionami i dał to upragnione szczęście oraz poczucie
bezpieczeństwa. Dlaczego ich losy potoczyły się tak, jak się
potoczyły i teraz stali po dwóch stronach barykad?
-
Nie! Wcale nie jest lepiej i nie będzie! - krzyknęła
niespodziewanie za co przypłaciła bolesnym pulsowaniem w głowie.
Zgięła się w pół i jęknęła rozdzierająco.
-
Amelio, to tylko kac – rzekł rozbawiony. Dziewczyna chciała
powiedzieć, że tu nie chodzi o żaden kac, ale powstrzymała się.
Jacek zacząłby zadawać pytania, a ona nie miała zamiaru na nie
odpowiadać. I szczerze powiedziawszy nie wiedziała, czy potrafiłaby
udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Dla
ciebie wszystko jest takie proste – westchnęła. - Kiedy mogę
wpaść? - zapytała szybko. Wolała zmienić temat, ponieważ ich
rozmowa dążyła w dość poważnym kierunku, a ona ani nie chciała,
ani nie była w tej chwili w stanie rozmawiać akurat w ten sposób.
-
Kotku, kiedy chcesz, żeby Amelia do ciebie przyszła? - zapytał
Jacek. Jego ciepły ton skierowany do Marysi była dla Amelii w
pewnym sensie cudownym ukojeniem serca, które tłukło się
boleśnie w klatce.
-
Dzisiaj! - krzyknęła radośnie. Dziewczyna przymknęła jedynie
powieki. Dlaczego akurat dziś? Na litość boską, tylko nie dziś!
I nie wtedy, gdy Jacek jest!
-
Słyszałaś, Amelio? - zapytał Krzyżanowski. W jego głosie dało
się słyszeć drwinę. Zacisnęła mocno usta, aby nie krzyknąć na
niego za jego podłość, ale powstrzymała się od wszelkiego
komentarza. Zamiast tego odpowiedziała radośnie:
-
Słyszałam, słyszałam. Przyjdę po szesnastej, tylko podaj mi
adres. - Miała nadzieję, że zaskoczyła Jacka. Sądził, że
odmówi dziewczynce i tym samym da mu pretekst, aby ją dręczyć
lub co gorsze: odmówić jej wizyt. Niedoczekanie jego. Nie
pozwoli się już wykreślić z życia siostrzenicy i będzie ją
odwiedzała, zabierała na lody lub do kina tak często, jak będzie
to możliwe.
Jacek
podał jej adres, a Amelia w myślach pomstowała za jego
przebiegłość. Kiedy skończyła rozmawiać, ułożyła się
wygodnie i próbowała zasnąć, lecz nagle usłyszała pukanie
do drzwi.
-
Proszę – mruknęła niewyraźnie i odwróciła się w stronę
gościa, który wszedł do pokoju. A był to jej ojciec. -
Cześć, tato – przywitała się cicho.
-
Jak się czujesz? - zapytał rozbawiony i usiadł obok niej.
-
Pytasz z troski, czy z ciekawości?
-
I to, i to.
-
Wiedziałam. Czuję się fatalnie, a właśnie przed chwilą dzwonił
Jacek i zapytał, czy nie odwiedziłabym Marysi. Zgodziłam się.
-
Naprawdę? Sądząc po twoim wyglądzie, to jeszcze długo będziesz
czuła się źle. Powinnaś odmówić – powiedział, co córka
skwitowała jedynie kwaśnym uśmiechem dobrze, wiedząc, że Jacek
właśnie na to liczył.
-
Nie mogłam jej zawieść, dobrze o tym wiesz.
-
W takim razie zbieraj się. Przygotuję ci coś, co sam piłem
litrami, gdy miałem kaca mając tyle lat, co ty.
-
Oby zadziałało – bąknęła tylko i wstała.
***
Amelia
przez ostatnie kilka lat sądziła, że Jacek po sprzedaniu domu na
Woli zamieszkał w bloku, ale jak się okazało była w błędzie.
Dom Jacka, owszem, znajdował się na Złotnikach, lecz nie na
osiedlu, ale raczej na uboczu, przy niewielkim zagajniku. Budynek
stał na sztucznym wzniesieniu otoczony zewsząd tujami. Drzewka były
wysokie, więc doskonale odgradzały obszerne podwórko i ogród
od drogi i nie pozwalały na to, aby jakieś przechodzień zerkał w
tę stronę. Ułożone tarasowo trawniki kończyły się wysypaną
drobnym kamyczkiem alejką, która wiła się przez krótki
odcinek, aż do rozległego tarasu otaczającego cały dom, do
którego wspinało się na kilka schodków. Amelia weszła
przez dużą, kutą w żelazie bramę i ruszyła wąskim, brukowym
chodniczkiem. Po lewej miała szeroki podjazd, na końcu którego
stało jego Audi oraz wysokie drzewka i płot. Po prawej natomiast
miała wspaniały ogród z drewnianą altanką gęsto
porośniętą różą oraz jakimś innym kwiatem, którego
nie znała, dużym skalniakiem oraz rzadko posadzonymi tujami
uformowanymi w kule. Cały ogród lekko wznosił się ku tym
wspaniałym tarasom. Była zdumiona tym domem i jego otoczeniem, ale
jednocześnie totalnie oczarowana. Nigdy nie widziała czegoś
piękniejszego.
Weszła
na alejkę i idąc powoli podziwiała wszystko z niewielkiej
odległości.
-
Melka! - Usłyszała głośny pisk radości. W jej stronę już
biegła Marysia, która dostrzegła ją przez szerokie,
oszklone drzwi prowadzące od razu do salonu.
