Po
rozmowie z Karoliną, Jacek jechał do domu zamyślony i pełen
wątpliwości. Tak naprawdę spodziewał się dowiedzieć czegoś
nowego, ale jak się okazało ta rozmowa tylko wzbudziła w nim
większe poczucie winy, a wyrzuty sumienia przybrały kolosalne
rozmiary. Boże, czuł się tak podle. Jakby uwiódł niewinną
dziewczynę, a przecież Amelia nie była aż tak niewinna. Chyba
nikt nie miał wątpliwości, że on nie nadawał się na męża dla
Amelii, ale czy to w ogóle ma jakieś znaczenie? Póki
co, musiał z nią porozmawiać. Jeśli jego była żona miała
rację, dziewczyna podeszła do tego niezwykle emocjonalnie. Nie
chciał, żeby płakała. Nie przez niego.
Kiedy
brama się otwarła i wjechał na posesję, z domu wybiegła Marysia.
W ramionach tuliła pluszowego misia i rozradowana czekała na niego,
tuż przy schodkach. Wysiadł z samochodu i ruszył ku szczęśliwej
córce. Wziął ją w ramiona i okręcił się razem z nią
wokół, aż mała zapiszczała ze szczęścia.
-
A gdzie Amelia? - zapytał, gdy w końcu pierwszy wybuch radości
minął.
-
Melka jest w kuchni, gotuje obiad – odparła z uśmiechem. W oczach
dziecka dostrzegł oddanie i uwielbienie. Jego córka kochała
Amelię. Dlaczego on nie mógł tego zrobić? Wszystko byłoby
łatwiejsze.
-
To chodźmy do niej – zaproponował.
Kiedy
znalazł się w kuchni doskonale rozpoznał uczucie, które
zaatakowało go, gdy zobaczył Amelię ubraną w kolorowych fartuch,
pochylającą się nad rondlem. To była tęsknota. Od wielu miesięcy
zmagał się z nią, ale nie było to uczucie, któremu nie
byłby wstanie się przeciwstawić. Tęsknił za rodziną, ciepłem i
radością. Jakoś w ostatnim czasie doskonale sobie z tym radził,
nawet zapominał o nim, ale teraz, gdy dostrzegł Amelię uderzyło w
niego podwójnie.
Amelia
Lasek wyglądała nadspodziewanie dobrze. Włosy miała upięte w
kok, jasną cerę zabarwił lekki rumieniec spowodowany najpewniej
parą buchającą z garnków. Ubrana była w krótkie,
zielone spodenki i biały t-shirt z nadrukiem, który
przysłaniał fartuch. Spojrzała na niego zaskoczona, jakby nie
spodziewała się jego powrotu do domu.
Odstawił
aktówkę na krzesło przy wyspie i odpiął marynarkę.
Zauważył, że dziewczyna śledzi każdy jego ruch, jakby obawiała
się ataku z jego strony. Owszem, powinna się go bać, ponieważ
poczuł przypływ pożądania. Gdyby nie Marysia, na pewno robiłby
wszystko, aby ponownie ją uwieść.
-
Dzień dobry, Amelio – przywitał się cicho. Dziewczyna
wyprostowała się gwałtownie, założyła za ucho opadający na
policzek kosmyk jasnych włosów i kiwnęła głową, lekko
zaciskając wargi.
I
to byłoby na tyle rozmowy. Spodziewał się, że wymienią kilka
zdań. Kilka zdań. Nie chciał jej jednak do niczego zmuszać.
Chciał przeprowadzić z nią poważną rozmowę, ale skoro nie była
w nastroju, to poczeka, aż sama się do niego odezwie.
Amelia
widziała jak Jacek lustruje ją wzrokiem. Serce, które biło
normalnym rytmem, gdy była sama, teraz nagle odezwało się w niej i
rzuciło w szaleńczy galop. Nie potrafiła stać i beznamiętnie,
jak on, obserwować i oceniać. Ta noc, choć przysporzyła jej wiele
zmartwień, sprawiła, iż patrzyła na niego zupełnie inaczej.
Nieco ją onieśmielał. Do tej pory jedynie żyła marzeniami, a
teraz jej fantazje stały się rzeczywistością. Dotykał ją i
pieścił... Nie mogła przestać o tym myśleć. Jacek Krzyżanowski,
jej były szwagier, spędził z nią noc, o której nie miała
zamiaru zapomnieć. Czuła się tak, jakby to był jej pierwszy raz,
a przecież już dawno miała go za sobą.
