Dziś
krótko.
To
już ostatni rozdział na tym blogu. Miałam rozwodzić się nad tym,
jak bardzo to zepsułam i jak bardzo jest mi z tym źle, ale nie będę
się już nad sobą użalać. Bez przesady. Nie zawsze jest tak, jak
chcemy. Wyszło jak wyszło, trochę żałuję, ale postaram się, by
kolejne opowiadania były już takie w miarę do zjedzenia bez
popijania.
Dziękuję
Wam za obecność na tym blogu. Niejednokrotnie sprawialiście mi
radość swymi komentarzami. Cieszyłam się widząc, że jednak nie
podchodziliście do niego obojętnie, bo jednak narzekaliście na
bohaterów, a to znaczy ( według mnie ), że jednak w jakiś
sposób zżyliście się z tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że nie wysuwam błędnych wniosków. Dziękuję za każde słowo
krytyki, to zmusiło mnie do przemyślenia kilku spraw i jeśli już
nie udało mi się nic zmienić w fabule, bo zaplanowałam to tak, a
nie inaczej, to na pewno sprawiło, że patrzyłam na nie w inny
sposób. Myślałam nad każdym słowem i starałam się, by
brzmiało w miarę logiczne, chociaż ja i logika nie pasujemy do
siebie zbytnio (XD). Dziękuję raz jeszcze za wszystko. Jesteście
cudowni i do zobaczenia kiedyś tam, na innym, nowym blogu.
Póki
co, zapraszam na Bal uczuć, bo jeszcze trwa.
Pozdrawiam!
Jacek
czuł oszałamiającą ulgę, gdy wybudził się ze spokojnego snu i
poczuł się tak cudownie lekki, choć Amelia leżała na jego klatce
piersiowej. Uniósł głowę i dostrzegł jej czubek głowy,
nagie ramiona i plecy. Wsunął dłoń pod kołdrę i pogładził ją
po pośladku. Uszczypnął ją lekko i czekał, aż żona zbudzi się
ze snu. Amelia podniosła głowę i przyjrzała mu się, próbując
przegonić sen. Oczy wciąż miała zaspane, a jasne włosy
potargane. Uśmiechnął się do niej.
-
Dobrze się spało? - zapytał, gdy Melka odsunęła się od niego i
usiadła. Zauważył, że już przestała się zakrywać, że nie
wstydziła się własnego męża i śmiało prezentowała swoją
nagość.
-
No pewnie – mruknęła jeszcze zachrypniętym od głębokiego snu
głosem. Wstała i rozejrzała się po sypialni. Szybko odnalazła
koszulkę, którą „pożyczyła” sobie z jego szafy i
wyszła z pokoju.
Nadal
mieli problem z porozumiewaniem się, ale pracowali nad tym, droga
była długa i wyboista, lecz obije starali się jak tylko mogli. Bo
chyba właśnie o to chodziło; o staranie się, o współpracę.
Jacek
wyciągnął się zadowolony i czekał, aż żona wróci z
łazienki.
***
Amelia
oczywiście była szczęśliwa, ale nadal miała wątpliwości,
zwłaszcza, że ich ciche dni skończyły się tak nagle. Ich rozejm
trwał: kochali się co noc, ale to nie wystarczyło. Seks nie mógł
tak po prostu zastąpić im rozmowy. Wyjaśnili sobie część
rzeczy, ale wciąż tak mało sobie mówili. Naprawdę mieli
przed sobą długą drogę, więc oboje powinni się starać.
Jednak
jakoś wątpliwości mijały jej w chwili, gdy Jacek zaczął ją
całować, dotykać, szeptać jej czułe słówka, tak
niepodobne do niego.
Nie
było jednak godziny w ciągu dnia, by nie przestała myśleć o ich
sytuacji. Długo zastanawiała się nad tym, co powinna jeszcze
zrobić, co powiedzieć. Póki nie wyjawiła sedna sprawy,
miała wrażenie, że ich rozejm jest chwilowy. Nie potrafiła
przegonić tej myśli. Starała się, ale wciąż pozostawała w niej
ta Amelia, która odsuwała się od własnego męża za każdym
razem, gdy ten chciał ją dotknąć. Musiała to przerwać, musiała
zwalczyć w sobie tę pokusę.
Starała
się żyć normalnie tak, jak robił to Jacek, ale wciąż była pełna niepokoju. Nie chciała myśleć jeszcze o dziecku, więc jedynym rozwiązaniem był lekarz i chociaż poszła na wizytę bez wiedzy Jacka, czuła, że lepiej będzie, jeśli przemilczy tę sprawę. Nie wiedziała, co mógłby powiedzieć jej mąż na to.
