Amelia
długo nie mogła pozbierać się po kłótni z matką.
Krystyna natomiast była tak rozżalona i rozczarowana, że przez dwa
tygodnie nie odzywała się do nikogo, w ciszy własnego serca
cierpiąc z powodu córki. Dorota pocieszała ją jak tylko
mogła. Chodziły na zakupy, spacerowały i wspólnie
opiekowały się Marysią.
-
Melko, mogę do ciebie mówić „mamo”? - zapytała Marysia,
pewnego, ciepłego wieczoru, gdy Amelia rozmawiała z Alicją i
Jackiem o ślubie. Krystyna Lasek odmówiła brania udziału w
planowaniu imprezy tłumacząc się nawałem pracy.
Po
słowach dziewczynki w salonie zapadła krępująca cisza. Amelia
spojrzała na Jacka. Patrzył na nią z nikłym uśmiechem na ustach
i ciepłem w oczach. Kiwnął głową lekko, dając jej znak, że nie
sprzeciwia się pomysłowi córki. Amelia zgodziła się więc,
a Marysia pisnęła radośnie i wskoczyła dziewczynie na kolana,
tuląc się do niej mocno.
-
Marysiu, nie tak energicznie – poprosił łagodnie Jacek, widząc
jak Marysia skacze na kolanach przyszłej żony.
Amelia
spojrzała na Jacka. Ten wydał jej się mocno zaniepokojony. Nic jej
nie groziło, a on zachowywał się tak, jakby rzeczywiście coś
mogło się stać dziecku. Marysia wyszeptała ciche „przepraszam”
i już całkiem spokojna siedziała na jej kolanach.
Dziewczynka
szybko poszła spać, a Amelia, uproszona przez Alicję, posiedziała
z nimi jeszcze chwilę. Jednak kobieta po jakimś czasie wstała i
skierowała się do sypialni, tłumacząc się bólem głowy. I
w taki sposób Jacek i Amelia zostali całkiem sami w salonie.
Krzyżanowski natychmiast przesiadł się na sofę, na której
siedziała dziewczyna. Ta z kolei popatrzyła na niego zaniepokojona.
Coś w jego oczach błysnęło, jakby zadowolenie, ale nie miała
pojęcia, z czego mógłby być tak zadowolony.
-
Nie mieliśmy jeszcze okazji poważnie porozmawiać, a zdaje się, że
mam kilka spraw do wyjaśnienia – zapowiedział cicho, łagodnym
tonem, od którego przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa ciepły
prąd. Poczuła się błogo, gdy otulił ją miękki jak aksamit
tembr głosu. Nawet nie musiał się specjalnie wysilać, aby czuć
się tak, jakby jej dotknął. Miał niesamowitą zdolność
wywoływania w niej dreszczy rozkoszy.
-
O czym chcesz rozmawiać? - wykrztusiła, gdy w końcu wróciło
do niej poczucie rzeczywistości i przestała drżeć od jego głosu.
-
O nas. Przykro mi, że nie pójdziesz do kościoła w białej
sukni, bo pewnie o tym marzysz. Ślub weźmiemy w urzędzie, więc
nie będzie miał wiele wspólnego z tym, o czym marzy każda
kobieta. Uwierz mi, że gdybym mógł cofnąć czas, to
zrobiłbym i nie żeniłbym się z Karoliną....
Rozczuliła
ją jego troska o jej marzenia, ale w końcu zazwyczaj nie ma tak,
jak człowiek chce. Marzyła o pięknej białej sukni, która
wycisnęłaby łzy z oczu wszystkim zebranym w kościele, ale marzyła
także, by u jej boku szedł Jacek Krzyżanowski. Połowa tego spełniła się, więc czy miała prawo narzekać, że jej ślub
odbędzie raczej w skromnym gronie przy biurku z urzędnikiem
zamiast księdza? Raczej nie, choć w sercu poczuła lekkie ukłucie,
żal o to, że nie włoży koronkowej sukni falującej u stóp.
-
Dziękuję za to, ale naprawdę, nie musisz się tym dręczyć. Tak
naprawdę uważam, że to nie suknia jest najważniejsza tego dnia,
ale ludzie, którzy się pobierają. My... My mamy wyjątkową
sytuację, jak wiele innych par, więc ślub jest dobrym posunięciem.
Nie chcę, by nasze maleństwo miało problemy z powodu naszych
dziwnych zawirowań.