Jacek
usiadł na krześle, a na kolana wspięła mu się Marysia.
Uśmiechnęła się do dziewczynki, ale szerokim łukiem omijała
Jacka, który wciąż na nią patrzył. Denerwował ją tym.
Nie lubiła, gdy ktoś poddawał jej szczegółowej obserwacji,
a on to robił. Czego szukał? Może po prostu zastanawiał się,
dlaczego przespał się akurat z nią? Miał wyrzuty sumienia, że
poddał się chwili? Wolała tego nie roztrząsać, więc po prostu
zajęła się obiadem, który już prawie kończyła.
Wyciągnęła
z szafki talerze i zaprosiła ich do stołu.
-
Dwa? A ty nie jesz? - zapytał zaskoczony Krzyżanowski, gdy
dostrzegł jedynie dwa nakrycia na stole w jadalni.
-
Nie. Ja wracam do domu – odpowiedziała Amelia. Zdjęła fartuch i
powiesiła go na haku. Dziewczynka zeskoczyła z kolan ojca.
-
Nie. Melka, proszę zostań z nami! - krzyknęła Marysia i przywarła
do jej nóg, obejmując ją ciasno.
-
Kochanie, nie mogę zostać. Mam inne obowiązku w swoim domu –
przemówiła łagodnie. Dziewczynka jednak obejmowała ją
mocno i nie zamierzała jej wypuścić.
Amelia
popatrzyła bezradnie na Jacka, ale ten siedział nieruchomo i
obserwował całą scenę. Najwidoczniej nie zamierzał
interweniować. Jeśli milczał, to znaczy, że nie chciał się
mieszać i sądził, iż sama się wybroni. A może też chciał,
żeby została? Nie uwierzyła w tę drugą możliwość, więc
postawiła na pierwszą. Na pewno nie chciałby, żeby z nimi była i
usiłowała wkupić się do ich rodziny, skoro takiego prawa nie
miała.
Kompletnie
nie miała pojęcia, co zrobić. Chciała zostać z Marysią, ale
jednocześnie wolałaby tego nie robić. Obawiała się, że
dziewczynka wróci do tematu mamy. Nie chciała być powodem,
dla którego Jacek będzie złościł się na córkę.
Westchnęła i odsunęła się od dziewczynki. Pokręciła głową i
kucnęła, aby zrównać się z siostrzenicą.
-
Przykro mi, Marysiu. Nie tym razem. Muszę wracać do domu. Obiecuję,
że innym razem na pewno zostanę. Proszę cię, nie gniewaj się na
mnie – poprosiła cicho i przytuliła ją do siebie.
Przypomniało
jej się, że kiedyś również tak „uciekała”, ale
najwidoczniej dziewczynka tego nie pamiętała. Ona tak i ciążyło
jej to na sercu, niczym głaz. Musiała jednak wziąć się w garść.
Mimo wszystko nie chciała niszczyć relacji córki z ojcem.
Jacek kochał Marysię, a ona jego, więc nie miała prawa stawać
między nimi, nawet jeśli między nią, a Krzyżanowskim nie
układało się zbyt dobrze, zwłaszcza teraz, gdy ich relacje tak
się pogmatwały.
-
Obiecujesz? - zapytała Marysia i chlipnęła cicho, patrząc prosto
w oczy.
-
Obiecuję. Przecież widzimy się już jutro! - zawołała, udając
wesoły ton.
Szybko
uciekła z kuchni, gdy w końcu udało jej się pożegnać z Marysią.
Krzyżanowskiemu skinęła jedynie głową, nawet nie patrząc na
niego.
Odetchnęła
z ulgą, kiedy opuściła dom Jacka. Obawiała się, że Jacek za nią
pójdzie, lecz nic takiego się nie stało. Ostatnio, gdy za
nią wyszedł powiedziała coś, czego żałowała do tej chwili.
Naprawdę powinna wtedy ugryźć się w język, ale nie była w
stanie się powstrzymać. Koniecznie chciała mu wyjawić, choć
część tego, co czuła. Oczywiście nie zamierzała przyznać się
do miłości, jaką go obdarzyła. To, co między nimi się działo,
nie przypomniało podwalin do szczęśliwego związku. Przyjęcie
tego, co daje los zawsze jest najlepszym rozwiązaniem, choć
przecież nic nie szło zgodnie z jej planem. Ich losy po prostu tak
się poplątały jak kłębek nitki i zrobiło się parę guzołków,
których nie sposób było rozplątać.