***
Pierwsze
powiewy wiosny sprawiły, że Amelia zapragnęła zmienić swoje
życie. Chciała w końcu wrócić na studia i nawet znaleźć
pracę. Oczywiście nie było mowy o studiach dziennych, dlatego
musiała zastanowić się, czy w jej przypadku nie będzie lepsza
jakaś szkoła policealna. Dwa weekendy w miesiącu przez kilka
miesięcy w roku. To naprawdę niedużo, ale z drugiej strony nie
miała pojęcia jak zareaguje na to Jacek. Nie mogła jednak całego
życia podporządkowywać tylko jego decyzjom, nawet jeśli nie
przypadnie mu to do gustu.
W
obliczu tego, co postanowiła, musiała uwzględnić rozmowę z
Jackiem. Oczywiście nie sądziła, by jej mąż miał jakiekolwiek
obiekcje, ale wkrótce przekonała się, że on zupełnie
inaczej podchodził do wielu spraw.
Rozmowa
zaczęła się całkiem zwyczajnie. Niedzielny wieczór
spędzali w domu, w zaciszu własnego pokoju. Właśnie czytała
książkę, gdy mąż wszedł do sypialni po kąpieli, pachnący
świeżością i cytrynowym żelem pod prysznic. Położył się obok
niej i nim się zorientowała, wyciągnął jej z rąk książkę i
rzucił gdzieś za siebie, usłyszała tylko głuchy stuk.
-
Co robisz? To książka z biblioteki – powiedziała poirytowana
jego nieostrożnością. Wstała i odłożyła lekturę na stolik.
-
Amelio – zaczął gardłowym głosem, doskonale wiedząc jak na nią
to działa.
Amelia
koniecznie chciała oprzeć się jego urokowi, tylko przez chwilę,
by mogli spokojnie porozmawiać. Miała nadzieję, że Jacek wysłucha
ją i zgodzi się z nią. W końcu nie mogła całe życie spędzić
jako kura domowa, czekając aż ukochany mąż prześle jej pieniądze
na konto. Lubiła być samodzielna, ostatnio zapomniała jak to jest.
Czas, by w końcu sobie o tym przypomnieć.
-
Poczekaj, chciałabym o czymś z tobą porozmawiać – przerwała mu
łagodnie, aczkolwiek kusiło ją, żeby go pocałować.
-
O czym? - zapytał i dziewczyna ujrzała w jego twarzy dziwny cień:
wyczekiwanie pomieszane z radością. Zmarszczyła brwi, ale wróciła
do tematu, który zaczęła.
-
O czymś, co dotyczy ciebie i mnie, a zwłaszcza mnie...
-
Kochanie... - zaczął Jacek, który nagle pojaśniał i
uśmiechnął się do niej w tak uroczy sposób, że nagle zrobiła się miękka jak glina. - Od kiedy? - mruknął jej wprost do ucha,
otaczając ją zapachem świeżości.
-
Co od kiedy? - Odsunęła się od niego zdezorientowana.
-
Od kiedy wiesz?
-
Co od kiedy wiem? O czym ty mówisz?
-
Jak to o czym? O twojej ciąży – odpowiedział w końcu. Amelia
przez chwilę patrzyła oszołomiona na męża. O jakiej znów
ciąży? Przecież nie spodziewali się dziecka!
-
Na litość boską! A skąd ci przyszło do głowy, że jestem w
ciąży?! - jęknęła, starając się zapanować nad śmiechem,
który nagle próbował wydostać się z jej gardła.
Sama nie wiedziała, dlaczego tak ją to bawi. Chyba samo to, że
stwierdzenie Jacka wydało jej się tak dalekie od tego, chciała mu
powiedzieć i trochę absurdalne.
-
Powiedziałaś, że chodzi o coś ważnego, co dotyczy ciebie, poza
tym zauważyłem, że przybrałaś na wadzę, no i częściej się
uśmiechasz. Dodałem dwa do dwóch i wyszło mi, że
spodziewamy się dziecka.
-
Chyba żartujesz... Naucz się najpierw liczyć – oburzyła się,
poirytowana. Ten człowiek był po prostu nieobliczalny. Naprawdę
sądził, że była w ciąży tylko dlatego, że przytyła i zaczęła
się uśmiechać? Chyba tylko on mógłby dojść do takich
wniosków.
-
Nie widzę powodu do żartów. Chyba powinniśmy o tym
porozmawiać, prawda? - odpowiedział urażony, ale Amelia nie mogła
sobie pozwolić wejść na głowę. Jacek mógłby to
wykorzystać.