-
Witaj, kochanie. Tęskniłam – powiedziała, łapiąc dziewczynkę
w ramiona. Nadal nie czuła się dobrze, choć i tak znacznie lepiej,
niż rano, dlatego, gdy siostrzenica przytuliła się do niej mocno,
poczuła jak żołądek niebezpiecznie zawinął się w bolesny
supeł. - Nie tak mocno, boli mnie brzuch – poprosiła łagodnie,
na co dziewczynka szybko się odsunęła zmartwiona.
-
Przepraszam. Melko, chodź, tatuś już czeka!
Amelia
przełknęła ślinę zdając sobie sprawę z tego, że jednak
przyjście tutaj było głupim pomysłem.
Czy mogłabyś dodać spis treści?
OdpowiedzUsuńOczywiście:) Jak tylko znajdę chwilę czasu to uzupełnię wszystkie braki na blogu:)
UsuńTrochę mnie reakcja Jacka zdziwiła, bo kiedy Amelia wybuchała, że przecież za żadne skarby nie zostanie jego żoną, bo wycofał się z tego pomysłu, jakby powiedział jakiś nieudany żart. Może się nie spodziewał, że Amelia odmówi, może pomyślał, że odmowa jest niemożliwa? XD W każdym razie ja mam nadzieję, że wyjaśnią sobie tę sytuację tak jak dorośli ludzie, bo chyba nie będą zachowywać się, jak gdyby nic się nie stało. Może właśnie teraz będzie ku temu okazja, chociaż podejrzewam, że Amelia może dostać większych zawrotów głowy niż przez kaca XD Ech, jedzie do niego do domu, trudno byłoby go tak nie zastać albo chociaż nie minąć się z nim w progu :P Ja liczę na to, że Jacek przeprosi Amelię, bo wyskakuje z pomysłami, bo tak mu przyszło do głowy. Chociaż z drugiej strony nawet gdyby on wyciągnął do niej rękę, to Amelia by ją pokąsała, chociaż w głębi duszy bardzo by z tego powodu cierpiała.
OdpowiedzUsuńPomyślałam sobie, że przez facetów przecież nie powinno się pić. Oj tam, nie warto :P Ale z drugiej strony nie codziennie ktoś się oświadcza, no nie? XD Trochę się dziwię, że pod wpływem upojenia Amelia nie wygadała się o tych oświadczynach Dorocie. No i czy komukolwiek zamierza powiedzieć? Noale... Takie poranki, a nawet całe dnie po imprezach potrafią być straszne :P Szczególnie dla takich osób jak ja, które mają słabą głowę ;P
Pozdrawiam! :*
A może zrobił to, ponieważ Amelia nie zrozumiała żartu? Bo oczywiście to, co powiedział Jacek o małżeństwie było żartem, z którego będzie się tłumaczył:D
UsuńTo zależy, jak będzie zachowywała się Amelia, która przecież jest nerwowa i łatwo wyprowadzić ją z równowagi. No cóż, nie będę wszystkiego zdradzać, bo stracicie całą frajdę z czekania, ale tak, Amelia jeśli zajdzie taka sytuacja na pewno ugryzie Jacka bardzo mocno, byleby tylko nie robić sobie nadziei.
Jak pisałam wyżej: wszystko w swoim czasie.
Tak, wiem coś o tym, bo również mam słabą głowę. Tragedia po prostu ;D
Pozdrawiam! <3
Dorka zaskarbiła sobie moją sympatię. Widać, że prawdziwa przyjaciółka, uważa, żeby nikt Amelii pod wpływem nie wykorzystał.
OdpowiedzUsuńCo do Jacka... Coś mi się wydaje, że pobyt u Marysi nie będzie za łatwy dla Melki. Kac, jej ojciec no i pewnie nie obejdzie się bez złośliwości.
O! Ktoś tu wspomniał Karolinę? Mam dziwne wrażenie, że jeszcze namieza :D
Pozdrawiam! :)
Obie się wspierają i kochają jak siostry, więc na pewno żadna nie pozwoliłaby skrzywdzić tej drugiej.
UsuńChyba nie, zwłaszcza, że Amelia jest nerwowa, a Jacek arogancki;D ale jeszcze się okaże.
Nic nie zdradzam;D
Również pozdrawiam<3
Ach, jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Nie wybaczę Ci tego! No, chyba że szybko dodasz nowy rozdział... ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle ciekawie, zajmująco i za krótko! Mam nadzieję, że Amelia dorośnie odrobinę - jej uczucia do Krzyżanowskiego są niewiarygodnie silne jak na kilkuletni okres niewidywania się. Mając 22 lata, wciąż zachowuje się jak nastolatka, co mnie okropnie irytuje. Trzeba jednak przyznać, iż postać jest ciekawa. :)
Czekam niecierpliwie na następny rozdział!
Postaram się jak najszybciej:) Piszę się już.
UsuńNo właśnie, zachowuje się tak, bo jej uczucia są silne i nie potrafi poradzić sobie z nimi. Gdyby potrafiła zapanować nad nimi zapewne zachowywała się inaczej:)
Pozdrawiam<3
HAHAHAH, matko. Na miejscu Amelii leżałabym tam martwa, coś Ty. Naprawdę, podziwiam ją, że tam w ogóle poszła. Może podprogowo pchała się tam, bo Jaaaaacek. Ogólnie podobała mi się ich rozmowa przez telefon. Oni muszą być szybko razem! :D
OdpowiedzUsuńJa tak samo:)
UsuńPewnie podświadomie tak, ale w głównej mierze chodziło o Marysię, nie chciała jej zawieść:)
Hahaha, no muszą, muszą:D
Pozdrawiam<3