Gdy
dotarła na przystanek, okazało się, że bus na nią już czeka.
Pędem wpadła do środka, kupiła bilet i klapnęła na najbliższym
wolnym miejscu.
Chyba
za bardzo przejmowała się wszystkim, uznała w końcu. Musiała
przecież wziąć się w garść i podejść do wszystkiego
rozsądnie. Przecież rozczulanie się nad sobą nie było sposobem
na poradzenie sobie z problemami jakie ją czekały w najbliższej
przyszłości. Nim dotarła do domu zasępiła się i zamknęła w
sobie. Nie powinna się tak bardzo przejmować, ale jednak robiła
to. Martwiła się, że wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej.
Pisała czarne scenariusze, obawiała się bowiem reakcji rodziców.
Nie była już małą dziewczynką, ale nadal była na ich
utrzymaniu, więc gdy zajdzie w ciąże będzie miała twardy orzech
do zgryzienia. Wszyscy się na niej zawiodą. I ta myśl niemal
przeszyła ją na wylot, niczym ostry nóż.
Mieszkanie
było puste. Weszła do niego spokojnie i po prostu skierowała się
do swojego pokoju. Poczuła chęć na piwo, ale powstrzymała się.
Nie napije się, dopóki nie zrobi testu ciążowego.
***
-
Przecież istnieje coś takiego jak prezerwatywa, do jasnej cholery!
Kurwa, Mel, czy ty naprawdę nie myślałaś?! - krzyczała Dorota,
gdy Amelka w końcu odważyła się opowiedzieć o wszystkim
przyjaciółce. Rudowłosa patrzyła na nią z wściekłością,
a w zielonych widziała prawdziwe błyskawice.
-
Nie krzycz, proszę cię. Słyszę wszystko wyraźnie – poprosiła
speszona. Zrobiło się jej głupio, gdy Dorota wrzeszczała i ganiła
ją za to co zrobiła. Za taki akt głupoty powinna nieźle oberwać
po uszach.
-
No jak mam nie krzyczeć, kiedy prawdopodobnie spierdoliłaś sobie
życie?! - wrzasnęła wściekła Dorota i niemal przygwoździła ją
do podłoża zimnym spojrzeniem.
-
Stop. Chyba właśnie o to nam chodziło? No wiesz, ty i Kamila
stwierdziłyście, że muszę się spiknąć z Jackiem...
-
Pewnie, że tak było, ale przecież mówiłyśmy o tabletkach
i w ogóle... Wasz romans miał się zacząć niewinnie. No
wiesz, baju baju, a potem hop do wyra. A potem miłość do końca
życia...
-
Jak tak teraz mówisz o tym... Wydaję mi się, że to
najgłupszy pomysł na jaki wpadłyśmy. Na pewno nic by się nie
udało. To brzmi tak strasznie naiwnie... – westchnęła Amelia i
kopnęła leżący kamyk. Popatrzyła jak przeskakuje i upada gdzieś
w kępce trawy rosnącej na zboczu wału okalającego Wisłokę.
Zeszły
niżej, zbliżając się do ścieżki prowadzącej w stronę domostw.
-
Chyba tak, masz rację – przyznała w końcu Dorota, patrząc
przepraszająco na Amelię. - I przepraszam za ten wybuch.
Zaskoczyłaś mnie tym. Nie spodziewałam się tego... Jezu, mam
nadzieję, że nie jesteś w ciąży. To będzie kompletna
katastrofa!
-
Wiem o tym – westchnęła Melka i wsunęła dłonie do bluzy.
-
Rozmawiałaś o tym z rodzicami? Mówiłaś im coś w ogóle?
-
Boże, jeszcze nie, ale kiedy okaże się, że rzeczywiście jestem w
ciąży, będę musiała im powiedzieć. Będzie źle.
Już
teraz przygotowywała się psychicznie na aferę i wiedziała, że
jeśli Dorota jej nie wesprze, nie poradzi sobie.