-
O mojej ciąży? Nie spodziewam się dziecka, jeśli o to ci chodzi.
I myślę, że na razie nie ma o czym mówić, tak?
-
Nie. Tobie się wydaję, że temat jest zakończony, ale tak nie
jest. Ostatnio kilka osób z rodziny pytało mnie, czy myślimy
już o kolejnym dziecku. I dlatego właśnie chyba...
-
Nie – przerwała mu gwałtownie. Usiadła i rzuciła mu ostre
spojrzenie. - Nie ma takiej opcji nawet.
-
Nie chcesz mieć dziecka? - Jacek wydawał jej się zszokowany, ale
postanowiła być nieugięta. Będzie musiał jakoś przetrawić to,
co chciała mu zakomunikować.
-
Nie mówię, że nie chcę mieć w ogóle, ale chcę
poczekać.
-
Ile? - wycharczał wściekły Jacek. Już nie ukrywał i nie udawał,
że go to nie obchodzi.
-
Nie wiem, kilka lat. Chciałabym pójść do pracy, skończyć
studia albo iść do szkoły policealnej. Chcę coś w końcu zrobić,
bo ta bezczynność doprowadza mnie do obłędu.
-
Kilka lat?! Oszalałaś? - krzyknął w końcu wyprowadzony z
równowagi i zerwał się z łóżka niczym oparzony.
-
Jak ty do mnie mówisz? Wyobraź sobie, że nie oszalałam. W
końcu zaczęłam podejmować racjonalne kroki w sprawie mojej
przyszłości, a ty reagujesz tak, jakbym miała zamiar wyjechać na
zawsze – oburzyła się, zastanawiając się, dlaczego jej mąż
zachowuje się jak rozjuszony byk.
-
Od tego się zacznie. Uciekniesz tak, jak twoja siostra. Zostawisz
mnie i Marysię!
Amelia
przez chwilę tylko była oszołomiona, potem skoczyła na równe
nogi z zamiarem spoliczkowania go, ale powstrzymała się w ostatniej
chwili. Nie powinna tego robić, ale było za późno. Jacek
wiedział, co zamierzała, dlatego spojrzał na nią z lodowatą
wściekłością, na twarzy miał wymalowane zmęczenie i
rozczarowanie. Czyżby
znów wracali do punktu wyjścia? Znów musieli walczyć
ze sobą, bo każde z nich miało coś zupełnie innego do
powiedzenia?
-
Jacku, ja naprawdę chcę robić coś w życiu. Czy to takie
straszne? Nie porzucę ciebie i Marysi, choćbyś nie wiem, jak
bardzo tego pragnął. Wiem, że przez ostatnie miesiące, z powodu
mojego poronienia, oboje przezywaliśmy piekło, bo odsuwałam się
od ciebie, ale teraz powoli wracamy na tory normalności. Znów
chcę żyć, robić coś, co oderwie mnie od niepotrzebnych myśli.
Nie chcesz, żebym była szczęśliwa?
Zapadło
kłopotliwe milczenie. Amelia dostrzegła jak Jacek bije się z
myślami. Oczekiwała odpowiedzi, ale ona nie nadchodziła. Jej mąż
nie potrafił jej odpowiedź na pytanie, które nie powinno
sprawić mu żadnych trudności. A jednak... Nie odpowiadał przez
jakiś czas. W końcu westchnęła i wsunęła się pod kołdrę.
Miała nadzieję, że ten chłód, który czuła w sercu
szybko minie. Oby, pomyślała.
Przez
kolejne dni, Melka głowiła się nad zachowaniem Jacka. Nie mogła
zrozumieć jego napaści na nią. W końcu nie powiedziała nic
złego. Co w tym dziwnego, że chciała podjąć jakąś sensowną
pracę i przestać być jego utrzymanką? Czy naprawdę tak źle o
niej myślał? Spodziewał się, że przy pierwszej lepszej okazji
ucieknie?
Była
jego żoną, chciała go wspierać i robić to wszystko, co sprawi im
obojgu radość, ale dlaczego przy okazji nie mogła być
samodzielna? Tak naprawdę ciężko było mu to zaakceptować? Miała
twardy orzech do zgryzienia, ale wiedziała, co zrobi. To, co
postanowiła. Będzie nieugięta, aż Jacek pogodzi się z tym, że
nie będzie siedziała w domu i bawiła się w kurę domową.
