Amelia
nie potrafiła przyswoić sobie, że Jacek jej pragnie. To było dla
niej coś nowego, ale to znaczyło, że znaczy więcej dla swojego
męża, niż do tej pory myślała. Cieszyła się samą myślą o
ich rozmowie. Podniosło ją to na duchu, zwłaszcza, że Jacek tak
otwarcie przyznał się, że jest dla niego pociągająca. Doceniała
tę szczerość i cieszyła się, że wyjaśnili sobie akurat tę
kwestię. Jeśli jej nie kochał, to przynajmniej cały czas myślał
o niej. Podobnie ona, tylko że ona go kochała i pragnęła, a to
była różnica. Nie miała jednak wątpliwości, że kiedyś
im się ułoży. Na razie chciała się skupić na teraźniejszości
i poprawić ich relacje.
Skonsultowała
się z lekarzem, który prowadził jej ciążę i wychodząc z
gabinetu miała ochotę zapiszczeć z radości, ponieważ lekarz nie
miał nic przeciwko temu, by Amelia mogła uprawiać seks. Oczywiście
ostrzegł ją, żeby nie przesadziła z tym, bo mimo wszystko dziecko
było w początkowej fazie rozwoju, więc należało zachować przede
wszystkim zdrowy rozsądek.
Amelia
przed wizytą i przed rozmową z Jackiem nie chciała uprawiać
seksu, nie tylko ze względu na dziecko, ale także ze względu na ich
pokręcone relacje. Bała się, że to wszystko jeszcze bardziej się
skomplikuje, ale myliła się i jeszcze nigdy nie cieszyła się ze
swej pomyłki tak, jak teraz.
Po
wyjściu od ginekologa pognała na spotkanie z Dorotą. Przyjaciółka
chciała z nią o czymś porozmawiać. Musiało to być coś ważnego,
ponieważ gdy do niej dzwoniła miała poważny głos, może trochę
drżący.
Przyjaciółka
siedziała w ich ulubionej restauracji i popijała piwo. Amelia
zdumiała się na ten widok, bo było za wcześnie na alkohol.
Usiadła bez słowa i patrzyła zszokowana na Dorotę. Dziewczyna
wyglądała koszmarnie. Miała potargane włosy, zapuchnięte oczy i
bladą skórę. Wyglądała mizernie, a rozpacz malująca się
w zielonych oczach była aż nadto widoczna.
-
Co się stało? - zapytała cicho Amelia i z troską przyjrzała się
przyjaciółce. Rudowłosa popatrzyła na nią przez chwilę, a
potem wybuchnęła głośnym płaczem. Kilka osób zwróciło
na ich stolik uwagę, ale ani Melka ani Dorota nie przejęły się
tym zbytnio, zwłaszcza ta ostatnia miała serdecznie dość.
-
Łukasz to kurwiarz! - powiedziała między jednym pociągnięciem
nosa, a drugim. Mela przez chwilę siedziała osłupiała, starając
się rozumieć sens słów. Dopiero po dwóch minutach
ocknęła się z szoku i zrozumiała, co powiedziała Dota.
-
Zdradził cię? - wypaliła bez namysłu. Przygryzła wargę, gdy
dostrzegła cierpienie na bladej twarzy dziewczyny.
Dorota
szybko zrelacjonowała Amelii rozstanie i jego powody.
-
Ten dziwkarz pieprzył każdą laskę jaka tylko nawinęła mu się
pod rękę, rozumiesz? Każdą! Miał pecha, bo jedną z panienek,
którą zaliczył była Marta Figurska.
-
Nie wierzę! Przecież jesteś z nią w grupie... - zawołała
zgorszona Amelia.
-
No właśnie! Świnia pierdolona! Nienawidzę go! Niech złapie od
tej dziwki jakąś paskudną chorobę, niech zeżre mu jaja! -
pomstowała Dorota.
Amelia
słuchała tego z troską. Dorota zawsze podchodziła do każdej
sprawy bardzo emocjonalnie i choć nie była romantyczką, to jednak
potrafiła kochać szczerze i długo, dlatego Melka niemal czuła ból
przyjaciółki. Obawiała się, że dziewczyna kompletnie
zamknie się w sobie i już nigdy więcej nie zechce wyjść
naprzeciw swemu sercu. Będzie odtrącać każdego faceta, który
dałby jej choć odrobinę szczęścia, wmawiając sobie, że na
pewno zostanie zraniona. Wiedziała, że tak będzie, bo znała
Dorotę od kilku lat.