***
Kolejne
dni mijały, aż w końcu z tygodnia zrobiło się trzy tygodnie, a
potem kolejne dwa. Minęło pięć tygodni. W tym czasie wróciła
Alicja, wyglądała na zdrową i tryskającą energią. Jacek robił
wszystko, co w jego mocy, aby matka miała fachową opiekę medyczną
oraz ciszę i spokój. Bał się jednak powiedzieć jej o tym,
co wydarzyło się między nim a Amelią. Należały jej się
wyjaśnienia, ale obawiał się jej reakcji. Jej serce mogło nie
wytrzymać takiej dawki informacji. Trawił go potworny niepokój.
Nie chciał sprawić, aby matce znów coś się stało.
Dlatego
właśnie poprosił Amelię, aby udawali, iż między nimi nie ma
żadnych spięć, a wręcz przeciwnie, świetnie się dogadują.
-
Nie chcę, żeby się martwiła, bo moja mama potrafi zrobić z igły
widły. Chcę, żeby miała poczucie, iż jesteśmy ze sobą
blisko... - powiedział któregoś dnia Jacek, akurat w chwili,
gdy Marysia i Alicja siedziały w ogrodzie i korzystały z pięknej
pogody.
-
Czyli prościej mówiąc, chcesz udawać przed twoją mamą,
tak? - zapytała Amelia i spojrzała na Jacka sceptycznie.
Już
zdążyła się przyzwyczaić do myśli, że uprawiali seks.
Przestało to być już dla niej nowością, a także powodem do
skrępowania czy wstydu. Miała tylko nadzieję, że między nimi
będzie dobrze, niezależnie od tego co pokaże test.
-
Tak, jeśli możesz to zrobić... - umilkł, choć ewidentnie chciał
coś jeszcze dodać. Powstrzymał się jednak i wychylił resztkę
drinku, którego sobie zrobił.
-
Mogę, ale nie wiem, czy będę potrafiła...
Wtedy
rzeczywiście nie wydawało jej się to możliwe, ale kiedy robiła
test musiała przyznać sama przed sobą, że może jednak nie będzie
ciężko? Kamila dowiedziawszy się o tamtej nocy nakrzyczała na
nią, była tak wściekła iż przez dwa tygodnie Amelia nie zbliżała
się do jej mieszkania. W końcu Głodzik przyszła do niej z miską
pierników i szczerze porozmawiały o tym, co się stało. Na
koniec po prostu uściskała ją i życzyła, aby jej miłość w
końcu została odwzajemniona.
Szybko
jednak zeszła na ziemię lub raczej na dno piekła, gdy Dorota
walnęła kilkakrotnie w drzwi. Siedziała w łazience rudej i robiła
test, uznały, że nikt im nie będzie przeszkadzał.
-
No i? Mel, zemdlałaś czy co? Otwórz te drzwi! - Ryk po
drugiej stronie wdarł się w jej umysł lodowatą falą.
Otworzyła
pospiesznie drzwi, w których stanęła przejęta Dorota.
-
No co? Jesteś w ciąży czy nie?!
-
Boże, ciszej... Nie wiem, musimy chwilę poczekać.
Usiadły
więc na podłodze. Plecami oparły się o ścianę, a test położyły
między sobą. Uzgodniły, że dla pewności poczekają dziesięć
minut, a nie jak pisało w ulotce, pięć. Tak dla pewności. Okazało
się, że te kilkanaście minut, które spędziły na zimnej
podłodze były najbardziej stresującymi minutami w całym jej
życiu. Nie panikowała tak na żadnym występie, gdy grała w
szkolnym teatrze, nawet na maturze, czy na studiach podczas egzaminów
tak się nie się nie przejmował. A dziś tak, i to bardzo. Umierała
ze strachu. Spociły się jej ręce, serce głucho dudniło w klatce,
a świat nagle jakby zrobił się dziwny. Poczuła, że zapada się w
jakieś otchłani i będzie w niej tkwić, aż wszystko się skończy,
aż pojawią się dwie kreski, które określą jej relacje z
Jackiem, Marysią, Alicją, a także jej rodziną. Od dwóch
głupich kresek zależała również jej kariera. Od nich
zależało wszystko.
-
Karolina chyba coś podejrzewa – powiedziała Amelia, po kilku
minutach ciszy, tuż przed końcem umówionego czasu.