***
Jacek
za każdym razem, gdy widział Amelią, czuł dławiący go w gardle
strach. Nigdy, nawet w najdziwniejszych snach, nie śniło mu się,
że zwykła rozmowa o pracy i dalszej przyszłości jego żony,
podziała na niego w ten sposób. Nie był to kubeł zimnej
wody, lecz zapowiedź czegoś, co spędzało mu sen z powiek. Amelia
odejdzie od niego i to już niedługo. Przecież wiedziała, że nie
musiała pracować, nie musiała zarabiać na siebie, był w stanie
zapewnić jej życie na poziomie, choć wiedział, że Melka nie
goniła za pieniędzmi. Nie na tym jej zależało. Było ambitna i
chciała się spełniać, nie powinien jej tego bronić, ale gdzieś
tam w środku wszystko buntowało się przeciwko jej pomysłowi.
Chciał ją mieć przy sobie cały czas.
Miał
jednak świadomość, że nie mógł jej zatrzymać w domu
siłą, że Melka zrobi, co będzie chciała, choć widział tamtego
wieczoru, jak bardzo potrzebowała jego zgody. Miała plany na
przyszłość, chciała coś zrobić... Jak mógł w ogóle
jej to zabronić?
Powoli
uświadamiał sobie, co zrobił i jak zachował się wobec żony. Nie
okazał jej należytego zrozumienia, co zaowocowało milczeniem Melki
– znów się wycofała z ich małżeństwa, ale teraz był
bezpośrednią przyczyną. Musiał naprawić ten błąd.
***
Amelia
nie spodziewała się, że tego wieczoru zostanie „zaatakowana”
przez własnego męża. Próbowała zasnąć, ale męczyło ją
poczucie winy i złość. Jacek wszedł do pokoju niezauważony przez
nią, dlatego niemal pisnęła zaskoczona, gdy położył się obok
niej i ustami musnął jej policzek.
-
Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - Odsunął się od
niej i usiadł, opierając na jednej ręce.
-
Nic nie szkodzi – odpowiedziała, uśmiechnęła się skromnie,
rzucając mu szybkie spojrzenie i odwróciła się do niego
plecami. Ponownie.
Usłyszała
jak Jacek wzdycha ciężko i skuliła ramiona w poczuciu winy. Nie
powinna go odsuwać od siebie. Wciąż to robi. Odwróciła się
więc do niego i przez chwilę wahała. Przemogła się, w końcu
zrobiła ten krok w jego kierunku i postanowiła przełamać lody,
które wciąż skuwały ich małżeństwo.
-
Mam tego dość – szepnęła, a potem po prostu zachłannie go
pocałowała.
-
Rób tak częściej – mruknął Jacek, nim Amelia przywarła
do niego na dobre.
Ogarnął
ich szał, pochłonęły pocałunki i pieszczoty: szybkie i zbyt
nerwowe, ale wciąż rozbudzające zmysły.
Wszedł
w nią gwałtownie, aż jęknęła głucho, zaskoczona jego nerwowymi
ruchami. Otoczyła go ramionami i udami, w obawie, że wymknie się
jej zbyt szybko. Rozchyliła usta, gdy Jacek narzucił szaleńcze
tempo. Musiała poddać się jego woli, musiała zgodzić
się na to, by to jej mąż przejął kontrolę nad wszystkim. On
narzucił tempo, któremu nie podołała. Przymknęła powieki,
czując rozlewającą się po całym ciele falę gorąca i rozkoszy.
Poczuła jak Jacek tężeje nad nią, a potem w ciszy opada, drżąc
i ciężko oddychając. Leżała spokojnie, czując lekką frustrację, ale także dziwne
samozadowolenie.
Pragnął
jej, w to nie mogła wątpić, więc powinna to jak najlepiej
wykorzystać.
Uśmiechnęła
się zadowolona niczym kotka i przeciągnęła, eksponując Jackowi
swoje wdzięki. Spojrzał na nią oczami zamglonymi pożądaniem i z
nieskrywanym zadowoleniem podziwiał jej ciało, jednak w pewnym
momencie jego uśmiech nieco przyblakł. Amelia zaniepokoiła się,
gdy mąż spojrzał na nią niepewnie, jakby z obawą.
-
Coś nie tak? - zapytała i oparła się na łokciu, spoglądając na
męża wyczekująco.
-
Nie krzycz i nie złość się, dobrze?
-
Jacek... - zaczęła zdenerwowana Amelia. Naprawdę nie wiedziała,
co chciał jej powiedzieć, ale jego mina nie wróżyła
niczego dobrego. Miała tylko nadzieję, że nie zechce rozmawiać o
tym, co ostatnio ich poróżniło, choć zdawała sobie sprawę,
że powinni podjąć przerwaną rozmowę.