Panna
Kocoł w końcu uznała, że musi wracać do domu. Melka nie chciała
jej puszczać samej w takim stanie, ale ruda nalegała, by Amelia
uciekała już do Jacka. Nie chciała mieć potem wyrzutów
sumienia, że tak długo ją trzymała na mieście. Krzyżanowski był
przecież cholernie opiekuńczy i na pewno będzie miał do niej
pretensje, jeśli przytrzyma jego żonę tak długo.
Amelia
wróciła zasmucona do domu. Jacek natychmiast to zauważył i
wziął ją do sypialni, aby wszystko mu opowiedziała. Melka
wykręcała się od odpowiedzi, prosząc go, by ją nie męczył, bo
to sprawa dotyczyła jej przyjaciółki.
-
Nie chcę o tym rozmawiać, bo tu chodzi o Dorotę – poprosiła go
łagodnie. Jacek zmierzył ją srogim spojrzeniem, ale po chwili
złagodniał i nawet pozwolił sobie na uśmiech.
-
Jesteś niezwykle lojalna, Amelio – zamruczał cicho i podszedł do
niej.
Dziewczyna
poczuła dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Spojrzała na niego
z widocznym pragnieniem w skrzących się oczach. Chciała się
kochać.
-
Chcę się z tobą kochać – wypaliła, gdy przedłużająca się
cisza zaczęła jej ciążyć.
Jacek
wciągnął gwałtownie powietrze, a potem z sykiem wypuścił je z
płuc. Doskonale widziała jakie wrażenie zrobiły na nim te słowa.
W
przypływie chwilowej odwagi wspięła się na palce i pocałowała
Jacka. Mąż szybko odpowiedział na jej pocałunki, wsuwając pod
bluzkę ciepłe dłonie. Amelia przywarła do niego całym ciałem i
szybkimi ruchami wyciągnęła mu ze spodni koszulę, odpięła pasek
i sięgnęła dłońmi za bokserki. Jacek jęknął przeciągle i nie
wiedziała, czy dlatego, iż miała zimne dłonie, czy może dlatego,
że złapała go za penisa.
-
Hmm – mruknęła, gdy Krzyżanowski zdjął z niej ubranie i
gorącymi ustami przyssał się do skóry nad stanikiem. Mela
odchyliła do tyłu głowę, wczepiła się palcami w włosy Jacka i
zamruczała cicho, starając się kontrolować oddech. Miała
wrażenie, że jeśli przestanie to robić, to po prostu straci
przytomność.
W
chwili, gdy roznamiętniony kochanek sięgał za jej plecy, by zdjąć
stanik, rozległo się pukanie.
-
Moment! - krzyknął Jacek w obawie, że ktoś wejdzie do
pokoju, akurat w chwili, gdy Amelia pieściła jego członek, a on
próbował zdjąć z niej stanik.
Oboje
odskoczyli od siebie i zaczęli pospiesznie porządkować ubranie.
Amelia zerknęła zarumieniona na niego, a on po prostu odpowiedział
uśmiechem. Kiedy upewnił się, że Mela zdołała wciągnąć na
siebie koszulkę, podszedł do drzwi i otworzył je zamaszyście. W
progu stała Alicja. Wyglądała na zniecierpliwioną.
Amelia
wysunęła się do przodu i posłała teściowej nieśmiały uśmiech.
Kobieta spojrzała najpierw na syna, a potem na synową i zakłopotana
po prostu cofnęła się o krok.
-
Och, tak bardzo przepraszam! Przeszkodziłam wam – mruknęła
skrępowana.
-
O co chodzi mamo? - zapytał Jacek, nawet nie wpuszczając matki do
pokoju.
-
Chciałam zapytać, czy zejdziecie na kolację – odpowiedziała, a
po chwili machnęła ręką. - Nieważne. Marysia i ja zjemy same.
Powiem jej, żeby wam nie przeszkadzała przez jakiś czas. - Nim
ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, Alicja uciekła na dół.
Przez
chwilę w pokoju panowało milczenie, które przerwał głośny
śmiech Jacka.
-
Jeszcze nigdy nie widziałem mojej matki tak zawstydzonej!
-
Ale mi głupio – zaczęła Melka i potrząsnęła głową.
-
Niepotrzebnie. Cóż, chyba nasz romans musimy odłożyć na
później – mruknął znaczącym tonem i oboje zeszli na dół,
by zjeść kolację.