-
Mówiłaś jej coś? - zainteresowała się Dorota, odrywając
wzrok od telefonu. Grała, a to oznaczało, że jest równie
zdenerwowana, co ona. Ruda zawsze grała, gdy czymś się stresowała.
Amelia popatrzyła na nią z ulgą. Dobrze jest mieć świadomość,
że nie tylko ona się tym przejmowała.
-
Skąd. Nic jej nie mówiłam, ale ona ostatnio miała na mnie
oko. Rozmawiała ze mną, pytała mnie o wiele rzeczy... Wspominała
coś o Jacku, więc od razu pomyślałam, że coś musi wiedzieć.
-
Teraz to chyba i tak nie ma znaczenia, prawda? - zapytała łagodnie
Dorota, a Amelia wzruszyła jedynie ramionami.
-
Nie wiem, zaraz się okaże. Sprawdzam...
-
Zaczekaj jeszcze. Pamiętaj, że zawsze będę stała po twojej
stronie, cokolwiek się wydarzy ja zawsze będę stała za tobą.
Kocham cię jak siostrę i chcę żebyś była szczęśliwa...
Debilu.
-
Hej! Tego debila mogłaś sobie darować – odparła wesoło Amelia,
nie ukrywając wzruszenia. Dorota zawsze była dla niej jak siostra.
Trwała przy niej i podnosiła na duchu, starała się również
rozśmieszać lub szczerze ją krytykowała, ale tylko po to, aby
wzięła się w garść.
-
Nie. No dobrze, patrz, co ci tam wyszło...
-
Boże, jeszcze nigdy się tak nie bałam – szepnęła przerażona
Melka i ścisnęła przyjaciółkę za rękę.
-
Wiem, ja też...
Amelia
w końcu sprawdziła wynik. Długo wpatrywała się w test, aż w
końcu podniosła na rudowłosą szklisty wzrok. W oczach miała
morze łez, które po chwili trysnęły fontanną i spływały
po gorących policzkach.
-
Amelia! Jesteś w ciąży? - zapytała Dorota i złapała ją za
ramię, potrząsając nią lekko. Ta spojrzała na nią i zacisnęła
wargi, a pojedyncze łzy zrosiły jej usta. Nie powiedziała jednak
nic. Odwróciła spojrzenie i zapatrzyła się na test ciążowy.
Dorota
nie wiedziała, co się pokazało. Łzy przyjaciółki mogły
znaczyć wszystko: albo płakała, bo nie była w ciąży i cały
stres uwolnił się z niej w tej właśnie chwili, albo była w
ciąży.
-
Czy... - zaczęła Melka, lecz urwała nagle i ponownie wybuchła
płaczem, tym razem jednak załkała głośniej i żałośniej. W
końcu się uspokoiła, a Dorota już wiedziała, co Amelia chciała
jej powiedzieć, ale milczała, czekając na wieści od przyjaciółki.
- Zostaniesz matką chrzestną mojego dziecka? - zapytała w końcu,
a Dorota poczuła jak usuwa jej się grunt pod stopami.
-
Oczywiście, kochanie, nie przewiduję innej możliwości –
odpowiedziała cicho i przytuliła Amelię do siebie. Dziewczyna po
raz kolejny rozpłakała się, ale tym razem nie zamierzała się
uspokoić.
Niemal
przez godzinę siedziały w łazience i rozmawiały o tym, co dalej i
snuły domysły o tym, jak mogą zareagować rodzice panny Lasek. W
końcu jednak zebrały się i wyszły. Amelia pożegnała się z
Dorotą mocnym i długim uściskiem i wróciła do domu.
Nie
pamiętała drogi, którą przebyła. Szła na pamięć, bo już
wiele razy tędy chodziła, ale to nie zmieniało faktu, iż w
chwili, gdy wchodziła do kuchni ocknęła się z amoku i
zorientowała się, że Karolina stoi oparta biodrem o kuchenkę
gazową, a przy stole siedzi Jacek. Popatrzyła na nich zaskoczona, a
potem przywitała się cicho.
-
Co się stało? - zapytał nagle Jacek, gdy ich spojrzenia się
spotkały. Amelia spojrzała na niego znacząco, a Krzyżanowski
kiwnął głową. W jego oczach coś błysnęło, lecz nie zdążyła
się zorientować co to było, bo mężczyzna odwrócił się w
stronę Karoliny i westchnął przeciągle.