Jacek
popatrzył jej głęboko w oczy, a potem przysunął się do niej
blisko, aż jego klatka piersiowa przylgnęła do jej piersi. Serce
uderzyło o żebra mocno i głęboko, jakby chciało jej przypomnieć,
że jest i nie jest obojętne na Jacka. Nieświadoma swoich gestów,
podniosła dłoń i lekko ułożyła ją na jego torsie, tuż nad
sercem mężczyzny.
-
Wiesz, co podoba mi się w tobie najbardziej? - mruknął tuż przy
jej ustach. Zbliżył się tak bardzo, iż miała wrażenie, że jego
wargi muskają jej. Gorący oddech mężczyzny otulił ją i powoli
zniewalał umysł, a z pomocą męskich perfum działał zaskakująco
szybko. Już niemal zapomniała o czym rozmawiali...
-
N-nie wiem... Co? - jęknęła, czując się coraz bardziej
skołowaną, coraz bardziej podatną i uległą.
-
To, że ze stoickim spokojem przyjmujesz to, co oferuje ci życie. A
przecież wiem, znam cię trochę, i wiem, że chciałabyś pięknego
ślubu. Nie narzekasz i nie masz pretensji. To jest w tobie piękne.
Ty cała jesteś piękna. Wyglądasz jak marzenie faceta. - Zaparło
jej dech w piersiach od tych słów. Zajrzała mu głęboko w
oczy, aż poczuła gorąco wypełniając ją od środka.
-
A czy wyglądam jak twoje marzenie? - zapytała w końcu, gdy udało
jej się zebrać jeszcze szczątki logicznego myślenia. Chciała to
wiedzieć, bo nie miała pojęcia, co o niej myślał. Chodziło
także o kobiecą próżność.
-
Tak.
Jedno
krótkie słowo, a potrafiło wywołać w niej taką burzę.
Rozpętało coś, co sama nie potrafiła zatrzymać.
Tym
razem, gdy ich wargi zetknęły się w gorącym pocałunku,
wiedziała, że cała inicjatywa wyszła od Jacka. Najpierw
przyciągnął ją do siebie mocno, aż poczuła na biodrze jego
wzwód. Zachłysnęła się z wrażenia, ale nie wycofała.
Jego widoczne podniecenie sprawiło, że i ona sama poczuła je w
podbrzuszu. Pocałował ją powoli, głęboko, a gdy otworzyła usta,
wsunął w nią język, aż jęknęła z rozkoszy rozlewającej się
po całym ciele. Jacek odsunął się od niej na chwilę, patrząc na
nią skrzącymi się oczyma, ale potem znów przysunął się
do niej, by ją pocałować, a ona, znów, nie protestowała.
Dlaczego? Jaki był cel jej oponowania, skoro pragnęła go i marzyła
o jego pocałunkach? Przecież pożądanie, to nie miłość, mogła
pozwolić sobie na to, by uchylić przed Krzyżanowski tę część
tajemnicy. Nic się nie stanie, a ona nadal będzie żyła w
bezpiecznym poczuciu, że jej serce nie jest zagrożone.
Kochała
Jacka, ale bała się tej miłości, bała się samego Jacka,
ponieważ kompletnie nie potrafiła przewidzieć jego zachowania, gdy
na głos powie to, co tkwiło w niej od wielu lat, a w ostatnich
miesiącach zdecydowanie się nasiliło. Mógł ją przecież
odtrącić, sugerując, że ich małżeństwo powinno zostać włożone
do szuflady z napisem „białe małżeństwo”. Pewnie tego
oczekiwał, choć jej myśli miał się nijak do tego, co właśnie
robili.
Mimo
zamętu i pożądania poczuła, jak Jacek odsuwa się od niej, wysuwa
dłonie spod koszulki, które tak niepostrzeżenie wsunął.
Patrzył na nią przenikliwie, aż w końcu przemówił do niej
nieco zbyt ostrym głosem.
-
O co chodzi? - mruknął, przeszywając ją spojrzeniem. Jego oczy w
świetle lampki stojącej w kącie, nabierały ciemniejszej,
głębokiej barwy. Amelia zapragnęła zanurzyć się w niej, bo
wiedziała, że ten mężczyzna na dnie duszy ukrywa wiele sekretów
i myśli, z którymi nigdy się nie dzielił, z nikim.
-
Przepraszam. Po prostu pomyślałam o dziecku... - odparła niepewnie
i odsunęła się na drugi koniec sofy. Jacek spojrzał na nią
oszołomiony.