***
W
połowie następnego tygodnia z Rzeszowa przyjechał Filip Rozner.
Przywiózł kilka dokumentów. Kiedy wszedł do gabinetu
przyjaciela, dostrzegł, że Jacek siedząc za biurkiem popija sok i
gwiżdże wesoło.
-
Widzę, że pan na włościach jest w znakomitym humorze! - zawołał,
siadając przed biurkiem. Jacek uniósł głowę i uśmiechnął
się do niego szeroko. - No proszę, widzę, że jednak wam się
układa.
-
Chyba tak – przytaknął i zamknął laptopa. - Co prawda nadal mam
wrażenie, że Mela buduje między nami jakiś mur, ale nie jest to
coś z czym sobie nie poradzę.
-
To świetnie. Życzę wam jak najlepiej.
Całe
przedpołudnie spędzili na omawianiu kontraktów z nowymi
klientami. Szukali nowych rozwiązań i lepszych materiałów,
dlatego, gdy sekretarka Jacka zapowiedziała, że czas na przerwę,
obaj panowie zerwali się zaskoczeni i ruszyli na stołówkę,
gdzie mogli dalej kontynuować rozmowę. Jacek zamówił kawę
i pączka, Filip natomiast nałożył na talerz niemal wszystko,
co znajdowało się w tej chwili metalowych misach i koszykach.
-
Zadzwonię do Czuchry i zapytam o kostkę brukową. Mają dobrej
jakości i niskie ceny – zaczął Krzyżanowski.
Pomimo
rozmów na tematy czysto zawodowe, nie potrafił przestać
myśleć o Amelii i dziecku. Nie dlatego, że się martwił, ale
przyjemnie było, choć na chwilę oderwać się od codzienności i
skupić się na tym, co robili ostatnio. Amelia była u lekarza,
który prowadził jej ciążę i wyjaśniła mu, że seks wcale
nie zaszkodzi dziecku, oczywiście, jeśli nie będą zbyt szaleć i
eksperymentować. Dzięki temu oboje mogli pozbyć się tego
cholernego napięcia w ciele. Fizycznie był zadowolony, ale wciąż
czuł, że to, co się między nimi dzieje nie do końca jest
normalne.
Gdyby
Amelia powiedziała, co do niego czuje, byłoby mu zdecydowanie
łatwiej. Oboje chowali się z własnymi uczuciami i unikali tej
rozmowy, a przecież była im bardzo potrzebna, dla oczyszczenia
atmosfery, dla nich, bo bez tego zaczęli krążyć wokół
siebie i wmawiać sobie, że jest dobrze. A nie było. Mela nadal nie
ufała mu tak, jakby tego chciał. Czasami miał wrażenie, że bała
się go i wciąż czekała na jakiś gest z jego strony, co mogłoby
ją tylko utwierdzić w przekonaniu, że nie zasłużył na jej
zaufanie, ani tym bardziej na miłość.
W
ostatnich tygodniach zmienił się tak bardzo, że nawet jego matka
wypowiedziała się na ten temat. A to już coś. Może rzeczywiście
w jego życiu dokonały się jakieś zmiany, znalazł punkt, przy
którym zawrócił i zaczął podążać we właściwym
kierunku. Gdyby nie Amelia nadal izolowałby córkę od Lasków,
nadal próbowałby izolować się od kobiet. Wierzył jednak,
że w końcu uda im się dotrzeć, zrozumieć i poznać tak, by
Amelia mogła mu zaufać. W końcu oboje, według niego, pasowali do
siebie jak mało kto.
***
Amelia
nie liczyła dni. Po prostu żyła i cieszyła się obecnością
Jacka, Marysi i Alicji. Również Dorota wypełniała jej życie
swoją obecnością, co prawda w tej chwili głównie płakała
i złorzeczyła, ale będąc w domu Jacka, starała się hamować i
pomagała jej w opiece nad Marysią. Natomiast państwo Laskowie
starali się wynagrodzić córce te wszystkie dni
milczenia, utajonych pretensji i chłodu, ale Amelia nie wiedziała,
czy im to wybaczyć. Zwłaszcza Krystynie, która nie ukrywała,
że małżeństwo z Jackiem pokrzyżowało jej marzenia związane z
Karoliną. Jednak musiała się z tym pogodzić, bo zaczęła coraz
częściej dzwonić i wypytywać ją o zdrowie. Dziewczyna jednak
jej uprzejmości traktowała z obojętnością, odsuwała się od
Krystyny i trzymała dystans. Nie mogła zapomnieć słów
matki, które padły, gdy powiedziała im, że jest w ciąży.