- Właśnie sobie uświadomiłem, że się nie
zabezpieczyliśmy. Mimo wszystko nie chcę cię stawiać w sytuacji
bez wyjścia.
Odetchnęła
z ulgą, ale tylko chwilową. Podjęła decyzję, dziś znów
wrócą do tematu sprzed kilku dni. Powinni w końcu zacząć
zachowywać się jak małżeństwo, które się kocha. Nabrała
powietrza, a potem wypuściła je ze świstem.
-
Nie zajdę w ciążę, bo biorę hormony – wypaliła bez namysłu.
Zamilkła na chwilę, chciała, by Jacek przetrawił jej słowa.
Obawiała się najgorszego, dlatego przymknęła powieki, czekając
aż zacznie robić jej wyrzuty.
Poczuła
wokół tali silny uścisk jego ramion. Przygarnął ją do
siebie, całując ją w skronie i czoło. Robił to niezwykle
delikatnie, aż poczuła łzy pod powiekami. Pocieszał ją, choć
miał prawo być zły za to, że zrobiła coś bez jego wiedzy.
-
Jestem...
-
Jesteś cudowną kobietą, ale przestraszoną. Rozumiem cię. Chcę
sprawić, byś w końcu mi zaufała i pozwoliła sobie udowodnić, że
zasłużyłem na twoją miłość. Proszę, Amelio, chcę byś mi
obiecała, że będziesz mi mówić prawdę i tylko prawdę,
choćby bolało – szeptał jej wprost do ucha, wlewając do serca
coraz więcej pewności i nadziei.
Znów
jednak opętał ją strach... A co jeśli to były tylko słowa i nic
więcej? Potrząsnęła głową wściekła na samą siebie. Nie mogła
tak myśleć i nie powinna. Kochała go i wierzyła mu.
-
Obiecujesz?
-
Obiecuję. - Na potwierdzenie słów kiwnęła jeszcze głową.
Jacek jej uwierzył, bo uśmiechnął się i wyciągnął w jej
stronę dłoń, ale odsunęła się od niego, ponieważ chciała
skupić się na rozmowie, a nie mogłaby tego zrobić, gdyby mąż
zacząłby ją dotykać. - Skoro chcesz prawdy, to chcę, żebyś
wiedział, że zależy mi na tobie i Marysi, ale boję się, że nie
podołam temu wszystkiemu, że okażę się złą matką. Boję się
też, że każda kolejna ciąża zakończy się jak ta pierwsza. Chcę
dojrzeć do macierzyństwa i chcę, żebyś zaakceptował to, bo nie
widzę innego rozwiązania.
-
Dobrze wiesz, że jest...
-
Masz na myśli rozwód? - wpadła mu w słowo, przełykając
gwałtownie ślinę. Przypomniała jej się sytuacja w szpitalu, gdy
Jacek tak gwałtownie zareagował na jej oświadczenie. Czyżby
zmienił zdanie? Właśnie teraz?
-
Tak.
-
Jacek, ale dlaczego teraz? Myślałam... myślałam, że dobrze się
dogadujemy, że zaczęło nam się układać. - Zaczęło brakować
jej tchu, nagle pociemniało jej w oczach.
-
No właśnie, wyjątkowo dobrze nam idzie porozumiewanie się,
zwłaszcza w łóżku – zagadnął wesoło Jacek, czym
zamieszał Amelii w głowie.
-
Jacek, Jacek, ale dlaczego ty chcesz się rozwieść? - wybąkała w
końcu, patrząc na męża z lekkim wyrzutem. Jej mąż z kolei
wyglądał na szczerze zdziwionego.
-
Rozwieść się? Ale dlaczego miałbym to robić? Dobrze mi z tobą.
-
Przecież sam przed chwilą powiedziałeś, że jest jedno
rozwiązanie.
Jacek
milczał przez chwilę głowiąc się jeszcze nad tym, co mu
powiedziała, aż w końcu zrozumiał, o co jej chodzi. Westchnął
tylko i pokręcił głową.
-
Owszem, tak powiedziałem, ale nie powiedziałem, że chcę się
rozwodzić. Nie z tobą, Amelio. - Dziewczyna milczała przez chwilę. Poczuła się głupio, że tak szybko doszła do nieodpowiednich wniosków.
-
Przepraszam, nie pomyślałam... Cóż, chyba musimy częściej
rozmawiać.
-
Tak. Dobrze, czy byłem grzeczny i zasłużyłem na nagrodę? -
zapytał przymilnie, uśmiechając się do niej uroczo. Amelia
pokręciła głową, zastanawiając się, czy Jacek nie ma charakteru kota, który łasi się, gdy czegoś chcę.