-
Chyba musimy ci coś powiedzieć – powiedziała Melka, patrząc na
starszą siostrę. Ta z kolei zezowała na nią i Krzyżanowskiego.
Chyba się domyślała, ale nic nie mówiła.
Albo
w ogóle nie chciała nic słyszeć. Tak byłoby najlepiej,
lecz było już za późno. Na wszystko.
Usiadła
obok Jacka, choć wolałaby tego nie robić. Potrzebowała dystansu.
Nie spełniła się jednak jej cicha prośba, bo w chwili gdy nerwowo
zaplatała dłonie, Jacek delikatnie położył swoje na jej i
popatrzył głęboko w oczy. Dzięki temu gestowi uspokoiła się
nieco, choć nie chciała, aby jej dotykał, nie w tej chwili. Na
razie była jedną wielką niewiadomą, tykającą bombą z
opóźnionym zapłonem. Bała się, że wybuchnie i to lada
moment, w momencie kłótni z rodzicami.
Karolina
patrzyła na nich z dezaprobatą, jakby ona sama miała czyste
sumienie, ale Amelia nie chciała się nad tym rozwodzić. To i tak
nie miało sensu w obliczu tego, co się stało.
-
Nie powinnam wam mówić, co macie robić, bo akurat jestem
ostatnią osobą, która może udzielać wam dobrych rad, ale
wasze zachowanie po prostu było bezmyślne! Jak małolatów,
którzy dorwali pierwszą lepszą okazję i uprawiali seks! Na
litość boską! - krzyknęła oburzona.
Amelia
zmieszała się i niemal skuliła w sobie, Jacek natomiast nie
wyglądał jakby słowa byłej żony zrobiły na nim wrażenie.
Przybrał maskę, którą ciężko było rozgryźć. Może to i
dobrze? Wolała nie wiedzieć, co o tym wszystkim myślał
Krzyżanowski. Na pewno nie był zachwycony tym, że znalazł się w
takiej sytuacji.
-
Stało się i nie mam zamiaru tego żałować – przemówił w
końcu Jacek, patrząc znacząco na Amelię. Ta z kolei kompletnie
nie wiedziała, co powinna powiedzieć. I tak już wystarczająco
sobie nagrabiła.
-
Dobrze wiesz, że nie o to chodzi! - warknęła Karolina i spojrzała
na nich oboje karcąco. - Jacku, rodzice nie chcieli, aby Amelia
angażowała się emocjonalnie w opiekę nad Marysią, bo
podejrzewali, zwłaszcza mama podejrzewała, że Amelia zrobi coś
głupiego.
Amelia
skrzyżowała ramiona na stole i oparła na nich czoło, unikając
spojrzeń Karoliny i Jacka. Tak było prościej. Schować twarz w
ramionach i myśleć o czymś inny. Słyszała rozmowę siostry i
Krzyżanowskiego, którzy cicho spierali się o nią. Słuchała
ich jednym uchem, bo myślami była daleko. W miejscu, gdzie nikt jej
nie znajdzie i nie musi się tłumaczyć ze swego postępowania.
W
pewnym momencie poczuła na ramieniu dłoń Jacka. Natychmiast
pokryła ją gęsia skórka. Była wrażliwa na jego dotyk, co
mocno ją irytowało. W końcu nie chciała, aby Krzyżanowski
wiedział, jak na nią działa, wtedy miałby nad nią władzę, a do
tego nie mogła dopuścić, ponieważ za nic w świecie nie chciała
pozwolić na to, aby zaszło między nimi coś więcej. Poza tym,
bała się, że wyda się to, że była w nim zakochana po uszy, a
przecież Jacek wcale nie oczekiwał od niej żadnych deklaracji. Sam
też nie chciał się zakochiwać.
Będzie
łatwiej udawać przed Alicją, że coś ich łączy, niż przed n Jackiem, że nic do niego nie czuje
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co mogłabym napisać... Nareszcie!
OdpowiedzUsuńW sumie też bym się na moją siostrę wkurzyła gdyby była tak głupia i właściwie powtórzyła w pewnym sensie mój wielki błąd, ale Karolina z Amelią mają dziwne więzy, właściwie to jedna drugiej nie trawi jak narazie widać. Teraz kiedy już wiadomo, że wpadli jestem ciekawa jak cholera co będzie dalej! Chociaż lubię happy edny, mam w tym przypadku dziwną nadzieję, że ten taki nie będzie. Albo że dzwony zabiją, ale nie w tym kościele, co się spodziewam... :) No cóż pozostaje mi tylko czekać co dalej i kibicować głównym bohaterom, chociaż szczerze mówiąc Jacka przydałoby się przytemperować troszeczkę... :D
Pozdrawiam gorąco!