Nie mogła zapomnieć i obawiała się, że nigdy tego nie zrobi.
To
jednak i tak było mało istotne. Najważniejszy był Jacek. Chciała się przełamać i powiedzieć mu, co
czuła, ale jednocześnie nie mogła. Często wieczorem, gdy
zostawali sami, a Jacek powoli zdejmował z niej ubranie i całował
każdy centymetr rozpalonego ciała, miała ochotę wykrzyczeć mu,
że go kocha, ale zawsze coś ją powstrzymywało, jakby los
wiedział, iż powinna z tym poczekać i poszukać lepszego momentu.
Ten jednak miał nie pojawić się tak szybko.
Amelia
nie przeczuwała, że coś jest nie tak. Wybrała się na wizytę do
lekarza, bo tak wypadał termin spotkania. Miała dostać kolejną
dawkę kwasu foliowego i witamin. Miała także zrobić zdjęcie USG
i zanieść je do domu, by pokazać wszystkim maleństwo rozwijające
się w jej brzuchu.
Było
słonecznie, ale jak na październik niezbyt ciepło, dlatego nakryła
się wełnianym płaszczem. Gabinet ginekologa był nowocześnie
urządzony z osobą salką, gdzie Amelia mogła się położyć na
wygodnym, skórzanym fotelu i patrzeć na ekran monitora.
Ginekolog, który ją prowadził był niewysokim panem po
pięćdziesiątce z krzaczastymi brwiami i jasnymi oczami. Był
uprzejmy i potrafił słuchać, czasem nawet sypał żartami dla
rozluźnienia atmosfery.
-
Proszę się wygodnie rozsiąść, zaraz przekonamy się, co maluch
robi – powiedział z miłym uśmiechem na ustach.
Amelia
zadrżała, gdy ginekolog rozsmarował na jej wypukłym brzuchu zimny
żel, lecz po chwili nie miało to znaczenia, bo o to na ekranie
komputera pojawił się szaro-czarny obraz. Był niewyraźny i nie
wiedziała czego szukać pośród tych szarości. Lekarz przez
chwilę poruszał sondą. Patrzył z uśmiechem na podekscytowaną
dziewczynę, lecz po chwili zmarszczył brwi i przesunął
urządzeniem w dół brzucha, a potem w górę. Amelia
obserwowała jego poczynania i doskonale widziała jak wyraz twarzy
mężczyzny zmienia się z radosnego w pełen napięcia.
-
Czy coś jest nie tak? - zapytała, gdy ginekolog uparcie wpatrywał
się w monitor. Amelia z bijącym sercem również nie odrywała
wzroku od szarego monitora.
-
Czy w trakcie ciąży odczuwała pani jakieś bóle lub miała
niespodziewane krwawienie? - zapytał po chwili i odwrócił
się do niej z taką miną, iż Amelia przeraziła się nie na żarty.
Potrząsnęła
głową, ale po chwili otwarła szeroko oczy i wpatrując się w
mężczyznę poczuła łzy pod powiekami.
-
Raz, kilka tygodni temu, ale szybko mi przeszły, więc... - zaczęła,
ale urwała, gdy lekarz pokręcił ze smutkiem głową.
-
Nie powinna była pani tego lekceważyć.
-
Dlaczego?
-
Z przykrością muszę stwierdzić, że dziecko od kilku tygodni
przestało się rozwijać...
Amelia
nie słyszała jego dalszych słów, opadła na skórzany
fotel i czuła jak wszystko w niej umiera. Dziecko przestało się
rozwijać. Dziecko przestało się rozwiać!
Nie
mogła w to uwierzyć, to było tak nierealne i okropne, że ciężko
było jej zrozumieć, że lekarz właśnie powiedział jej coś,
czego tak bardzo się obawiała, coś co siedziało w niej wtedy, gdy
poczuła bóle, ale zignorowała to, myśląc, że to nie miało
znaczenia. Miało i to bardzo duże, a przez jej ignorancję i
niewiedzę właśnie poroniła.
***
Poroniła.