-
O Boże! Dziecko! Przepraszam cię. Trochę się zagalopowałem. Mam
nadzieję...
-
Spokojnie, pocałunki na pewno nie zaszkodzą maleństwu, ale po
prostu chcę być trochę ostrożniejsza – powiedziała łagodnie,
przerywając mu gorączkowe tłumaczenie.
-
W porządku. Co prawda staniemy się małżeństwem, ale może na
czas twojej ciąży zaprzestaniemy wszelkiego kontaktu fizycznego? –
zaproponował ugodowo. Chyba na poważnie wziął jej słowa o
dziecku, a przecież to była pierwsza myśl, która jej
przyszła do głowa, gdy cały ich zapał ostygł. Czy to znaczyło,
że powoli stawała się matką, którą myśli o dziecku i
stawia je na pierwszym miejscu? Uśmiechnęła się i opuszkami
palców dotknęła ust Jacka. Były miękkie, ciepłe i jeszcze
lekko nabrzmiałe od pocałunku.
-
A po ciąży? - zapytała, patrząc na niego niepewnie.
-
Po ciąży możemy się kochać tyle, ile zechcesz. Codziennie, cały
czas – odparł, a potem pochylił się nad nią i złożył na jej
ustach gorący, powolny pocałunek, który wypalił w jej sercu
piętno. Była już jego, na zawsze. To była jego przysięga. Złożył
ją niczego nieświadomy, a ona czuła się tak, jakby droga, którą
szli zaczęła się w końcu prostować.
Oderwał
się w końcu od niej. Amelia uznała, że czas wracać do domu. Było
już późno i zrobiła się śpiąca, dlatego poprosiła
Krzyżanowskiego o to, by ją odwiózł do domu. Zabrał
kluczki z wieszaka i złapał ją za rękę.
W
samochodzie panowała cisza, ale wcale nie czuła się nią
skrępowana czy sfrustrowana. Odpowiadało jej to, bo po tylu
scysjach, walkach na słowa, wydawało jej się, że ich relacje
przybierały inny kształt. Miała taką nadzieję. Jacek starał
się, widziała to i doceniała. Ona też nie miała zamiaru być
ciągle wredna.
Gdy
dojechali na miejsce, Jacek pochylił się w jej stronę. Odwróciła
twarz, oczekując pocałunku, ale poczuła muśniecie warg na
obojczyku, by po chwili poczuć je na szyi. W końcu doczekała się
lekkiego muśnięcia na wargach. Otworzyła usta, ale wcale nie
zamknął ich pocałunkiem.
-
Dobranoc, Amelio. Zadzwonię do ciebie jutro – powiedział cicho, a
dziewczyna poczuła się rozczarowana. Spodziewała się pocałunku,
ale uśmiechnęła się do Krzyżanowskiego i wyszła z samochodu,
życząc mu dobrej nocy.
Jacek
odjechał, gdy Amelia zniknęła we wnętrzu bloku. Im bliżej była
swojego mieszkania, tym większą niechęć czuła do tego miejsca.
Rozumiała gniew matki i rozczarowanie ojca, ale potraktowali ją
tak, jakby kogoś zabiła. Może ich zachowanie nie byłoby tak
nerwowe, gdyby ojcem dziecka okazał się ktoś inny? Dlaczego nie
mogli przejść nad tym do porządku dziennego tak, jak przeszli do
powrotu Karoliny?
Nagle
ją olśniło! Mama przecież powiedziała, że skoro wróciła
jej starsza siostra, to ona i Jacek jakoś myśleć o wspólnej
przyszłości! Zagotowało się w niej i w ponurym nastroju weszła
do mieszkania. Zignorowana, jak zwykle, przez matkę, weszła do
kuchni, nalała sobie soku i zamknęła się w pokoju.
No
jasne, mama chciała, żeby Karolina wróciła do Jacka i oboje
znów się pobrali i stworzyli Marysi rodzinę, dlatego jej
ciąża wszystko pokrzyżowała. Czy jej matka nie brała pod uwagę
tego, co czuł Jacek albo czego chciała Karolina? Przecież żadne z
nich nie chciało powrotu do tego momentu sprzed sześciu lat.
Najwidoczniej
jej matka nie pojmowała, że drogi tych dwojga już dawno się
rozeszły, a ucieczka Karoliny przekreśliła jakiekolwiek szanse na
to, by Marysia odzyskała mamę, prawdziwą mamę. Teraz ona miała
nią być, ale najwidoczniej najważniejsza była Karolina.