Boze święty ty to potrafisz dowalić do pieca Necco. :) szczerze powiedziawszy spodziewałam sie tego bo lubisz tworzyć rożne scenariusze a w żadnym twoim blogi nie było jeszcze niespodziewanej ciąży. Przykro mi ze Amelia przezywa to tak w negatywny sposób. Wszyscy są tu w trudnej sytuacji ale mam nadzieje ze koniec końców wszystko sie ułoży. ;) wszystkie guzelki sie rozwiążą. Ale jestem na ciebie zła za to ile trzeba było czekać na ten rozdział. Przez ostatnie tygodnie wchodziłam tu codziennie sprawdzajacczy jest kolejna notka. ;) wiec mam nadzieje kochana ze juz kończysz następny rozdział do "Niespokojnych dusz"
OdpowiedzUsuńCiąża ciążą, stało się, chyba jestem jak Dorota, która najpierw się wkurzyła, a później głaskała Melkę po główce. (Swoją drogą uwielbiam Dorotę, podoba mi się jej postać nie tylko ze względu na to, że jest ruda :D) Długo się zastanawiałam, co mam napisać (od piątku myślę...) i przychodzi mi tylko na myśl to, że ja tutaj happy endu nie widzę. A na pewno nie z Jackiem, który okazał się inny, niż Amelia go sobie wyobrażała. Ukrywanie przed matką tego, co się stało, to zły pomysł, bo niestety, ale Melka zaraz zacznie chodzić z brzuchem i ukryć się tego nie da. Cóż, albo on się angażuje naprawdę, albo najlepiej go w dupę kopnąć. Jejku, przy takim Jacku to nawet Karolinę potrafię usprawiedliwić. Nie dziwię się też, że siostra Amelii jest wściekła.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko uważam, że Amelia powinna być całkowicie szczera co do swoich uczuć wobec Jacka. On powinien wiedzieć, co ona czuje, może wtedy by się jakoś ogarnął. Jeśli mimo wszystko by tego nie zrobił, to jest jasny sygnał, żeby rzeczywiście machnąć na niego ręką. (I spiknąć się z "panem przedszkolanką" na przykład :P)
Jako że nie planujesz już tu wielu rozdziałów, przeczuwam jakąś burzę, która albo wszystko rozwiąże, albo wszystko zniszczy...
Czekam ;>
Pozdrawiam! <3
OMG, i jest w ciąży, no bez jaj. Tzn. raczej myślałam, że Jacek będzie bardziej niechętny po tym wszystkim do Amelki, a tu proszę...uczucia tęsknoty za prawdziwym domem dla Marysi, dzikie pożądanie, udawanie...cóż, takie rzeczy nie biorą się z powietrza. Myślę nawet, że gdy Jacek dowie się o ciąży, to zmieni nastawienie i dotrze do niego, że w jakimś porządnym stopniu zależy mu na dziewczynie. Kurde, ciąża...a to reproduktor jeden, wszystkie Lasek zapłodnił, MUEHEHEHEHEHEHE. :D
OdpowiedzUsuńCzekam na dalej! <3
Dużo weny! :D
Ale się porobiło! Myślałam, że umrę z napięcia, gdy robiła ten test. Od samego początku prorokowali sobie taki finał i... stało się! Jestem okrutna, ale to nawet fajnie, bo teraz będzie się działo. Jak oni stworzą rodzinę? Nie wątpię, że Jacek weźmie za to odpowiedzialność, ale przecież Amelii nie kocha. Może w małżeństwie ta miłość dopiero przyjdzie?
OdpowiedzUsuńKarolina zachowała się nadspodziewanie dobrze. Myślałam, że rozpęta awanturę, ale jednak nie. Mimo to, gardzę nią całym sercem.
Za to Głodzik to wspaniała przyjaciółka. Dobrze, że była z Melką w najtrudniejszej chwili życia.
I jestem ciekawa reakcji rodziców... z obu stron.
Świetny rozdział! <333