Tylko tę jedną myśl miała w głowie, gdy z gabinetu lekarza
trafiła do szpitala ze skierowaniem. Tam miała zrobić kolejne
badania i oczywiście ktoś musiał wywołać sztuczny poród,
aby usunąć z jej ciała niewielki płód. Czuła się jak w
koszmarze, dlatego, gdy zobaczyła przerażoną minę Jacka, który
wbiegł do sali, rozpłakała się głośno i szlochając, wtuliła w
jego ramiona.
-
Tak mi przykro – powiedział mąż, drżącym ode emocji głosem.
Głaskał ją po włosach i kołysał w ramionach, jakby to miało
wyrzucić z jej serca i umysłu ból, który pulsował
niczym jątrząca się rana. Poroniła.
-
Przepraszam – powiedziała cicho, gdy płacz ustał i mogła już
normalnie mówić. - To wszystko moja wina! - Wysunęła się z
jego objęć, położyła na boku i nakryła pościelą tak, by nikt
jej nie mógł zobaczyć.
Czuła
się tak potwornie, a ból był wprost nie do zniesienia. Nie
wiedziała, jak sobie z tym poradzi później, gdyż teraz
bolało tak okropnie.
-
Nie mów tak, to nie twoja wina – uspokajał ją Jacek.
Gdy
zadzwoniono do niego ze szpitala, poczuł jak krew odpływa mu z
twarzy. Jego żona podała ten numer, więc pielęgniarka
poinformowała go, że Amelia Krzyżanowska właśnie przebywa na
oddziale z powodu poronienia. Kiedy sens słów dotarł do
niego, był akurat w drodze do szpitala, dlatego, zahamował
gwałtownie na parkingu. Amelia poroniła! Boże drogi, jak to się
stało?! Nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak z ciążą...
Będąc
w sali z żoną, zdołał poinformować chyba wszystkich, którzy
powinni wiedzieć: ich rodziców, Dorotę i Filipa. Dorota
zjawiła się jako pierwsza. Wpadła do sali i przytuliła Melkę,
podobnie jak on wcześniej, szepcząc kilka słów pociechy.
Amelia na nowo wybuchła płaczem i teraz nie mogła się opanować.
Płakała, gdy Alicja zjawiła się z Marysią, płakała nawet, gdy
przybyli jej rodzice z Karoliną. Płakała i nikt nie potrafił jej
uspokoić.
Jacek
chciał ją wziąć w ramiona, ale nie mógł dostać się do
żony, otoczonej przez rodzinę. Stał w kącie z rękoma schowanymi
w kieszeni spodni i patrzył jak jego żona cierpi. On
również cierpiał, czuł ból w sercu i nie potrafił
nad tym zapanować. Cierpiał. Pierwszy raz od wielu lat poznał smak
straty i nie wiedział, jak sobie z tym teraz poradzi, jak pomoże
Amelii, kiedy sam tak bardzo przeżywał stratę dziecka.
Miał
wrażenie, że gula jaka rosła mu w piersi zaraz go udusi, a on nie
wiedział, co z tym zrobić. Przełykał ślinę i czekał, aż
wszystko się uspokoi.
W
pewnym momencie podbiegła do niego Marysia i wtuliła się w jego
ramiona, szukając pocieszenia. Była jeszcze za mała i nie
wiedziała, co się dzieje, ale samo to, że jej przybrana mama
znalazła się w takim miejscu przeraziło ją.
-
Czy to moja wina? - zapytała cichutko tak, by nikt jej nie usłyszał.
Jacek przymknął oczy i czekał, aż nowa fala bólu minie i
uwolni jego gardło z mocnego uścisku.
-
Oczywiście, że nie – powiedział cicho i przytulił mocno córkę.
***
Amelia
musiała pozostać w szpitalu jeszcze kilka dni. Wdała się infekcja
podczas jednego z badań, co wywołało w Jacku i reszcie rodziny
wielkie oburzenie. Leżała na szpitalnym łóżku i patrzyła
w sufit. Była sama, choć przez chwilę, ponieważ od chwili
przybycia do szpitala ciągle kręciło się wokół niej
mnóstwo osób. Rodzice, Dorota i Jacek z Marysią nie
ruszali się od niej na krok, jakby obawiali się, że mogłaby
zrobić coś głupiego. Cierpiała tak bardzo, że zamknięta w swej
skorupce i walczyła z głupimi myślami, które nachodziły ją
właśnie w chwilach, gdy nie było przy niej nikogo.