Czuła
się źle z tym, jakby była gorszą córką. A przecież nie
uciekła, nie zostawiła małego dziecka i męża bez słowa
wyjaśnienia! Musiała jednak pogodzić się z tym i iść dalej.
Marysia ją kochała, Alicja akceptowała i nie robiła wyrzutów,
a Jacek... Jacek po prostu był i starał się. Doceniała to i sama
też robiła wszystko, aby naprawić ich relacje.
***
Dzień,
w którym miała wyjść za Jacka okazał się pochmurny,
wietrzny i deszczowy. Niebo zasnuło się ciemnymi, ciężkimi
chmurami, z których przed godziną jedenastą lunął deszcz.
Amelia patrzyła na szary krajobraz za oknem. Miała ochotę się
rozpłakać. Jej ślub miał być skromną uroczystością,
zwieńczoną obiadem w restauracji, ale pogoda postanowiła zakpić z
niej i poskąpić słońca. Ostatnie dni sierpnia po prostu
wywoływały w człowieku smutek.
Modliła
się bezgłośnie o piękną pogodę, lecz nic się nie zmieniało.
Poczuła ciepły dotyk na dłoni. Odwróciła się i dostrzegła
zatroskaną twarz Jacka. Na pewno wiedział, jak bardzo zależało
jej na pięknej pogodzie.
-
Amelio, tylko nie płacz! - poprosił cicho, unosząc jej drżącą
dłoń do ust. Gdy ją pocałował, poczuła znajome języki ognia w
dole brzucha. Na chwilę odrzuciła myśli o paskudnym dniu i
uśmiechnęła się do Krzyżanowskiego.
-
Hej, blondi, nie martw się. Moja babcia powtarzała, że deszcz w
dniu ślubu, to dobra wróżba – odezwał się nagle Filip
Rozner, który dzisiejszego dnia miał być kierowcą młodej
pary, a także świadkiem Jacka.
-
Deszcz? Chyba żartujesz – prychnęła, choć w sercu poczuła
ukłucie nadziei.
-
Serio. Przecież po deszczu wychodzi słońce, po burzy tęcza,
prawda? - zapytał radośnie i zatrzymał się przed urzędem, w
którym mieli się pobrać.
-
Niech ci będzie, ale wiedz, że pogoda i tak niszczy mój
nastrój – mruknęła tylko. Jacek szybko wyskoczył z
samochodu z ogromnym parasolem i podszedł do jej drzwi.
Gdy
wyszła, uniosła oczy i posłała w stronę szarego nieba cichą,
pełną nadziei modlitwę. Chciała być szczęśliwa, chciała, by
Jacek ją pokochał.
Amelia
wyglądała ślicznie w białej sukience, falującej wokół
kolan. Koronkowa, skromna kreacja z dekoltem w serek, sprawiła, że
Jacek koniecznie chciał zaszyć się z dziewczyną w sypialni i po
prostu zdjąć z niej to cacko, rozpuścić włosy i scałować z
twarzy ten lekki smutek głęboko zakorzeniony w sercu. Wiedział, że
cierpiała z powodu nie tylko niechcianego męża, ale także z
powodu słów Krystyny.
Bardzo
żałował, że nie było go wtedy przy tej rozmowie, bo na pewno nie
omieszkał powiedzieć pani Lasek, co o tym wszystkim myśli. Mógł
zrozumieć jej awersję do ich małżeństwa, do niego, ale czy
koniecznie musiała psuć całą uroczystość swoimi humorami? Nie
zwracał na nią uwagi podczas uroczystości, ale gotowało się w
nim ze złości, gdy przypomniał sobie, jak Amelia opowiadała mu o
reakcji rodziców. Porzucił jednak wszelkie złe myśli, gdy
spojrzał na wystraszoną twarz jego żony. Uśmiechnął się do
niej, a potem, gdy nadszedł koniec uroczystości, pochylił się w
jej stronę do pocałunku.
Pocałował
ją lekko, przelotnie, ale starał się przekazać w tym geście
wsparcie i troskę. Amelia jednak wydała się być zaskoczoną jego
zachowaniem i na chwilę zesztywniała. W tym czasie Filip uzbrojony
w aparat zaczął pstrykać zdjęcia młodej parze, a także gościom
zebranym w jasnej, dość sporych rozmiarów sali.