-
To zależy, jaką chcesz nagrodę.
-
Ty wiesz jaką.
Amelia
roześmiała się głośno, gdy Jacek rzucił się na nią niczym
wygłodniały wilk.
***
Amelia
po kilku tygodniach wahania, złożyła papiery do Mieleckiej Szkoły
Biznesu na kierunku technik księgowości. Uznała, że to i tak
lepsze to, niż siedzenie w domu i myślenie ciągle o jednym i tym
samym. To niczego nie zmieniało, a powoli doprowadzało ją do
szaleństwa.
Początkowo
nic nie mówiła Jackowi, który ostatnio zachowywał się
wprost idealnie. Nadal nie wiedziała, czy jej pomysł ze szkołą
przypadł mu do gustu. Sama najpierw musiała się oswoić z myślą,
że od września zacznie spędzać dwa weekendy w miesiącu w szkole.
Obiecała
mu przecież mówić tylko prawdę, nie chciał, by miała
przed nim sekrety, dlatego uznała, że powie mężowi o tym, co
zrobiła. Może nie będzie tak źle, w końcu ostatnio całkiem
dobrze zniósł informację o hormonach. Nie naciskał również
na to, by pojawiło się dziecko. Nie chciał jej osaczać, ani
wywierać na niej jakąkolwiek presję. Odetchnęła trochę z ulgą,
myśląc, że będzie dobrze. Musiało być.
Kiedy
Jacek wrócił z pracy, Amelia poczuła dławiącą w gardle
gulę, ponieważ obawiała się tego, co powie jej mąż. Oczywiście
zdawał sobie sprawę, że i tak zrobi to, co będzie chciała, ale
miała nadzieję, że ją zrozumie. Liczyła, że wyjdzie jej
naprzeciw i unikną kłótni.
Jedli
kolację w trójkę. Bez Marysi, która zapragnęła
pobyć kilka dni z babcią i dziadkiem. Oczywiście nie zastanawiała
się, dlaczego są dla niej babcią i dziadkiem, ale kiedyś zrozumie
tę nieścisłość. Nikt jeszcze nie myślał o tym, by wyjawić
całą prawdę. Marysia była jeszcze za mała.
Alicja
jadła w ciszy, co jakiś czas, dorzucając swoje komentarze do
rozmowy jaką prowadziła Amelia i Jacek. Od chwili, gdy małżeństwo
Krzyżanowskich zaczęło w końcu normalnie funkcjonować, sytuacja
w domu wyglądała zupełnie inaczej. Przestało być tak nerwowo,
nad głową nie wisiały czarne chmury i zrobiło się jakby jaśniej.
Może to sprawiła nadchodzą wiosna, może też i radość, jaką
dostrzegało się w Amelii i Jacku. Alicja nie zastanawiała się nad
tym, po prostu cieszyła się, że w końcu udało im się pogodzić.
Kiedy
kolacja dobiegła końca, Amelia zebrała naczynia i zaniosła je do
kuchni, Alicja szybko ulotniła się do swojego pokoju. Jacek został
i przysiadł w salonie ze szklanką koniaku.
-
Przecież ty nie pijesz o tej porze. Ty w ogóle nie pijesz –
zauważyła z lekkim przekąsem Melka, gdy w końcu udało jej się
wszystko posprzątać.
-
Uznałem, że dziś mi się należy. Podpisałem kontrakt na budowę
tarasu widokowego na Górze Cyranowskiej. - Uśmiechnął się
do zaskoczonej Amelii.
-
Och, to wspaniale! Nic nie mówiłeś na ten temat. Nie
pochwaliłeś, ani nic... - urwała, gdy zdała sobie sprawę, że
jej ton brzmi nieco oskarżycielsko, a sama również nie
powiedziała mężowi o tym, co postanowiła. Czy to nie zakrawało
na hipokryzję?
-
Przepraszam. Zazwyczaj nie robię tego wcześniej, żeby nie
zapeszyć. Bałem się, że miasto wycofa się z oferty.
-
Ale chyba wygraliście przetarg, prawda? - zapytała, marszcząc
lekko brwi.
-
Tak, oczywiście, ale widzisz, tu zawsze chodzi o pieniądze. Chcą,
żeby to było zrobione szybko i mniejszym kosztem.
-
Rozumiem.
Zwinęła
się u jego boku, mocno się do niego tuląc. Potrzebowała jego
ciepła, by nabrać siły i odwagi. Potrzebowała jej teraz, gdyż
nie wiedziała, co będzie, gdy dowie się o szkole. Najpierw jednak
wypytywała Jacka o szczegóły związane z nową budową. Nie
chciała wyjść na ignorantkę. Niech wie, że ma w niej wsparcie i
może z nią rozmawiać o wszystkim.