Usłyszała
ciche skrzypnięcie. Odwróciła głowę w tamtą stronę i
dostrzegła, że do sali wchodzi Filip Rozner. W rękach trzymał
dużego, pluszowego misia: był biały, a między puchatymi łapkami
miał niewielkie czerwone serduszko.
-
Filip? - zapytała głupio, ale była tak zaskoczona jego obecnością
tutaj, że nie wiedziała, co mogłaby innego powiedzieć. Mężczyzna
kiwnął głową i przysiadł na krześle przystawionym do łóżka
szpitalnego.
-
Cześć, blondi. Jak się czujesz? - zagaił i wręczył jej
pluszaka. Amelia pochwyciła go w ramiona i objęła go, tuląc do
siebie mocno.
-
Dziękuję, śliczny jest – odparła i zanurzyła twarz w miękkim,
gęstym futerku.
-
Proszę bardzo. Pomyślałem, że możesz się czuć samotna w nocy,
gdy nikogo przy tobie nie ma – powiedział i rozparł się wygodnie
na krześle. Odchylił się do tyłu i przyjrzał się jej uważnie.
- Gdzie są wszyscy?
-
Poszli na obiad.
-
Ty nie jesz?
-
Nie jestem głodna – burknęła trochę niezbyt
przyjemnie, ale jej gość wcale się tym nie przejął.
-
Gdy Jacek zadzwonił do mnie i powiedział mi, co się stało,
poczułem się tak, jakbym to ja stracił to dziecko. Naprawdę.
Przykro mi. - Pochylił się i ucałował ją w policzek. Amelia
przyjęła ten przyjacielski gest ze łzami w oczach. Teraz każda
oznaka troski wpływała na nią w ten sposób. Chciało jej
się płakać za każdym razem, gdy ktoś ją przytulał.
-
Jesteś cudowny – chlipnęła cicho i przytuliła się mocniej do
pluszaka. Filip pokręcił głową i zaśmiał się urwanie.
-
Och, uwierz mi, że nie, ale uwielbiam cię i życzę tobie i Jackowi
wszystkiego, co najlepsze. Rozmawiałem z Jackiem. Twój mąż
twierdzi, że dziecko przestało się rozwijać. Jak to możliwe? -
Padło pytanie, którego obawiała się od samego początku. Co
miała powiedzieć? To była jej wina, że zignorowała te bóle
sprzed kilku tygodni i ona ponosiła odpowiedzialność za to, że tu
była. Gdyby powiedziała Jackowi, co się stało, ten na pewno
zabrałby ją natychmiast do lekarza i może zdołaliby uratować
maleństwo, ale to przez jej głupotę poroniła. To była tylko i
wyłącznie jej wina.
Filip
patrzył na nią wyczekująco, jakby się domyślał, że coś
ukrywa, dlatego westchnęła i usiadła na łóżku. Pochyliła
się do przodu i odliczyła do pięciu, aby uspokoić nerwowy oddech.
-
To moja wina, że poroniłam. Parę tygodni temu poczułam bóle,
ale całkiem je zignorowałam. W pierwszej chwili chciałam iść do
lekarza, miałam nawet powiedzieć o tym Jackowi, ale uznałam, że
poczekam, że jeśli znów się pojawią, to wtedy powiem mu o
wszystkim... Nie pojawiły się, a my uprawialiśmy seks i...To moja
wina, Filipie. Moja i tylko moja. Jeśli Jacek dowie się o tym,
znienawidzi mnie.
-
Amelio, co ty za głupstwa opowiadasz?! Po pierwsze: Jacek na pewno
cię nie znienawidzi, o to możesz być spokojna. Znam go dobrze i
wiem, że nie obarczy cię za to winą. Prędzej na siebie weźmie
odpowiedzialność za poronienie. On taki jest. Po drugie: wiesz ile
kobiet znajduje się w twojej sytuacji? Sądzisz, że tylko ty jedna
zignorowałaś bóle i nie poszłaś z tym do lekarza? Cała
masa. Uwierz mi, wiem, co mówię, bo moja kuzynka dwa razy
poroniła. Jej lekarz powiedział, że teraz coraz więcej młodych
kobiet nie jest w stanie donosić swego dziecka.
-
Mała to pociecha – mruknęła Amelia i westchnęła cicho, znów
czując pod powiekami łzy. - Ale wiesz co? Teraz już nic nie trzyma
mnie przy Jacku. Powinniśmy się rozwieść. Ja wrócę do
swojego życia, a on...
-
Po moim trupie – padło nagle twarde, pełne złości stwierdzenie.