-
Pocałujcie się jeszcze raz – poprosił, machając do nich ręką.
Uśmiechał się w ich stronę i kiwał głową. Jacek z wielką
ochotą spełnił jego prośbę i już po chwili trzymał Amelię w
ramionach. Dziewczyna niemal zniknęła w jego uścisku, ale nie
wyrywała się i nie szarpała. Pocałowała go i wtedy Filip
odwrócił się do Doroty.
-
Nie rób mi żadnych zdjęć – fuknęła, patrząc w jego
stronę spod przymrużonych powiek.
-
Dlaczego? Każdy musi zostać uwieczniony, przecież to taka
wspaniałą uroczystość! - zawołał i przekrzywiając obiektyw
nacisnął palcem na guzik. Rozbłysł flesz, a Dorota spiorunowała
bruneta wzrokiem, w którym tliło się również
rozbawienie.
W
tym czasie nieliczni goście uformowali się w szyku, aby złożyć
parze życzenia. Pierwsza była Marysia, która w różowej
sukience, ciemnych lokach i wielkiej kokardzie na czubku głowy
wyglądała jak słodki ptyś, starała się życzyć tatusiowi i
mamusi życzenia. Szybko jednak schowała się za tatą, zawstydzona
wystąpieniem publicznym. Po córce Jacka, przyszła kolej na
jego matkę.
-
Życzę wam, moi kochani, przede wszystkim miłości. Kochajcie się
i odnajdźcie wspólną drogę. - Ucałowała ich i podeszła
do Marysi, zabrała ją i ulokowała się z tyłu, tuż przy biurku.
Po
Alicji przyszedł czas na Karolinę. Jacek nie był zachwycony jej
obecnością, dlatego, gdy przy najbliższej okazji powiedział byłej
żonie kilka słów; żeby nie próbowała nawet
podchodzić do Marysi. Była dla niej obcą osobą i nie miała do
niej żadnych praw.
-
Życzę wam tego samego, co Alicja: miłości, a także szczęścia
na nowej drodze życia – szepnęła i ucałowała Amelię w
policzek. Młodsza siostra przyjęła to z niewielkim entuzjazmem,
ale uśmiechnęła się do Karoliny. Jacek pokiwał głową.
Zrobiło
się dość niezręcznie, gdy nadeszła kolej rodziców Amelii.
Dziewczyna spojrzała hardo matce w oczy. Kobieta uśmiechnęła się
do niej lekko, wyciągnęła ręce i ją przytuliła.
-
Miłości, miłości i jeszcze raz miłości. Małżeństwo to bardzo
trudna droga, ale mam nadzieję, że wam uda się przejść przez te
okropne meandry i znajdziecie to, czego szukacie – powiedziała
łagodnie i ucałowała córkę.
Amelia
z powodu zachowania matki wszystko, co powiedziała, przyjęła z
dystansem i pewnym chłodem, choć nie chciała psuć kobiecie
nastroju, ale jednak nie mogła po prostu zapomnieć tego, co do niej
powiedziała, ani późniejszego jej zachowania. Krystyna
odeszła rozczarowana barkiem entuzjazmu ze strony córki. Jej
miejsce zajął Bogusław, ten jednak opowiedział żart,
pogratulował im i postarał się po prostu zrobić wszystko, aby
zatrzeć nieprzyjemne chwile.
-
No dobra, to ja wam życzę dużo szalonego seksu! - zawołała
radośnie Dorota, czym sprawiła jęk zażenowania Amelii, śmiech
Jacka i Filipa, a także nieprzychylne spojrzenia ze strony starszej
części gości.
-
Na litość boską, Dota, tu jest dziecko! - powiedziała Amelia i
rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę dziewczynki. Ta jednak była
niezainteresowana całą sytuacją, gdyż oglądała wieczne pióro
urzędnika.
***
Całą
uroczystość po podpisaniu dokumentów przeniesiono do
restauracji poza Mielcem. Lokal dysponujący kilkoma dużymi salami,
dlatego Jacek postarał się, aby jedna z nich dostała się im na
wyłączność.
Sala
była zdecydowanie mniejsza w porównaniu do tych, które
widział, gdy przyszedł oglądać lokal, ale na ich potrzeby
zdecydowanie wystarczała. Była jasna, na ścianach wisiały zdjęcia
z różnych części województwa: tama na Solinie oraz
Bieszczady królowały pośród fotografii, ale Amelia
rozpoznała również inne miejsca. Nie przyglądała się
jednak zdjęciom, musiała skupić się na obecnej chwili i postarać
się wyjść przed gośćmi na uśmiechniętą, choć w sercu czuła
coś zgoła innego.