Kiedy
zapadło milczenie, temat rozmowy został wyczerpany, Amelia uznała,
że czas odważyć się powiedzieć o decyzji jaką podjęła. Nie
musi być zadowolony, pomyślała sobie, w końcu miał prawo mieć
pretensje, że zrobiła coś bez jego zgody, ale nie ulegnie i nie
podda się, bo tak powiedział Jacek Krzyżanowski, jej mąż.
-
Skoro ty oblewasz swój sukces, to ja chcę oblać swój
– zaczęła niepewnie, odsuwając się od niego. Wstała, a potem
poszła do kuchni. W lodówce miała zaczętą butelkę
ulubionego wina. Zabrała jeden kieliszek i wróciła do męża.
-
Jaki sukces? - zapytał, kiedy usadowiła się wygodnie po drugiej
stronie kanapy. Zmarszczył brwi, ewidentnie zaciekawiony. Odetchnęła
i wzięła kieliszek wypełniony do połowy białym wytrawnym winem.
-
Zapisałam się do szkoły – wypaliła i upiła łyk wina, patrząc
na dno lampki. Usłyszała jak mąż wciąga powietrze ze świstem i
już wiedziała, że będzie musiała stoczyć zażartą bitwę.
-
I nie uzgodniłaś tego ze mną?
-
Wiesz, to nie jest tak, że nie szanuje twojego zdania, bo szanuję i
cenię je, ale mam wrażenie, że gdybyś mógł, to zamknąłbyś
mnie w domu jak jakąś kurę domową i nigdy nie wypuszczał –
wycedziła przez zęby, czekając na jego reakcję.
-
Cóż, gdyby była tak możliwość... - zaczął, ale
przerwał, gdy zobaczył błysk w oku żony. Była wściekła.
-
Jesteś pieprzonym egoistą, wiesz?! - krzyknęła wściekła i
podniosła się gwałtownie z kanapy odstawiając na bok lampkę
wina. - Jak w ogóle możesz nawet tak mówić? Chcesz
mnie zamknąć w domu, bo co?
-
Kocham cię.
-
I myślisz, że to jest dobry powód?! Chyba sobie kpisz! - Amelia nie zwróciła uwagi
na słowa Jacka. Krzyczała bez opamiętania, bo już nie mogła
znieść tego, w jaki sposób mąż podchodził do jej
przyszłości.
-
Nie słyszałaś, co powiedziałem? - zapytał, uśmiechając się do
niej ironicznie.
-
Co? - zapytała, bo, jak zauważyła z konsternacją, nie wiedziała,
co powiedział. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad jego
wypowiedzią. A on czekał. - Och – szepnęła tylko zaskoczona,
gdy w końcu ostatnie puzzle z układanki wskoczyły na właściwe
miejsce.
-
Och? Nie powiesz mi: ja ciebie też? Albo coś w tym stylu?
-
Jestem zaskoczona i... Nie wiem... Skąd mam wiedzieć, czy mówisz
prawdę? - zająknęła się i spojrzała na niego niepewnie, lekko
przygryzając wargę. Nie miała zwyczaju tego robić, ale bała się,
że powie coś za dużo. Była zaskoczona, roztrzęsiona tym, co
powiedział i nie wiedziała, czy może ufać własnemu umysłowi.
Tak wiele słów cisnęło jej się na usta.
-
No wiesz, chcesz dowodów? Myślałem, że to oczywiste. Jak
myślisz, dlaczego wpadłem w taką furię w szpitalu, gdy
usłyszałem, że chcesz rozwodu, bo, jak twierdziłaś, nic nas już
nie łączyło? Kochałem cię już wtedy i myśl o tym, że po
prostu odejdziesz doprowadzała mnie do szału. Nie chciałem cię
stracić, bo zbyt wiele dla mnie znaczyłaś. Przyznaję, nie
zachowywałem się jak zakochany mąż, ale kompletnie nie radziłem
sobie z tą sytuacją, w której się znaleźliśmy. Milczałem
i złościłem się na samego siebie, a ty popadałaś w coraz
większą melancholię i rozpacz. I, jeśli nie wierzysz w to, to
uwierz, że gdybym nic do ciebie nie czuł, nie wytrzymałbym tak
długo w małżeństwie, które powinno rozpaść się już
dawno.
Amelia
milczał całkowicie oszołomiona, zaskoczona i wzruszona. Nawet
jeśli gdzieś w głębi ducha czuła, że upór Jacka, by być
razem wiązał się z czymś więcej, niż praktycznym podejściem do
sprawy, to nadal wypierała to ze świadomości, twierdząc, że ich
związek nie ma racji bytu. W końcu nie pobrali się ze względu na
ich uczucia, ani nawet nie ze względu na Marysię, ale dlatego, że
dali się ponieść emocjom w tę jedną noc w wyniku czego zaszła w
ciąże.
-
Więc... - zaczęła, ale urwała, bo słowa nagle przestały mieć
jakiekolwiek znaczenie. Myśli uciekły z głowy i pozostała po nich
pustka. Koniecznie chciała coś powiedzieć, ale nic nie
przychodziło jej do głowy. A zwykłe „ja ciebie też” wydawało
jej się teraz zbyt banalne i oczywiste.
-
Więc zrozum to, że cię kocham. Właśnie ciebie, choć przez
ciebie nabawiłem się siwych włosów i zafundowałaś mi taką
huśtawkę nastrojów, że diabelski młyn przy tobie to jak
jazda na hulajnodze – powiedział na koniec, wzdychając ciężko,
jakby ta przemowa była bardzo wyczerpująca. Musiała jednak być,
bo gdy Amelia spojrzała na męża, wydał jej się nagle nieco
starszy. Dopiero teraz to zauważyła. Podeszła do niego, wyciągnęła
dłoń i opuszkami palców dotknęła policzka, na którym
już pojawił się lekki zarost. Jacek przymknął oczy i ręką
przycisnął dłoń Amelii do twarzy. Rozkoszował się jej ciepłem,
którego zawsze tak było mu mało.
-
Wiesz, siwe włosy zawsze możesz zafarbować na czarno, nikt nie
będzie wiedział. A takie huśtawki nastrojów są nawet
fajne, przynajmniej się nie nudziłeś – szepnęła. Patrzył na
nią przez chwilę, a potem oboje zgodnie parsknęli śmiechem.
Śmiali się długo i głośno, i żadne z nich nie chciało
powstrzymać tego. Zresztą, po co? Przecież było im tak dobrze.
-
Na litość boską! - usłyszeli nagle zdenerwowany głos Alicji.
Wkroczyła do salonu ubrana w dwuczęściową piżamę oraz puchaty
szlafrok. Włosy miała zaplecione w warkocz.
-
Co się stało, mamo? - zapytał rozbawiony syn, próbując
stłumić śmiech.
-
Możecie przestać krzyczeć? Co wy wyprawiacie?
-
Wyznajemy sobie miłość – odpowiedział całkiem szczerze i
puścił oczko zawstydzonej Melce. Alicja skrzyżowała ramiona i
próbując ukryć uśmiech, rzuciła z udawanym przekąsem:
-
Naprawdę, możecie robić to ciszej. - Odwróciła się na
pięcie, ale stanęła nagle w miejscu i zerknęła przez ramię,
kręcąc głową. - Oboje powinniście iść do okulisty. Nigdy nie
wiedziałam tak krótkowzrocznych ludzi. - Po tych słowach
wyszła. Amelia zerknęła na Jacka, ale ten patrzył w miejsce,
gdzie przed chwilą stała jego mama.
- Alicja ma rację – powiedziała i usiadła na kanapie,
mąż spoczął obok niej. - Długo nie widzieliśmy tego, co mamy
pod nosem.
-
Tak, może, ale czekam, aż powiesz, co do mnie czujesz.
-
Przecież wiesz, co czuję – mruknęła i wtuliła się w niego,
ciesząc się tą chwilą i zapamiętując z niej każdy szczegół.
To było ważne.
-
Ale to powiedz, chcę to usłyszeć.
-
Kocham cię. Chcę iść do szkoły i znaleźć pracę –
odpowiedziała, wyrzucając z siebie słowa jak z karabinu. Nie
widziała, ale czuła jak kręci głową i uśmiecha się ironicznie.
-
Przede wszystkim chcę, żebyś była szczęśliwa...
-
To dobrze, bo od tej pory będę dla ciebie idealną żoną –
powiedziała zadowolona i uśmiechnęła się do niego. Jacek
zmarszczył brwi.
-
Boże, to straszne. Ideały są okropnie nudne.
-
Jacek! - warknęła i zamachnęła się, by uderzyć go w ramię. -
Zdecyduj się w końcu, czego chcesz!
-
Jak pójdziesz ze mną do sypialni to ci pokażę, czego chcę.
Amelia
wstała, zaśmiała się cicho i skierowała do sypialni.
Koniecznie chciała się dowiedzieć, czego pragnął Jacek
Krzyżanowski.