Amelia odwróciła się w stronę, skąd dochodził głos.
Poczuła jak dreszcze przebiegają jej wzdłuż kręgosłupa. Jacek
stał w drzwiach i gromił ją wzrokiem. Nawet nie zwrócił
uwagi na przyjaciela, który wstał.
-
Ale...
-
Żadnego „ale”, jasne? - warknął i zamknął drzwi. Wszedł
głębiej do pomieszczenia. W dłoni trzymał papierowy kubek z kawą.
-
Nie możesz mnie trzymać przy sobie. Nic nas już nie łączy! -
krzyknęła w przypływie bezsilnej złości.
-
Doprawdy? Dlaczego ty o tym masz zdecydować? - zapytał i podszedł
do niej blisko. Jego ciemne oczy były jak dwa noże, które
lada chwila mogłyby ją przebić.
-
Czy ty nie widzisz, że to nie będzie miało już sensu? Nasze
małżeństwo trwało tylko dzięki dziecku, ale teraz nie mamy
powodów, by tkwić w tym związku i...
-
Amelio, nie dam ci rozwodu.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Przez chwilę w sali panowała cisza.
Mela nie miała odwagi spojrzeć na Filipa, a ten z kolei unikał
patrzenia na zawstydzoną i zrezygnowaną dziewczynę. Oboje czuli
się w tej chwili co najmniej zażenowani całym zajściem.
-
Będziecie musieli o tym jeszcze porozmawiać – zaczął po chwili
Filip.
- Po co się tak unosi? -
zapytała zdezorientowana. Położyła się na boku i przyjrzała się
Roznerowi, który uniósł wysoko jedną brew. Na ustach
igrał mu szelmowski uśmieszek, jakby wiedział coś, czego ona nie
wiedziała.
-
Naprawdę się nie domyślasz? Zostań z nim, a sama się przekonasz.
****
Moi drodzy, życzę Wam pełnych radości, ciepła rodzinnego i szczerego śmiechu w trakcie tych świąt Wielkanocnych, życzę Wam także smacznego jajka oraz mokrego Dyngusa! <3
Boże, ten rozdział jest cudowny.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
Dzisiaj znalazłam twojego bloga i jest naprawdę świetny. Mam nadzieję, że kiedyś napiszesz jakąś książkę.
Pozdrawiam
@resoviaq
Cieszę się, że Ci się podoba. Oby kolejne były takie same ;)
UsuńRaczej nie planuję wydawać własnych powieści, chyba że ktoś zatrudniłby cały sztab ludzi, który doprowadziłby moje wypociny do względnej normalności tak, by nadawało się to na publikację;)
Również pozdrawiam <3
Co..ale...coo...ale dlaczego...
OdpowiedzUsuńnie no...; ____________ ; poryczałam się, wściekłam się i jestem teraz pusta emocjonalnie.
Nie no, sądziłam, że będzie jakaś bomba, ale poronienie? No dobra, to też można...no, to jest może jakoś...no nie okej, ale no dobra, mniejsza. Jednak pomysł z rozwodem?! Czy ona na głowie upadła?! Czy ona upadła na tę głowę i straciła wzrok!?? Jacek ją kocha, co za tępa dzida. Matko, co ona za głupoty czasami wygaduje, to aż głowa mała. A uważałam ją za dojrzałą dziewczynę, a takie sceny odwala. No, popatrz.
Dawaj dalej. :D
Bardzo dobry rozdział! Sprawdziły się niestety moje przewidywania. Po takim ciosie Amelia nieprędko się pozbiera. Zdziwiła mnie jednak jej reakcja. Rozwód? Przecież kocha Jacka. Powinna więc całym sercem chcieć zatrzymać go przy sobie i martwić się, że to on być może będzie chciał zakończyć ten (rodzący się) związek. Jej zachowanie jest nielogiczne. Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej i niecierpliwie czekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się szybko. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
tooloudsilence
P.S. Po cichu mam ogromną nadzieję na happy end ;) - jestem zdania, że życie przynosi wystarczająco smutku i nie trzeba go dodatkowo szukać w książkach. :D
Ale mi się przykro zrobiło... oby tylko teraz udowodnił jej, że ożenił się z nią nie tylko dla dziecka.
OdpowiedzUsuń(przepraszam, że tak krótko, ale już nie wiem co więcej napisać)
- Po co się tak unosi? (...)