Tuż
przed daniem głównym Jacek ogłosił, że chce przemówić.
-
Nie wygłupiaj się – syknęła niezadowolona Amelia. Jacek musnął
palcami jej wyciągniętą dłoń i uśmiechnął się łagodnie,
próbując ją tym pocieszyć. Nie uspokoił ją tym gestem.
Nie chciała, aby przemawiał, przecież wszyscy wiedzieli w jakiej
sytuacji się znaleźli, więc nie było potrzeby jeszcze mówić
o tym na głos, chociaż wtedy atmosfera zostałaby oczyszczona? Ale
miała opory, aby przed rodziną i przyjaciółmi roztrząsać
ich wątpliwości. Co z tego, że każdy nie wierzył w to, iż ich
małżeństwo przetrwa długie lata, to się nie liczyło, bo jeśli
będą się starać jak do tej pory, to ciche prognozy mogą się nie
sprawdzić. Amelia nie chciała się rozwodzić.
-
Spokojnie, skarbie, chcę tylko podziękować – szepnął do niej,
nachylając się w jej stronę. Gdy ustami musnął płatek jej ucha,
poczuła przebiegające wzdłuż kręgosłupa ogniste języki, które
po chwili ulokowały się w dole brzucha. Posłała mu spojrzenie
pełne żaru i uśmiechnęła się skrępowana. Jacek popatrzył na
nią z wysoko uniesioną brwią i uśmiechnął się znacząco.
-
Myślę, że to niepotrzebne – jęknęła głucho i odsunęła się
od niego, ale mężczyzna nie pozwolił jej zabrać dłoń spod
palców. Muskał jej nadgarstek kciukiem i uśmiechał się
tak, jak uśmiecha się mężczyzna do siebie, gdy zdoła uwieść
kobietę. Nie spodobało jej się to, ale ciało mówiło coś
innego.
-
Potrzebne – mruknął jeszcze chropowatym głosem i uderzając
łyżeczką o wysoką szklankę, wstał. Przy stole zrobiło się
cicho. Nawet Marysia urwała swą opowieść w połowie i patrzyła
wyczekująco na ojca. - Dziękuję za uwagę. Chciałbym powiedzieć
kilka słów. Sądzę, że powinniście je usłyszeć, bo są
dla mnie bardzo ważne, dla Amelii, mojej żony, także. Chcę wam
podziękować za przyjście tutaj. Ślub to ważna sprawa. Wszyscy
wiedzą jaka jest sytuacja, więc nie będę tu o niej wspominał z
przyczyn wszystkim wiadomym. Amelio, wiem, że nie o takim ślubie
marzyłaś, ale obiecuję ci, że postaram się, by nasze wspólne
życie wynagrodziło ci to. Będę się starał o to. Ty i Marysia
jesteście teraz najważniejsze i cokolwiek się stanie, to nie
pozwolę was skrzywdzić, pamiętaj o tym. - W sali zapadła cisza, a
Amelia walczyła ze łzami w oczach. Bała się uwierzyć w jego
słowa, bo to oznaczało, że Jacek przyznaje się publicznie, że
nie tylko zależy mu na jej zdrowiu i szczęściu, ale czuje coś
więcej. Odniosła się do tej przemowy z dystansem, choć nie mogła
pokonać w sercu uczucia, które w tej chwili ją ogarnęło.
Kiedy spojrzała Jackowi w oczy doznała tego samego uczucia, co
kiedyś, gdy wiele lat temu ujrzała go pierwszy raz: opanowało ją
gorąco, serce zaczęło galopować, a krew szumieć w uszach, w
brzuchu pojawiło się stado motyli, a żołądek zawiązał się w
supeł. Zakochała się w Jacku Krzyżanowskim po raz drugi i
wiedziała już, była pewna, że to uczucie nie miało już nic
wspólnego z nastoletnim zauroczeniem. Kochała całą sobą.
Jacek
w krótkich słowach podziękował także rodzicom,
przyjaciołom, a także Marysi za obecność na przyjęciu. Na koniec
życzył im smacznego i zasiadł do stołu.
Kiedy
nastała przerwa między jednym daniem a drugim, Jacek wyszedł razem
z Filipem. Rozner zapalił papierosa, poczęstował również
Jacka, który ku zdziwieniu przyjaciela zgodził się na
zapalenie jednego.
-
Od wieków tego nie robiłem – powiedział Jacek po
wypuszczeniu z ust obłoków dymu. Nie myślał o tym, że
będzie śmierdział dymem, musiał zapalić jednego.
-
Podziwiam cię i zazdroszczę. Też chcę rzucić palenie, ale jakoś
tak... Nie mogę. Nie mam motywacji, a poza tym, jak się wkurwię,
to mogę przynajmniej papierosa zapalić, bo bić nie chcę –
mruknął Filip i odwrócił się w stronę lasu.
Stali
poza ogrodzeniem, osłonięci świerkami, które rosły po
drugiej stronie. Mieli chwilę ciszy i spokoju. Jacek jej
potrzebował, tylko dlatego, że przebywając obok Amelii myślał o
jednym: o seksie. Starał się jej nie dotykać, żeby nie wywoływać
w sobie sensacji, ale ciężko było trzymać ręce z daleka od niej.
-
No i co, żonkosiu, jak czujesz w roli męża po raz drugi? - zapytał
po kilku sekundach ciszy, przy okazji trącił go łokciem w żebra.
-
Inaczej niż sześć lat temu. Na pewno nie czuje żadnego
dyskomfortu. Wiem, że będzie dobrze, bo z Karoliną... Bałem się
tego, co zrobi. - Wsunął jedną dłoń do kieszeni. W drugiej
trzymał tlącego się papierosa, który smakował znacznie
gorzej, niż pamiętał.
-
Amelia jest inna niż jej siostra, to widać. Życzę wam miłości –
odpowiedział Rozner i zgasił niedopałek. - Wracam do środka.
Idziesz?
-
Nie, zostanę jeszcze trochę. Muszę przemyśleć kilka spraw.
-
W porządku. Powiem im, żeby cię nie szukali.
Gdy
Jacek został sam, dostrzegł na niebie tęcze. Może rzeczywiście
deszcz to dobra wróżba?
Dobra, teraz to ja się boję. Jeśli wszystko ułożyło się tak nawet słodko. Jacek pokochał Amelię, kurczę to widać. I w ogóle ta przemowa, chociaż momentami widzę w nim jakiś obowiązek. Nadal nie rozumiem małżeństw, bo dziewczyna w ciąży to musi być ślub. Słodko by było jakby żyli sobie na kocią łapkę, ale na razie jest w też super. Oby tylko potem było dobrze, bo właśnie jak teraz tak wyszło uroczo, to potem nam rzucisz jakąś bombę. Mam nadzieje, że planujesz jakiś happy end. :D Dobra, ode mnie tyle. :D
OdpowiedzUsuńPozdrowionka. :D
Ja sama uważam, że zawieranie małżeństwa z powodu dziecka, to czysta głupota, ale wiele osób tak robi. No cóż, rozumiem, że chcą dać dziecku jakieś poczucie bezpieczeństwa, no i rodzinę, ale to przymus;) No cóż, to się okażę w następnych rozdziałach:)
UsuńO, czyżby Jacek się ogarnął? A może go ktoś podmienił, bo nie poznaje tego faceta, którym wiecznie targały wątpliwości. Czego w takim razie mogę życzyć Melce z okazji ślubu? Żeby jej mąż nie miał w przyszłości takich wahań i nie wrócił stary Jacek (chociaż serio mam wrażenie, że Jacek z tego rozdziału i trzynastu poprzednich, to nie tam sam koleś :P). Wszystko wydaje się takie słodkie i tak, jakby wszystko miało się dobrze skończyć. Nawet Marysia uznała, że Melka jest jej mamą. Ja uważam, że w przyrodzie powinna być równowaga i po tak słodkim rozdziale powinien nastąpić jakiś wyjątkowo gorzki wątek. Hmm, może to dlatego, że mam wrażenie, że to w zbyt szybkim czasie się (niby) ułożyło. No nic, jeszcze kilka rozdziałów, zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tylko, dlaczego Jacek i Amelia uznali, że seks może zaszkodzić dziecku. Ciąża to przecież nie choroba, więc seks nie jest zabroniony (być może jeśli ciąża jest zagrożona to tak, ale nie znam się za bardzo na tym). W każdym razie ja się zawsze śmieję, że jeśli dziewczyna zaszła w ciąże przez wpadkę, to później może nadal uprawiać seks, bo przez kolejnych 9 miesięcy i tak nie może zajść w kolejną XD Ich relacja "erotyczna" zawsze mnie nieco... zadziwia :P
Pozdrawiam! ;D
Ogarnął, nie ogarnął... Ciąża go zmieniła, to na pewno,no i wziął sobie do serca słowa Filipa i robi wszystko, by Amelia nie czuła się jak piąte koło u wozu. Zwłaszcza teraz.
UsuńNo cóż, zobaczymy, co mi wyjdzie podczas pisania, ale nie może być dobrze cały czas.
No cóż, Amelia boi się o dziecko, pierwszy raz jest w ciąży, więc dba o maleństwo, ale ciąża to tylko wymówka przed jakimkolwiek kontaktem fizycznym z Jackiem, choć bardzo chce, to jednak woli trzymać go na dystans, bo tak jest jej łatwiej go kochać. A jak ktoś chce uprawiać seks, to będzie go uprawiał, niezależnie od tego, czy kobieta jest w ciąży, czy nie xDD A ja ostatnio czytałam, że podczas ciąży można zajść w ciąże, ale nie wiem, czy to nie była głupota wyssana z palca, więc mówię o tym bez przekonana.
Pozdrawiam! <3
No się pobrali! Ja tam nie wiem, ale moja znajoma brała cywilny i miała piękną, białą suknie, taką w jakiej się do kościoła na ślub idzie, więc Amelia też mogła sobie taką sprawić. Nie widzę przeszkód. :D I pierwsze słyszę, żeby seks mógł zaszkodzić dziecku, ale to słodkie, że Melka tak się troszczy o to maleństwo.
OdpowiedzUsuńKrystyna nieźle mnie zaskoczyła. Jakby nagle trafiło ją oślinienie, chociaż do jej życzeń podchodzę sceptycznie. Wciąż wydaje mi się fałszywa. A Karolinie powinni jednak dać większy dostęp do małej. Przecież to jej córka. :)
Jacek zmienił się na korzyść, chociaż ja tam nie wierzę w sielankowe małżeństwa. Na pewno dopiero teraz będą musieli się docierać, szukać kompromisów i akceptować własne humory - jak to w prawdziwym życiu XD.
Życzę im dużo szczęścia!
Przeczytałam wszystkie rozdziały w kilka ostatnich godzin, właściwie to niepełnych dwóch. Cieszę się, że tak spożytkowałam wolny czas, w przerwie międzysemestralnej. To zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadań w blogosferze. Nawet nie masz pojęcia ile dziwnych uczuć przemknęło mi przez myśli kiedy czytałam to opowiadanie ulokowane w Mielcu. Piszesz naprawdę dobrze, czytało się genialnie.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc nie spodziewałam się, że w rozdziale czternastym przeczytam to co w nim jest, kiedy przeczytałam pierwszy rozdział. Wszystko było bardzo skomplikowane, a nawet bardziej. Amelia to silna dziewczyna, tyle różnych tzw. kłód pod nogami przeskoczyła, że lepiej aby Jacek kochał ją tak mocno jak zapowiada bo go znajdę i uduszę. Marysia to urocze dziecko i wręcz sama zakrzyknęłam kiedy jej Melka pozwoliła jej nazywać się mamą. Karolina natomiast to dziwna postać, chciałabym jej nie lubić, ale w pewnym sensie nie potrafię. Pomyślałam tez sobie czytając to, że los właściwie bywa przewrotny i tak jest też w normalnym życiu. Odtrąciła męża i córeczkę, a w zamian pokochała Andrew, który umarł bardzo szybko. Karma is a bitch, jak to mówią.
Właściwie miałam nadzieję, że Amelia nie będzie w ciąży, bo wtedy łatwiej byłoby udowodnić mu, że jednak kocha ją dla niej samej.
Zachowanie jej matki mnie zadziwiło, tak bardzo chciała, żeby Karolina była z Jackiem, że skrzywdziłaby drugą córkę, okropieństwo.
Właściwie to zastanawiam się co planujesz w tych nadchodzących rozdziałach, z chęcią przeczytam jak im się życie poukładało, bo kto by przypuszczał, że to możliwe chociażby po lekturze rozdziału drugiego, ja nie.
ps. myślałam że Mariusz bardziej namiesza, ale z drugiej strony Melka nie była zainteresowana, z resztą kto by był jak tu ma pod nosem takiego Henryego Cavilla :)
Pozdrawiam ;)