OdpowiedzUsuń- Naprawdę się nie domyślasz?
Tak, zdecydowanie jedyną osobą, która w tym rozdziale zachowała zimną krew jest Filip. Założę jego funclub XD Dobrze, to skoro wspomniałam o Filipie, to dodam jeszcze od siebie, że kiedy pojawia się "na scenie", to kradnie całe przedstawienie. Sorry, Jacek! XD Odnoszę wrażenie, że Filip jest bardziej ogarnięty od swojego kolegi, poza tym niezaprzeczalnie ma w sobie więcej luzu, poczucie humoru i ma lepsze podejście do kobiet. Filip for life <3 Od teraz chyba będę sobie wyobrażała sobie Jacka, który mówi, że nie da Amelii rozwodu, zarzuca na plecy swoją skórę i wychodzi z jaskini i biegnie na polowanie. Jestem okropna, wybacz, ale tak to sobie skojarzyłam. Ale w sumie trudno się dziwić, skoro Melka potrafi doprowadzić do szału swoim zachowaniem. Nie będę się rozpisywała na jej temat, lepiej nie :P Chociaż... skoro Jacek jest z nią tylko dla dziecka, to po co proponuje mu seks, hę? :P Niech w końcu ta dwójka postawi na szczerość, błagam! I to teraz, natychmiast, niech nie karmią się nawzajem jakimiś niejasnymi deklaracjami. Inaczej ktoś będzie musiał im w końcu powiedzieć, że zachowują się jak dzieci (Filip? :P). Czy Jacek nie mógł powiedzieć Amelii, że nie da jej rozwodu, bo ją kocha? Zresztą nie sądzę, żeby rozwód był dla nich taką prostą sprawą, nawet gdyby oboje się na niego zgadzali, sąd nie rozwiązałby małżeństwa ot tak. Także Amelia musiałaby się z Jackiem i tak trochę pomęczyć :P Kurcze, to opowiadanie sprawia, że buzuję cała w środku :D
Okej, a co do dziecka, to w sumie nie spodziewałam się, że Amelia poroni. Myślałam, że jej jednak tego oszczędzisz :P Jednak w kontekście tego, co napisałam wyżej i dlatego, że to jest tylko fikcja literacka (żebym nie została źle zrozumiana), uważam, że może dla tej dwójki to lepiej, że nie pojawi się mały człowiek, myślę, że Amelia nie jest gotowa na bycie matką. Oczywiście jest przykro, jednak chyba na pewne rzeczy jest jeszcze dla niej czas. W sumie mając tak wiele wątpliwości, co do uczuć Jacka, pewnie mogłaby naprawdę bardzo przeżywać całą sytuację, wpaść w depresję, itp. Żeby nie było, że się cieszę, że poroniła, broń Boże, raczej nie spodziewałabym się sielanki po porodzie i w dalszym życiu tej dwójki.
Biedna Dorota... W tym rozdziale ewidentnie zadziałało Prawo Murphy'ego. Mam nadzieję, że ruda szybko się pozbiera i kopnie swojego byłego w jaja, o! Hej, czy to przypadek, że Dorota i Filip są moimi ulubionymi bohaterami tutaj? XD
W ogóle ile jeszcze planujesz rozdziałów? Kiedyś wspominałaś, że już niedużo. Dojdziesz do 20? :)
Pozdrawiam!
Biedna Amelia!!!!!!!!!!! ;c Tak mi jej szkoda. Nie powinna się winić. Przecież w ciąży mogą występować drobne skurcze, a nawet krwawienia, skoro to zdarzyło się tylko raz miała prawo po ludzku uznać, że to nic wielkiego. Oczywiście, no wiadomo, powinna iść do lekarza, ale ludzie... miała też prawo do pomyłki. Zdaję sobie sprawę ile cierpienia kosztuję niedoszłą matkę utrata dziecka. ;c Ale w tym rozdziale zaimponował mi Jacek. Nie rzuca oskarżeniami i traktuję żonę z ogromną wyrozumiałością. Jego wybuch na samym końcu był słodki <3 Widać, że nie chce Melki stracić. :D Awww, słodki. Rozen jak zwykle w porę, o czasie. To świetny gość, który potrafi układać cudzy bałagan. Uwielbiam go! *.* Szkoda za to Doroty. Jej życie posypało się jak domek z kart. Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie szczęśliwa. <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! <3 Życzę weny! :*
Buziaczki! :*
długo się czeka na kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuń